Pokazywanie postów oznaczonych etykietą ekranizacje. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą ekranizacje. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 16 czerwca 2016

Jak być kochaną

Telewizja niedawno przypomniała Jak być kochaną (1962), film Wojciecha Hasa, który oglądam za każdym razem z dużą przyjemnością, choć ze względu na tematykę i gorzką wymowę do przyjemnych nie należy. Oglądam go właściwie dla Barbary Krafftówny, odtwarzającej postać głównej bohaterki: atrakcyjnej czterdziestolatki po przejściach.

Barbara Krafftówna

Podczas podróży samolotem do Paryża Felicja wspomina lata okupacji: nieodwzajemnione uczucie i – jak się miało okazać po latach – bezcelowe poświęcenie w imię ratowania kolegi z teatru zaowocowały przekreśleniem kariery aktorskiej i osobistą tragedią. Rola szekspirowskiej Ofelii próbowana krótko przed wybuchem wojny miała w sobie coś z proroctwa: Felicja co prawda przeżyła, ale została odtrącona przez swojego Hamleta (Zbigniew Cybulski) i środowisko, w poczuciu przegranej wycofała się z życia towarzyskiego. Przykre doświadczenia spowodowały, że z romantyczki zmieniła się w pozbawioną złudzeń dojrzałą kobietę.

Zarówno u Kazimierza Brandysa, którego opowiadanie posłużyło za kanwę scenariusza, jak i u Wojciecha Hasa, cała historia opowiedziana jest skrótowo, w formie monologu wewnętrznego Felicji. Obserwacje z podróży przeplatają się ze wspomnieniami – wyrazistymi epizodami okrojonymi ze słów i gestów do minimum. Bólu i rozgoryczenia głównej bohaterki można się tylko domyślać: po ironicznych uwagach, po częstym sięganiu po alkohol, po wycofaniu. Takie postaci zapamiętuje się na długo, zwłaszcza jeśli kreują je aktorki pokroju Barbary Krafftówny, która potrafiła nadać Felicji bardzo subtelny rys tragizmu i tajemniczości. 

A ponieważ opowiadanie i film zbudowane są z niedopowiedzeń, także odpowiedź na tytułowe pytanie (dość przekorne w kontekście fabuły) nie jest jednoznaczna. Bo przecież miłości nie może gwarantować jedynie zupa, mięso i kość z kawałkiem prostego życia, jak stwierdza główna bohaterka, w tym przypadku bez wyrzutu czy żalu. A może tylko udaje?

_________________________
Jak być kochaną (1962)
na podstawie opowiadania Kazimierza Brandysa
reż. Wojciech Jerzy Has
scen. Kazimierz Brandys
zdj. Stefan Matyjaszkiewicz
obsada: Barbara Krafftówna, Zbigniew Cybulski, Artur Młodnicki, Wieńczysław Gliński i inni


Więcej informacji na temat filmu TU.
Źródło zdjęcia: http://filmpolski.pl/fp/index.php


środa, 13 sierpnia 2014

Inne "Wichrowe wzgórza"

Nie przepadam za ekranizacjami klasyki realizowanymi w tzw. kostiumach z epoki i prawdopodobnie dlatego w ogóle nie zwróciłam uwagi na premierę kinową „Wichrowych wzgórz” (2011) w reżyserii Andrei Arnold. Szkoda, bo obejrzane niedawno na małym ekranie zrobiły na mnie ogromne wrażenie, a domyślam się, że na dużym robią jeszcze większe.


Brytyjska reżyserka (Fish Tank) poszła na żywioł – dosłownie i w przenośni. Przede wszystkim, pozwoliła sobie na istotne zmiany w stosunku do pierwowzoru literackiego: z Heathcliffa zrobiła czarnoskórego młodzieńca, dokonała skrótów fabularnych i inaczej niż Brontë rozmieściła akcenty. Nie należy oczekiwać kolejnej rzewnej historyjki o niespełnionej miłości, której bohaterowie polegują na malowniczym wrzosowisku i z zachwytem patrzą sobie w oczy. U Arnold raczej siłują się w błocie (rewelacyjna scena), czasem ranią nawzajem zachowaniem i milczą. Ich głęboką więź sygnalizują gesty solidarności i opiekuńczość, pamięć o wspólnie spędzonych chwilach.


Catherine i Heathcliff są nieokrzesani, działają impulsywnie i instynktownie, nie zawsze zważając na uczucia drugiej osoby. Ich miłość jest dzika jak przyroda, której są nieoderwalną częścią. W filmie uderza surowość otoczenia, pokazana przy pomocy prostych zabiegów. Zbliżenia na posłanie z owczej skóry, wysuszony oset, szamocącą się w pajęczynie ćmę lub upolowaną zwierzynę bardziej kojarzą się z filmem dokumentalnym niż fabularnym. Przeważają brązy, szarości i zgniła zieleń, słychać wyłącznie naturalne odgłosy: świst wiatru, szum ulewy, trzaskający ogień, z rzadka krótki dialog. W adaptacji Arnold tytułowe wzgórza niewątpliwie zasługują na swoją nazwę, bo wicher, chłód i wilgoć są dla widza namacalne.


Ekranizacja z 2011 r. wydaje się bardzo współczesna, a przy tym wiernie oddaje ducha epoki Brontë. W „Wichrowych Wzgórzach” uczucia górują nad rozumem, natura wypiera cywilizację, a zbuntowany bohater wchodzi w konflikt ze społeczeństwem. W romantyczny światopogląd jak najbardziej wpisuje się także rozdarcie Catherine i tragedia Heathcliffa, żywiołowość natury, tajemniczość i symbolizm. I choć w mojej ocenie jest to film raczej o Innym i zemście niż o miłości, interpretacja Arnold, mimo kilku odstępstw, nie kłóci się z oryginałem. Przeciwnie, jest bardzo „angielska” i to mi odpowiada.


_________________________________________
„Wichrowe wzgórza” (2011) Wielka Brytania
reż. Andrea Arnold
scen. Andrea Arnold, Olivia Hetreed
zdj. Robbie Ryan
obsada: Solomon Glave, Shannon Beer, James Howson, Kaya Scodelario, Nichola Burley, Lee Shaw


źródło zdjęć: Oscilloscope


wtorek, 12 listopada 2013

Kara boska

Wybierając się do kina na „Wenus w futrze”, nie miałam pojęcia, że otrzymam „trzy w jednym” czyli zgrabne połączenie literatury, teatru i kina. Punktem wyjścia jest opowiadanie Sacher-Masocha, którego adaptację reżyser Thomas Novacek (Mathieu Amalric) chce wystawić na scenie paryskiego teatru. Miejsce podrzędne, aktorki startujące do roli kobiecej beznadziejne, a sam reżyser tak nieporadny, że nie potrafi nawet pozbyć się spóźnionej na przesłuchanie Wandy (Emmanuelle Seigner). Ta wulgarna i mało inteligentna kobieta sprawnie wejdzie w rolę, by wkrótce całkowicie zdominować Thomasa.


Film Polańskiego można oglądać jako komedię, bo subtelna walka płci rozgrywająca się na scenie jest rzeczywiście zabawna. Gafy, przeciwieństwa charakterów oraz nieoczekiwane przemiany Wandy są siłą napędową tego filmu. Równie atrakcyjny jest temat przewodni czyli dominacja kobieca, tu w wersji ekstremalnej – aktorka i reżyser pracują wszak nad tekstem Sachera-Masocha. Powracające motto sztuki: „Bóg go ukarał i oddał w ręce kobiety” staje się przekleństwem Thomasa, który zostaje surowo ukarany. Czy aby słusznie? Mówi się, że to film o zemście kobiet na mężczyznach i trudno się z tym nie zgodzić. Wydaje mi się jednak, że Polański idzie znacznie dalej – nie tylko pokazuje rosnącą siłę kobiet, ale przestrzega przed ewentualnymi „nadużyciami”.  Novacek zostaje bowiem ukarany nie tylko za cudzy  tekst sprzed 200 lat, ale i za swoją szczerość i ufność, a nawet – paradoksalnie – za gotowość poddania się kobiecie. Najwyraźniej gniew bogiń jest równie ślepy co gniew bogów.

 
„Wenus w futrze” oglądałam z ogromną przyjemnością. Film jest inteligentny i dowcipny, dopracowany w najmniejszym szczególe (np. szminka Wandy ma ten sam rudawy odcień co skarpety Thomasa). W scenerii ograniczonej do jednego budynku, obsadą – do dwojga aktorów, Polańskiemu udało się stworzyć prawdziwy majstersztyk. Jest materiał literacki, jest nośny temat, są koncertowo zagrane role Amalrica i Seigner. W tym przypadku magia kina zadziałała w stu procentach.

____________________________________

"Wenus w futrze" (2013) Francja/Polska

reż. Roman Polański
wyst. Emmanuelle Seigner, Mathieu Almaric
więcej informacji tu



poniedziałek, 22 lipca 2013

Weiser

„Weiser” oglądany w kinie w 2000 r. nieszczególnie mi się spodobał. Zbyt krótki czas upłynął wtedy od lektury powieści Pawła Huelle, żeby nabrać dystansu i obejrzeć film jako niezależny twór. Przeszkadzały odstępstwa od pierwowzoru, nie do końca przekonywała obsada. Czas jednak robi swoje - po 12 latach pamięć i o książce, i o ekranizacji zwietrzała, pozostało tylko ogólne wrażenie.


Po raz drugi „Weisera” oglądałam w domu, na małym ekranie, bez nadzwyczajnego nagłośnienia czy superwizji. Mimo to, a może właśnie ze względu na kameralne warunki, byłam urzeczona. Przede wszystkim grą Marka Kondrata, który w wyważony sposób oddał udrękę głównego bohatera. Jego ból powodowany przykrymi wspomnieniami o wypadku z dzieciństwa i wyrzutami sumienia wobec zdradzonego kolegi udziela się także widzowi, do tego nie daje spokoju kluczowe pytanie: co się stało w tunelu z tytułowym Weiserem? Kondrat stworzył przejmującą i prawdziwą postać balansującą na granicy obłędu. To niełatwe, pokazać bohatera, który cały czas żyje na krawędzi, ale jej nie przekracza.


Przeciwwagą dla ponurej, dorosłej rzeczywistości „Weisera” są sceny retrospektywne. Ekran rozświetlają wtedy malownicze obrazki dziecięcych zabaw, kamera na dłużej zatrzymuje się na wybranych detalach. Najbardziej zwraca uwagę czerwona sukienka Elki, bardzo symboliczna dla całej historii. Tu zresztą po raz kolejny widać doskonałe wyczucie Marczewskiego: udało mu się uchwycić stan, w którym młodzieńcza fascynacja ustępuje miejsca budzącemu się erotyzmowi. Jednak co odróżnia „Weisera” od innych filmów opowiadających o dzieciństwie, to tajemnica granicząca z mistyką. Brzmi pompatycznie, ale w filmie (i powieści) tak jest: Dawid do końca pozostanie postacią enigmatyczną, a okoliczności jego zniknięcia każą myśleć o siłach nadprzyrodzonych.


Z perspektywy ponad dekady dostrzegam, że Marczewski jednak dobrze oddał klimat książki Pawła Huelle. Nie utracił nic z jej poetyckości, zagadkowości i precyzji, rzeczy nieuchwytne bezbłędnie przełożył na język filmu. A że odstępstwa są, cóż, takie prawo reżysera. Dla mnie "Weiser" to jedna z bardziej udanych ekranizacji w naszej kinematografii.


**********************************
 Weiser (2000)
 Scenariusz i reżyseria: Wojciech Marczewski
Zdjęcia: Krzysztof Ptak
Scenografia: Andrzej Kowalczyk
Muzyka: Zbigniew Preisner
Występują: Piotr Fronczewski, Janusz Gajos, Krzysztof Globisz, Krystyna Janda, Juliane Kohler, Marek Kondrat, Teresa Marczewska, Zbigniew Zamachowski

źródło zdjęć: Film Polski

wtorek, 2 października 2012

Sarny, karpie i odkurzacze

Rzadko się zdarza, żeby ekranizacja podobała mi się bardziej niż pierwowzór literacki, ale tym razem tak było. "Śmierć pięknych saren" Oty Pavla próbowałam już dwukrotnie, niestety sił starczało na jakieś kilkadziesiąt stron - książka nie była w stanie mnie wciągnąć. Co innego film Karela Kachyňy. Nie przeszkadzała mi ani średniej jakości kopia, ani kiepski lektor wyprzedzający czasem kwestie aktorów.


Oto bowiem główny bohater, ojciec synom i mąż potulnej żonie, postanawia, że zostanie najlepszym obwoźnym sprzedawcą odkurzaczy, a w rezultacie, niejako w nagrodę, zdobędzie "twierdzę" dyrektorowej. Do zadania zabiera się metodycznie, nie powstrzymają go ani chłopi mało wyrozumiali dla jakichkolwiek wynalazków, ani namiętne gospodynie, ani krewcy oficerowie zazdrośni o swoje kochanki. Na drodze do sukcesu zdarzają się i poważniejsze wpadki, któż w końcu choć raz w życiu nie dokonał nietrafionej inwestycji w postaci zakupu rzekomo zarybionego stawu. Tatko wychodzi jednak z opresji bez szwanku, kłopoty zaczynają się w chwili, gdy okazuje się, że ma niewłaściwe pochodzenie, za długi nos oraz zbyt duże i czarne oczy. Coś, co mogło uchodzić za komedię, przeradza się niepostrzeżenie w prawdziwy dramat.


Ekranizacja Kachyňy (1987) bez problemu wytrzymuje konkurencję z najlepszymi produkcjami starej szkoły filmu czeskiego. W "Śmierci pięknych saren" znajdziemy i humor, i zrozumienie dla ludzkich słabości, czyli elementy, za które szczególnie lubimy kino czeskie. Do tego dochodzi dobrze opowiedziana historia z barwnym bohaterem i miejscem na refleksję. Film jest na tyle świetny, że przyjdzie się chyba przeprosić z książką.


************************************
Śmierć pięknych saren (1987)

reżyseria: Karel Kachyňa
scenariusz wg książki Pavla Oty: Karel Kachyňa
obsada: Jan Jirásek, Dana Vlková, Karel Heřmánek, Valérie Čižmárová, Marta Vančurová, Zdeněk Dítě, Jan Přeučil

więcej informacji o filmie tutaj


środa, 9 listopada 2011

Emma Bovary doby PRL-u

Każda epoka ma swoją panią Bovary, PRL również. Film Zbigniewa Kamińskiego "Pani Bovary to ja" (1977) nie jest wierną ekranizacją powieści Flauberta, ale książka odgrywa w nim istotną rolę. To po jej przeczytaniu 30-letnia Anna (Jadwiga Jankowska-Cieślak) konstatuje, że ma wiele wspólnego z bohaterką powieści. Jej życie jest równie nudne (wychowuje kilkuletniego synka), z mężem ( Tomasz Grochoczyński) rzadko obecnym w domu rozumie się coraz gorzej, do tego dochodzą różnego rodzaju ograniczenia - na samochód trzeba długo czekać w kolejce, wycieczka do Włoch jest za droga, mieszkanie w bloku też nie jest szczytem marzeń. Sfrustrowana kobieta postanawia ubarwić swoją szarą egzystencję, od czego są w końcu oszczędności na książeczce PKO;). Zaczyna się szał zakupów, wizyty u kosmetyczki, potencjalny kochanek też się znajdzie.


Po raz pierwszy film Kamińskiego widziałam kilkanaście lat temu - bardzo mi się wówczas spodobał. Po raz drugi obejrzałam go niedawno (cykl "Polka w kinie" w Kino Polska), będąc na zupełnie innym etapie życia - wrażenia były jednak podobne. Główna bohaterka nie straciła na autentyczności, a jej rozgoryczenie nie różni się niczym od rozgoryczenia współczesnych 30-latek. Ten mało znany film zaskoczył mnie dobrym poziomem: jest sprawnie zrobiony i zagrany, pomysłowo wykorzystuje XIX-wieczną powieść (od czasu do czasu z offu słychać fragmenty "Pani Bovary" komentujące poczynania Anny) i najzwyczajniej w świecie wciąga. Co więcej, twórcy filmu pokusili się o własne zakończenie: główna bohaterka nie umiera, ale na swój sposób przegrywa. Myślę, że miłośnicy kina i literatury nie będą zawiedzeni.


*******************************
Pani Bovary to ja (1977)

reżyseria: Zbigniew Kamiński
scenariusz wg pomysłu Andrzeja Szczypiorskiego: Zbigniew Kamiński
muzyka: Franciszek Szubert
obsada: Jadwiga Jankowska-Cieślak, Tomasz Grochoczyński, Jerzy Radziwiłowicz, Krystyna Janda

Więcej informacji o filmie tutaj, choć streszczenia lepiej nie czytać - zdradza wszystko;(



środa, 27 lipca 2011

Piętno reż. Robert Benton

Po raz pierwszy "Piętno" obejrzałam jakieś pięć lat temu. Najpierw była lektura powieści Philipa Rotha "Ludzka skaza", która zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Film też mi się spodobał, ale po ponownym obejrzeniu - znacznie mniej.


Moje zarzuty są typowe dla ekranizacji, których pierwowzorem jest książka o złożonej problematyce: film zaledwie ją zasygnalizował. Reżyser zdecydował się na mieszankę melodramatu i dreszczowca, kwestię tożsamości głównego bohatera uznał za mniej ważną. Szkoda, bo to ona według mnie jest u Rotha najważniejsza. Tak czy inaczej, film nie jest zły, ogląda się go z niekłamanym zainteresowaniem. Z pewnością pomaga w tym świetna obsada czyli Anthony Hopkins i Nicole Kidman w rolach głównych. Wabik dla widza niezły, ale czy Kidman przekonuje jako dziewczyna od krów? Albo Hopkins jako potomek czarnych? Mnie niestety nie, choć przyznać trzeba, że grają doskonale. Natomiast Gary Sinise jako literat oraz Ed Harris jako weteran wojny w Wietnamie sprawdzają się już rewelacyjnie.

"Piętno" może się podobać. Historia czworga rozbitków życiowych wciąga i porusza. Jest mroczno i pesymistycznie, od początku wiadomo, że na szczęśliwe zakończenie nie należy liczyć. Mimo mankamentów do filmu Bentona jeszcze kiedyś powrócę, ale będzie to zasługa powieści Rotha, nie reżysera.

Więcej informacji o filmie i zdjęcia tutaj.

_____________________________________________________

"Piętno" reż. Robert Benton, prod. Francja/Niemcy/USA, 2003
_____________________________________________________



piątek, 11 marca 2011

Gomorra reż. Matteo Garrone

Jeśli ktoś oczekiwał drastycznych scen, może czuć się zawiedziony. Może zacząć się nawet zastanawiać, dlaczego w filmie o mafii sycylijskiej tyle się mówi o utylizacji toksycznych odpadów lub zakładach krawieckich. Okazuje się bowiem, że działalność mafii nie ogranicza się do prostytucji czy handlu bronią i narkotykami, ale obejmuje niemal wszystkie dziedziny życia. Film jest adaptacją książki Roberta Saviano pod tym samym tytułem i jej problematykę przedstawia w dużym skrócie. Nie oddaje wszystkich niuansów z bardzo prozaicznych przyczyn - aby pokazać funkcjonowanie mafii, potrzebny byłby serial.


Abstrahując od książki, "Gomorra" to moim zdaniem bardzo dobrze zrobiony film. Nie ma w nim malowniczych migawek z Sycylii, są za to opuszczone kamieniołomy i magazyny, paskudne osiedle domów albo odrapany betonowy pustostan. Przestępcy to zapuszczeni panowie w dresach, dalecy od stereotypu gangstera w ciemnym garniturze. Słowem - realizm. Reżyser przedstawił kilka luźno ze sobą powiązanych wątków, a z całej historii wniosek płynie jeden: przed mafią uciec się nie da. Jest się razem, albo przeciwko, nawet jeśli tylko (sic!) płaci się haracz.

Rzeczywistość przedstawiona przez Garrone jest przygnębiająca. Przeraża wszechobecność camorry, przerażają też nastolatkowie chętni wejść w jej struktury albo - co gorsza - w swojej naiwności założyć odrębną "strukturę". Powody do usunięcia niewygodnych lub niepokornych osób są często błahe, a wyroki nieubłagane i brutalne. Najbardziej przejmująca jest chyba jednak bezkarność przestępców i ciche przyzwolenie na ich poczynania. Policji prawie nie widać, nikt głośno nie ośmiela się protestować, jedynie Roberto (alter ego pisarza) rezygnuje z pracy w odpowiedzi na nieetyczne postępowanie szefa.

Film oglądałam w napięciu i w poczuciu rosnącego dyskomfortu psychicznego, co naturalnie nie pomniejsza jego wagi. Prosty i surowy, znakomicie pokazuje banalność zła. Osobiście wolę książkę, ponieważ dokładniej pokazuje mechanizmy działania mafii oraz wątki nieuwzględnione przez reżysera. Na mnie zrobiła kolosalne wrażenie, a świadomość, że macki camorry sięgają także Polski, daje do myślenia.

_______________________________________________

"Gomorra" reż. Matteo Garrone, dramat, Włochy, 2008
_______________________________________________

środa, 24 listopada 2010

Opętanie wg A. S. Byatt w telewizji


Dopisek z 26.11.2010 r. - po seansie

Film jest na tyle sprawnie zrobiony, że bez problemu udało mi się wytrwać do końca;). Duża w tym zasługa dwójki głównych aktorów (Paltrow, Eckhart), na których miło było popatrzeć, choć moim zdaniem byli zbyt atrakcyjni do wyznaczonych im ról. Reżyser skupił się na wątku współczesnym, przez co po drodze zagubiła się poetyckość powieści Byatt. Z drugiej strony przełożenie całego bogactwa "Opętania" na ekran jest po prostu niemożliwe, jako że o sile książki decyduje w dużej mierze jej misterny język.


Wątek romansu pary XIX-wiecznych poetów został mocno okrojony i spłaszczony: ot, kolejna romantyczna opowieść w wiktoriańskim stylu. Nie pomogła tu aktorka (Ehle) grająca jedną miną (która miała chyba podkreślać ogromną duchowość Christabell), ani nachalne odwołania do sztuki prerafaelitów. To, co u Byatt było fascynującą i głęboką historią miłosną, w filmie pokazano jako średnio oryginalną i raczej mało porywającą. Myślę, że reżyser (producent?) wyszedł z założenia, że dla widza o wiele ciekawsze będzie związek dwojga współczesnych bohaterów niż tych sprzed ponad 100 lat.

Ogólnie film nie jest zły, widzom nie znającym pierwowzoru literackiego może się spodobać. Zdecydowanie lepiej poznać książkę, bo ma wiele do zaoferowania. To lektura dla cierpliwych i wymagających, ale zdecydowanie warta wysiłku. Sama z chęcią przejrzę dzisiaj fragmenty powieści, a dzięki peek-a-boo i propagowanej przez nią akcji BAFAB będę mogła porównać sprezentowany przez nią polski przekład z oryginałem;).

*********************************************************
Emisja:
czwartek, 25 listopada, godz. 23:00 POLSAT

OPĘTANIE (POSSESSION)
dramat USA/Wlk. Brytania, 2002

Reżyseria: Neil LaBute Obsada: Gwyneth Paltrow, Aaron Eckhart


Intrygująca opowieść, oparta na wyróżnionej Nagrodą Bookera książce Antonii Susan Byatt. Dwoje współczesnych, młodych naukowców - Maud (Gwyneth Paltrow) i Roland (Aaron Eckhart) dokonuje pasjonującego odkrycia. W bibliotece uniwersyteckiej znajdują plik starych listów miłosnych, których bohaterami jest para wiktoriańskich poetów. Poznając historię ich namiętnego i tajemniczego romansu, Roland i Maud odkrywają nie tylko sekrety łączące dwoje artystów, ale także uczucie, które rodzi się między nimi samymi...

"Opętanie" to niezwykły, nastrojowy romans, a zarazem fascynująca wyprawa do świata literatury. Reżyser filmu NEIL LABUTE ("Siostra Betty" - nominacja do Złotej Palmy, "Przyjaciele i sąsiedzi", wielokrotnie nagradzany film "Między nami facetami") powierzył główne role Gwyneth Paltrow ("Zakochany Szekspir", "Genialny klan") i Aaronowi Eckhartowi ("Siostra Betty", "Erin Brockovich"). Na ekranie zobaczymy także Jeremy'ego Northama ("Gosford Park", "Enigmat") i Jennifer Ehle ("Backbeat", "Kropla słońca").