Pokazywanie postów oznaczonych etykietą lit. holenderska. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą lit. holenderska. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 27 maja 2014

Teoretycy samobójstwa

Szczęśliwi ci, którzy nie wiedzą, co to bezsenność. Główna bohaterka mini-powieści „Śpij!” zalicza się do grupy pechowców, którzy nie mogą zasnąć od tygodni, a nawet miesięcy. Nie pomaga absolutnie nic: bieganie przed snem, ciepłe mleko z miodem, ćwiczenia oddechowe, lektura, używki, ani medykamenty łykane w ilościach hurtowych. Maja w desperacji wpada na dość szalone pomysły, jednym z nich jest sprawdzanie w środku nocy, kto spośród mieszkańców osiedla również nie śpi. W ten sposób poznaje równie mocno niewyspanego Benoita.


Verbeke potraktowała bezsenność jako pretekst do pokazania dwóch pokiereszowanych przez życie osób, które więcej dzieli niż łączy, a mimo to potrafią – nie bez oporów, fakt – zaprzyjaźnić się. Samotnik po pięćdziesiątce, od lat zmagający się z traumą z dzieciństwa i młoda, wykształcona, aczkolwiek niespełniona kobieta, oprócz dużej ilości wolnego czasu niewiele mogą sobie oferować, ale kto wie, może to jest właśnie klucz do budowania więzi. Główny pomysł sam w sobie być może nie jest oryginalny, ale historia wciąga bez reszty i zmusza czytelnika do kibicowania tej dwójce nieszczęśników. Można tylko żałować, że z trzeba szybko się z nimi pożegnać – książka liczy sobie zaledwie 112 stron.

„Śpij!” jest zarazem gorzka i nieco zwariowana, co dla mnie stanowi bardzo udane połączenie. Owszem, obraz choroby Mai i Benoita nie nastraja optymistycznie, a zgodnie z opinią Ciorana „Człowiek cierpiący na bezsenność jest siłą rzeczy teoretykiem samobójstwa”, opowieść Verbeke daje jednak nadzieję. Niby prosta „książeczka”, ale gdy wczytamy się dokładniej, widać dobrze przemyślaną konstrukcję i zniuansowaną fabułę. Całość bardzo dojrzała, nie tylko jak na debiut.


______________________________
Annelies Verbeke Śpij!
przeł. Małgorzata Woźniak-Diederen
Draft Publishing, Warszawa 2014



poniedziałek, 13 lutego 2012

Rachatłukum czyli ruda Olga


"Rachatłukum" Wolkersa jest jedną z najlepszych książek o miłości, jakie kiedykolwiek czytałam. To historia opowiedziana jednym tchem, w której buzują skrajne emocje. Wściekłość konkuruje ze smutkiem, rozgoryczenie sąsiaduje z tkliwością. Tu nie ma uczuć letnich i być może dlatego całość pozostawia czytelnika wymiętym, nie daje szybko o sobie zapomnieć.


Oto opowieść o atrakcyjnej Oldze, córce sklepikarzy i bezimiennym początkującym rzeźbiarzu. Jest namiętność, jest sztuka, jest zderzenie dwóch odmiennych światów. Z góry wiadomo, że problemy będą, narrator zresztą już w pierwszym zdaniu oznajmia, że dziewczyna go zostawiła. Rwanym tokiem, w dosadnych słowach, opowiada o swoim związku z rudą pięknością, któremu na drodze stanęły przesądy klasowe. Nieważne, że rzecz dzieje się w Holandii w latach 60-tych: niepokorny artysta nie zawsze mieści się w drobnomieszczańskim pojęciu poukładanego życia.

Romantyczności tu jak na lekarstwo, bohaterowie do sympatycznych nie należą, a jednak "Rachatłukum" jest piękną i przejmującą książką o miłości. Nie wzruszającą, ale właśnie przejmującą. Na tym chyba między innymi polega różnica między tanim melodramatem a dobrą historią miłosną. U Wolkersa jest coś jeszcze: maksimum treści w minimum objętości czyli cecha nie tak często spotykana w literaturze. Gorąco polecam.

______________________________________________________________________

Jan Wolkers "Rachatłukum", tłum. Andrzej Dąbrówka, Wyd. Iskry, Warszawa, 1990
______________________________________________________________________