Pokazywanie postów oznaczonych etykietą McCammon Robert. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą McCammon Robert. Pokaż wszystkie posty

10 października 2024

Słuchacz - Robert McCammon

 

Wydawnictwo: Vesper
Liczba stron: 372
Pierwsze wydanie: 2018
Polska premiera: 2023

Roberta McCammona zaczęłam włączać do grona ulubionych pisarzy po tym jak zachwyciłam się Łabędzim śpiewem oraz Dziedzictwem Usherów. Sięgając po Słuchacza byłam więc przekonana, że czeka na mnie kawał dobrej historii w kingowskim stylu. Akcja rozgrywa się w 1934 roku, kiedy skutki Wielkiego Kryzysu są w Stanach Zjednoczonych bardzo silnie odczuwalne. Panują nie tylko bieda i głód, ale też bezprawie, gdyż w takich warunkach przestępcy wyrastają jak grzyby po deszczu. Jednym z nich jest John Partlow, który żyje z drobnych oszustw i naciągania ludzi. Kiedy mężczyzna poznaje przebojową, szaloną wręcz Ginger La France, zaczyna wierzyć w to, że razem zrobią wielki skok i już nigdy nie będą musieli martwić się o pieniądze. Ginger jest piekielnie atrakcyjna, ma głowę do przestępczych interesów i zero skrupułów, więc wydaje się, że oboje będą niczym słynni Bonnie i Clyde. Na drodze staje im jednak Curtish Mayhew. Młody mężczyzna pracuje jako tragarz na dworcu kolejowym i dla pasażerów jest praktycznie niewidoczny. Jednak Curtis skrywa osobliwy dar, dzięki któremu słyszy więcej niż inni. Pewnego dnia odbiera rozpaczliwe wołanie o pomoc i miesza się w sprawę znacznie wykraczającą poza jego dotychczasowe doświadczenia.

Tak jak wspomniałam, byłam przekonana, że Słuchacz okaże się bardzo dobrą, satysfakcjonującą lekturą, którą będę mogła polecać innym. Niestety nie do końca tak się stało i mam lekką trudność ze wskazaniem przyczyny. Na pewno mogę przyznać, że powieść nie pochłonęła mnie tak jak wymienione wcześniej dzieła McCammona. Dość długo wgryzałam się w akcję, czekając na kulminacyjne zdarzenie, przez co nie czułam potrzeby częstego sięgania po książkę. Jak mi się przypomniało to brałam powieść do ręki, ale dopiero na samym końcu niechętnie odrywałam się od lektury. Być może to wina wydawcy, ponieważ na okładce znajduje się informacja zdradzającą czym ma być ten wielki skok bohaterów, więc przez połowę książki po prostu czekałam aż wreszcie dojdzie do tego, co zostało zdradzone w streszczeniu. Być może pisarz tym razem nieco przedobrzył i za dużo miejsca poświęcił na pokazanie czytelnikowi jacy są bohaterowie, do czego dążą, o czym myślą zamiast szybciej rozwinąć akcję. A może po prostu Słuchacz do mnie nie trafił tak jak się spodziewałam i nie ma się nad czym rozwodzić.

Doceniam to, że McCammon tak dokładnie przedstawił realia panujące w USA lat 30. XX wieku. Pokazał duże rozwarstwienie społeczeństwa, opisując zarówno bohaterów zmagających się z biedą, jak i tych, którzy zbili fortunę i nawet kryzys nie jest w stanie wyrządzić szkód w ich majątku. Doskonale widać frustrację Partlowa i panny La France, którzy zazdroszczą bogatym, przekonując samych siebie, że z pewnością wszyscy zamożni ludzie dorobili się swoich pieniędzy nieuczciwie, więc ich działania to tylko wymierzanie sprawiedliwości. W kontrze do nich stoi Curtis Mayhew, który stara się zawsze postępować właściwie i wierzy, że nawet najprostsze obowiązki powinno się wykonywać sumiennie. Mężczyzna jest czarnoskóry, co w ówczesnych realiach automatycznie oznacza niższą pozycję społeczną i konieczność codziennego tolerowania rasistowskich zachowań. Autor nie śpieszy się z połączeniem wątków wymienionych bohaterów, pozwalając, by czytelnik bardzo dokładnie  poznał charakter każdej z postaci. Z jednej strony to dobra decyzja, ponieważ możemy spojrzeć na wydarzenia z różnych perspektyw, poznać protagonistów o skrajnie odmiennych wartościach i wyrobić sobie zdanie na ich temat. Jednak z drugiej, na tym zabiegu traci dynamika akcji.

Wątek nadprzyrodzony manifestuje się poprzez zdolności Curtisa, które chyba można określić jako telepatię. Bohater potrafi porozumieć się z niektórymi osobami na odległość i to okaże się kluczowe, kiedy zetknie się z parą przestępców. Nie ma w tym wielkiej zagadki ani tajemnicy, ale właśnie to telepatyczne przekazywanie wiadomości stanowi sedno intrygi. Jak już wspomniałam, pod koniec powieści wreszcie poczułam, że historia zaangażowała mnie na tyle, iż nie chciałam odkładać książki na bok. Szkoda tylko, że zakończenie jest średnio udane. Mam żal do autora za to, że jedna z postaci poświęca się dla innych, a jej motywacja jest dość niejasna. Czytelnik musi uwierzyć, że bohater postępuje w ten sposób „bo tak trzeba” i koniec. Nie spodobała mi się ta decyzja autora również ze względu na stereotypowy wydźwięk, ponieważ oto dostajemy SPOILER grzecznego, ubogiego czarnoskórego mężczyznę, który oddaje życie za białe dzieci z zamożnej rodziny. Czy jest jakoś szczególnie z nimi związany? Nie. Czy śmierć przyszła nagle, a bohater zupełnie się tego nie spodziewał? Nie, wszystko wskazywało na to, że Curtis nie wróci cały i zdrowy do domu, a mimo to nawet się nie zawahał. Na dodatek wiemy, że jego matka wciąż nie pogodziła się ze śmiercią męża i w zasadzie żyje jedynie dla syna. Curtis jest dobrym dzieckiem, dba o matkę jak może, ale kiedy dochodzi do porwania dzieci to jakby zupełnie zapomniał, że kładzie na szali swoje zdrowie, życie, a także los najbliższej osoby, która prawdopodobnie nie podniesie się po stracie syna. Oczywiście McCammon wymyślił zupełnie idiotyczny i nieprawdopodobny zwrot akcji, zgodnie z którym matka Curtisa po śmierci syna wyjeżdża w rodzinne strony, wychodzi za mąż i „żyje długo i szczęśliwie”. Skąd takie rozwiązanie? Nie mam pojęcia, bo wcześniej kobieta jest absolutnie załamana oraz przekonana, że jej życie się skończyło wraz z wypadkiem męża, a tu nagle okazuje się, że dołożenie kolejnej tragedii było tym, co wyrwało ją z marazmu. Zupełnie tego nie przyjmuję jako wiarygodne zakończenie.

Ocena: 3.5 / 6

12 października 2023

Dziedzictwo Usherów - Robert McCammon

 

Wydawnictwo: Vesper
Liczba stron: 552
Pierwsze wydanie: 1984
Polska premiera: 2023

Szukałam angażującej, rozbudowanej powieści grozy, która pochłonie mnie na wiele godzin i zupełnie oderwie od rzeczywistości. Wybrałam Dziedzictwo Usherów i okazało się, że to był strzał w dziesiątkę. Nie czytałam słynnej noweli Poego, więc przez chwilę martwiłam się, że nieznajomość tej historii wpłynie negatywnie na odbiór książki McCammona, ale na szczęście nic takiego się nie wydarzyło. Pisarz osadził akcję w XX wieku, a bohaterami powieści uczynił potomków „tych” Usherów, pokazując jak rodzinne imperium rozrosło się i wzmocniło swoje wpływy dzięki produkcji oraz handlem bronią. Trzydziestoczeroletni Rix jest uważany za czarną owcę rodu. Nie dość, że nigdy nie interesował się firmą i nie próbował udowodnić, że jest godnym następcą ojca, to na dodatek kilka lat temu wyjechał z Usherlandu, praktycznie zrywając kontakty z bliskimi. Teraz wraca do domu, by pożegnać się z umierającym ojcem. Po przekroczeniu progu posiadłości odżywają w nim wszystkie wspomnienia oraz lęki. Riksa nawiedzają koszmary, a stare historie o grasującym po lesie potworze wydają się przerażająco prawdziwe. W powieści pojawia się także odważna dziennikarka z lokalnej gazety, usiłująca rozwikłać sprawę tajemniczych zniknięć dzieci, do których od lat dochodzi w okolicy oraz nastolatek imieniem New, odkrywający, że dysponuje pewnymi nadnaturalnymi zdolnościami.

24 grudnia 2017

Łabędzi śpiew. Księga II - Robert McCammon


Wydawnictwo: Papierowy Księżyc
Liczba stron: 552
Pierwsze wydanie: 1987
Polska premiera: 2013

Pierwsza część Łabędziego śpiewu oczarowała mnie bogactwem świetnie wykreowanych, interesujących postaci oraz budzącymi grozę opisami postapokaliptycznej rzeczywistości. Tuż po trwającej kilkanaście minut wojnie atomowej, ze Stanów Zjednoczonych nie zostało prawie nic. Większość obywateli zginęła w ciągu pierwszej doby, inni zmarli nieco później z głodu, wyziębienia oraz skutków choroby popromiennej. Wielkie miasta niemal zupełnie zostały zmiecione z powierzchni ziemi, a mniejsze osady obróciły się w pył. Ale niektórym ludziom udało się przetrwać i pomimo tragicznych okoliczności znaleźć wolę życia i siły, by walczyć o każdy kolejny dzień. W księdze pierwszej Robert McCammon zawiązał akcję, pokazując kilkoro bohaterów w rozmaity sposób radzących sobie z egzystencją w nowym, przerażającym świecie. Szczegółowo nakreślił obraz upadłej cywilizacji, pokazując przy tym cały przekrój ludzkich zachowań i postaw. Nie zapomniał także o tym, że zło nigdy nie znika, a jedynie przyczaja się, by w odpowiednim momencie znów zatruwać umysły i pobudzać chore pragnienia.

19 kwietnia 2016

Łabędzi śpiew: Księga I - Robert McCammon


Wydawnictwo: Papierowy Księżyc
Liczba stron: 524
Pierwsze wydanie: 1987
Polska premiera: 2013 

Gdybym miała wytypować najbardziej prawdopodobny scenariusz końca świata, obstawiałabym wybuch trzeciej wojny światowej skutkujący odpaleniem broni jądrowej i obróceniem naszej planety w pył. Wojna atomowa. Konflikt nuklearny. Zdaje się, że już samo przeczytanie lub wypowiedzenie tych słów budzi zaniepokojenie oraz lęk. Bohaterowie powieści Roberta McCammona od wielu miesięcy śledzili doniesienia o rosnącej agresji pomiędzy Stanami Zjednoczonymi a Rosją. Jedni byli przekonani, że cały ten medialny szum jest przesadzony, inni przygotowywali się na najgorsze, szukając podziemnych schronów, w których mogliby przetrwać ostateczne starcie mocarstw. Byli też ludzie zbyt zajęci walką o byt, żeby przejmować się sprawami kompletnie od nich niezależnymi. Jednak nieważne, kto jaką postawę przyjął, bo jak się wkrótce okazało, deszcz atomowych bomb zaskoczył wszystkich. W ciągu kilku minut z powierzchni ziemi zniknęły amerykańskie metropolie, a małe miasteczka i wsie stały się cmentarzem dla milionów ludzi.

Powieść koncentruje się na losach bohaterów, którzy jakimś cudem przetrwali atak. Autor w ciekawy sposób zawiązuje intrygę, ponieważ postaci nie tworzą jednej grupy, ale ich ścieżki zbliżają się do siebie, co pozwala przewidywać, że w pewnym momencie dojdzie do wielkiego spotkania. Czytelnik poznaje bezdomną żebraczkę z Manhattanu, czarnoskórego zapaśnika Josha, niezwykłą dziewczynkę o imieniu Swan, która rozumie mowę zwierząt i wie, co czują ginące rośliny. Jest również nastolatek zafascynowany wszystkim, co związane z wojskiem i sztuką przetrwania, a także pracujący dla pewnego milionera pułkownik Macklin. Każda z tych postaci inaczej zachowuje się w obliczu końca świata, chociaż wszystkim przyświeca ten sam cel – przeżyć kolejny dzień. Poparzeni, brudni, okaleczeni i osamotnieni ludzie wędrują od jednego zniszczonego miejsca do drugiego w poszukiwaniu pożywienia i jakiegokolwiek schronienia. Jedni niespodziewanie odkrywają w sobie ogromną wolę walki i siłę do niesienia pomocy, inni natomiast sami stają się zagrożeniem, wierząc, że tylko w ten sposób uda im się przetrwać w postapokaliptycznej rzeczywistości.

Na pierwszy rzut oka może wydawać się, że natłok protagonistów wprowadza do historii chaos, ale zapewniam, że nic takiego nie ma miejsca. Pisarz doskonale przemyślał każdy wątek, dlatego nie ma mowy o dezorientacji. Stopniowo przedstawia bohaterów i czytelnik poznaje wszystkich jeszcze zanim ich życie zostanie zrujnowane przez wojnę nuklearną. Taki zabieg daje szansę na lepsze zaznajomienie się z charakterami postaci, a co za tym idzie pełniejsze wniknięcie w ich psychikę. Każda z wymienionych w poprzednim akapicie osób jest na swój sposób wyjątkowa i każda przechodzi metamorfozę. Autorowi udało się stworzyć intrygujących, choć teoretycznie zwyczajnych bohaterów, którzy różnymi sposobami walczą o życie. Niepostrzeżenie zaangażowałam się w ich zmagania i z rosnącym napięciem obserwowałam jak usiłują poradzić sobie w tej dramatycznej sytuacji. Jak już wspomniałam protagoniści w większości są sobie obcy, więc jeśli łączą się w grupy, muszą nauczyć się współpracy, a to często okazuje się znacznie trudniejsze niż rywalizowanie ze sobą.

Świat przedstawiony przez McCammona to spełnienie najgorszego koszmaru ludzkości. Z naszej pięknej planety zostały jedynie radioaktywne zgliszcza. Nie istnieje nawet skrawek zielonego terenu, nie słychać śpiewu ptaków, nie ma również światła słonecznego, przez co w środku lata po wymarłej powierzchni Ziemi szaleją śnieżyce, tornada i ulewne deszcze. Współczesna cywilizacja skończyła się w mgnieniu oka i nic nie wskazuje na to, by kiedykolwiek mogła się odrodzić. Czy znajdując się w takiej rzeczywistości można jeszcze mieć chęć do życia? Jak odnaleźć wolę walki, gdy ze starego świata nie pozostało prawie nic? Czytanie Łabędziego śpiewu pobudza do stawiania sobie takich pytań i snucia refleksji na temat kurczowego trzymania się doczesności. Pisarz nie daje gotowych odpowiedzi, ale pokazuje różne motywacje i postawy bohaterów, wyjaśniając, dlaczego nie załamali się, mimo dramatycznych okoliczności. Przyznam, że opisy postapokaliptycznego krajobrazu i wszystkich trudności wynikających z konieczności odnalezienia się w nowej rzeczywistości, uważam za ogromną wartość powieści. Autor pomyślał o wszystkim, pokazując jak protagoniści zmagają się z trudnymi warunkami pogodowymi, głodem, chorobą popromienną, tęsknotą za bliskimi, problemami psychicznymi wynikającymi z ciągłego kontaktu ze śmiercią oraz świadomości, że szansa na poprawę sytuacji jest bliska zeru.

Książka Roberta McCammona przypomina mi nieco Drogę McCarthy’ego, z tym że Łabędzi śpiew uważam za przystępniejszą i ciekawszą opowieść. Nie jest pozbawiona wątków związanych z dylematami moralnymi postaci czy krwawą walką o przetrwanie, a przy tym odznacza się szybszym tempem rozwoju akcji. Warto też pamiętać, że dzieło McCammona jest starsze, więc istnieje możliwość, iż autorowi Drogi posłużyło za inspirację. W trakcie lektury Łabędziego śpiewu nasunęło mi się także skojarzenie z twórczością Stephena Kinga. Wprawdzie nie znam jeszcze Bastionu, do którego utwór McCammona bywa często przyrównywany, ale mam wrażenie, że sam styl pisania oraz pewne zabiegi, jak chociażby wprowadzenie wątku fantastycznego, tłumaczą konotacje z dziełami króla grozy.

Pomijając kwestie powiązań z innymi powieściami, z czystym sumieniem mogę polecić tę książkę każdemu miłośnikowi historii o burzliwym końcu cywilizacji. Jestem pod wrażeniem rozmachu, szczegółowości świata oraz portretów psychologicznych postaci. Jedyny mankament jaki mogłabym wskazać związany jest z nagłym przerwaniem historii. Księga I urywa się bez wyrazistej konkluzji, wywołując w czytelniku niedosyt i zdziwienie, że nie ma już kolejnej strony. Jednak nie mogę mieć pretensji do autora, gdyż podział dzieła na osobne części to decyzja polskiego wydawcy. Moim zdaniem kompletnie chybiona, bo wyraźnie czuć, że opowieści brakuje zakończenia i aż prosi się, żeby nie przerywać lektury w takim momencie. Oczywiście niech was to nie zniechęci do czytania, ponieważ książka McCammona naprawdę zasługuje na uwagę. 

Ocena: 5 / 6

Łabędzi śpiew: Księga I
Łabędzi śpiew: Księga II
 
Książka przeczytana w ramach wyzwań: Z półki, Czytam literaturę sprzed XXI wieku.