Strony

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą dieta. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą dieta. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 22 czerwca 2010

Lato

od wczoraj sie rozgoscilo, swieci sloncem w oczy, i przekonuje, ze juz w ten weekend temperatura da nam popalic. No i super, mnie to pasuje, tylko jest jeden problem, przytylam i zle mi z tym. Zatem co by zlikwidowac problem nalozylam sobie kaganiec i pilnuje tego co jem. Minus taki, ze nie moge w tej chwili pozwolic sobie na kupowanie tego co mi sie chce, i czego mi potrzeba wiec jem dosc niedbale. Nic to postaram sie jakos z tego wybrnac i przede wszystkim zapanowac nad apetytem na slodycze!! Zgrozo, to moj wrog, wiec jak mawiaja Ci co to lubia popic, leje tego wroga w morde... tylko dlaczego akurat w swoja?!?! Bez sensu! Wiec szlaban na takie smaczki, szczegolnie, ze za 2 tygodnie przyjezdza syn R., i cos kolo 10 lipca przyjezdza moj osobisty tesc do szwagierki, moze sie wiec zdarzyc, ze i my sie tam pojawimy i nie chce sie pokazac z tej strony, z jakiej widac mnie teraz... no to czasu mam niewiele, ale tak to jest jak sie czlowiek budzi na ostatnia chwile.. wrecz z przyslowiowa reka w nocniku... cholera oby nie bylo dla mnie za pozno!

P.S.
Wczoraj Francja swietowala pierwszy dzien lata bawiac sie przy muzyce. Pierwszy dzien lata to i Fête de la Musique... tak swietowali, ze spac sie nie dalo, niby mam 10 min spacerkiem do starowkowego rynku, ale coz decybele nie znaja ograniczen, to i probowaly sie wdzierac do naszego mieszkania, uderzajac w okna... pozostalam jednak twarda i dalam im odpor opuszczajac rolety zewnetrzne... no to przy odchudzaniu tez musze sobie tak zrobic, najlepiej zakleic otwor gebowy, zeby nic do niego nie wpadalo nadprogramowego!

I to tyle w temacie na dzis... w sumie to o niczym ten post.... no bo i nie dzieje sie nic interesujacego o czym mozna by pisac... przynajmniej na razie! :)

niedziela, 3 maja 2009

majowo

Wiosna sie zaczela. Rano budzi nas spiew ptakow, szkoda tylko, ze jest dosc chlodno... w polandzie jednak temperatura bardziej sprzyja.

U mnie wszystko toczy sie niby leniwie, ale czasem cos gruchnie dosc glosno. Zycie jakos toczy sie swoim rytmem, odliczaniem czasu do kolejnych wakacji spedzonych wraz z Latorosla, spotkaniami ze znajomymi, rodzina... a przede wszystkim wzielam sie za siebie i za swoj wyglad.
Zrzucilam juz (od 23 marca) 6 kilo i sporo centymentrow z obwodow, czuje sie fantastycznie i zdarza mi sie co raz czesciej kupowac sobie fajne ciuchy :))
Koledzy R. zaczynaja co raz glosniej mowic mu o tym jak mu zazdroszcza takiej zony, ba nawet w jego towarzystwie zaczynaja mnie adorowac, prawia komplementy :)) No i dobrze!!

Zdarza sie, ze mam z R. ciezsze chwile, bardzo nawet ciezkie, nie bede sciemniac, zdarzylo mi sie juz nawet postawic sprawe na ostrzu noza i powiedziec, ze pewne rzeczy mnie tak wkurzaja, ze jesli sie nie zmienia, to niestety ale nasz zwiazek moze wowczas nie przetrwac. Nie jest to straszenie, szantaz emocjonalny rowniez nie... to raczej chec dbania o sama siebie! Wyostrzyl mi sie instynkt samozachowawczy, wiem, ze zycie to nie tylko slodycz, ze to takze slony smak codziennosci.
Mimo wszystko ja sama jestem dla siebie najwazniejsza, w koncu bycie w zwiazku nie moze byc udreka dla jednej ze stron, przynajmniej ja sklonnosci do masochizmu nie wykazuje.

Nie myslcie tylko sobie, ze przechodzimy jakis kryzys :) bo sprawa jest przegadana i zyjemy dalej, a R. musze powiedziec, ze stara sie bardzo. Ciesze sie z tego, bo to znaczy, ze proces myslowy mu sie jednak jakis wlaczyl ;)

A w ogole to ponad tydzien temu zaczelo mi sie troche chorowac. Nerki znow daly znac o sobie (odmiedniczkowe zapalenie nerek), biore antybiotyk, poza tym w tym samym czasie przyplatala sie do mnie grypa z mega temperatura i katar wprost okropny. Na szczescie czuje sie juz dobrze i od tygodnia nie leze juz w lozku :)) oby tylko teraz wyniki USG i innych badan byly dobre, bo jesli nie to znow czeka mnie jakies leczenie, a na to mi szkoda kasy... wole ja wydac na ciuchy, bo przez to chudniecie to musze garderobe wymienic ;PP

... no i jak widzicie... zyje sobie jakos ... a moj slubny tak kombinuje, mysli i planuje zeby w koncu kupic dom, a nie wynajac... i ciagle powtarza, ze najlepiej zeby mial niebieskie okiennice, a jak nie bedzie takowych mial to je sam pomaluje... bo to ja wlasnie o takim domu marze :))) koniecznie z niebieskimi okiennicami, i predzej czy pozniej bede taki dom miala :)))

pierwszy wiosenno-majowy spacer nad morzem :)))

niedziela, 22 marca 2009

wow!!!

Jejku to sie porobilo :))

Ja sie wzielam za siebie i staram sie zrzucic zaslonienie, co mi tu sie przyplatalo ;) Dlatego mnie nie ma w glownej mierze :)
Zmieniam moi drodzy diete i upatruje w tej zmianie sposobu zycia na reszte zycia, trzymajcie prosze za mnie kciuki :) najwazniejsze jest to, ze ta dieta nie polega na glodzeniu sie wiec jestem bezpieczna hehehe Zdradze wam teraz nazwe tej diety zebyscie w nieswiadomosci nie zyli i ciekawosc swa zaspokoili ;) zatem jest do dieta South Beatch czyli Plaz Poludniowych (dla ciekawskich proponuje wklepanie sobie tego w google i wszystko bedzie jasne).

Najwazniejsza jest jednak wiadomosc dzisiejszego dnia :D
4 kwietnia jedziemy po Syna R. do Dojczlandu i zabieramy go do siebie na Swieta Wielkiej Nocy!!! Nawet nie wyobrazacie sobie jacy jestesmy szczesliwi!!!! :)) Po prostu, no cudnie jest :)) Bedziemy razem dwa tygodnie, szok jakis!!!
Moj slubny spedzi w koncu pierwsze Swieta z wlasnym dzieckiem od kilku lat!!!!!

Ja tez jestem szczesliwa, ale wiadomo tak inaczej... boje sie jednak troche... jak zawsze, bo Tata to jest Tata, a ja... tak naprawde obca baba, zona Taty... no nic na to nie poradze...
Mimo wszystko euforia jest :))
Moglo by sie wiec juz od tego momentu zaczac ukladac wszystko po naszej mysli, bo jak do tej pory bylo dosc pod gorke, ba nawet czasami byl dolek i od dluzszej chwili trwamy w zawieszeniu, bo z naszych planow nic sie nie krystalizuje... idzie wiec stracic wiare i zapal do dzialania!
U mnie piekna wiosna trwa nadal... sezon grillowy w pelni :D Zycze Wam tego samego!!!

Wiadomosc z ostatniej chwili:

Wczoraj tj. 23 marca siostra R. zrobila test... no i jest w ciazy!!!
Ale jazda :)

Ciesze sie, ale...wiadomo...
ze smutkiem i zalem musze radzic sobie sama. Na razie nie placze, to chyba dobrze, moze to oznacza jakis progres. Nawet nie wiecie jak zazdroszcze jej i mojemu R. ze maja swoje dzieci.
Wiem, ze to uczucie nie jest dobre, ale nie potrafie sobie z tym poradzic jakos. Siostra R. troche bala mi sie powiedziec, bala sie mojej reakcji. Dobrze ja rozumiem. Jednak ja sie naprawde ucieszylam, bo przeciez to jest piekna wiadomosc :)))) to, ze mnie zabolalo w srodku to przeciez moj problem, a nie jej. Zatem niech sie dziewczyna cieszy, a dzidzia rosnie piekna i zdrowa :))
Zaluje tylko, ze nie potrafie na ten temat rozmawiac z R.

No i doopa. Teraz mnie czeka kilka miesiecy zycia wokol ciazy...
Niezly test mam do przerobienia.
Czyzby Ten na Gorze chcial mnie egzaminowac?
Nie wiem czy podolam!