Strony

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą samochod. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą samochod. Pokaż wszystkie posty

sobota, 12 czerwca 2010

spotkanie


Jak widac na zalaczonym obrazku bylo fajnie :))
Prawde mowiac czlowiek sie nagadac nie mogl... baby, jak to baby czuja niedosyt, bo wiadomo, ze kobitom to sie geby nie zamykaja, Zeby nie bylo, to nie mowie, ze wszystkie cechuje ta gadatliwosc, no ale jednak znaczna wiekszosc :)) Faceci tez w sumie nie odbiegaja od tej normy, szczegolnie, ze jakos naturalnie podzielilo sie to nasze grono na meskie i zenskie.
Rodzaj meski pod postacia 3 doroslych oraz 2 niepelnoletnich naturalnie przeniosl sie na taras domu, tak nawiasem mowiac slicznego domku, z dusza... no ale to akurat logiczne, bo wlasciciele tego domu sa wyjatkowi. :) Poniekad przypominali mi mojego brata i bratowa, nie fizycznie, ale za to mentalnie :))

Czas nam minal wprost zabojczo szybko!! Nawet sie nie zorientowalismy, kiedy przyszla godzina 18. Bardzo sie ciesze, ze tam pojechalismy, ze moglam/moglismy poznac tych fajnych ludzi :)) Kazdy przepelniony roznymi doswiadczeniami zycia we Francji. Do jednego doszlismy wniosku, ze jednak Polak na "obczyznie" nie jest taki sam, po prostu trzeba trafic na odpowiedniego osobnika :) Bedac na spotkaniu nie szukalam przyjazni, dlatego nie czuje sie rozczarowana, czy zawiedziona, wrecz przeciwnie czuje sie bardzo zadowolona, bo teraz mam poczucie, ze nie jestem tutaj calkiem sama, zawsze moge zadzwonic, pogadac, albo ktos dzwoni do mnie :))

Dzieki wymianie informacji pomagamy sobie wzajemnie, nie spotkalam sie z zadna zazdroscia, zawiscia, ba co dziwne kazda z nas wspiera druga, ladujemy sobie akumulatory, w zadnym wypadku nie podcinamy skrzydel. I prawde mowiac dobrze wiem, ze wszystko to dzieki temu, ze po prostu jestesmy osobami o podobnym toku myslenia i wrazliwosci, nie z kazdym przeskoczyla ta magiczna iskra, ale nic porozumienia istnieje :)
Ciezko w sumie opowiedziec w szczegolach o tym spotkaniu, jako, ze glownie jedlismy, pilismy i gadalismy.... na koniec pojawila sie mega burza i ulewa, ale w sumie byl to dobry akcent, bo jakby nie patrzec spotkanie bylo nazwane "powodziowym" :)) O i wlasnie, zapomnialam dodac, ze kazdy przywiozl co mogl i naprawde sporo tego bylo, a jutro kolezanka, u ktorej goscilismy (pierwsza po lewej na zdjeciu) wywozi wszystko do Niemiec, a stamtad pomoc jedzie do Sandomierza.

Mowiac szczerze od tego spotkania troche sie poprawilo moje samopoczucie, czuje sie troche lepiej w miescie na M. i poza tym wydarzylo sie w tym tygodniu jeszcze cos, co sprawilo, ze jednak z odrobina optymizmu zaczynam spogladac w przyszlosc... no ale o tym bedzie w przyszlym tygodniu :)) Lubie dozowac emocje... bo co to za atrakcja zezrec od razu wisienke z tortu :DD

Tymczasem uciekam i zycze Wam milego weekendu :)) Moj bedzie mily, bo znow zapowiada sie towarzysko, nawet trzeba bylo dokonac pewnych zmian, bo w jeden wieczor nie da sie obskoczyc kilku osob, szczegolnie, ze dzis ma byc grill... a w ogole to nie wiem czy Wam juz mowilam, ze jezdze po miescie samochodem.... tylko ciiiiii nie powtarzajcie nikomu, bo w cholere nie dadza mi prawa jazdy!!! A ja chcialabym najpozniej w przyszlym roku w koncu je zrobic... no oczywiscie tutaj, nie w PL, tutaj jakos latwiej mi ta jazda przychodzi i same egzaminy wydaja sie latwiejsze... no ale zobaczymy jak bedzie, na razie jest jak jest i staram sie nie robic tego za czesto, bo wiadomo licho nie spi!! ;))

środa, 10 lutego 2010

Aj jakos tak dziwnie jest

wczoraj mnie wieczorem naszla potrzeba pisania, ale zorientowalam sie, ze chce mi sie tutaj pisac wlasciwie tylko wowczas kiedy jest mi zle.
No to troche do dupy z takim blogiem, ze ja sobie pisze o moich bolesciach do 7 potegi, a o radosciach normalnie nic, ani slowa.
Nie wiem skad to sie bierze, moze dlatego, ze jednak czesciej czuje sie do bani, i malo radosci odnajduje w dniu codziennym, a moze dlatego, ze akurat cale to pisanie "najplodniej" mi wychodzi pod koniec cyklu i w jego poczatku... tego cyklu babskiego, to tak zeby czytajacy faceci zalapali o co biega... w sumie fajnie, ze choc 2 rodzyny tutaj czasem zagladaja :))

Teraz tez jest sporo tego co mnie gniecie, ale juz nie bede sie wysmecac, bo i bym tak gledzila i gledzila... w koncu by mi musieli laptoka zlozyc w trojkat zebym tych smetow nie smecila.
Powiem Wam tylko tyle, ze 30 stycznia moj R. mial wypadek samochodowy.
Droga kreta, lekka zamarzajaca mzawka ... no nie wazne, szybko nie jechal, jak na panujace warunki, ale mnie tam z nim nie bylo wiec swojego punktu widzenia Wam nie przedstawie. W kazdym razie, znalazl sie przydroznym rowie, dachujac...

On zdrow i caly, z jednym guzem na glowie, ktorego sobie nabil odpinajac sie z pasow, lezac na glowie ... na cale szczescie!! Samochod... do kasacji...
No i tak sobie zyjemy bez samochodu, szukamy nowego tzn przechodzonego, ale niestety latwo nie jest.
Ja sie ciesze, ze R. nie odczuwa zadnych skutkow tego wypadku, oprocz bolu po stracie samochodu, ktory nie byl jeszcze splacony... tak, jakby nie patrzec ow bol jest dotkliwy, bo i mnie dotyka...
Mimo wszystko pieniadze rzecz nabyta, i ciagle wierze w to, ze wyjdziemy na prosta. Teraz pieniadze na samochod mamy, pozyczone oczywiscie... ale najwazniejsze, ze w ogole sa.
Tylko, ze coz... wszystkie najfajniejsze auta chyba poszly w tamten weekend, kiedy akurat nie bylo mozliwosci jak zadzwonic, albo jechac ogladac... a jak juz mielismy mozliwosc zadzwonic to okazalo sie, ze ogloszenie jest juz nieaktualne, bo samochod juz zostal sprzedany.
No i teraz w ciagu calego dnia, mam otworzona strone internetowa z ogloszeniami i czekam.... a noz widelec znajde cos, za max 1200 euro, fajnie wygladajace, z malym przebiegiem i najlepiej diesel....
Mnie sie marzy... Renault megane... ale jak tak dalej pojdzie to bede musiala sie zadowolic Renault 19... no i mowilam, ze nie mam o czym pisac wesolym :P

Oooo chociaz jedna rzecz optymistyczna znalazlam... przed chwila w koncu przestal padac snieg, uspokil sie wiatr i co najwazneijsze, radosnie swieci slonce... oby do wiosny!!

No i w ogole to zla jestem na siebie, bo z dietka cos mi nie wychodzi... ale obiecuje, ze w koncu sie zmotywowuje.. ciezko tylko mi z tym bardzo szczegolnie, ze wszyscy dookola mnie wpieprzaja w najlepsze to, co im sie zywnie podoba, bez zadnych uszczerbkow na swej wadze... ech zazdroszcze tym zjadacza chleba, oj bardzo!

no i znowu zaczal padac snieg... dobra, juz nic nie mowie!

:)) No to do nastepnego... oby bardziej optymistycznego bazgrania :)))

... kurcze a w niedziele Walentynki, czas leci kurza stopa, do Wielkanocy co raz blizej :P

piątek, 23 stycznia 2009

voiture sans permi

Tytul to nic innego jak samochod bez prawa jazdy.

O czyms takim wlasnie mysle, jako, ze wizja posiadania przeze mnie PJ odsunela sie dosc niebezpicznie daleko od mojej osoby. W Polsce juz go raczej nie zrobie - zaluje tylko tych tysiecy zlotych, ktore juz w to zainwestowalam - mowi sie jednak trudno, zyje sie dalej i rozmysla sie o tym jak miec samochod bez prawa jazdy ;)

We Francji to dosc popularny srodek transportu, wiele osob nim jezdzi, i nie ma tu znaczenia ile lat ma kierowca. Jezdza i mlodzi, ktorzy jeszcze nie dorobili sie papieru, i tacy calkiem juz dojrzali, ktorzy jezdza sobie takim Pierdkiem m.in. na zakupy.

Pierdki spalaja srednio, bo jakies 3,5-4,5 litra, ich pojemnosc silnika to jakies 49,9 cm3, nie rozpedzi sie tym czlowiek za bardzo, zatem wiatru we wlosach nie bedzie - chociaz jest wersja cabrio, wiec jak wiatr od morza powieje, to bedzie tak jak trzeba ;) - poza tym przepisy nie pozwalaja na zbytnie bujniecie sie - no chyba, ze z gorki ;) - wiec predkosc maksymalna takiego Pierdka to 40 km/h - 50 km/h. Skrzynie biegow zazwyczaj sa automatyczne - ja tam akurat wole manualna bez tych niby ulepszen, ale wiadomo, ze niektorym w jezdzie zmiana biegow przeszkadza, wiec robia co moga zeby ludziom zycie ulatwic :) Oprocz tego standardem jest radyjko z CD, ogrzewanie, i mila dla oka tapicerka.
Sa rozne wersje Mini Pierdkow, te posuniete juz wiekiem wygladadaja niczym trumienki ;) i takim to bym raczej jezdzic nie chciala, ale te nowsze sa niczego sobie, podobne z maski do Mercedesa Smart :)) sa urocze, a kolorystyka jest zywa i rozna. Dla przykladu, i zaznajomienia Was z Pierdusiem wstawiam tu kilka jego fotografii, wyszedl na nich calkiem slodko, aczkolwiek ja bym wolala inne ubarwienie nadwozia :) No ale wiadomo, grymasic i kaprysic bede pozniej, jak juz przyjdzie co do czego i okaze sie, ze jednak bede mogla zostac jego posiadaczka. Jak na razie niestety nawet Pierdus jest poza moim zasiegiem ze wzgledow oczywistych, prozaicznych czyli finansowych. Sa niestety wazniejsze rzeczy na ta chwile jak chocby nowy dom...no dobra to chociaz sobie jeszcze popatrze, ponoc jak sie czegos chce to sie ma. Ostatnio ta dewiza mi sprzyja, wiec zeby wzmocnic moje pragnienie, wstawiam w koncu te foty :)

Pierdek z roku 1996
wersja: "trumienka"
cena: 4 200 euro

wersja: "nowoczesna"
rok 2004
cena 7 000 euro

wersja: "cacko"
rok 2008
cena: 13 600 euro
wersja: "rodzinna"
rok 2005
cena: 7 200 euro
wersja letnia: cabrio
rok 2006
cena: 9 500 euro
A na koniec, cos co skojarzylo mi sie wyjatkowo z pewnym filmem dla dzieci...

wersja: "Bob -budowniczy"
rok 2008
cena: 10 200 euro
:))))