Strony

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą milosc. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą milosc. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 21 czerwca 2016

Lato...wspomnienia

Szkoda tylko, ze deszczowe i szare to lato... Na razie nas nie rozpieszcza.
Od jutra jednak ma byc prawdziwie wakacyjna i letnia pogoda!! Szkoda tylko, ze ma trwac cale 3 dni hahahaha Ech smiech na sali! W sobote mamy isc na impreze, gospodyni i gospodarz licza na piekna pogode, bo party ma byc w ich ogrodzie... coz, pogoda jak kobieta bywa kaprysna, wiec jak ja sie ubiore to nie wiem.. kaloszy bowiem nie mam :P
No ale o pogodzie nie ma co gaworzyc, bo mawiaja, ze nie ma zlej pogody jest tylko do niej zle dostosowany stroj :)

Uplynal jak z bicza strzelil ten miesiac, wiele sie wydarzylo... jednak najtrudniejsza chwila podczas tego czasu byla smierc naszej kochanej Koty.

Wszystko bardzo szybko sie potoczylo, cierpiala pewnie dlugo, bo koty nie okazuja bolu, widzialam pewne symptomy, ale zrzucalam je na wiek Koty, miala wprawdzie tylko 7 lat, ale po prostu myslalam, ze widocznie ona tak ma...lubi leniuchowac...i spac.
Jednak najgorsze cierpienie, bylo w ostatnim tygodniu przed jej odejsciem, weterynarz nie potrafil nam pomoc...ja plakalam, R plakal jak dziecko, bo nagle sie okazalo, ze Kota skradla jego serce, ja o tym wiedzialam, ale on zazwyczaj nie potrafil sie do tgo przyznac, wypieral sie, a ja przeciez widzialam, i znalam dobrze ich relacje.  To ja ja karmilam, dbalam o nia, zeby jej dobrze bylo, rozpieszczalam, i to tylko do mnie przychodzila na pieszczoty. Codziennie rano mialysmy swoj rytual, jesli nie wstawalam to mnie budzila, szczegolnie lubila mnie budzic kiedy R juz byl na nogach i pil swoja kawe, wtedy ona wkraczala do sypialni i zaczynala miauczec, jakby chciala mi powiedziec "no, wstawaj juz, chodz posiedzimy sobie razem, nie bedziesz spac kiedy R i ja nie spimy" no nie bylo zmiluj, trzeba bylo wstac :) a potem robilam sobie kawe, a ona czekala w salonie, przechadzajac sie kolo R, laskawie nadstawiajac swoj grzbiet do poglaskania , a zaraz potem wskakiwala na moje kolana, i zaczynala swoj obrzadek ssania i ugniatania rekawa mojego szlafroka, ktory byl mieciutki jak pluszowy mis, i ktory bardzo zapewne przypominal jej mame...
I ja i Kota, uwielbialysmy ten czas, wieczorem tez tak sie kokosilysmy...

Kiedy mnie nie bylo, wowczas R przejmowal opieke nad Kota, ale tak sobie mysle, czy to czasem nie bylo odwrotnie...To chyba ona opiekowala sie R, spala z nim, czego nie robila nigdy kiedy ja bylam w domu, przychodzila do niego na glaski, i miauczala, by pamietal, o tym, ze mnie nie ma i ona teskni, i ze R tez powinien tesknic :P i chyba tak to dzialalo, bo wowczas dzwonil do mnie dzien w dzien i mowiac jak to kota teskni bardzo za mna, co w wolnym tlumaczeniu oznaczalo, ze jego tesknota jest rownie proporcjonalna do tej kociej :)

Ech te 7 lat byly wyjatkowe dzieki niej. Obydwoje wiele sie nauczylismy, o sobie glownie. Wiem, ze ja dla zwierzecia zrobilabym wszystko i nie pozwole go skrzywdzic, potrzebowalam sie kims zajac, byla takim moim dzieckiem, ktorego przeciez nie moge miec. Nie mam zamiaru porownywac posiadania kota do bycia rodzicem, ale mysle, ze ten kto przezyl podobne rzeczy jak ja, to zrozumie dobrze o czym mowie.

Z R wyciagnela najlepsze cechy, poklady dobroci i czulosci, a przeciez, tak nie chcial miec zadnego zwierzecia, nie godzil sie dlugo, ale w koncu ulegl, dla mnie, mowil, ze jesli mnie to uszczesliwi, to jego tez.
Tak sie wiec stalo, Mika byla moim futrzanym szczesciem, a kiedy umierala okazalo sie, ze naszym wspolnym szczesciem, naszym dzieckiem pod postacia czarnego kota, nie na darmo R nazywal ja od dawna "nasza KoCóra"

Odeszla przy nas, z nami tuz obok, nie byla sama, ostatnie tchnienie wydala z siebie gdy R placzac dotknal ja blagajac by pamietala ze ja kochamy. Lezala nieruchomo na boku i jej otwarte oczy robily sie coraz bardziej puste, nieobecne... Przykrylismy ja moim szlafrokiem, ktory tak lubila, i oboje przez godzine, naiwnie czekalismy na to, ze zaraz wstanie, i do nas przyjdzie...

Pochowalismy ja w lesie, pod drzewem z ktorego wiosna zrywam kwitnace galazki, a R przechadza sie tam szukajac grzybow.

W sobote minely 3 tygodnie bez Miki.
Ja dokarmiam podworkowa kotke i jej trojke kociat, ale nie potrafie myslec o kolejnym kocie w domu, nie jestem gotowa, R tez nie. I choc z kazdej strony ktos probuje nam kociaka dac, to niestety nie czujemy sie na silach.
Stracilam w swoim zyciu wiele moich ukochanych kotow, kazdy byl wyjatkowy, i zawsze potrzeowalam czasu by oswoic sie z sytuacja, musialam przejsc zalobe, jak po stracie bliskiego czlowieka...

W tej sytuacji radzimy sobie z R coraz lepiej, juz nie ma w nas zlosci, bol jest nadal, ale zaakceptowalismy jej smierc, choc jeszcze ciagle mimowolnie odwracamy glowe kiedy zaskrzypi podloga, badz nagle uslyszymy dziwne odglosy badz szelest...
Nasz zwiazek tez przeszedl jakas dziwna przemiane...  paradoksalnie odejscie Miki bardzo nas ze soba polaczylo... Moze taki byl cel tego kociego zycia w naszym domu...

Zegnaj Misiuniu, zawsze bedziemy o Tobie pamietac, zawsze bedziesz naszym kocim szczesciem ...














Mamy nadzieje, ze bylas u nas i z nami szczesliwa ....


piątek, 16 października 2009

kocham

kiedy zasypiamy objeci.
Kiedy cieplo Jego ciala, w te pazdziernikowe noce daje mi poczucie, ze jestem w bezpiecznym i cieplym kokonie.
Kiedy Jego reka przygarnia mnie do Jego ciala...
... 2 lyzeczki.
R. et M.

poniedziałek, 8 czerwca 2009

zdjecia

W cholere jasna szlag mnie trafia, a wszystko przez "nasza - klase".

Sam portal uwazam za swietny pomysl, podoba mi sie jego idea ba, dzieki niemu znow mam kontakt ze znajomymi ze szkolnych lawek czy z harcerstwa. Mam jednak jedna kolezanke, ktora doprowadza mnie do szewskiej pasji... liczebnoscia wstawianych zdjec oraz przede wszystkim ich tematyka...

Kolezanka jest w moim wieku. Ma dobrze sytuowanego meza i generalnie dobrze sie jej w zyciu powodzi. Kasa sie nie martwi, meza ma kochajacego, corke sliczna i zdrowa, chalupe z ogrodem, a ona sama wygladem aspiruje do modelek. Moze i nawet jest fotomodelka, taka na uzytek domowy - ze tak to ujme, bo to wlasnie jej osobisty malzonek prefabrykuje te wszystkie foty. Chwali sie facetowi, ze uznal zone za kanon piekna (zreszta sadzac po komentarzach pod jej zdjeciami, nie tylko on uznaje ja za taki kanon :)) fakt jest taki, ze zazdrosnie patrze na te foty, bo ja za cholere nie bede nigdy tak wygladac, znaczy sie "modelkowo"! Omine fakt, ze kolezanka jakos z urody twarzy srednio mi przypadla do gustu, ale ta figurka to jednak marzenie!

Coz, moj R. jest szczery do bolu i powiedzial mi ostatnio, ze z urody jestem przecietna...
Wg jego rozmyslan i spostrzezen moja przecietnosc wynika z tego, ze nie wygladam jak modelka, wiadomo wzrost i gabaryty nie te...ze on sam nie moglby byc z pieknym wieszakiem, bo sam by raczej z zazdrosci nie wytrzymal, a poza tym on chce miec normalna zone i rodzine, a nie lokalna pieknosc... prawde mowiac gdyby nie to, ze mam jednak inne zdanie na swoj temat oraz co chyba najwazniejsze nie wdeptane w ziemie poczucie wlasnej wartosci to slowa R. nie sprawily znaczacych zniszczen w mojej psyche.

Pogledzilam z nim troche na ten temat, bo nie moglam tego przeciez tak zostawic, i okazalo sie - co bylo dla mnie oczywiste, i tego nie trzeba bylo mi tlumaczyc jakos obrazkowo - ze kocha mnie taka jaka jestem teraz (pewnie mial na mysli odchudzona o 7 kg... cholera zapomnialam dopytac ;)) i, ze jemu podobam sie bardzo, a to przeciez najwazniejsze i gdyby tak nie bylo to przeciez nie bylby ze mna i nie bylabym jego zona. No oki, to, ze mam wlosy blond to nie znaczy, ze intelekt mam przecietny, no wiec tepa nie jestem i wiedzialam, ze to mi powie, sama bym tak powiedziala :))

Wszystko fajnie, niby normalny ten moj facet jest, za ladniejszymi, to znaczy tymi nieprzecietnymi odwroci sie na ulicy, badz powiedzie wzrokiem za takimi, nie wiem tylko czy za mna tez wodzi tym wzrokiem, bo ciezko to zaobserwowac w czasie prozy zycia. Ja jednak tez niby normalna babka jestem, i oczekuje od wlasnego meza odrobiny zachwytu i zainteresowania zarezerwowanego dla kobiet mniej przecietnych...moze i zrzedze, bo jednak w nocy to do mnie sie przytuli i ogrzeje przecietnej urody zmarzniete nogi, jednak cholera nie ma chyba nic zlego w tym, ze marzy mi sie dozyc takiego dnia kiedy uslysze od R. jakze przecietne stwierdzenie "pieknie wygladasz"... chociaz z drugiej strony... czy ja naprawde tego chce??? W koncu wazne, ze ja dla siebie nie jestem przecietnej urody, wprost przeciwnie jak dla mnie moja uroda jest wyjatkowo nieprzecietna i oryginalna...ot, inna :)))

Podobam sie sobie, i moze ktos powie, ze narcyzmem smierdzi to co pisze... ale ujmujac rzecz wprost tak, jak zrobil to moj maz, to jednak narcyzm jest sredni, bo realnie widze swoje niedoskonalosci, jednak nie mysle o nich obsesyjnie! Mam pewien cel do ktorego zostalo mi jeszcze 3 kg, chce go osiagnac dla samej siebie, nie dla R. - to dla jasnosci jesli komus by takie mysli przyszly do glowy - nie bede jednak rwac wlosow z glowy (bo mi ich szkoda ;)) jesli plan sie nie uda... zyc trzeba dalej w zgodzie ze soba, mezem i swiatem - chyba taka kolejnosc jest dobra :))

Podsumowujac moj tok myslenia stwierdzam, ze jednak jest ze mnie kobieta przecietna - zatem ma racje ten moj R. - bo jednak fajnie jest uslyszec od wlasnego faceta wyszeptane do ucha "seksownie i pieknie wygladasz" i nie tylko w sytuacji wyraznie intymnej :PP

A tak wracajac do tematu fotografowania...
Chcialabym, by moj osobisty maz robil mi jakiekolwiek foty (do tej pory to sama musze sie nagledzic zeby mi jakas strzelil), niekoniecznie jednak takie jak maz kolezanki, bo znajac mojego R. zaplonal by wsciekloscia gdybym wsadzila swoje zdjecia z kawalkiem odslonietego biustu badz posladkow... zreszta, moze i jestem z natury ekshibicjonistka jednak za cholere nie potrafilabym wsadzic wlasnie takich zdjec na taki portal jak "nk"...

Coz, chyba jednak nie naleze do tej grupy ludzi, ktora lubi onanizowac sie publicznie!

piątek, 30 stycznia 2009

film

Pisze ogladajac...

fabula raczej smieszna. Babka szuka faceta, a raczej dobrego materialu genetycznego, hmm chyba instynkt macierzynski jej sie wlaczyl. Pozniej niestety nie jest juz tak komediowo jak na poczatku.

Kiedy babka znajduje faceta okazuje sie, ze ten ma juz dziecko, i na dodatek laczy go dosc intymna wiez z jej najlepsza przyjaciolka...zyja ze soba niczym malzenstwo. W sumie zwiazek przyjaciolki z facetem jest dosc otwarty, ona sypia z kim chce, bawi sie i korzysta z zycia, on natomiast skupiony jest na pracy oraz modelarstwie.

Na nieszczescie, a moze i szczescie, po pewnych zabawnych perturbacjach babka i facet zakochuja sie w sobie szalenczo...
Facet przez pewien czas prowadzi zycie bigamisty wracajac nad ranem do zimnego lozka swojej partnerki. Babka jest szczesliwa jak nigdy w zyciu co chwile mierzy sobie temperature, prowadzi wykresy dni plodnych, kupuje testy ciazowe i dzieli sie tym wszystkim z osoba jej najblizsza czyli przyjaciolka, a przyjaciolke zazdrosc jednak zzera, bo ta domysla sie wsystkiego.

W koncu jednak przyjaciolka przylapuje ich na wspolnym tête à tête, facet jej tlumaczy, ze babka jest miloscia jego zycia, zeby to zrozumiala i inne tam takie dyrdymaly, przyjaciolka jednak nie pozostaje mu dluzna i pograza babke mowiac, ze jest ona z nim nie po to by zostac jego zona, tylko po to by ja zaplodnil...

No i sprawa sie rypla...

Okazalo sie, ze facet dzieci miec nie moze bo jest bezplodny, a chlopiec nie jest jego synem tylko synem przyjaciolki z poprzedniego zwiazku...

W skrocie rzecz ujmujac, babka stracila przyjaciolke, ale mimo wszystko zyskala faceta...jednak milosc zwyciezyla...

I tylko sie tak zastanawiam czy aby wszystko jest ok? Czy dobre zakonczenia sa zawsze dobre?

Coz pozostal mi jakis niesmak po tej calej historii filmowej...choc opowiesc byla z serii nieskomplikowane i slodkie...ale pewnie znow odebralam to dosc osobiscie, a wszystko przez ... tradycyjnie to samo...

... no bo jak widac z tego filmidla, nie zawsze mozna miec to czego sie chce, ale wowczas znajduje sie cos innego. Jestem ciekawa co znajde ja...a moze juz znalazlam, tylko nie potrafie tego nazwac...
...ech dobrze, ze R. przyszedl na kawe ze swoim kolega z pracy, zmienie tor myslenia i pogadam o czyms innym...

środa, 21 stycznia 2009

obraczka

Wlasnie przed chwile R. zdjal swoja obraczke.

Cholera, az mi sie serce scisnelo,.

Nie zdjal jej dlatego, ze mu sie malzenstwo ze mna znudzilo, co to to nie...Powod jest taki, ze w pracy ulegala ona powolnemu zniszczeniu, a i nie raz nie dwa palec wsadzil jakos tak nieszczesliwe, ze obraczka sie zaczepiala i palec na tym cierpial okrutne katusze.
Radzilam mu, zeby nie wkladal palca tam gdzie nie trzeba, ale wiadomo, nie sluchal.
W sumie to normalne, ze maz nie slucha swojej zony, przywyklam.

Wiekszosc facetow to dzieci, ktore lubia sie uczyc na wlasnych bledach. No i spoko, tylko szkoda, ze jednak ten ladny krazek spoczal w odpowiednim pudeleczku na nie wiadomo jak dlugo...jak znam zycie, to juz razej ciezko mu bedzie ja wlozyc ponownie. No ale moja w tym glowa, zeby jednak postanowil ja zakladac na weekendy... no bo po co ma sie odzwyczajac od przyjemnego ucisku malzenskiego pierscienia, niech ktos bedzie w tej rodzinie wladca pierscieni :PP

Mowiac szczerze obraczka to tylko znak, nie zmienila ona naszych uczuc do siebie, ba powiedzialabym ze jestesmy teraz chyba bardziej swiadomi tego, ze zaczelismy rodzinne zycie. Niby po slubie nic sie zmienilo, ale jednak ... tutaj juz nie jestesmy - stosujac francuskie nazewnictwo - kolega i kolezanka, tylko mezem i zona.
We francuskim spoleczenstwie jest to niewatpliwy powod do dumy i szczescia wszak panuje tutaj moda na zwiazki luzne. Nikogo tu nie dziwi kilkoro dzieci jednej matki, a kazde majace innego ojca. Wszyscy zdaja sie zyc w cudnej symbiozie, i tylko czasem sie zastanawiam jaki jest to przyklad dla tych dzieciakow, w koncu znaczenie slowa "rodzina" nabiera dla nich jednak zupelnie innego znaczenia niz chocby dla mnie.

Francja to jednak dziwny kraj, w ktorym ludzie pragna milosci ale jednak boja sie w nia zaangazowac, czasem wydaje mi sie, ze slow o milosci jest wiecej niz czynow. Potwierdza to piekno jezyka francuskiego, gdzie milosc nabiera jakiegos dziwnie erotycznego znaczenia, i tylko szkoda, ze wszystko jest tak upraszczane i sprowadzane do jednego...w koncu sex nie jest proza tego zycia. No przynajmniej nie dla wszystkich ;)

Wracajac jednak do tematu, bo jak zwykle jakos zeszlam na tory poboczne... ciesze sie jak dziecko, ze utrzymal ja na swoim palcu az caly miesiac, i troche przykro mi, ze jednak ja zdjal. Rozumiem jednak, ze bedzie mu ona przeszkadzala w pracy, na cale szczescie nie pracuje non stop, a i najwazniejsze jest to, ze obydwoje sie kochamy!

Hmmm, moze zatem i ja zdejme obraczke...ciekawe jakby na to zareagowal ;))