Pokazywanie postów oznaczonych etykietą śnieg. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą śnieg. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 22 stycznia 2015

O podkładkach krok po kroku.

Jak przychodzi na świat drewniana podkładka z plastra brzozy? Zapraszamy na fotorelację krok po kroku :)


Drewniane ozdoby, które od nas zamawiacie pochodzą z Puszczy Knyszyńskiej. Mamy spory kawałek lasu do wyczyszczenia, dzięki czemu mamy wpływ na powstanie naszych produktów od samego początku. Tutaj wyjaśnię kwestię, o którą byliśmy kilka razy pytani: idziecie sobie na spacer i wycinacie drzewo? Tak :) ale robimy to w swoim prywatnym lesie. Drzewo w puszczy jest własnością Lasów Państwowych, żeby je kupić trzeba udać się do pana leśniczego, który wyjaśni szczegóły zakupu. W taki sposób kupujemy drzewo, które ma powyżej 10 lat. Drzewo, z którego robimy ozdoby to drzewo z naszego prywatnego lasu, ale tu też uwaga, są przepisy dotyczące wycinki na prywatnej działce. Warto ich przestrzegać, bo kary są słone, zwłaszcza jeżeli bez zezwolenia wytniemy rzadki gatunek drzewa. Więc faktycznie najpierw idziemy na spacer. Z piłą pod pachą, dwoma kotami i psem wybieramy brzozę, którą potniemy na plastry.


Z gałęzi będzie ognisko, pień brzozy wędruje do warsztatu. Umknęło mi gdzieś zdjęcie piłowania dlatego musicie sobie wyobrazić piłę taśmą i powstające plasterki.:) Suszymy je kilka tygodni na piecu kaflowym. Suche plastry wracają do warsztatu, teraz szlifowanie papierem o trzech grubościach. To mój ulubiony moment, wtedy pokazują się słoje i sęki.


Po tym zabiegu zostaje już tylko czyszczenie, wypalanie logo, wypalanie zamówionego napisu, woskowanie i pakowanie.


Włala! Czas na herbatę :)


Szykuje się post o najciekawszych podkładkach jakie do tej pory zrobiliśmy, a były rysunki i napisy po niemiecku :)
u.

środa, 21 stycznia 2015

O fakturach drewna, podkładkach i naszym siedlisku.

Siedlisko, w którym mieszkamy składa się z ponad stuletniego domu, kilkudziesięcioletniej stodoły, obory i letniej kuchni. Wszystkie budynki są drewniane. Niektóre ściany są wypalone słońcem, inne obrośnięte mchem. Najstarsze zabezpieczyliśmy od zewnątrz nową szalówką, żeby przetrwały kolejny wiek. Wszystkie mają niesamowite faktury, które aktualnie inspirują mnie jak szalone.


Połączenie szadzi z drewnem to coś co mnie hipnotyzuje. Godzinę mogę  gapić się na porośnięty mchem i szronem płot. To chyba coś na kształt medytacji :)


Od kilku dni znowu pada śnieg. Jest pięknie biało, a my w tej scenerii tniemy, suszymy, szlifujemy. Poznajemy drewno z każdym dniem coraz lepiej. Oglądamy słoje, które pojawiają się przy szlifowaniu i zachwycamy się każdym plastrem. To już chyba nałóg ;)


Może macie ochotę stać się właścicielami podkładki pod kubek? Wszystkie szczegóły zamówienia przesyłamy na adres e-mail. Wystarczy napisać: dworzysk@gmail.com
A już jutro na blogu pokażemy jak powstaje podkładka krok po kroku.
u.

środa, 7 stycznia 2015

O gotowaniu bezglutenowym, śniegu i mrozie.


Mróz i słońce. Śnieg i wiatr. Tak na zmianę od tygodnia. Jest pięknie :) W domowym zaciszu zgłębiamy tajniki gotowania bezglutenowego. Nie ze względu na modę, bo do podążania za nią raczej nam daleko. Lista podejrzeń alergicznych była długa i zawiła. Po różnych dietach, testach, eksperymentach padło na pszenicę i mleko. Na szczęście za lasem mamy panią, która hoduje kozy, więc mleko krowie udało się szybko zastąpić. Z pszenicą jest trudniej. Niestety często "bezglutenowe" jest synonimem "bez smaku". Na szczęście są wyjątki. Kolekcjonujemy i dopracowujemy przepisy. Chleb już jest. Wśród słodkości króluje ciasto migdałowe i praliny czekoladowo-kokosowe. Kombinujemy dalej. Znacie jakieś pyszności bezglutenowe?
u.

środa, 24 grudnia 2014

O choinkach, plantacji i życzeniach.


Choinkę zawsze organizowaliśmy sobie dzień przed Wigilią. Na wsi nie jest to specjalne wyzwanie, bo mamy dużo sosen do wycięcia, więc co roku jedna wędruje do domu i tyle. Ale przywozimy też choinki rodzinie. Do tej pory odbywało się to bezboleśnie, aż tu wczoraj... zajeżdżamy do nadleśnictwa, a tam 10 choinek drapaczków-chabazi. Jedziemy więc dalej. W centrum ogrodniczym jodły kaukaskie i srebrne świerki za kilka stów. Jedziemy dalej. Osiedlowych ryneczków, na których dajesz panu piątaka za dostarczenie drzewka do domu, jakoś w tym roku nie widać. Nie ma wyjścia, jedziemy pod hipermarket. Pod pierwszym 3 choinki, pod drugim 20, ale za świerk 1,50m trzeba wybulić stówkę. Obok jest trzeci, udajemy się tam z nadzieją, że to właśnie tu kupimy dwa upragnione drzewka. Wszędzie olbrzymie znaki obwieszczające światu: duży wybór żywych choinek. Z sześciu dostępnych choinek zdążyliśmy kupić jedną, ludzie kręcący się po placu zarezerwowali pięć pozostałych. Cena była przyzwoita. Przy okazji wymieniliśmy z innymi poszukiwaczami świątecznych drzewek doświadczenia o wyborze, cenach i dowiedzieliśmy się pod który hipermarket nie warto jechać.



Udało nam się upolować w miejskiej dżungli i drugą choinkę, ale zaskoczenie trzyma mnie do dzisiaj. Serio nie spodziewałam się, że w czasach ogólnego dobrobytu może być ograniczony wybór choinek. W sumie to dobrze, bo to oznacza, że wycinają tyle drzewek ile rynek może wchłonąć. A jak jesteś sierotą, która chce kupić choinkę w ostatnim momencie, to masz problem. Zastanawia mnie tylko jedna rzecz, za dwa tygodnie są święta prawosławne. W naszym regionie obchodzi je zacny procent mieszkańców. Skąd oni biorą swoje drzewka? Jest jakiś drugi rzut? Będę szukać choinek w styczniu.
W związku z powyższym przybywam z dziwacznymi życzeniami świątecznymi: żeby nigdy nie zabrakło Wam choinek ;) Wczorajsza przygoda zapaliła nam żaróweczkę - załóżmy plantację choinek! Taką, na którą będzie można przyjechać całą rodziną, pójść na spacer, wybrać sobie drzewko, ściąć i posiedzieć przy ognisku. Zapraszamy po choinki za sześć lat.
Pięknych Świąt!
u.

wtorek, 9 grudnia 2014

O tym, gdzie polecą choinkowe zawieszki.


Komplet zawieszek poleci do...
Gratulacje Magda! Rzutem na taśmę :) Czekam na Twój adres, dworzysk@gmail.com 
Dziękuję Wam za udział i miłe słowa :*
u.

wtorek, 2 grudnia 2014

O drewnie, różnych fazach i totalnej szajbie.

Miałam w życiu fazy fascynacji przeróżnymi rzeczami. Zaczynając od klocków lego, przez miłość do Leonardo Dicaprio, fazę na punkcie ciemni fotograficznej, na szajbie związanej z harcerstwem kończąc. Każdy z Was na pewno wie o czym piszę, bo każdy miał takie, czy inne fascynacje. Towarzyszą nam od dzieciaka. Czasami trwają tydzień, innym razem lata. Czasami zostają z nami na dobre. Zaczynają się zazwyczaj dosyć nieśmiało, żeby po chwili porwać nas w wir poznania. Lubię ten stan, odkrywania czegoś nowego. 
Teraz mam dwie fazy. Pierwsza to granie na pianinie. Wraca do mnie regularnie od wielu, wielu lat i póki co, nie prowadzi do niczego więcej, niż znajomość kilku podstawowych nut i melodyjek. Zobaczymy na ile kolęd wystarczy mi zapału tym razem :) 
Druga faza, w którą wsiąkam z każdym dniem coraz bardziej, to drewno. Niby nic nadzwyczajnego. Niby nic nowego. Mieszkam w puszczy, drzewa widzę codziennie. Aż tu, któregoś dnia patrzę na drewno opałowe, które zajmuje spory kawał naszego podwórka, i niby patrzę na to samo drewno co zawsze, ale... zaczynam myśleć, kombinować i w efekcie przetwarzać. Wzięło mnie do tego stopnia, że poważnie rozważam piłę jako prezent urodzinowy. "Drewnianą fazę" chwilę przede mną złapał mój małżonek, więc teraz fazujemy się ze zdwojoną siłą. Zapowiada się na totalną szajbę :) Wkrótce pokażę Wam efekty.
Wcześniej jakoś tego nie widziałam, sama nie wiem czemu. Może temu, że drzewo to szeroko pojęte brązy, a za brązami nie przepadam. Za to teraz wszędzie widzę faktury i kolory drewna, które mnie fascynują. Moje zdjęcia są ostatnio głównie "drewniane".
u.

wtorek, 25 listopada 2014

O pierwszym śniegu i trzech dniach bez elektryczności.

Kilka dni temu spadł u nas pierwszy śnieg. Nadal pada. Puszcza wygląda bajecznie. No i w związku z tym taka sytuacja. Wstaję w sobotę rano i widzę jabłonkę, której gałęzie prawie dotykają ziemi. Drzewom jest coraz ciężej, a to oznacza, że lada moment słabsze zaczną się łamać. Jeżeli zaczną się łamać, to pewnie nie będziemy mieli dojazdu i prądu.
Idziemy "na zwiad". W naszym kawałku lasu aż osiem drzew spadło na drogę, a to zaledwie kilkadziesiąt metrów z pięciokilometrowego dojazdu przez puszczę. Małżonek bierze piłę pod pachę i szoruje sprzątać zniszczenia. Ja wracam do domu, gdzie... nie ma prądu :). Dzwonię na pogotowie energetyczne. Sympatyczny głos automatu informuje mnie, że prądu nie będziemy mieli do 19:00. Jest 10:00.
Szybka ocena sytuacji: na szczęście już po śniadaniu i porannych czynnościach "okołociałowych". Bateria w modemie internetowym starcza na jakieś pół godziny. Zasięg telefonu znika od razu. Dom dostosowaliśmy do tego rodzaju niespodzianek. Palimy w kominku, jest kempingowa butla gazowa, woda w butelkach i wychodek vel sławojka (wiadomo, ciężko się przemóc jak mróz szczypie za pośladki, ale mus to mus ;). Jedzenie z lodówki można wynieść do ganku, gdzie jest chłodniej. Światło świec zrobi romantyczny klimat wieczorem. Przeżyjemy.
Co dalej? Trzeba zmienić plan dnia. Nagle okazuje się, że wszystko, co na dzisiaj zaplanowałam ma wtyczkę elektryczkę. Dobra, nie ma tego złego... sięgam po zapasową listę rzeczy do zrobienia, tych, które regularnie odkładam na potem: pranie, prasowanie, sprzątanie... prąd, prąd, prąd... A do tego wszystkiego jest weekend i tańszy prąd, demyt no! Jest jeszcze podwórko... do 15:00 względnie widno, to jest pomysł! Dużo ostatnio pracowałam, nie było czasu na sprzątnięcie obejścia przed zimą. W tym szale myśli zapominam, że przecież są zaspy śniegu i wszystkie doniczki, świeczniczki i inne duperele są pod tymi zaspami. Spokojnie tylko spokój może nas uratować...
Po pierwszych momentach dezorientacji w końcu się zatrzymałam i dotarło do mnie, że przecież mogę robić nic. Lepiej! Mogę robić coś przyjemnego. Mogę np. wleźć pod koc i poczytać książkę. Nie ma prądu - mam idealny argument, który wyciszy mojego wewnętrznego poganiacza (jaki to upierdliwy tyran, mówię Wam).
Jak sobie tak leżałam pod kocem przypomniało mi się, że przecież uwielbiam porządne opady śniegu, które zwalniają nasze tempo. Natura przejmuje kontrolę nad światem i człowieczki mogą sobie wtedy najwyżej popatrzeć na ładne widoki za oknem.
Taaaaak, wszystko fajnie, tylko ile dni można tak żyć? Jeden dzień bez prądu - przygoda. Przedłużona do dwóch dni jest nadal wesołą historią do opowiadania znajomym. Ale co dalej? Pan z elektrowni na nasze pytanie "kiedy będzie prąd?", odpowiada zrezygnowany: "nie wiem, naprawdę nie wiem." Trzeciego dnia tracimy cierpliwość i jedziemy do miasta. Panowie elektrycy zostają naszymi bohaterami tego samego dnia po południu. Słuchamy wiadomości - w Białymstoku i okolicy wciąż 3000 domów nie ma prądu. Po chwili przychodzi sms od rodziciela, że właśnie wyłączyli im światło. Teraz oni zaczynają swoją przygodę. Na szczęście była krótsza :)

Przygoda przygodą, a u nas we wsi są mieszkańcy, którzy dobrze pamiętają, jak Dworzysk został podłączony do elektryczności. I to jest dopiero zatrzymujące. Coś, co dla nas jest standardem, dla nich długo pozostawało w sferze marzeń. Dalibyście radę żyć bez prądu?
u.

sobota, 22 lutego 2014

Vinylove.

Na scrapkowym blogu trwa tydzień muzyczny. Temat rzeka, więc nic milszego i przyjemniejszego do interpretacji. Kilka słów i scrap ode mnie.
Muzyka towarzyszy mi codziennie. Słucham dużo, trochę podśpiewuję pod nosem, czasem wykonam obrót i zamacham nogą w rytm. Muzyka wpływa na mój nastrój i często mnie inspiruje. Wykonałam kilka prób nauki gry na różnych instrumentach, nie zaiskrzyło na dłużej, więc zostałam przy słuchaniu. Trochę ponad rok temu spełniliśmy z małżonkiem swoje marzenie i kupiliśmy gramofon. Z winylami zaiskrzyło od pierwszego wejrzenia i trzyma mocno do dziś.


Śmigajcie na scrapkowego bloga po inspiracje i przelejcie swoją miłość do muzyki na papier --->klik.
Macie też jeszcze kilka dni na zgłaszanie prac w lutowej Galerii Gości, do wygrania jest bon na zakupy w scrapkowym sklepie --->klik.

Poza tym donoszę, że zdrowy rozsądek poszedł się czesać i wczoraj na tarasie pojawiły się leżaki. Zawijam się w koc i patrzę na parujący las.

Byle do wiosny!
u.

wtorek, 9 kwietnia 2013

nara zimo!



Przebudza się z zimowego snu nasza Re-scrapowa grupa. Powoli i ociężale przebudzam się i ja. Ostatnie kilka tygodni spędziłam w rozjazdach. Skosztowałam miastowego życia w różnych zakątkach Polski. Było zwiedzanie, pracowanie, odpoczywanie i trochę scrapowania. I chociaż było miło, stęskniłam się za swojską wsią :). Zbudziło mnie dziś szalone słońce, które wdzierało się do sypialni, bezczelnie kradnąc ostatnie minuty snu. Nie miałam czym się bronić, bo nie ma jeszcze zasłon. Nie zapowiadało się, żeby słońce zaczęło wschodzić z innej strony, więc poddałam się bez walki. Niezbyt chętnie podniosłam się z łóżka, przeciągnęłam się dwa razy i doczłapałam do okna. Bezkres łąk, pól i lasów, tu czuję się najlepiej. Budzę się, wyglądam przez okno i zaczynam dzień z uśmiechem od ucha do ucha, bo jest pięknie. Nieważne, że kwiecień, a zaspy po czubek głowy. Nieważne, że trzeba iść na podwórko po drzewo do pieca. Uzależniłam się od przyrody i nie potrafię sobie wyobrazić życia z dala od niej. A dla kontrastu właśnie stwierdziłam, że za blogiem też się stęskniłam. Miło się tu zalogować po kilku tygodniach przerwy. Swoją drogą nie było mnie tu jakieś trzy tygodnie, a temat ostatniego posta wciąż aktualny. Dzisiejszy scrap ładnie kontynuuje temat, więc wróćmy do początku. Działania grupy Re-scrapowej skupiły się tym razem wokół chusteczki nawilżonej. Pierwszy lekki szok odnośnie materiału wybranego przez Gurkę postanowiłam przekuć na scrapa. Chusteczkę powyciągałam, pocięłam na mniejsze kawałki, wysuszyłam i wykorzystałam przy warstwowaniu. Oto efekt:
papier bazowy: Die Scrapperin
dodatki: Die Scrapperin, Studio Calico, SODAlicious, Histories de Pages, Studio G, chusteczki nawilżone, nitka, cekiny, alfabet biurowy, cienkopis, pocztówka

Na zbliżeniu lepiej widać moje zmagania z materią. Z chusteczką pracowało się trochę jak z filcem. Efekt daje całkiem ciekawy i coś czuję, że drzemie w niej spory potencjał. Lecę zobaczyć co wymyśliły pozostałe dziewczyny.
Twórczego wieczoru,
u. >I<

P.S. Prognoza pogody z polskiej Syberii: mimo największych zasp tej zimy, w powietrzu wyraźnie czuć wiosnę.

czwartek, 14 lutego 2013

filc w wydaniu zimowym

Wczoraj wieczorem odebrałam telefon od rodziciela z pytaniem dlaczego nie piszę nic na blogu. "5 lutego ostatnio, no wiesz, mogłabyś coś napisać." Nie pozostaje mi więc nic innego, jak sklecić kilka słów. Ale o czym by tu... nie, że nie ma o czym, jest tego tak dużo, że ciężko wybrać. Tak to zazwyczaj jest, że jak w świecie realnym jest intensywnie, to ten wirtualny zaniedbuję na całego. Ale pewnie już zdążyliście się do tego przyzwyczaić ;). To może o tym, co ostatnio cieszy mnie w sieci. Nasz projekt PRZYKLEJ TO! spotykał się z bardzo fajnym przyjęciem. Bardzo Wam za to dziękujemy. Pomysłów mamy sporo, Wy też już zaczynacie słać do nas swoje propozycje, więc perspektywy i plany na przyszłość rosną w super tempie. 

papier bazowy: Studio Calico 
dodatki: podkładki filcowe do mebli, ILS, Studio Calico, SODAlicious, Dekoracyjna Taśma, ATD, October Afternoon, dziurkacz śnieżynka, nitki, akwarele, ołówek, pasta strukturalna


A w temacie przyklej to, wczoraj pojawiły się na blogu moje zmagania z filcowymi podkładkami. Efekt już widzicie, ale jeżeli macie ochotę poczytać i zobaczyć więcej zapraszam Was TU --->klik. 
Czy do Was też wróciła zima? Jeżeli jakimś cudem nie to u mnie znajdziecie jej pod dostatkiem. Tym razem nie wiejsko a miejsko. Stolyca.

Dużo miłości i walentynkowe buziole.
u. >I<
P.S. Zaglądajcie dziś na PRZYKLEJ TO! będzie miłośnie. Ja też będę miała swoje 5 minut.

niedziela, 6 stycznia 2013

Why Not? LO

Szczęście chodzi parami :). Dziś kolejna premiera - kolekcja Why Not?. Kliknięcie w banerek przeniesie Was do szczegółów, gdzie czeka niespodzianka - tym razem zestaw papierów rozszerzony jest o stemple i nalepki. ILS zaprasza na premierowe CANDY --->klik, a jak wrzucam pracę na papierze, który skradł moje serce od pierwszego wejrzenia. Skojarzył mi się z ilustracjami z książki "Pchła Szachrajka". Jako dziecko tłukłam ją w kółko, aż nauczyłam się całej na pamięć. Do dziś, w czeluściach umysłu, odnajduję jej fragmenty. Bez względu na to, czy nazwać go papierem w pchełki, mróweczki, ziarenka maku czy po prostu czarne kropeczki to mój numer jeden :)
papier bazowy: ILS Why Not?
dodatki: Prima, ILS, SODAlicious, Dekoracyjna Taśma, Scrapki.pl, Making Memories, tusz kreślarki, cienkopis, dziurkacz śnieżynka
Teraz zastanawiam się czy przypadkiem zamiast zimy na tym scrapie, w roli głównej nie powinna się pojawić Pchła Szachrajka ;).
Udało się Wam wygospodarować chwi na swoje hobby w ten weekend? Mi nie do końca, chociaż maluję... tyle, że parapety :)
u. >I<

niedziela, 23 grudnia 2012

***Ś*W*I*Ę*T*A***

Jak Wam idą świąteczne przygotowania? Zdążyliście ze wszystkim co sobie zaplanowaliście? Leżycie już brzuchami do góry i wyczekujecie pierwszej gwiazdki, czy jeszcze biegacie w pośpiechu, jedną ręką gotując a drugą sprzątając? Ja w tym roku prawie, prawie wyrobiłam się ze wszystkim idealnie. Poranne lenistwo książkowe i czas spędzony z przyjaciółką przesunęły ubieranie choinki na jutro, ale to już przecież sama przyjemność. No dobra, przyznam Wam się jeszcze, że olałam świąteczne porządki ;).
Kartki wysłane, prezenty gotowe. Jeżeli jeszcze swoich nie spakowaliście zajrzyjcie do Art-piaskownicy po dawkę inspiracji --->klik.
Odkąd sporą część mojego czasu pochłonęło życie wiejskie, bardzo polubiłam okres przedświątecznych przygotowań. Wyprawa po choinkę do nadleśnictwa, jedzenie przygotowywane na piecu kaflowym, a wszystko w oprawie zasp i skrzypiącego pod stopami śniegu. Uwielbiam te chwile.
Na mojej liście osób do złożenia życzeń zostaliście jeszcze Wy drodzy podczytywacze :) Życzę Wam, żeby te Święta były piękne i spokojne. Żeby brzuchy Wam nie popękały, żebyście odpoczęli i spędzili miłe chwile z najbliższymi. Wesołych Świąt! :)
u. >I<