Obserwatorzy

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wyjazdowo. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wyjazdowo. Pokaż wszystkie posty

sobota, 24 czerwca 2017

Nie samym chlebem człowiek żyje...

Zdecydowanie potwierdzam co w tytule. Nie samym chlebem człek żyje, bo do chlebka jeszcze masełko by się zdało  ;). Jeśli chlebek dobry to i samo masełko wystarczy, bo pyszny to zestaw. Smacznego pieczywa jednak w dzisiejszych czasach  ze świcą szukać można. Nam się jednak udało :)
Nasze sobotnie wyprawy na targowisko stały się już małą tradycją. Kiedy wszyscy weekendowo pod kołdrą chrapią ja i pan I. wymykamy się z domu i jedziemy na polowanie zakupowe. Ogromnie lubię te nasze wyprawy. Nic, że wstać trzeba o 5 rano, zimą opatulić się jak Eskimos i po ciemku jeszcze szukać czego nam trzeba. Lubię i już. Targowisko spore i pełne wszystkiego. Tu mebelek, tu kubełek, malowidło artysty nieznanego między rzodkiewką i kwiatkiem na rabatki. Co komu trzeba na 99% tutaj znajdzie. My znaleźliśmy nasz chlebek idealny właśnie i regularnie po niego turlamy się kilometrów parę za miasto co sobotę. Bochen konkretny, piękny kwadraciak, pachnący tak, że całe auto wypełnia swoim aromatem. Zero spulchniaczy, polepszaczy i całego tego badziewia, które wciska się nam w produktach pieczywopodobnych. Zakwas, 2kg mąki i efekt taki, że ja odpadam. Zjadamy do ostatniej kromki. Przez cały tydzień jest niezmiennie pyszny.Skórka może trochę twardnieje, ale wnętrze miękkie jak trzeba. Chleb... jedyny pokarm, który przez całe życie się nie nudzi. Ten konkretnie naprawdę wart jest naszych wycieczek :)


Ktoś może powie, że to zachwyt banałem. Dla mnie jednak chleb prawdziwy to wartość ogromna. Zwłaszcza, że większość produktów aktualnie dostępnych w sprzedaży powoduje problemy żołądkowe większe i mniejsze, alergie pokarmowe, nietolerancje tego i owego. Jajka kurze cuchnące mączką rybną, ziemniaki, które zamiast z czasem wysychać i kurczyć się jak rodzynek rozpuszczają się i capią padliną. Wyliczać można długo. Kiedyś krzywa marchewka i śliwka z robalem były normą. Teraz są produktem eko, za który często krocie płacić trzeba. Wszystko za sprawą pogoni za pieniądzem, która ma wrażenie zapędziła nas już w kozi róg. Zwiększanie produkcji, wydajności z hektara i mamy to, co mamy. Brzuchy puchną, grypy jelitowe szaleją, dzieci i dorośli cierpią, bo jesteśmy tym, co jemy. Chemia we wszystkim- karma dla ludzi niczym dla psów i kotów. Wiary w czystość produktów bio, które aktualnie pojawiają się w najbardziej popularnych sklepach sieciowych , szczerze mówiąc nie mam. Jeśli ktoś tak odważnie handluje czymś, co zdrowe nie jest, do końca szczery nigdy nie będzie. Ot, chwyt marketingowy na zatrute już dość solidnie społeczeństwo. Cena trzy razy większa, sprzedaż bardziej się opłaca, a te bio bananki to i tak pryskane były, żeby do nas w oględnym stanie dojechać. Tofu, humusom, bulgurom, bezglutenowym ciasteczkom, bezlaktozowym serkom, ksylitolom i  innym tworom dzisiejszej foodkultury dziękuję. Stawiam na chleb, co ma smak, jajko od kury, co lata po podwórku, kapustę kiszoną nie zakwaszaną, miód zamiast słodzików chemicznych i tę marchewkę, co może pokracznie urosła, ale nadal marchewką smakuje. Po te produkty gnać będę ze śpiewem na ustach w najgorszą nawet pogodę. Przyjemność mam też ogromną z krótkich pogawędek z panią od chlebka, z rolnikiem, co jajka sprzedaje i wita z uśmiechem "Ach, to Pani!". Sprzedawca ziemniaków, też wie,  że zawsze proszę o te pizdryczki ( małe ziemniaczki młode, co do skrobania wkurzające nieco, ale za to jakie smaczne :) Z takimi zakupami wracam do domu w przednim humorze, w przeciwieństwie do poczucia traconego czasu na kolejki i bieganie po supermarkecie...




Po tym pachnącym śniadaniu energii do pracy mam więcej, lecę zatem dziubać, co tam zamówione ;) Nóżki wypychać, falbanki prasować i pakować dla Was pudełeczka :)







Girlandę z dzwoneczkami jeszcze jedną mam dostępną, jeżeli więc ktoś chętny, to zapraszam do kontaktu drogą mailową: annaporeda1@gmail.com
Można mnie też złapać instagramowo, a i do obserwowania profilu zapraszam serdecznie :):


Wszystkim, co wakacje właśnie zaczynają życzę udanego i bezpiecznego wypoczynku. Ja w tym roku urlop mam na balkonie, jeszcze tylko krzesełka odmalować sobie muszę i nowe siedziska im poszyć :) Póki co praca w toku :D

Miłego weekendu Kochani
Ściskam
Wasza A.

wtorek, 12 kwietnia 2016

Dobre miejsce

Jestem jestem, jeszcze dycham ;) chociaż, po absencji w blogosferze można by mieć pewne wątpliwości.
To nie zawiecha twórcza, ale za dużo wszystkiego, co sama sobie na garba tradycyjnie wrzucam. 
Poza tym jak melodii do pisania brak, to lepiej zamilknąć na czasu trochę i poczekać cierpliwie, aż ta melodia znowu w duszy zabrzmi, nie robiąc nic na siłę.

Naplanowałam  ostatnio masę rzeczy, ale zmęczenie  materiału dało znać o sobie i plany trzeba było zweryfikować konkretnie. Dla poukładania myśli, wyklarowania wizji bliższej i  tej dalszej przyszłości desperacko potrzebne mi były wakacje. Nie tylko mi oczywiście, bo moja druga połowica też zarobiona pob czubek kokardki. Zasłużyliśmy na oddech.
Urlopować się w tym roku nie będziemy, więc tym bardziej chwila dla nas była potrzebna. Postawiliśmy przede wszystkim na zmianę powietrza. Zawartość siary i ołowiu w naszym miejskim klimacie trzeźwemu myśleniu i odpoczynkowi nie  sprzyja. Wybraliśmy więc miejsce w tlen bogate i spokój... bo tylko spokój nas może uratować ;)
Kurortów nie lubię, lansowania się w wielogwiazdkowych hotelach też nie, więc wybór był jasny: agrorturystyka w jakimś malowniczym zakątku. Poszukiwaniem miejscówki zajął się I. ,ale jak tylko rzuciłam okiem na zdjęcia domku z malowanymi na niebiesko oczami/oknami, szybko pisnęłam " O tam jest ładnie!!!". 
Ładnie było, ba! Bardzo ładnie było, co choć kilkoma fotkami spróbuję Wam przekazać.
Zaznaczam też na wstępie : NIKT MI ZA REKLAMĘ NIE PŁACIŁ. To ja chętnie dała bym dużo, żeby jak najszybciej wrócić w to miejsce. Tym bardziej, że od powrotu organizm już mi się broni i bólem głowy alarmuje "Uciekaj stąd, to nie życie dla ciebie!".
Nie naganiam Was też do wyjazdu, bo to, co mnie oczarowało, dla innych wcale czarujące być nie musi. Postaram się jednak moimi kulawymi słowami opisać miłe mi obrazki i uczucia. Co z nimi zrobicie, Wasza wolna wola ;)

NAD HORYŁKĄ... link znajdziecie pod postem. Miejsce stworzone przez przemiłą parę, która usmiechem wita na progu, ale jeśli nie życzycie sobie w Wasze chwilowe bytowanie w ich domu ingerować wcale nie będą. Owszem są tuż obok, w razie czego służą i radą i pomocą, ale nie wiszą nad człowiekiem i nie kontrolują każdego ruchu. Można czuć się swobodnie. Umiejętność przemykania po angielsku mają opanowaną do perfekcji :)  Starą bieszczadzką chatę bardzo zgrabnie doprowadzili do stanu pełnej używalności. Z opowieści jednak ich samych i przyjaciół, których na miejscu mięliśmy przyjemność poznać, początki różowe wcale nie były. Dla tego klimatu pożegnali Warszawę. Nie jest to jednak para miejskich popierdółek, które po podjęciu decyzji przeprowadzki  z dużego miasta dały by się przygnieść wiejską rzeczywistością, co to, to nie. Byka za rogi ewidentnie chwycili dziarsko i puszczać wcale nie zamierzają. Team z nich naprawdę zgrabny i uzupełniający się nawzajem idealnie, miło popatrzeć, serio. Nie użalają się, że ciężko, nie miałczą, że roboty dużo. Wręcz przeciwnie, robią swoje z przecudownymi usmiechami na ustach. Z fajnych ludzi dobra energia bije na kilometr, takie pozytywne promieniowanie ;) Dla nas osobiście są kolejną cegiełką motywacyjną do opracowania strategii ucieczki na nasze zadupie. 


Mimo, że ziemia bieszczadzka dopiero powolutku budziła się do życia po zimie, już było pięknie. Nawciągaliśmy się tego wiosennego powietrza w płuca i mordki do słońca wystawiliśmy na długi czas, zbyt długi nawet. Ja osobiście przez pierwsze dni wyglądałam jak rasowy turysta z Niemiec po paru solidnych browarach- czerwień idealna :) Na szczęście szybko zmieniłam odcień, skórę na nosie też ;)
Leżakowaliśmy błogo jak pensjonariusze sanatorium rozmawiając godzinami, marząc o dobrych zmianach i zasłuchując się w cudne, pszczele basso continuo dochodzące z pobliskich uli.  Jeżeli taki jest tam początek sezonu, to kiedy wszystko będzie w pełnym rozkwicie... ech... marzenie-skrawek raju. Uwielbiam takie miejsca. Tam nawet psy chodzą uśmiechnięte, a najbardziej uradowana jest chyba Zuza, totalnie urocza  kundelka, mieszkanka tego domu. Psie przyjaźnie nawiązaliśmy jednak z niemal połową pobliskiego zwierzyńca. Wystarczył jeden spacer  przez wieś i nawiązanie serdecznej znajomości z Pankracym, który oprowadził nas po okolicy zapraszając do towarzystwa inne psy sąsiadów. Cóż, musieliśmy wyglądać dość specyficznie maszerując drogą z siedmiomia podskakującymi radośnie kumplami ;) Wygłaskałam psie łebki za wszystkie czasy. Musi wystarczyć na długo, zanim stworzymy sobie warunki dogodne dla posiadania własnego czterołapa... 

Znaleźliśmy tam wszystko to, czego do szczęścia nam trzeba. Cisza, spokój, ciepły duchowo klimacik, dom z duszą i pięknie zielone dywany dookoła. Tego szukamy my. Jeżeli Wy też, to szczerze polecam. Dom mimo leciwego wieku jest czysty i pachnący.  Zwierzaki są, ale nauczone, że w części mieszkalnej udostępnianej gościom bez wyraźnego zaproszenia błąkać  się nie wolno. Kocurki biegają po łące i siedząc na werandzie przy posiłkach aż miło patrzeć na ich  harce. Nie są jednak nachalne i nikt mordki do talerza nieproszony nie pakuje. To tak informacyjnie z naszej strony. Jeśli macie pytania  zapewne właściciele chętnie opowiedzą, bez ściemniania i czarowania. Paniusiom i dziuniom w "la butenach" odradzam wycieczkę. Totalnie brak publiczności podziwiającej Wasze wdzięki, no i "la buteny"  zapadną się w gruncie. To kawałek świata dla zwolenników konkretnego obuwia do leśnych wycieczek, kaloszków kiedy trochę kapie z nieba,no i stóp bosych  z radością gmyrających paluszkami w trawie :)









Na koniec powiem jeszcze tylko , że wszędzie były biedronki, które zawsze przywodzą mi na myśl jeden z moich ulubionych filmów " Pod słońcem Toskanii" :)

Zaciekawiłam? Zachęciłam? Jeżeli tak, klikajcie o tu: Nad Horyłką

Ja dzisiaj się odmeldowuję i gnam do swoich obowiązków.
Dziękuję, że mimo mojego ociągania jesteście tu nadal. Moc uścisków dla Was!

Wasza A.


piątek, 24 kwietnia 2015

No..., ładne kwiatki....

Zaliczyłam wyjazd poza miasto. Bardzo potrzebny reset, bo już wszystkiego było powyżej kokardki.
Wyjazd przyjemny, bo i tereny piękne, i towarzystwo takie, jak trzeba.Szkoda tylko, że po tym resecie chora rzeczywistość dała o sobie znać głośnym tupnięciem...
Przed długimi postami zawsze ostrzegam, więc i tym razem uprzedzę lojalnie, że słowotok Was czeka.
Może jednak od początku, a początkiem niech będą tytułowe kwiatki.
Zdjęcie poniżej pochodzi z wyjazdu i przedstawia żółte śliczności z chełmskiego lasu, ale nie o nich będzie tu mowa, a o innym zielu. Są jednak tak śliczne i tyle ich było w przygranicznych polsko-czeskich lasach, że musiałam się nimi z Wami podzielić ;)


Zdjęć z wyjazdu będzie jeszcze kilka, takich z moimi smaczkami, które najbardziej chcę zachować w pamięci.
Jeśli zaś o kwiatki chodzi, otrzymałam wiadomość w sprawie poprzedniego wpisu. Post zawierał zdjęcia na tle zawilcowego dywanu. Powiem wprost, oberwało mi się. Zarzucono mi niewiedzę i bezmyślność, bo podobno uczę dzieci dewastacji roślin chronionych. Pani,która z wizytą wpadła na bloga bardzo szybko podsumowała moją pracę jako poczynioną  szkodę w kwestii edukacji młodzieży. Wiadomość była bardzo rzeczowa i  niby z podpisem, tu cytuję : "... nie życzę Pani kłopotów..." , ale między wierszami brzęczało ostrzeżenie przed doniesieniem gdzie trzeba... Tak więc Moi mili, przez te kwiatki trafię za kratki ;) Jeśli robiłyście zdjęcia z przebiśniegami w domu, krokusami, wrzosem  radzę poszukać dowodów zakupu ze sklepu ogrodniczego, bo w przeciwnym razie razem spotkamy się w  celi ;) To tak żartem oczywiście. Postawa Pani bardzo chwalebna, bo przecież w obronie dóbr naturalnych. Mam jednak nadzieję, że edukując swoje dzieci czyni to starannie i sprawdza posiadaną  wiedzę. Dobrze by było, zwłaszcza jeśli niewiedzę tak swobodnie zarzuca innym... Otóż, w celu wyjaśnienia przekazuję Wam informacje  z zawilcowego świata  w pigułce. Owszem, zawilec znajduje się na liście roślin objętych ochroną. Nie ten jednak, którego na zdjęciach Wam pokazałam. Zawilce występują w wielu odmianach i te chronione to oczywiście dziko rosnące roślinki, jednak też nie wszystkie spośród tych dzikusów. Chronimy bezwględnie zawilce wielokwiatowe i zawilce narcyzowate. Moje zielone dywany pokryte były zawilcem gajowym, który jest roślinką pospolitą prawie jak stokrotka. Zatem ręce moje wolne od kajdanek dalej swoją robotę wykonywać mogą ;) Nie traktujcie jednak moich słów jako przyzwolenia do wykarczowania zawilcowych dywaników, o nie. Jedźcie w las i podziwiajcie, bo ta wiosenna dekoracja zniknie bardzo szybko.
Wiadomość od Pani nie była mi obojetna, bo żadne słowo i gest w moją stronę skierowane nigdy nie są bez znaczenia. Musiała bym się nie Anka nazywać chyba ;)
Tym bardziej, że w duszy wisiały mi słowa jeszcze jednej niewiasty.
Pani nr 2 przesłała mi słów parę krytycznych w temacie mojego szycia.Spokojnie, samozachwyt jest mi obcy i  szczerą krytykę mogę przyjąć na klatę. Zastanowiło mnie jednak to, że była to osoba nie z listy moich klientów, nie znajoma z dobrą radą , ot poprostu Pani wpadła, zobaczyła i taka jej się refleksja nasunęła... Mnie nasuwa się inna, ludzie krytykują innych kiedy sami ze sobą jakiś problem mają. Męczyło mnie pytanie, jak można tak wpaść do kogoś tylko po to, żeby ciętą krytykę zaserwować? Mam nieprzychylną opinię na temat dekoracji okiennej sąsiadki, więc pukam do drzwi, rzucam słów parę i znikam... Tak to powinno wyglądać? Chyba nie, bo po co to robić?!
Ostrzegano mnie, że funkcjonowanie w sieci wiąże się z obcowaniem z różnymi ludźmi, z komentarzami niezbyt miłymi, z nienawiścią, zazdrością... Ostrzegano, ale ostrzeżenie przed ciosem w plecy wcale nie sprawia, że jest mniej bolesny. Zaczynam się jednak oswajać powoli z wariatami, zakompleksionymi wrednotami i obiecuję sobie tylko jedno : nie dyskutować z tym całym towarzystwem nigdy więcej. Post piszę informacyjnie również dla tych, którzy swoje pazurki już ostrzą, żeby coś naskrobać i dokuczyć. Nie spodziewajcie się odpowiedzi. Wywalanie tego typy wypocin zamierzam bezwględnie wprowadzić w życie od teraz dla dobra mojego i moich najbliższych, obiecując im, że obce jednostki złego humoru  w naszą codzienność wprowadzić już nie zdołają :) Niech szukają sobie innych worków do bicia, tudzież terapeutów i innej pomocy specjalistycznej  w celu rozwiązania ich ewidentnie poważnych problemów wewnętrznych. Jeśli komuś nie podoba się to, z czym tu spotkać się może, jest na to wyjątkowo prosty sposób: taki krzyżyk malutki w prawym górnym rogu :)
OK, wywalilam, ulżyło, więc do pracy wracać mogę...
Z wyjazdu jeszcze tylko moje smaczki powklejam i idę dziubać dziubanko moje, bo znowu skurczenie doby odczuwam jakoś intensywniej ;)


Nawąchałam się drewienka...


... nagłaskałam relaksacyjnie życzliwego, psiego łebka (nieocenione wręcz działanie w sytuacjach stresowych i w mniejszych, czy większych smuteczkach ;)


 ... pospacerowałam, co dla mojego przeciążonego siedzeniem kręgosłupa aktualnie jest bardzo ważne, no i wysiedziałam się wieczorowo przy piecyku trzaskającym ogniem.
Gdzie byłam? W moim ukochanym Chełmsku Śląskim, w którym jeśli jeszcze ktoś nie był, ten gapa ;) Wszystkie szyjące niewiasty powinny odwiedzić chatki tkaczy śląskich, którzy piękny len tkali, no i na pogaduchy do Apostołowej kawiarenki wpaść w celu konsupcyjnym, bo żonka tegoż pana cud miód malina ciacho według starej receptury wypieka :)
Mam nadzieję, że ta ekspresowa regeneracja pomoże teraz w zakończeniu wszystkich prac twóczych, na które czekacie cierpliwie...
Miłego weekendu Robaczki Wy Moje,
mój będzie pracowity.

Z radosnym pozdrowieniem żegnam się dzisiaj
Wasza A.


piątek, 3 października 2014

Short visit in paradise


Day by day I'm more sure that I'm a winner ;)
Things that I experience, people who I meet on my way, days and nights that bring changes, new knowledge, wrinkles, memories...
Everything means something, everything what makes me a better person is important. Everything what tells me how to live this life a better way, how to reach the happiness.

***

Dzień po dniu upewniam się bardziej, że jestem zwycięzcą ;)
Rzeczy, których doświadczam, ludzie, których spotykam na swojej drodze, dni i noce, które przynnoszą zmiany, nową wiedzę, zmarszczki, wspomnienia.,,
Wszystko coś znaczy, wszystko, co sprawia, że staję się lepszym człowiekiem, jest ważne. Wszystko, co mówi mi jak żyć lepiej, jak osiągnąć szczęście.

This time I was lucky to take my family to a magic place created far from the crowd, city lights and all of  the craziness of this world.

***

Tym razem miałam szczęście zabrać moją rodzinę w miejsce stworzone z dala od tłumów, świateł miast i wszystkich wariactw tego świata




When you want to find yourself, gather thoughts, to know the sense of your existence, you should go there. Nothing won't disturb you ;)

***

Jeżeli chcecie się odnaleźć, pozbierać myśli, poznać sens swojej egzystencji, powinniście tam pojechać. Nic nie będzie Wam przeszkadzać ;)















Long walks in the forest, hours with a good tea and conversations about everything.Great vacation. I love it all.

***

Długie spacery po lesie, godziny przy dobrej herbacie i rozmowach o wszystkim. Wspaniałe wakacje. Uwielbiam to.

And now this way please ;) 
A teraz tędy proszę ;)









Magic little house in the mountains, where everything smells different, tastes better and inspires you to change your way of life.

***

Magiczny mały domek w górach, gdzie wszystko pachnie inaczej, smakuje lepiej i inspiruje do zmian życiowych.


Here even chickens have a happy life and this happiness you can find in every corner...

***

Tutaj nawet kury mają szczęśliwe życie, a to szczęście znajdziecie w każdym kąciku...




Who is the boss in this house? Well, hard to say... Probably lady name Jola thinks she is, but to be honest this job belongs to those  three musketeers ;) :

***

Kto jest szefem w tym domu? Cóż, ciężko powiedzieć... Prawdopodobnie Jola myśli, że ona, ale jeśli mam być szczera ta robota należy do tych trzech muszkieterów ;) :

I introduce you Sir Bekon:
Przedstawiam Wam, Pan Bekon:


Lady Słonina:
Pani Słonina:


And the most dangerous ( dog, who doesn't let anyone to touch her, but let us to play with her, and hug her and became a real guardian of mister I. ;)
Lady Fiona:

***


No i najbardziej niebezpieczna (sunia, która nie pozwala się dotykać, ale nam pozwoliła na wspólną zabawę, przytulanie i stała się prawdziwym stróżem pana I. ;)
Pani Fiona:


Smiling dog, priceless view ;)
Uśmiechnięty pies, bezcenny widok ;)

In place where fashion  doesn't exist...
W miejscu gdzie moda nie istnieje...


Where sun is shining in a vase at the kitchen table...
Gdzie słońce świeci w wazonie stojącym na kuchennym stole...


Where you can feel your guardian angel standing closer then ever before
Gdzie swojego anioła stróża czujesz jakby stał bliżej niż dotychczas


Here you can slow down the time, really see the sky above your head and realize how little you are in this  huge world...

***

Tutaj możesz zwolnić czas, naprawdę dostrzec niebo ponad głową i zrozumieć jak malutki jesteś w tym ogromnym świecie...

So, don't waste your days, cause we are here only for a while, and still so  many things to enjoy are waiting for us :)

***

Więc nie trać swoich dni, bo jesteśmy tu tylko na chwilę, a ciągle tak dużo niezwykłych radości na nas czeka :)




Wild strawberries in September :)
Poziomki we wrześniu :)


Green carpets to lie down and watch clouds...
Zielone dywany do leżenia i obserwowania chmur...


And this whole beautiful world...
Cały ten piękny świat...

Stop thinking about worthless things, try to see this, what amazing happens close to you every single day... appreciate little happiness , cause each of those can build your strength and help you to understand or at least accept this, what sometimes makes you fall...

***

Przestań myśleć o rzeczach bezwartościiowych, staraj się widzieć to, co niezwykłego dzieje się blisko Ciebie każdego dnia... doceniaj małe szczęścia, bo każde z nich może zbudować Twoją siłę i pomóc zrozumieć, a przynajmniej zaakceptować to, co czasem sprawia, że upadasz...

My happiness? Smile of my teenage daughter, what doesn't happen to often in this age ;)




And this hand that I can hold, walking my winding roads...
I ta dłoń, którą mogę trzymać krocząc moimi krętymi drogami...


Now our dream to leave the city and move tho the village is only stronger... lets hope one day we will fly away from here... ;)

***
Teraz nasze marzenie o zostawieniu miasta i przeprowadzce na wieś jest jeszcze silniejsze... mam nadzieję któregoś dnia odlecimy stąd... :)


I came back home really relaxed. Time without make up, fashion dilemma and other stupid problems is always good for me.

***

Wróciłam do domu naptrawdę zrelaksowana. Czas bez makijażu, dylematów modowych i innych głupich problemów zawsze doobrze mi robi.


We will go there again for sure. You can also rent something for "łikend" :P
Na pewno jeszcze tam pojedziemy. Można też wynająć coś na "łikend" :P


Little joke only ;) Language problems are not important here. More importand are views, fresh air and Mrs Śmietanowa who will speak with you if you meet her on the way :) another priceless moment :)

***

Takib mały żarcik :) Problemy językowe tu są nieistotne. Ważniejsze są widoki, świeże powietrze i Pani Śmietanowa, która  chętnie z Wami porozmawia jeśli spotkacie ją po drodze :) kolejny bezcenny moment :)


And for goodbye another picture that I took for my beautiful baby wearing a vintage wedding dress which Jola let us to use for this session.

***

Na dowidzenia jeszcze jedno zdjęcie które zrobiłam mojemu ślicznemu dzieciątku ubranemu  w vintage suknię ślubną, którą Jola pozwoliła nam pożyczyć do sesji.

Kisses and thank you for your visit
Your A.

Buziaki i dziękuję za odwiedziny
Wasza A.



Magic place /magiczne miejsce :JOLINKOWO