Obserwatorzy

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą kaczka. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą kaczka. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 26 marca 2015

PODZIĘKOWANIE!

Dzisiaj oficjalnie po ogłoszeniu wyników w konkursie na Szyciowy Blog Roku 2014, w którym moje maleństwo Cottoni brało udział, mam przyjemność poinformować Was, że to maleństwo poradziło sobie wspaniale otrzymując nagrodę z Waszych rąk właśnie :) Zwycięstwo w kategorii "Głosowanie internautów" jest dla mnie wielką dumą i radością. Bez Was nie chciało by się chcieć aż tak. Jesteście, wspieracie, motywujecie i cierpliwie czekacie na więcej. Dzielenie się z Wami częścią mojego świata, tym co w duszy gra i buczy, jest dla mnie niezmiernie ważne. Blog stał się częścią życia całego mojego domu, a także drogą do budowania cudownych relacji, które z wieloma z Was przerodziły się już w przyjaźń prawdziwą. To łącznik między mną, a pozytywnymi wariatami, którzy tak samo ukochali rękodzielniczą rzeczywistość. Dla Was chce się składać słowo do słowa, szukać obrazków cieszących oczy, fotografować i dziubać dalej te moje misiaki i myszostwory. Uściskałabym najchętniej każdego z Was, co czynię wirtualnie, a jeśli macie chęć i czas na spotkanie, to w najbliższą sobotę (28 marca) stawię się osobiście we wrocławiskim Atelier Szpilki przy ul. Oławskiej 4 na oficjalnym podsumowaniu konkursowym (start godzina 17:00 ). Przyjdzie mi pewnie rzec słów parę, więc Wasza obecność i wsparcie duchowe tym bardziej wskazane ;)


Raz jeszcze dziękuję Wam pięknie, każdemu z osobna i wszystkim jednocześnie :)
Wracam do moich szyjątek ;)




Buziaki
Wasza A.

niedziela, 1 marca 2015

...a koty niech się marcują!

Niech wszystko obsypuje się zielenią, kolorem pulsuje i niesie zmiany, ale tylko na lepsze.
Niech słońce maluje policzki i rozbiera nas z grubaśnych swetrów.
Chce mi się wiosny bardzo,bardzo, bardzo!!!
Niech więc gęsi i kaczki wracają już do nas szybko i skrzydlatym kluczem otwierają niebo szeroko z zimowych okiennic na kolor blue :)







... no i koty niech się marcują, na zdrowie. Niech miauczą i mrauczą pod oknami do woli, a rano niech mnie budzi trelenie i świergotanie dobiegające z krzaczorów pod balkonem. 
Razem z pierwszym marca życzę Wam najpiękniejszej wiosny, głębokiego oddechu, uśmiechów szerokich po skurcze policzków i miłości w każdej ilości! 

Słonecznej niedzieli!
Ściskam, Wasza A.

środa, 11 czerwca 2014

PTASZARNIA

Mam przyjemność mieszkać w takiej części miasta, której cechą charakterystyczną jest dzicz totalna, żeby nie powiedzieć bajzel... Podobno na takim wygwizdowie to już psy inną stroną niż zwykle  szczekają. Nie wiem, nie przyglądałam się. Szczekanie średnio mnie interesuje. Każdego dnia jednak z ogromną przyjemnością nasłuchuję śpiewania, trelenia, ćwirkania - obłędnego ptasiego radia za moim balkonem. 
Pokaźne krzaczory i oddalenie od drogi zachęciły całe to śpiewające, skrzydlate towarzystwo do zamieszkania tuż pod blokiem. Wierzcie mi, że usypianie przy takim akompaniamencie jest jak część rajskiej obietnicy- uwielbiam poprostu.
Z tego rozklejenia ptasimi śpiewami pozwoliłam pewnej parce na  założenie rodziny nieo bliżej. Pamiętacie kiedy pisałam Wam o moich gołąbeczkach na balkonie? W tym właśnie miejscu post straci mocno na atrakcyjności, więc lojalnie uprzedzam: wrażliwość proszę sobie skręcić do minimum ewentualnie opuścić lokal ;)
Dla przypomnienia: parę wolnych dni i nasza nieobecność w balkonowej przestrzeni wystarczyła, żeby pewna zakochana para zmontowała pod krzesłem coś na kształt gniazda. Kiedy zobaczyłam te rozwalone wszędzie badylki miałam zamiar zaserwować im przeprowadzkę, ale okazało się, że w kącie bieliły się już dwa śliczne jajeczka. No wzruszyłam się poprostu i stwierdziłam, że tak bliski kontakt z ptasim światem nie może nam przecież zaszkodzić. Poobserwujemy, podopingujemy i będziemy mogli rosnąć z dumy, że nowe życie jest poniekąd naszym udziałem. Jajeczka naprawdę śliczne, idealnie bialuśkie, szybko otworzyły się i ukazały coś, co już wcale ładne nie było. No co tu dużo gadać, takich brzydkich dzieci to już dawno nie widziałam. Wielki dziób i doczepione do niego brudno-rdzawe coś. To mało atrakcyjne przedszkole  nie było jeszcze problemem na tym etapie. Rosło jednak zaskakująco szybko i dzisiaj już gabarytami niewiele różni się od mamy i taty. Swoją drogą jestem pełna podziwu dla ich troski i umiejętności organizacyjnych. Dzisiaj np. rodzice zabierają na zmianę raz córkę, raz syna na lekcję latania. 
Tak tak, mamy chłopca i dziewczynkę. Zastanawiałam się nawet czy nie nadać im imion i dzisiaj wiem dokładnie jak na nie wołać : SRALUCH I SRAJDULINA!!! Masakra proszę Państwa!!! Tu pragnę wszystkich przestrzec przed goszczeniem u siebie uroczych gołąbeczków. One nie są urocze, o nie!!!  Za tą gościnę nie odwdzięczą się też ani słodkim śpiewem, ani produktem na jajecznicę! Nie! Wrócą na ten balkon, żeby nasrykać jeszcze więcej! 
Czekam jeszcze cierpliwie parę dni i jak zobaczę, że w powietrzu czują się już naprawdę pewnie to łopata i taczka w dłoń, czyli eksmisja lokatorów. Sprzątania sporo. Bosą stopą na balkon nie wyjdziesz. Gumowce na podorędziu być muszą. Na dokładkę te  srykające potwory siadają na barierce za oknem kiedy jemy obiad i się gapią. Wlepiają w nas te świdrujące ślepka, kręcą główkami i coś skrzeczą po swojemu jakby chciały powiedzieć : "To wy się wyprowadźcie, następne jajka w drodze!!!". Aż mi się dzieło Hitchcocka przypomina, brrrrr....

Żeby tak całkiem paskudnego wrażenia po przeczytaniu nie zostawiać przedstawiam Wam kaczki (absolutnie niesrające!)




Siostry bliźniaczki eleganckie, kulturalne i niebrudzące, dzisiaj wędrują do sklepiku i polecają się gorąco.
Na temat kaczek żywych mam dla Was fragment jednego z moich ulubionych filmów:




Podsumowując i cytując Gienię z filmu: "Koniec i bomba, kto nie słuchał ten trąba!" i ptaszki na balkonie przyjmuje na własne ryzyko ;)
Podbieram jeszcze jeden cytat z filmu "Jasminum"- Gienia: "Chlebek jest?" , Zdrówko: "Jest.", Gienia: "No to śniadanko..."
U mnie też chlebek jest i w kiszkach lekkie burczenie, więc... śniadanko ;)
Miłego dnia Moi Mili!!!

Wasza A.

poniedziałek, 2 czerwca 2014

Plusy+minusy=życie


Każdego dnia bilans musi być na plus. Nawet jeśli w drodze ku zachodowi słońca zaliczyło się kilka wtop. Wtopy mogą być całkiem spore, ważne żeby plusów nazbierać na ich pokrycie jeszcze więcej i głowę na poduszcze kłaść już uśmiechniętą...

Moja niedziela od rana zabiegana... Skończyć pilne zamówienie, potem po dziecko, które "łikendowało" się u koleżanki, w drodze szybkie zakupy, bo Dzień Dziecka przecież i wiśta wio, brak czasu na postój. Szybka kawa w zacnym gronie i spowrotem, bo planów jeszcze sporo. Na trasie krótka pauza na zrywanie dzikiego bzu, bo Syl podała przepis na syropek, a kwiecie wiecznie nie będzie kwitło, no i pierwsza wtopa na liście dzisiejszego dnia... Ja plus krzaczory minus tabletka na alergię (nie zjadło się od dni dwóch, bo o sobie pamięta się najmniej...) no i mamy problem. Dziesięć minut szurając w trawsku i zapyleniu totalnym wystarczyło... Ledwo dojechałam do domu, a ciągnęła mnie ku niemu jeno myśl, że tam tableteczki czekają i krople wszelakie, żeby tylko dojechać, doczłapać i poczuć ulgę. Oczy jak bite, wąskie szpareczki na tle napuchniętego czegoś, co kiedyś twarzą było, krtań zaciśnięta,kichawki, no i paskudne swędzawki w uszach... Wiadro kropli, piguła i pół godziny ciemności, żeby ślepia znowu otworzyć... Że też człowiek sam sobie czasem takie przygody serwuje, ech...
Jak zaczęło puszczać nieco szybko trzeba było kaczkę skończyć, bo też pilnie potrzebna, a jeszcze dziób trzeba  pomalować i oczka wyhaftować... Walka z niemocą, pędzelek w dłoń i powolutku dochodzę do siebie, a kaczka kaczkę zaczyna pprzypominać. W przelocie gdzieś obiad i znowu w drogę, tym razem z dziobatą pod pachą...


Zanim jednak w drogę szybkie  spotkanie z klientką i znowu tempo podkręcam...


Zestaw upominkowy  dla pewnej maleńkiej Bianki.... a w środku:


...a w środku koniecznie misiunio ;)


Klientka zadowolona, mam nadzięję, że ta mniejsza o bardzo dzwięcznym imieniu również będzie :)
Kaczka także trafiła we właściwe ręce i szybko do domu, bo po całym dniu straszne pobojowisko zostawiłam, a jeszcze wspomniany syropek został do zrobienia z tego kwecia z takim poświęceniem zdobytego...
Kiedy jednak wygodnie już w domu się rozsiadłam zwalniając nieco obroty okazało się, że ten dzień ma jeszcze jeden minus na swojej długiej liście zdarzeń... W całym tym zamiesznaniu przesiałam gdzieś kartę do konta. Przekopane więc wszystko włącznie z samochodem, szybka wizyta w sklepie z zielonym zwierzem na szyldzie, gdzie ostatni raz kartę wyciągałam i nic. Kamień w  wodę. Akcja z zastrzeganiem,zamawianie nowej i nerwik...

Nic to jednak. Dzień uznaję za dobry. Pogoda dopisała. Jadąc po dziecię napatrzyłam się na wiejskie krajobrazy z makami w tle, bzu się nawąchałam (boleśnie nieco, ale i tak przyjemnie). Klientka zadowolona, więc satysfakcja z wykonanej pracy jeszcze większa. Syropek się robi i powolutku żegnam się z tą zakręconą niedzielą, żeby wejść w nowy tydzień z uśmiechem.
Jutro front robót też dość obszerny, truskawki trzeba nabyć i przerobić, zrealizować kolejne zamówienia... Ciekawe co przyniesie poniedziałek... Zastanawiam się czasem, czy takie idealne życie bez potknięć nie byłoby trochę nudne ;)


Jutro te czerwone pyszności przerobię na sos truskawkowy i zamrożę, żeby zimą umilać nasze wspólne chwile. Przy muzyczce z radyjka czas poleci szybko i kopiec zniknie nie wiadomo kiedy.
Skubiąc te zielone listki będę myśleć nad kolejnymi szyjątkami i oczekiwać kolejnych życiowych niespodzianek. Oby tych bilanosowanych na plus było jak najwięcej, czego i sobie i Wam życzę.
Teraz czas na sen.
Niech będzie spokojny.
Dobrej nocy! ( a kto w dzień zawita, temu dnia pięknego życzę ;)

Wasza A.