Halloween to raczej nie moje święto. Czaruję w swojej chacie na okrągło, kota czarnego mam, a jakże, ale jakoś mody na amerykański styl życia wkręcić sobie nie dałam. Co innego szycie tematycznych duperałków. To, to ja chętnie :). W całym kraju dekoracji już multum, na każdej latarni w mieście jakiś wisielec z uśmiechem prosto z photoshopa, strach się bać. W związku z tym naszym polskim halloweenem, co to w najbliższą niedzielę nas czeka, mam więc dla Was, Moje Drogie Czarownicujące, życzenia prosto z serca: żeby nam nikt tej chałupy polskiej do góry nogami nie wywrócił, nie zeszpecił, nie zaprzedał, nie zrujnował dokumentnie. A jako, że praktycznie w każdym domu porządkowanie pierdolnika do nas kobiet należy, to i tych porządków nie zostawiajcie proszę w cudzych rękach. Bez obaw, nie zamierzam tu agitować nikogo, bo zdania jestem od lat, że do polityki uczciwi ludzie nie idą, a jeśli nawet jakiś tam się przypadkiem zaplącze, to zastraszą i na swoją modłę przerobią niechybnie . Czasy Reytana się skończyły, mężów stanu brak, zostało co zostało. Nie wiem na kogo zagłosuję, wiem jednak na kogo zdecydowanie głosu nie oddam, a to już coś. Czasem przetasowanie kart, poruszenie planszą z pionkami nowe możliwości przynosi, po to tam idźcie. Nie ma gadania, że rosół musicie gotować. Mnie też średnio się chce tyłek ruszać do Legnicy, zawsze wracam stamtąd z bólem głowy, ale póki prawo głosu mam ( nie zapominajcie, że nie zawsze miałyśmy, a historia powtarzać się lubi...) to zrobić coś muszę dla siebie, dla Was, dla mojej córki.
piątek, 13 października 2023
Jesiennie...
Czas na prace twórcze mój ulubiony nastał. Jesień, Panie, jesień nareszcie. Słońce chałupy do czerwoności nie rozpala i oczu mi nie męczy. W moim wieku, hehe, to już upały w kość dają dość :D Ciśnienie Panie skakać sobie lubi, krople nasercowe pod reką trzymać trzeba i pilnować się mocno, co by ducha nie wyzionąć, a nie tam dziubolić i dziergać... Żarcik, mam się nieźle. Ku mojemu zaskoczeniu nawet lepiej każdego dnia. Terapeutyczny kot zamieszkał ze mną w domu i stan fizyczny znaczącej uległ poprawie. O szczegółach kocioterapii może w następnym poście, a dzisiaj o twórczym moim żyćku, którego tutaj od maja (łolaboga...) nie pokazywałam ni hu hu.
Szyje się jesiennie i choinkowo. Czas nagli, bo na tym dziuboleniu to tydzień po tygodniu ucieka jak struś pędziwiatr. Za dużo jeden człowiek nie narobi. Takich oto serduszek jak te ze zdjęcia, to ja dziennie max 10 mogę zrobić. Towar więc deficytowy, bo i nie każdy dzień dziuboleniu sprzyja, wiadomo. Staram się jednak niezmiennie, żeby od ogólnodostępnej popeliny różniło się to moje dziubanko znacząco, więc jakość nad ilością góruje bez strat moralnych.