Obserwatorzy

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą kuchenne dekoracje. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą kuchenne dekoracje. Pokaż wszystkie posty

piątek, 6 marca 2015

Kwiatoterapia

Kiedyś będzie ogród, w zasadzie już całkiem niedługo, bo za miesiąc czeka nas wstępna przeprowadzka, a za jakieś dwa, trzy lata kolejna. Będą porządki konkretne, planowanie, układanie i malowanie naszego świata na radośniejsze kolory. Póki co obstawiam się doniczkami z kwieciem wszelakim. Najlepsza terapia na oporny ból głowy- oczy mi odpoczywają...
Dzielę się więc widokiem tego ziela cudnego i uciekam walczyć z rzeczywistością.





Szycia znowu wiele nie było, ale co nieco spod igły wypuściłam:




Mam nadzieję, że Tosia, dla której powstał  ten kroliczek, będzie z niego zadowolona.

Na wyprzpedażową stronkę wrzuciłam kilka słodkości:
Stronka dostępna o tu: KLIK


Mało gadania, bo pracy dużo...
Uciekam szykować zaległe przesyłki, przyjąć kolejną dawkę przeciwbólowych pigulinek i jeśli po tym nie odpłynę, szyć co do uszycia czeka ;)

Miłego weekendu życzę!
Wasza A.

czwartek, 8 maja 2014

Małe zmiany i słowo o kurniku

Bywają takie dni, że igła w palcach nie leży jak należy...
Pędzel jednak gabaryty ma bardziej chwytne, więc poszedł w ruch.
Zmiana może niewielka, ale humor poprawiła, więc dobrze jest ;)
Moja kuchnia jeszcze długo nie będzie taka, jakby się chciało, bo zawsze jakieś licho portfel przetrzepie do podszewki i dutków nie widać.
Krok po kroczku jednak można sobie przestrzeń umilać nawet tanim kosztem, wystarczy ruszyć czaszką i wykazać odrobinę chęci.
Dzisiaj kosztem godzinki, farby akrylowej, papieru ściernego i wydruku z sieci powstała ze starej nowa puszeczka na  spaghetti :)


Jej poprzednie oblicze było dużo mniej atrajcyjne:


Nowe na bazie starego zawsze sprawia mi radość nie lada. Grosik przyoszczędzony na metamorfozie można wydać na coś innego. Dzisiaj chociażby odkryłam  przeuroczy chlebaczek w Pretty Home 
Sami zobaczcie, słodki  okrutnie prawda?:
Czerwony- marzenie poprostu, chociaż niebieski też wzrok mój przyciąga bezlitośnie...

To tyle o puszeczkach. W najbliższym czasie pod pędzel wpadnie mi mój drewniany chlebak. W głowie już się obraz rodzi jego nowej kreacji ;)

O kurniku miało być, więc mówię w czym rzecz...
To, że marzy mi się wieś już wiecie. Marzy mi się też mućka i kur parę :) Cóż, niektóre kobiety marzą o drogich blachach przed domem, czy firmowych metkach wystających zza kołnierza. Ja tam wolę swojsko, ludzko, bez nadęcia i miłości do mamony.
Na ten moment jednak wiejskie klimaty pozostają w krainie marzeń, chociaż ptactwo i jajka trafiły mi się zupełnie niedawno...


Powinnam chyba częściej wychodzić na balkon, bo gołębie uznały go za bardzo spokojne miejsce i postanowiły uklecić gniazdko... Wystarczyły w zasadzie dni świąteczne, po których  znalazłam te dwa dzieciątka. Rodzice nabrali już zaufania i nie odlatują nawet kiedy wieszam pranie, żyjemy więc sobie w zgodzie i wspólnie oczekujemy  puchatego potomstwa. Poczytałam wskazówek ornitologa, więc jako ciocia gołębiowa jestem przygotowana do swojej roli ;)

Żeby nie zostawiać Was dzisiaj bez szyjątek prezentuję te, które z walających się po pracowni części stworzyły całość w ostatnim czasie i już czekają w sklepiku:





Uciekam teraz zmontować jakiś obiad ;)
Miłego dnia!

Wasza A.

czwartek, 3 kwietnia 2014

RECYCLING

Recycling uwielbiam, ten tekstylny szczególnie ;)
Kołderka z koszul taty w moim ulubionym, niebieskim kolorze, szyje się już od lat kilku. Jak tylko nabierze mocy urzędowej i czas pozwoli, to na pewni projekt doczeka się ukończenia.
Aktualnie jednak wolnych chwil dla siebie brak.
Zakopana po uszy w zamówieniach wczoraj tylko  pozwoliłam sobie na 15 minut wytchnienia i uszyłam szybciutko do mojej kuchni  dwa ręczniczki.
Dzianinowe ręczniczki kuchenne na pewno znacie.
W blogowym świecie moda na różne przydasie rozchodzi się lotem błyskawicy, więc zapewne wiecie, o których mówię ;)
Śliczne są i praktyczne podobno też, niestety ze względu na ich cenę obeszłam się smakiem.
Nic to jednak kiedy dwie ręce się ma nie wolno pozwalać im na bezwładne zwisanie wzdłuż ciała, lecz zakasać rękwaki i do roboty ;)
Uszyłam więc sobie własne ręczniczki,a z czego? A ze starego sweterka 100% cotton :)
Przód i tył, nożyczki, lamówka, kilka minut pracy i voilà: dwa ręczniczki gotowe.
Prezentują się całkiem zgrabnie, wodę absorbują idealnie, a stary sweterek, którego nosić już się nie dało otrzymał nową misję :)






Tekstylia są cudownym materiałem do pracy. Dzianiny, tkaniny- wszystkie można zaczarować w coś nowego, kiedy tylko ciuszek nam się znudzi :)



Śmieciorów na świecie już tyle, że czasem zanim szurniemy coś do kosza i polecimy po nowe, warto pomyśleć i uruchomić wyobraźnie, bo może ze starego, coś absolutnie nowego i fantastycznego wpadnie nam do tej roczochranej na karku :)


Za chwilę galopem pomykam spowrotem do pracowni, ale jeszcze podzielę się z Wami dobrą muzyką...
Zazwyczaj nie słucham żeńskich wokali, nie lubię i tyle. Nakręcam się do działania nutkami Poluzjantów, wyciszam Staszkiem Soyką, a marzenia snuję przy Josh'uu Groban'ie.
W tym przypadku jednak ciarki miałam wszędzie i wzruszenie totalne w sercu, więc jak tu nie podzielić się z Wami?
Przedstawiam Wam zatem "Wujka Dżeda" :)


Absolutnie cudowne aranżacje i głos, który ogromnie przypadł do gustu moim uszom i sercu.

OK, zmykam, znikam jeszcze tylko na Wasze komentarze z ostatniego wpisu odpowiem ( by the way... dziękuję Wam za nie wszystkie i za Waszą obecność... jesteście SIMPLY THE BEST :)

Wasza A.

środa, 19 marca 2014

Stół...

Każdy dom powinien mieć swoje centralne miejsce, takie, w którym zbierają się wszyscy domownicy porozmawiać o sprawach ważnych i ważniejszych.
Zawsze takim miejscem w moim wyobrażeniu była kuchnia.
Marzy mi się taka z dużym stołem na środku, który skupi dookoła siebie wszystkie bliskie mi istoty.
W naszej kuchni mikroskopijnych rozmiarów stół trzeba by było chyba podwiesić pod sufitem, bo obrócić się w niej  ciężko i bez niego.
Doczekałam się jednak mojego centralnego miejsca dzięki przeprowadzce zbiorów materiałowych.
Wszystkie moje szyciowe skarby wylądowały w pracowni, więc odgracony pokój można było zagospodarować bardziej po domowemu :)


Zaraz po ustawieniu stołu stwierdziłam braki obrusowe, więc póki co skromnie. Szybko obszyty biały nakryłam równie szybko uszytymi bieżnikami, ale mam ochotę pokombinować trochę i zaopatrzyć się w pełny przekrój kolorystyczny tekstyliów. To jednak w wolnej chwili, bo pracy sporo, a wiosenne początki odebrały mi cały zapas energii.
Głowa migrenowa i uczucie przebitego balonika nie sprzyjają pracy twórczej.
Walczę jednak z niemocą, żeby nie zawieść totalnie osób, które liczą na twory moich rąk.
Powstało więc ostatnio mailegowe małżeństwo, a ich potomstwo już jest w drodze.


Co wcześniej zszyte w całość doczekało się paru zdjęć i poleciało w świat.


Cała lista rzeczy do zrobienia aż krzyczy mi w głowie: "Do roboty kobieto! Do roboty!!!", ale dzisiaj jedynie leżenie plackiem mi wychodzi.
Może późną nocą zbiorę się w sobie i siądę coś podziergać...

A jak Wy znosicie przejście z zimy w czas wiosenny?
Mam nadzieję, że lepiej ode mnie ;)

Buziaki  wielkie

Wasza A.

wtorek, 15 października 2013

Miss Pumpkin

Halloween zagnieździło się już w polskiej tradycji skutecznie.
Do tego stopnia, że dynie zalegają w każdym prawie sklepie na stoiskach z warzywami.
U nas w domu za celebrowanie tego  święta dziękujemy serdecznie.
Zdecydowanie bardziej wolę celebrowanie kulinarne dyniowego sezonu ;)
Ten kolor, te krągłe kształty, ech....
Piękna Miss dynia.
I jeśli ktoś kiedyś na swój temat usłyszał takie oto zdanie:
"...gruba/gruby jak dynia..."
niech od dzisiaj traktuje to jak komplement ;)
Chuda i długa nie wyglądała by tak zachęcająco...


Dyńkę przytaszczyłam do domu z Lidla i wystroiłam w moje nowe vintage okularki.
Ładnie jej, prawda ? ;)
Walizka, stara i zakurzona (wytaszczona ostatnio z babcinego stryszku), posłużyła jej za tron.
Niestety miss dynia kusiła mocno i szybko trafiła pod nóż:


Przed krojeniem proszę pamiętać o umyciu dyńki ;)
Później wyciągamy pestki, przepłukujemy i suszymy. Będą pyszne do chrupania wieczorami, lub przydadzą się do surówki, tudzież innych popisów kulinarnych :)
Łychą wyskrobujemy wnętrze, obieramy dyńkę z tej ślicznej skórki
i kroimy w kosteczkę.


Dzisiaj dyńka w naszym domu wystąpiła w postaci zupki-kremu.
Wystarczyło pokrojone kosteczki zalać wodą
(ok.800g dyńki, wody trochę ponad poziom zawartości garnka)
dodac łyżkę masla, pare ząbków czosnku i odpalić gaz ;)
Dynia gotuje się bardzo szybko. 
W osobnym garnku gotujemy kilka ziemniaczków, które później dodajemy do ugotowanej dyni.
Doprawiamy solą i pieprzem, blenderem miksujemy na krem 
i podajemy z prażonymi płatkami migdałów lub grzankami czosnkowymi.
Delicje poprostu!:)


Nasze grzanki zrobiłam z chleba z ziarnami.
Na patelni rozgrzałam oliwę z oliwek, wrzuciłam kilka ząbków czosnku, 
a nastepnie chlebek pokrojony w kostkę.
Na wolnym ogniu grzaneczki zarumieniły się apetycznie i złapały czosnkowy aromat.
Polecam grzaneczki nawet do chrupania zamiast chips'ów.
Można przerobić czerstwy już chleb i wsypać do szczelnego słoja ;)
W ten sposób poczekaja np. na wieczór filmowy i będziecie mogli zajadać je sobie w czasie seansu.

Kiedy już dynia została skonsumowana zatęskniłam za jej "osobą"
i zorganizowałam sobie tekstylne zastępstwo...


Przydały mi się w końcu badylki przywiezione z nad morza.
Przeleżały w szafce pod zlewem kuchennym półtora roku.
Nazbierałam ich trochę, bo co? Bo fajne były ;)
Takie wygładzone morską wodą.
Jeszcze wtedy nie wiedziałam co z nimi pocznę, aż do dzisiaj.
Takie to właśnie skarby można znaleźć w moim domu ;)
Cóż mogę poradzić na tego artystycznego wariata w głowie ?...


Po krótkiej sesji zdjęciowej dyniaczki zaległy na parapecie.
Sama się dziwię, że coś jeszcze udało mi się tam zmieścić ;)


Zajadajcie dynię, bo zdrowa jest i smaczna.
Bez problemu przechowuje się też w postaci zamrożonej.
Nacieszajcie  nią również oczy, bo to wyjątkowo urodziwe warzywko ;)

Pozdrawiam i ściskam,
a wszystkich nowych "podglądaczy" witam radośnie na pokładzie;)

Wasza A.