Obserwatorzy

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą szydełkowe cuda. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą szydełkowe cuda. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Być panem świata...

Jakiś czas temu, z początkiem lata chyba, wybrałam się po zakupy do Lidla.
Jak zwykle szybkie zakupy, bo u mnie wszystko szybko, czas szybko leci i sprawy do załatwienia namnażają się też w tempie pędzącego TGV.
Wypadłam więc z mojej błękitnej strzały(fiat punto w kolorze morski błękit, nie pierwszej już młodości...) i truchtam żwawym kroczkiem między autami w stronę wejścia.
Wtedy zobaczyłam jego- kręcone blond włosy do ramion, bez koszuli, znacząco muśnięty słońcem.
Szedł luźnym krokiem nie przejmując się, że jego roznegliżowany tors w tym miejscu miasta wzbudza dość duże zainteresowanie, bądź niesmak przechodzących obok postaci.
Nie przejmował się niczym jakby ten świat naprawdę do niego należał.
Szedł nie spiesząc się nigdzie, nie schodził z drogi nikomu, nie musiał... To na jego widok ten skromy tłumek pod sklepem ustępował miejsca na chodniku.
Patrzyłam na niego przez dłuższą chwilę wcale nie dlatego, że jakiś tam nieziemsko przystojny był.
Odkąd jest w moim świecie pan I. nieziemsko przystojni mężczyźni nie istnieją, poza moim własnym rzecz jasna ;)
Patrzyłam, bo gdzieś w głębi serca pozazdrościłam temu człowiekowi  swobody.
Może to dziwne, że można zazdrościć czegoś właśnie jemu, pomyślałam sama, bo człowiek bezdomny raczej mało ma powodów do zazdrości wzbudzania, a jednak...
Tak, ten pan mieszka na ulicy i póki ciepło, śpi pewnie pod gwiazdami, a w ciągu dnia słońce leżącego gdzieś na ławce głaszcze czule po tym nagim torsie.
Nie spieszy się nigdzie.
Nie ma zobowiązań.
Jak zgłodnieje, to pewnie wyprosi od kogoś parę groszy i kiszki przestaną grać marsza.
W ostateczności można tez dać nura do kosza. Kiedy na niego patrzyłam też rzucił wzrokiem na kubeł koło sklepu, więc jest to chyba jakiś sposób na przetrwanie.
Może i jest utracjuszem. Może zostawił rodzinę, bo odpowiedzialność go przerosła. Tego nie wiem, więc oceniać go nie mogę.
Zresztą moja ocena w jego życiu i tak nic by nie zmieniła, co stanowi kolejny dowód na to, że człowiek z niego wolny. W nosie głęboko ma jakiekolwiek oceny, co widać gołym okiem.
 
Bez obaw, nie zazdroszczę mu na tyle, żeby wybrać sobie ławkę w parku i porzucić dotychczasowy styl życia. Szaleństwo mam w głowie, to prawda, ale takie artystyczne i do bólu łagodne. Nie obetnę sobie zatem ani ucha, ani innej części ciała i z gołą klatą po mieście tez latać nie zamierzam hehe ...
Jego wolność jednak dała mi sporo do myślenia.
Niby mam jakąś stabilizację. Niby wszystko w miarę poukładane. Niby mogłabym czuć się bezpiecznie, ale czy naprawdę bezpieczna jestem?
Tyra się całe życie na coś tam, żeby kąty zapchać rzeczami mniej lub bardziej kosztownymi i serwuje się  sobie tym samym strach, czy aby ktoś nam do tego gniazdka nie wparuje pod naszą wakacyjną nieobecność i nie skubnie tego lub owego. No i masz Panie, po wolności. Wyjeżdżasz odpocząć, ale z tyłu głowy tłucze się myśl nerwowa...
Pan świata, którego widziałam, nie ma takich strachów.
 
Pensję dostaję regularnie (póki co) bo cały miesiąc uczciwie robię swoje, ale zarobione pieniądze i tak moje nie są. Zaraz trzeba oddać je gazowni, elektrowni i paru jeszcze innym krwiopijczym instytucjom. Gdzie zatem moja wolność? Co moje wcale moim nie jest, albo zaraz może znaleźć się na to inny właściciel. A na to wszystko ktoś decyduje jeszcze, że odpocząć to będę mogła dopiero po 67 roku życia...
 
Zazdroszczę mu tego luzu.
Żyje na ustawieniach fabrycznych istoty ludzkiej: głodny- zdobyć coś do jedzenia, zmęczony- zalegnąć na ławce...
Tak długo, jak ten świat i nasz niestety często chory system, go nie dotykają, jest panem świata-panem samego siebie.
Wyrwać się z naszego gąszczu zasad i oczekiwań innych nie jest łatwo, ja bym nie potrafiła tak do końca. Mam przecież dziecko, odpowiedzialność i plany do zrealizowania...
Panią świata nie jestem i nie będę i mimo, że świrowanie na swoim punkcie jest mi obcym zjawiskiem, to zawsze muszę pamiętać, że czyjeś oko patrzy i ocenia. Z tą oceną czasem może niezbyt pokornie, ale liczyć się muszę.
Prawdziwą wolność mam tylko w moim dzierganym grajdołku i to ja tu rządzę w 100%, ja decyduję co z czego wydziubać i jakie nowe życie starym gratom i szmatkom podarować.]
Coś, co z pozoru na nic by się zdało, mogę zaczarować w coś innego.
Tak, tu jestem panią świata, mojego świata.
Żebym jeszcze tylko nad tym, powstającym przy okazji bałaganem mogła zapanować... ech.
 
 
 
 
 
Podkładki pod garnki powstały z kawałka  cienkiego trykotu. Nie bardzo wiedziałam co z nim zrobić, a miejsca zajmował sporo walając się po domu od długieeego już czasu.
Został zatem pocięty na "makarony" i pozszywany w całość. Następnie dał się zszydełkować w podkładki pod garnki :) Takich poddanych świata Cottoni lubię najbardziej ;)
 
 
Pozdrawiam i życzę miłego tygodnia
 
Wasza A.


poniedziałek, 27 maja 2013

Grunt to dobre towarzystwo!

Wielkimi krokami nadciąga kolejny długi weekend.
Długi, jeśli tylko macie możliwość wyprosić urlop na piątek ;)
Ja swój (jakimś cudem) dostałam , z czego bardzo się cieszę.
Cieszę się tym bardziej, że każda prośba o dzień wolny (tak na marginesie z  należnego mi urlopu), zawsze spotyka się przynajmniej ze znaczącym spojrzeniem dyrektora...
 
Grunt jednak, że jest, dzień wolny- zaklepany i podpisany przez szefa :)
Oby słonko dopisało, bo baaardzo go potrzebuję....
 
Wy macie już jakieś plany?
Ja w sumie jeszcze żadnych konkretów.
Muszę nadrobić trochę szycia, trochę porządkowania chałupki.
Bez szaleństw, rewelacji i wielkiego WOW.
Tak po prostu, po domowemu, ale za to w dobrym towarzystwie ;)
 
Dziecię pewnie zajmie się sobą i koleżankami (taki to już nadszedł czas, że mamusia na pierwszym miejscu  nie stoi i kurczak od spódnicy się już odczepia).
 
Będzie za to Pan I.
Facet, z którym zawsze pogadać jest o czym, powydurniać jak dwoje smarkaczy ;)
A czasem tak po prostu pomilczeć siedząc ramię przy ramieniu i czytając prasę,
tudzież dziergając jakieś małe co nieco (oczywiście dziergam ja ;)
Czasem siadamy i ja marudzę :"No pogadaj ze mną trochę! Cały dzień za Tobą tęskniłam!"
Na pytanie "O czym chcesz pogadać?" odpowiadam zazwyczaj: "No jak to o czym?! O uczuciach oczywiście!" ;)
Jest śmiech i słowa już same płyną: o dniu. który znowu jakoś tak dziwnie szybko przeleciał, o ludziach tych miłych i tych, którzy coraz bardziej durnieją i roszczeniowo nas traktują (takie czasy podobno), o sprawkach miłych i tych, które zaraz po wypowiedzeniu na głos spróbujemy zatrzeć, zamazać w pamięci cmokiem w nos, albo wspólnie wypitą herbatką.
Dobrze, że jest ktoś, kto myśli podobnie, rozumie i słucha.
Oczywiście nie jesteśmy cali jak z obrazka, nie fruwamy na puchatej różowej chmurce
i czasem nerwik mamy i na siebie, ale to nieważne,
w sumie to już nie pamiętam nawet za co i o co...
Jest dobrze i szczerze wierzę, że tych wspólnych herbat przed nami jeszcze morze całe :)
 
 
 
 
Czas docierania się minął.
Teraz celebrujemy czas nadawania na wspólnych falach.
Prośby i sugestie już nie tak często muszą być wypowiadane na głos, bo przecież wiemy,
co rani, co sprawia  radość, czego nam trzeba.
Po wszystkim złym, co nas dopadło kiedyś tam...
Plecy dzisiaj  coraz bardziej proste i wzrok jaśniejszy.
Dzięki temu jest moc i siła i chęci do działania.
 
 
Spokojnie mogę patrzeć teraz przez moje różowe okulary bez obaw o przyszłość.
Mam raczej w sobie ogromną ciekawość co jeszcze dobrego to życie dla mnie ma w planach ;)
Spokojnie zapominam o dniach szarych i czarnych nawet.
Zły czas? Jaki zły czas?
Przecież Irek jest od zawsze :)
 
Wszystkiego dobrego!
 
Wasza A.
 


poniedziałek, 22 kwietnia 2013

Humoru poprawiacze :)

Podobno diamenty są najlepszym przyjacielem kobiety...
Poprawiają humor i sprawiają, że czuje się wyjątkowa.
BZDURA NA RESORACH!
Jeśli chodzi o zakupy ja poluje na coś zupełnie innego.
Moje klejnoty błyszczą znacznie mniej i często pokryte są patyną.
Humoru poprawiacze-klejnociki moje- mogą też swobodnie stać pod ręką
bez konieczności ukrywania ich w sejfie pod specjalnym nadzorem.
Trudne dni pozwoliły przetrwać poprawiając humor z dnia na dzień...
 
Oto co do mojego "skarbca" trafiło w ostatnim czasie:
 
 
Ta cudna waga zakupiona została w sklepie NETTO
(za cenę znacznie niższą, niż w innych sklepach)
Czajniczek wyszperałam na lubińskiej giełdzie, gdzie po prostu "Szwarc, mydło i powidło"
Szydełkowy ręczniczek wydziubałam sama.
Szydełkowe dzierganie znowu w modzie, a praktyczne jest bardzo.
Szydełko z motkiem w każdej kieszeni się zmieści i dziergać można wszędzie.
No i terapeutyczne działanie takiego dziergania jest wręcz nieocenione!

 
 
Turkusowa ściereczka z tyłu zakupiona w JYSK
(świetna gatunkowo bawełna, więc szczerze polecam)
Drugą szyłam sama jakiś już czas temu.
 


 
 
Ta piękna butla z grubego szkła została zakupiona na allegro
u tego tutaj sprzedawcy KLIK
Szklaneczki kupiłam w ilości sztuk 4.
Takie same widziałam kiedyś w sklepie internetowym brytyjskiej firmy NEXT, ale były zbyt drogie
i przez to dla mnie nieosiągalne.
Kubeczki słodkie emaliowane kupiłam o tu KLIK
Jeśli w tej chwili nie ma ich w ofercie zapytajcie sprzedawcę o możliwość zakupu.
Ja u tej przemiłej pani zakupiłam dwa różowe, dwa błękitne i dwa seledynowe :)
Są prześliczne, a od przybytku głowa nie boli ;)
 
 
 
Łapki do garnków też wydziergałam własnoręcznie.
Myślę jednak, że czegoś im jeszcze brakuje... hmmm, może jakiś hafcik?
 
A teraz o sprawach poważnych...
Kochani w kwestii zdrowia nie bagatelizujcie żadnych objawów.
Przede wszystkim jednak własnej intuicji.
Jeśli czujecie, że coś jest nie tak z Waszym zdrowiem nie miejcie oporów przed drążeniem tematu do samego dna. To bardzo ważne!
Jak ważne przekonałam się w ostatnich dniach prawie na własnej skórze.
Bliska mi osoba, dokładniej jedna z najbliższych, wylądowała w środę na stole operacyjnym.
Diagnoza-guz. Szybko pod nóż i teraz czekanie.
Gdyby jednak nie prywatne wizyty u specjalisty nie wiem jak by się to zakończyło.
Na lekarzy opłacanych przez NFZ nie ma co liczyć, to kolejny na to przykład.
Mimo próśb o skierowanie na badania specjalistyczne, mimo bardzo złych wyników i samopoczucia, żadne działania nie zostały podjęte...
To przykre, ale taka jest nasza rzeczywistość.
Zatem apeluję do Was o podejmowanie walki o siebie.
Nie dajcie się zaszczekać hipochondrią.
Obserwujcie siebie i nie zapominajcie o własnym zdrowiu!
 
 
Pozdrawiam i zdrowia życzę!
Wasza A.
 
P.S. Kocham Cię Tato! <3