„Teraz nie czas myśleć o tym, czego nie masz. Myśl, co potrafisz zrobić z tym, co masz.” – Ernest Hemingway
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą zające. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą zające. Pokaż wszystkie posty

19 września 2021

Uszaty ogrodowy

 Zając mieszka sobie nadal w naszym ogrodzie. Ma tu cicho i spokojnie. Nikt go nie przegania. Dzisiaj rano wykicał spomiędzy kwiatów na miedzę. Popatrzył na mnie, a potem niespiesznie pokicał w kierunku lasku. Beza go czasem pogoni, ale tak samo, jak goni wiewiórki- zając ucieka, ona leci za nim, bez szczekania, a po kilkunastu metrach zatrzymuje się i wraca. Zadanie wykonała,"stado" zagoniła.

Po południu Jaskół widział, jak zając wyszedł z kukurydzy, która jest za naszą drogą, potem zając przekicał przez drogę, przelazł pomiędzy prętami naszej bramy, wszedł na parking i pokicał w stronę ogrodu. Nagle zobaczył Jaskóła oraz stojącą przy nim Bezę, dał dyla przez "kratkę' w przęśle płotu ( nie mogę uwierzyć, że się zmieścił) i poleciał do naszego lasku. 

Znaczy to, że sobie wychodzi poza ogród i wraca do niego. A ja się martwiłam, że jak będzie chciał wyjść, to nie ma opcji, poza wykopaniem dziury pod płotem. 

Filmik nagrałam dwa tygodnie temu, wieczorem. W dodatku byłam wychylona i stałam prawie na jednej nodze. To sprawiło, że filmik jest, jaki jest. Na pewno jest to niejako dowód, że przychówek ogrodowy nam się powiększył. 


PS. Przechodzący niebieski kształt, to zięć, który wynosił resztki do kompostownika. Niestety, nie mogłam mu powiedzieć, że kręcę filmik i spłoszył ( chyba nawet o nim nie wiedział) zająca.
 

16 sierpnia 2021

Czekam na mamuty

 W ogrodzie panuje względna cisza. Wilgi od czasu do czasu przylatywały i śpiewały, ale od paru dni nie widziałam ich w koronach brzóz. To pora, kiedy odlatują. Podobno wilgi wyczuwają zwiększanie się wilgotności w powietrzu i wtedy samica skrzeczy, a potem pojawiają się opady. Na razie skrzeku nie słychać, za to upał z dnia na dzień wzmaga się. 

Właśnie zaczął padać deszcz bez wilgowych zapowiedzi. Chyba odleciały.

Uaktywniły się dzięcioły. Swoim chichotem przyprawiają o dreszcze. Jest ich tu parę  pstrych oraz jeden wielki dzięcioł zielony.

Na tego zielonego poluję od dawna. Niesamowicie jest czujny i płochliwy. W końcu udało mi się go namierzyć na trawie za morwą. Zrobiłam jedno (trochę niewyraźne) zdjęcie- stał spokojnie. Przymierzyłam się do nakręcenia filmu i nagle aparat zakomunikował, że bateria padła. A dzięcioł spokojnie sobie pofrunął na brzozę.


Uszate sówki, po tygodniu popiskiwania, prawie obok okna sypialni (nie macie pojęcia, jak silne mają sówki głosy), przeniosły się w głąb ogrodu. Stare sowy- samiec i samica- karmią młode uszatki około dwóch miesięcy. Potem sówki muszą sobie same radzić. Nasze już fruwają, dlatego jest nadzieja, że jeszcze tydzień, dwa i zamilkną. Jest nadzieja, ponieważ ich silne popiskiwania, takie jęczące, nie dość, że budzą we mnie niepokój, to jeszcze nie dają spać.


 Stara jaszczurka wygrzewająca się na chodniku przed domem.

A młode jaszczurki śmigają po trawie spod nóg. W tym roku jest na nie urodzaj. Z drugiej strony zastanawia mnie spora ilość tych maleńkich gadów- oznacza to, że nie ma ich kto zjadać. Wniosek- zaskrońce wyniosły się z ogrodu, ptaki (kosy) mają nadmiar innego żarcia, jeże, o ile są w ogrodzie, żerują w jego leśnej części.

Do ogrodu zawitał zając. Wczoraj zauważył go Jaskół, ale nie zdążył zobaczyć, czy to stary kicak, czy młody, bo sierściuch dał dyla w krzaki. A ja dzisiaj niemal go podeptałam- przycupnął na grządkach kwiatowych, robiłam tam zdjęcia, nie widziałam go. Prysnął spod nóg i pognał niczym strzała do lasku. To młody zając. Nie martwię się o niego- jak zechce wyjść z ogrodu- wykopie sobie jamę pod płotem. Zastanawiam się, jaki zwierz będzie następnym gościem w naszym ogrodzie- sarna? Dzik? Borsuk? A może mamut?

Na wieczornym spacerze Beza wyczuła intruza i prawie 20 minut buszowła w krzakach leśnych. Uszatego dawno w nich nie było, a biedna Beza dostała zadyszki.

W piwnicy pojawiły się małe żaby. Jedną wyeksmitowałam w wiaderku, ale druga wielkimi susami zwiała pod podest z drewnem. 


To czerwone to gumowiec- chodzę w nim po piwnicy. A żaba tak brykała, że bryknęła do innego środka transportu. Zawsze sprawdzam, przed założeniem, czy nie siedzi w nim robal lub właśnie żaba. Kiedyś Młoda włożyła nogę do gumiaka i natknęła się na zdechłą żabę. Dobrze, że jeszcze nie w rozkładzie i dało się ją wytrząsnąć z gumiaka w jednym kawałku. Brrrrrrrr….

Niepokoi mnie morwa. Ma jeszcze mnóstwo owoców, co jest dziwne, bo zazwyczaj w lipcu spadały wszystkie. Teraz pozostało ich jeszcze dużo na gałęziach i, co dziwne, mało jest ptaków zainteresowanych  nimi. Tylko muchy i pszczoły żerują na owocach.  Podobno drzewa owocują najsilniej wtedy, kiedy czują swój koniec. Nie mam pojęcia, co musiałoby się z morwą stać, bo nie mam zamiaru jej wycinać.


Pomidorki koktajlowe kończą się. Zdjęcie jest robione w lipcu. Jeszcze trochę owoców musi dojrzeć i po wszystkim. W tym roku posadziłam do dużych donic 3 krzaki. Jest to odmiana dosyć wysoka. Młoda kupiła odmianę, która tworzy niskie krzaczki. W przyszłym roku kupię takie- nie trzeba dawać podpór, a owoce są tak samo smaczne, jak u tych wysokich.

Pierwsze grzyby z naszego lasku. Rosły pod brzozami. Na zdjęciu jeden z nich. Był jeszcze drugi, a wczoraj znalazłam trzeciego. Na razie więcej nie urosło.


 


Borówka amerykańska w tym roku bardzo obficie obrodziła. Mamy różne gatunki, dlatego przez cały lipiec i do teraz systematycznie obierałyśmy owoce. Młoda borówki zamroziła, ja zrobiłam z 2 kilogramów galaretki na żelfixie (4 pełne słoiki i trochę wyszło). 


 

Tu dowód, że Jaskółka wie do czego służy pomieszczenie kuchenne i nie daje Jaskółowi przymierać głodem


Jest jeszcze jeden krzak, na którym dopiero teraz borówki dojrzewają. Taki późno letni akcent.

I na koniec brzoskwinie. Niestety, oba drzewka wytniemy. Zainfekowane kędzierzawością  nie do zwalczenia. Co roku pięknie kwitną, potem mają piękne owoce.

Do czasu, bo te owoce gniją już na drzewkach. Nie chcę pryskać chemią- szkoda mojej pracy przy nich i tak nie mieć żadnego dobrego owocu.

Tak wygląda dojrzały owoc brzoskwini- już go mucha nadgryza, w miejscu gdzie zaczął gnić.

Tak się wybarwiają liście miodunki.

 A teraz pomarudzę.

Sierpień, czyli czas sadzenia, przesadzania- ogród nabiera ostatecznego wyglądu.  Powiem Wam, jak kolejny sklep ogrodniczy uszczęśliwił mnie bonusem. Robiąc w nim zamówienie, napisałam (po ostatniej przygodzie z cebulkami irysów, co to gladiolami okazały się), żeby mi nie przysyłano cebulek w bonusie.

Zamówione roślinki (byliny) przyszły w dobrej kondycji. Wyjmuję doniczki, liczę- jest siedem, miało być sześć. Patrzę na etykiety na donicach, szukam tej nadplanowej i jest. Czytam- o mało mnie szlag nie trafił. Owszem, nie było cebul w bonusie, ale dostałam biały fiołek. Sam fiołek jest śliczny i tworzy piękne białe łany, jednak nie darzę go sympatią.


Dlaczego się wściekłam, choć doceniam, dobre serca i gesty sprzedawców? No, bo ja z tym białym fiołkiem walczę od 10 lat. On ma takie małe kłącza, a poza tym rozsiewa się. I to w taki sposób, że wrasta tymi kłączami w środek rośliny. Tylko nożem można go usunąć, ponieważ trzyma się ziemi i rośliny bardzo mocno. A że jest bardzo ekspansywny, to zanim się spostrzegłam, cały ogród kwiatowy mi zachwaścił. Mam dwa miejsca, w których pozwalam mu rosnąc, natomiast pozostałe młode rośliny bezlitośnie tępię. I dostaję taki kwiatek w bonusie. Napisałam list, że dziękuję, ale może by jednak zastanowili się z tymi bonusami, bo mogą narobić tylko kłopotu zamawiającym. Na co dostałam odpowiedź, że klienci ubiegają się o bonusy, a ten fiołek i Kostrzewa są najbardziej pożądane. No więc wysyłają. Korespondencja była bardzo miła, wymieniliśmy się uwagami i tyle. Po prostu trzeba bardzo uważać oraz zaznaczać, iż nie chce się w ogóle rośliny w bonusie. Ale na myśl mi nie przyszło, iż  trzeba to robić. Zamawiam określoną liczbę roślin- mam tyle miejsca w ogrodzie i takie potrzeby, dostaję zamówione i po sprawie. A co jak nie mam miejsca, nie mam sił (jak z tymi cebulowymi), nie ma odpowiednich warunków dla rośliny i całkiem po prostu nie mam ochoty na dodatkowy kwiatek? Wyrzucić? Nie potrafię wyrzucać roślin, kiedy nie jest to naprawdę konieczne.

No i wyszło mi wypracowanie "na temat"😁😁😁

Miłego dnia.

 

 

26 marca 2021

Zając (e).

 


W niedzielę, na poranny, ogrodowy spacer, nie zabrałam aparatu. Ponuro, zimno- pomyślałam- pewnie nic ciekawego nie będzie i aparat został na kredensie. Bezka sobie lata po trawnikach, tu przystanie, tam powącha i tak dobiega do końca ogrodu. Zawsze staje w jednym miejscu, uważnie oglądając przez siatkę ogrodzeniową zaorane pole, które zostało po wycięciu sadu. I tym razem też tak było. Jednak po chwili Bździągwa zaczyna niesamowicie ujadać. Kot, myślę sobie, bo tam zawsze łazi taki czarno-biały kot. Ale kota nie widzę, nic nie widzę, a pies szczeka, jakby mu stado wilków przed pyskiem latało. Ruch… patrzę- zając staje słupka, a potem przysiada, ale nie ucieka. Ki diabeł- zając zatacza kółka, przysiada w tym samym miejscu, pies drze mordziachę, ja stoję nieruchomo, by nie spłoszyć i główkuję. Zające są przecież mocno płochliwe. Przeważnie, kiedy słyszą takie ujadanie, wieją gdzie pieprz rośnie, tylko im biały  omyk widać. Ten znów zatacza kółko i przysiada. Zaczynam się obawiać, że może chory albo wściekły, bo znów kica  metr do przodu, wraca i siada. A Beza już,  na pyszczysku, niemal piany dostaje. Kurcze, myślę sobie, polecę do domu po aparat, może kicak łaskawie poczeka. Odwracam się i prawie biegiem zaliczam pod górkę z 80 metrów. W duchu powtarzam mantrę- nie uciekaj zajączku, nie uciekaj, daj mi szansę na dobre zdjęcia…. Dolatuję do domu, łapię aparat, nie odpowiadam nic zdziwionemu Jaskółowi i szpula na dół  ogrodu. Beza w tym czasie odpuściła i wróciła do domu. No tak, skoro ona już w domu, to pewnie zając już w lesie. Zwalniam, powoli podchodzę do płotu, patrzę- zając siedzi w tym samym miejscu, w którym był, kiedy leciałam po aparat.  No to teraz już zupełnie zgłupiałam. Jak długo żyję, z takim zachowaniem się u zajęcy, nie miałam do czyniena. Dobra, zrobiłam mu parę zdjęć, zając siedzi. Wiem, że mnie widzi, bo jest niespokojny, ale siedzi. Jak ty taki model jesteś, to sobie film nakręcę, pomyślałam i zaczęłam kręcić. Zając poruszył się, ale siedzi. Podnoszę rękę do góry, macham, zając siedzi. Zaczynam się wkurzać, bo co to za film z takim zajęczym „słupem”? Przestaję kręcić, chrząkam- zając lekko się rusza i na tym poprzestaje. Ty zając, mówię do niego, rusz tyłek, daj się sfilmować w ruchu- zając siedzi. Przeszłam dwa kroki w bok, widzę kątem oka ruch na polu. I całe szczęście, że aparat się nie zamknął automatyczne, a ja szybko nacisnęłam guzik nagrywania. Jak wystrzeliły, jak nabrały tempa, to nie nadążałam z obiektywem za nimi. Nimi, bo ten uparciuch pilnował drugiego uparciucha, który leżał w bruździe  i  ani drgnął. 


 

 Drugiego zająca zobaczyłam dopiero na zdjęciach i kiedy oba uciekały. Tak się szarak zakamuflował, tak się czaił, a ten drugi wierny, jak diabli, ani myślał sam bez niego wiać. Zające w polu, Wielkanoc za pasem.


 

Te szumy i hałas, to wiatr oraz niedaleka droga. Muszę spróbować, w wolnej chwili, edytować filmy, Może da się wyeliminować szumy