Przedwiosennie, zaraz będzie wiosennie. Słonecznie pięknie, ale zimno. W dodatku wieje mocny, zimny wiatr od wschodu i czuje się jeszcze większy chłód. Robię, wiosenne porządki w ogrodzie. Grabienie gałązek, których w tym roku jest mnóstwo po zimowych wietrzyskach. Głównie gałęzie brzozowe, ale i suchelce, które pospadały z sosen, są w ilości ponad zwyczajną wiosenna normę; wycinanie i przycinanie krzewów- co parę metrów kupka do spalenia. Był nasz zaprzyjaźniony drwal- ściął jeden pień orzecha, który wrastał w drugi. Ten do wycięcia zaczął się pochylać i ciągnąc ku upadkowi ten drugi. Nie było rady, trzeba było go ściąć. Musiałam też wyciąć dziesięcioletnie brzoskwinie, nektarynę, czereśnię. Chorowały, kwękały, żadnego pożytku z nich nie było. No nie… na początku były piękne owoce brzoskwiń, ale do czasu. Kiedy dojrzały, nabrały ślicznych kolorów, zaczynały gnić od środka. Żadne opryski nie pomagały. Z bólem się z nimi pożegnałam. No i trzy chudziutkie sosny, którym wierzchołki obeschły, też trzeba było wyciąć. Wycinka to i gałęzi do sprzątnięcia sporo. Do tego doszły trzy stare krzaczyska jaśminowców- następna kupka do spalenia. Wokół miejsca na ognisko wyrosła spora hałda „opału”. A palić nie można, bo wieje. Każdego roku już mi się wydaje, że teraz to koniec, finto, nic nie wycinamy, tylko przycinamy i każdego roku coś do wycięcia się znajduje.
Tak wyglądała aleja, na dole ogrodu, dzisiaj rano. Teraz już te kupy z lewej strony zwiezione na miejsce przy ognisku. Te z prawej czekają jeszcze na dopracowanie- odzysk grubszych kawałków na podpałkę w CO.
Zaczynają kwitnąć późniejsze śnieżyczki. Pierwsze, które pokazały się w lutym, zaczynają przekwitać. Teraz wyszły te drugie- są niższe, ale mocniejsze, nie takie wiotkie, jak te pierwsze.
Każdej wiosny odkrywam śnieżyczki w różnych miejscach ogrodu. Chyba myszy roznoszą cebulki, ale to fajne- idę sobie środkiem trawnika w głębi ogrodu i nagle widzę kępkę śnieżyczek pod krzakiem pigwy. W zeszłym roku ich tu nie było- teraz są.
Kwitnie też ciemiernik. Posadziłam cztery, trzy są jeszcze mizerne, a ten jeden to smoczysko ciemiernikowe. Mam nadzieje, że w tym roku, pozostałe się wzmocnią. Zamówiłam jeszcze trzy w różnych kolorach.
Posadziliśmy te derenie z myślą o robieniu nalewki. Piąty rok już rosną, trzeci owocują, a nalewki jak nie było, tak nie ma. Wychodzi na to, że posadziliśmy sobie kolejne krzewy ozdobne.
W lasku pokazał się czosnek niedźwiedzi. Zasiałam go trzy lata temu. Zamawiałam w sklepie ogrodniczym 5 czosnków, myśląc, że to sadzonki będą, a tu okazało się, że zamówiłam 5 paczek nasion czosnku niedźwiedziego. Ot takie rozkojarzenie, które tylko na dobre wyszło. Rozsiałam te nasiona w kilku miejscach lasku no i mamy piękne zielone kępy. Na razie o zrywaniu liści na sałatkę nie ma mowy, bo mało go jeszcze, ale piękne białe kwiaty, które pokażą się w kwietniu, cieszą oko.
Kalina wonna "Nanum"- zakwitła w połowie lutego. Jest ładna, jednak oczekiwałam w tym roku mocniejszego kwitnienia. W dodatku wcale nie jest tak odporna na mrozy, jak zachwalają. Cały czas, na noc, przykrywam ją flizeliną, bo mrozy są u nas jeszcze dosyć mocne. Ma trzy lata i krzew pięknie wyrósł, ale to kwitnienie takie mizernawe jakoś. Inna sprawa, że te wszystkie fotki roślin, w sklepach internetowych, chyba są mocno naciągane. Patrzysz, na zdjęciu kwiaty przepiękne, a potem w naturze jakoś ich mało i kolory ciut inne, i roślina gorzej rośnie, mimo sadzenia zgodnego ze wskazówkami.
Kalina rośnie, kwitnie i jednak cieszy swoim wyglądem.
A na deserek nasza Bździągwa.
"Oho, coś tu było"
Miłych dni.
P.S. Przyleciały drozdy i zaczynają wiosenne koncerty.