„Teraz nie czas myśleć o tym, czego nie masz. Myśl, co potrafisz zrobić z tym, co masz.” – Ernest Hemingway
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą grzyby. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą grzyby. Pokaż wszystkie posty

20 października 2025

Kaczki, futrzaczki, szęśliwe kurki i inne firfifurki...


 

Rano 0 stopni na termometrze, ale na trawie szronu nie było. Niebo czyste, powietrze lekko mroźne. To miała być jedna chłodniejsza noc. Od jutra znów lekkie ocieplenie a w nocy do 6 stopni. Zastanawiam się, po co w ogóle piszę o pogodzie u nas. Komu potrzebna taka informacja? To taka blogowa zapachajdziura i bezpieczny wentyl dla komentujących. Jak nie potrafią się odnieść do istotnych treści posta, to jeszcze mogą skomentować pogodę i tak się najczęściej dzieje. I wilk syty i... wilk syty... komentarz jest? Jest. Zadowolony komentujący, zadowolony właściciel bloga, jest ruch w interesie.

Nie ma włączonych komentarzy, potrzeba informacji o pogodzie znika.

A jednak jest to jakiś łącznik między innymi treściami, wstęp do posta, albo i zakończenie. Jakoś tak wychodzi, że ta informacja króluje na wielu blogach.

 

Podczas spaceru z Bezą widziałam lecące trzy dzikie kaczki. Nad nimi szybująca mewa, a potem leciała czwarta kaczka, goniąc je z krzykiem. Śmieszne takie kaczki w locie. Mają krótkie skrzydełka i podczas lotu machają nimi szybciutko, wydając charakterystyczny świst.

Ptakom wodnym, żyjącym na stawach, niedługo będzie trudniej. W listopadzie spuszcza się wodę ze stawów, odławia ryby, które wpuszcza się do rybników z czystą wodą. Tam mają się „filtrować”, oczyszczać, by na świątecznym stole ich mięso nie cuchnęło glonem. Dziwnie się czuję, kiedy sobie uświadamiam, że ryba się czyści, by potem smakowała.

Ale jest ogromny postęp- najpierw pojawiły się przepisy, by ryb nie transportować w siatkach, reklamówkach itp. bez wody. Potem zakazano chowu klatkowego kur, a na wytłaczankach na jajka, pojawiły się śmieszne informacje: „Jajka od szczęśliwych kurek”, „Jajka z wolnego wybiegu” (ciekawa jestem czy jajka mogą biegać na zamkniętym wybiegu), „Z wolnego chowu”.

Niedawno zabroniono trzymania psów na łańcuchach- tu jeszcze jest dużo do zrobienia, bo zamknięcie psa w klacie, a tak teraz będzie, to też pewien rodzaj znęcania się nad zwierzakiem. Widzę jakie te klaty na okolicznych podwórkach są. Takie 1,5/1,5 metra a w środku ogromny wilczur. Ludziom wydaje się, że jak pies jest w klacie, to już ma ekstra warunki. A tu żadnego puszczania na podwórko, żadnych spacerów, pies w tej małej klacie siedzi całymi dniami i nocami.

W tym tygodniu przegłosowano zakaz hodowli zwierząt futerkowych. To już w ogóle było barbarzyństwo- hodować norki czy szynszyle, by potem ludzki barbarzyńca nosił futro na grzbiecie. W Internecie rozgorzała dyskusja, czy króliki również ten zakaz obejmuje, bo króliki hoduje się głównie na mięsa, a futro to produkt uboczny. Podobnie ze świniami i bydłem, oraz owcami- skóry i futra wykorzystuje się do dalszej produkcji. Nawet kości miele się na mączkę i różnie stosuje. I od razu mówię- wszędzie obowiązuje humanitarny ubój, dlatego mowa wegetarian i wegan o tym, że nie jedzą mięsa, bo nie chcą się przyczynić do cierpienia zwierząt, to taka mowa na wyrost. Nie chcesz jeść mięsa, to nie jedz, ale nie dorabiaj do tego duszaszczypatielnoj teorii. Tym bardziej, że świat jest ogromny i okrucieństwa w różnych wydaniach nie jest się w stanie zlikwidować, a człowiek jadł od dawna mięso i mięso będzie jadł nadal. Należy dalej pracować nad poprawą życia zwierząt hodowlanych i tyle.


Wysłuchałam koncertów chopinowskich w wykonaniu paru pianistów. Najbardziej podobało mi się wykonanie młodziutkiej Chinki „Marysi” (tak ja na polskiej uczelni nazywają)- Tianyao Lyu. Mam nadzieję, że znajdzie się w trójce zwycięzców. 

W tym konkursie wszystko dziwnie się toczy- zaskoczenia samych sędziów oraz krytyków, wynikami po każdym etapie, dziwne zachowania pianistów oraz dziwne interpretacje utworów. Na sam koniec zaskoczenie dla finalistów, ponieważ zaraz przed Finałem orkiestra dostał nową wersję nut do chopinowskich koncertów, z którymi soliści się nie zaznajomili. No i teraz gra pianista swoją partię, obok ma akompaniament orkiestry i nagle słyszy, że ten fragment czy fraza jest grana inaczej. Trzeba mieć stalowe nerwy, by kontynuować grę i nie dać poznać po sobie, że coś, nomen omen, nie gra. Swoją drogą, oburzające jest zachowanie Instytutu Chopinowskiego, który w trakcie konkursu zmienia reguły gry.

Wysłuchałam wczoraj 4 koncerty, dzisiaj będę słuchałam ostatnich pianistów- wydawałoby się te same koncerty, ale gra pianistów naprawdę różni się i to słychać. Nawet niewprawne ucho usłyszy różnice. Dlatego słuchanie mnie nie nudzi, tym bardziej, że wyjęłam z czeluści ogromnego kredensu "niedohaftowane" „ufoki” i po kolei je wykańczam.

Nie mam pojęcia, kto wygra. W poprzedniej edycji konkursu poziom był niższy, ale Soritę typowałam już po II etapie, a teraz? Zupełnie nie wiem, kto wygra.  

Jeżeli kogoś interesuje konkurs, polecam rozmowy krytyków oraz dziennikarzy muzycznych na antenie programu 2 PR- dostępne na YT.

Warto również posłuchać na YT różnych historyków, którzy w sposób interesującym oraz nierzadko barwnie, przedstawiają Chopina- jego życiorys, twórczość, ciekawostki z jego życia itp.  

 Zakwitł grudnik- zawsze o tej porze kwitnie. Nie mam pojęcia, dlaczego nazywa się pospolicie grudnik, kiedy kwitnie pod koniec października.  Jego nazwa to Szlumbergera albo Epifillum. Może ja mam wcześniejszą odmianę? W każdym razie kwitnie i ciągle się rozrasta. Donica już ledwo mieści się na parapecie, a nie mam innego miejsca, gdzie mogłabym ją  postawić.

Jesienne muchomory.


 I plaża, dzika plaża....i kompletnie pusta:)


 


14 października 2024

A niecierpek się nie przejmuje...


Zaczyna się pora wyciszania po letnich szaleństwach. Minął czas wydania plonów, minął czas narodzin nowego pokolenia ptaków, wiewiórek, jeży i innej żywiny ogrodowej. Jedne rośliny żegnają się z życiem, inne szykują do snu zimowego. W ogrodzie cicho, tylko czasem sikora zadzwoni, zachichocze dzięcioł, a na dole w lasku śpiewają często sroki. Sadownik zrobił żniwa sojowe, cały dzień chodził po polach kombajn.

Rankami słońce długo nie chodzi po tarasie, a po południu widzę je, zachodzące, już z dużego tarasu.

Pogoda różna- często jeszcze słonecznie, ciepło w południe, ale rano jest już mocno zimno. Wieją dosyć silne wiatry, ostatnio ciepły halny, a na drugi dzień wściekle lodowaty z północy.

Teraz bywa też czas chmurny, ale dla mnie nie durny, bo ja lubię takie lekko deszczowe dni, mgliste. Lubię chodzić po lasku, kiedy pada deszcz, słuchać spadających kropli oraz ich szum, kiedy lecą przez liście. Pachnie, pachnie obłędnie mokrą ściółką, mokrym igliwiem. mokrym drewnem i grzybami.

O właśnie- grzyby. Co drugi dzień przynoszę z lasku pełną miskę różności grzybnych- maślaków i kozoków.  Jemy je  na bieżąco, sporo zamroziłam.

Niektóre plony grzybne.

W zeszłą niedzielę, daleki kuzyn przywiózł nam dwie skrzynki jabłek- jedną wielgachną, drugą mniejszą. 


Jabłka, żaden cud, bo opadziołki (spady)- potłuczone, brudne, ale ja przyjmę każdy dar natury bez marudzenia- doceniam zbieranie takich jabłek z trawy, pod drzewami. Doceniam, że ktoś chciał to zrobić i pomyślał o nas. Te jabłka są ze starych odmian jabłoni. Jeszcze są ludzie, którzy nie wycinają starych sadów, a zbiory z nich szanują.

 Dla nas przeznaczyłam wielką skrzynię, dla Młodych mniejszą. Dwa dni obierałam te jabłka i smażyłam marmoladę. W domu pachniało jabłkami i cynamonem- obłędny zapach, uwielbiam wszystko, co wiąże się z cynamonem i wanilią. 

 Usmażyłam 14 słoików półlitrowych, czyli wychodzi około 7 litrów marmolady. Została mała skrzynka, przebranych, dużych jabłek do pożarcia.

Usmażyłam też marmoladę z owoców pigwowca. Owoce tej odmiany dały się pociąć z trudem, ale dały. Owoce innej odmiany są jak kamienie. Nie mam pojęcia, jak je rozdrobnić, a mam ochotę na następne słoiki takiej marmolady. Dodana do herbaty to istne cudo smakowe.

Przyszedł czas porządków ogrodowych- przycinam krzewy, wycinam przekwitłe kwiaty, zbieram suche, grubsze patole, które nadają się na rozpałkę w piecu. Szkoda je palić na ognisku. Wstrzymałam się z przesadzeniem azali na nowe miejsce- obawiam się, że zanim się dobrze ukorzenią, to przyjdą przymrozki i je zniszczą.

Barierki i schody na taras zostały obmierzone przez nową firmę, ale gotowce będą, prawdopodobnie, dopiero pod koniec kwietnia. No może trochę wcześniej, ale w umowie jest termin kwietniowy. Teraz to już nam się tak nie spieszy, bo skończyło się letnie intensywne używanie tarasu. Przy okazji firma zrobi nową bramkę na posesję- ta obecna ma już 60 lat i się sypie.

Utkałam na ramie pierwszy większy gobelin. Nie powiem, zebrałam dużo praktycznej wiedzy, namęczyłam się jak diabli, naprułam, naklęłam, ale zrobiłam. Muszę go jeszcze podszyć i kupić listewkę do zawieszenia. Owszem, jest mnóstwo filmików, na których pokazano, jak tkać, ale wiedza jest powtarzana do pewnego momentu, a potem radź sobie sam. Tylko jedna seria filmów bardzo mi pomogła. Szacunek dla instruktorki, która krok po kroku pokazuje i omawia tkanie gobelinu. I to po polsku. 

Jeszcze na ramie tkackiej.

Wzór modyfikowałam na bieżąco- trochę smutne to było na początku. Ten pomarańczowy, nieco szurnięty, "okrąg", bardzo ożywił gobelin. Tak, szukałam inspiracji na Pintereście, ale mój gobelin, przynajmniej kolorystyczne, różni się od tych o podobnym zamyśle kompozycyjnym.

Dodatkowym plusem, oprócz tego, że nauczyłam się tkać i mam fajne rzeczy, jest to, że ubyło mi włóczki takiej, z którą nie wiedziałam co zrobić. 

A niecierpek dalej kwitnie jak szalony i nie przejmuje się zimniejszymi dniami.


 

 

28 września 2022

Lato obrodziło, jesień zbiera.

 Naprawdę,  dawno nie widziałam, w ogrodzie i na polach, tylu owoców różnorodnych. Codziennie zbieramy po parę dorodnych grzybów, które rosną już w kilku miejscach ogrodu. Są na bieżąco zjadane.

Pozbierałam pigwy spod dwóch krzaków, a jeszcze na jednym wiszą i dojrzewają. To jest połowa zbioru, połowę musiałam wyrzucić, bo się nie nadawała do przetworzenia. Wrzuciłam do skrzynki, skrzynka codziennie wynoszona jest na słońce i pigwy w niej dojrzewają. Na krzakach są jeszcze zielone owoce pigwowców. Te dojrzeją dopiero późną jesienią. Bedzie następny zbiór

Orzechy - część spadła na naszą miedzę z gałęzi orzecha rosnącego w ogrodzie siostry, większość pozbierana spod jednego naszego orzecha. Są jeszcze cztery inne drzewa, ale orzechy z nich są małe i bardzo źle się rozłupują. Te zostawiamy wiewiórkom, myszom i innym, zainteresowanym nimi, zwierzakom.
 Orzechy jeszcze spadają i zbieramy je codziennie.
Na wszystkich cisach mnóstwo jagód. Jest już koniec września, a one jeszcze wiszą. W poprzednich latach szybko znikały w dziobach kosów i szpaków. Te ostatnie robiły stadne najazdy na krzewy w połowie września, żerowały intensywnie i potem odlatywały. W tym roku nie widziałam na cisach ani jednego szpaka, a kosy skubią owoce jakby od niechcenia.



To samo dotyczy owoców na jarząbach.
W zeszłym roku nie było ich wcale, w tym jest ich zatrzęsienie. I nimi ptaki  też się sporadycznie interesują.

Tak, w tym roku, owocuje jeden z 6. jarząbów, rosnących  w ogrodzie.


Pięknie owocują wszystkie krzewy berberysów. Każdy z nich ma mocno oblepione owocami gałęzie. Ale na razie nie znajdują amatorów swoich owoców.

Dużo owoców jest również na trzmielinach

Dojrzewają na bieżąco żółte maliny


Było również trochę winogron, ale zanim zrobiłam zdjęcia, zostały zjedzone.

A to taki ładny grzyb, który wykluł się z "jajka". Jeszcze została "smocza otoczka".

W ogrodzie rośnie dużo różnych grzybów, których nie zbieramy. Są gołąbki, gąski, dzikie pieczarki, jakieś malutkie, może i halucynogenne, były klasyczne muchomory oraz kania, zaplątana w stosie desek, jakieś purchawki i dużo innych. Wszystko to rośnie, potem parszywieje i gnije. Część zjadają ślimaki. Podczas spacerów widuję takie grzybie cmentarzyska. To też należy do uroków tego ogrodu.


 



 

 

 

08 września 2022

Nuda to mi nie grozi.

Wczoraj działo się, oj działo. Najpierw wychodząc z piwnicy, natknęłam się na małego jeża. Oho, będą kłopoty, pomyślałam. Następny do transportu do Ośrodka, bo po ostatnich perypetiach z jeżowym młokosem (TU oraz TU ) wcale nie miałam ochoty na przechowywanie następnego. Zabrałam jeżyka do pudła, przyjrzałam mu się- całkiem, całkiem: oczka błyszczące, nosek ruchliwy, czysto między kolcami,  żadnych larw muszych, tylko nad prawym uchem tkwił kleszcz.


 

Zaniosłam jeżyka do Jaskóła, by go w sklepie zważył. Wyszło 100g. Trochę mało. Dzwonię do „Mysikrtólika”- ośrodka, do którego zawieźliśmy poprzedniego jeża. Pytam, co z maluchem zrobić. Przywieźć do nich? Absolutnie nie. Malec ma szansę przybrać na wadze do mrozów i przetrwać  Jeżeli możemy to dokarmiać, a najlepiej wypuścić. Dobra, postanowiłam przetrzymać go w pudle do wieczora, bo przecież jeże żerują nocą, wypuścić do lasku. Ale gdzie tam. Po godzinie jeż zaczął robić raban, zaczął piszczeć, płakać. Nie miałam pojęcia, że jeże piszczą i płaczą jak koty. Wzięłam pudło, poszłam do lasku. Wypuściłam go niedaleko kopca pod cisem, o którym pisałam, przypuszczając, że tam ma stara jeżyca siedlisko. Jednak jeżyk postanowił inaczej. Szybciutko poszedł w inną stronę.

Tu filmik.


Po południu już go nigdzie nie znalazłam. Pewnie zaszył się gdzieś pod krzakami, albo dotarł do dzikiego kompostu i tam doczekał wieczora. Wydaje nam się, że urodził się pod tarasem, tam jeże miały gniazdo, a potem spadł przed wejście do piwnicy, kiedy samodzielnie udał się na polowanie.

Młodzi pojechali na grzyby do lasu. Wrócili z niezłym łupem- pełna reklamówka. Młoda wyłowiła z niej okazy prawdziwków, jakich dawno nie widziałam. Na zdjęciu parę z nich, ale zdjęcie zakłamuje wielkość, one miały prawie po 15-20 centymetrów. 

Po południu ja wyruszyłam na grzybowe łowy pod brzozy.

Moje zdobycze. Ale wziąwszy pod uwagę, że takie zbory mamy co drugi dzień, przyjmuję to powoli jako normę.

Te z lewej (5 sztuk)rosły wśród konwalii. Grzyby w konwaliach, hmmmmm…..

No i hit dnia- mamy dwa derenie. Derenie kwitły wiosną jak szalone.

Dopiero rozkwitają.
Potem sprawdzałam, czy zawiązały owoce- zawiązały. Jednak po doświadczeniach ostatnich lat, kiedy to owoce, zanim dojrzały, opadły, zupełnie zapomniałam, że mam w tym roku sprawdzać, co z nimi. Ale wczoraj robiąc film jeżowi, zajrzałam pod liście, a tam  zatrzęsienie dojrzałych dereni. 


Po miskę, derenie do miski- to jest kilogram owoców. 

 


Jaskół je nakłuł, zalaliśmy Finlandią (kilogram owoców derenia należy zalać 0,7 l. wódki, cukru można dodać jak ktoś chce) i teraz  trzeba cierpliwie czekać (podobno  najmniej pól roku), aż się zrobi dereniówka.

Na drugim dereniu owoce jeszcze są, zrobię z nich kompot, bo jest ich o wiele mniej, ale i krzak jest mniejszy.

 Kupiliśmy kocia karmę, ale dokarmianie jeży w ogrodzie raczej nie wchodzi w grę, bo tu są łasice i kuny, każde zabezpieczenie pokonają. Karma jest na wypadek, gdyby znowu jakiś maluch się przypałętał blisko i za dnia.

 

 

02 września 2022

I nastał błogi spokój

Wczoraj- 1 września

Jaka błoga cisza na naszej ulicy panuje od rana. W ogóle wokół domów cichutko, tylko psy poszczekują. Dzieciaki wybyły do szkoły. Poszłam z Bezą na spacer między sady. Sadownik przestał jeździć miedzą między nimi i zrobiło się pięknie zielono na dole. W miejsce wyciętych jabłoni posadził kukurydzę. Przez cały czas towarzyszył nam szelest jej liści. I poza tym niczego więcej nie było słychać. Nawet samoloty dzisiaj rzadko latają. Ptaki też ucichły- nie widać myszołowów na polami. Przy dwóch podrostkach dębczakach, spłoszyłyśmy stado wróbli. Spłoszyliśmy to powiedziane na wyrost, one po prostu poderwały się z ziemi i usiadły na drzewach nad naszymi głowami. Wcale nie były mocno przestraszone. Wróble zaczęły odwiedzać również nasz ogród. Przez całe lato gdzieś latały, a teraz zaczynają nocować w tujach. Fajne są, a kłócą się tak niemiłosiernie w tych tujach, zanim zapadnie zmrok, że uszy bolą.  W lasku często teraz śpiewają sroki. Taki skrzekliwy ten śpiew, ale można w nim usłyszeć melodyjne zaciąganie. Dopóki wiewióry nie dorosną, sroki nie mają prawa być w ogrodzie, jednak we wrześniu już ich nie płoszę i nawet lubię ich słuchać. Między sosnami, pod młodym cisem, coś usypało kopiec. Jest on pokryty igliwiem- przypuszczamy, że to kopiec jeży. 


Beza codziennie obwąchuje ten kopiec, a potem ostrożnie odchodzi. Nie mam zamiaru sprawdzać, co w nim siedzi, ale wczoraj wzięłam latarkę i poszłam wieczorem w ogród, w poszukiwaniu jeża. Przeszukałam różne zakamarki, jednak nigdzie go nie było.  Zaliczyliśmy pierwszy większy jesienny zbiór koźlaków (po kilka zbieraliśmy sporadycznie). Rosną, jak zawsze na dole, na miedzy,  pod brzozami. Musiałam zebrać też te mniejsze, bo ślimole pożerają grzyby  w tempie rekordowym.


 

Dzisiaj

Spacer z Bezą w drugą stronę, tam, gdzie widoki na wieś, las i góry. Kontynuacja zachwytu nad ciszą i brakiem samochodów na wiejskich drogach. Spacer tymi trasami znów staje się przyjemnością.

Idziemy drogą, obok potężnych dębów, tam, gdzie świat się kończy.

Lubię widok "końca świata" na końcu drogi- tylko niebo i nic więcej.
Zbliżamy się na skraj przepaści i.... otwiera sę przed nami taki widok. Na wprost stumilowy las, który jest naprawdę dużym lasem.Ale przed nim znajduje się poteżny kawał pól uprawnych.
 
I teraz, patrząc na krajobraz zgodnie ze wskazówkami zegara, widzimy taki świat.

Drzewa i krzaki, które są w oddali, rosną wzdłuż ruchliwej drogi krajowej. Musiałyśmy ją przejść, by dotrzeć w to miejsce.

Widoki na wieś. Bez żadnych przybliżeń. Wieś jest typową ulicówką, a za domami rozciągają się właśnie takie ogromne pola. I ciekawostka- te pola należą tylko do trzech właścicieli.


 


Tam, gdzie te drzewa, są dwa stawy w dolinie. Tu wszędzie jest taki zwodniczy teren- wydaje się coś być blisko, idziesz sobie po równym, a tu nagle dolina i trasa robi się dwa razy dłuższa.

Lecimy z widokami w prawo- polskie Beskidy oraz  Czantoria (na prawej stronie zdjęcia). Z lewej widać masyw Skrzycznego i Baraniej Góry. W środku mały Lipowiec, za którym jest Równica.

Z prawej strony drogi, widzimy czeskie Beskidy. Dzisiaj góry przysłonięte są mgiełką, co wróży dobrą pogodę, ale widok gór jest mniej interesujący

I jeszcze bardziej w prawo- widok na drogę i nasz lasek (wysoki z prawej strony), a z przodu, za polem fragment krajówki.

I takie to mamy świetne widoki na tej  trasie. 

Zaraz, za zakrętem, mijamy dwie piękne "dzikie panny"- rosnące bliziutko siebie kalinę i różę. Zdjęcia robiłam dzisiaj telefonem, nie wszystkie się udały.

W tym roku niesamowicie bogato owocują.




Owoce róży na razie pomarańczowe, bo jeszcze dojrzewają.


I to było by dzisiaj wszystko😀😀😀.