Lato jeszcze trwa i będę się tego trzymał! O jesieni jeszcze nie chce słyszeć i nawet jak się już zacznie, nie przyjmę tego do wiadomości. Tej następnej pory roku po jesieni nie chcę nawet wymieniać z nazwy... brrrr! Na samą myśl przechodzą mi zimne dreszcze. Jest zakaz używania! To się chyba nazywa wyparcie, albo cóś... To tak jak moje dzieci zabraniają w czasie wakacji wymawiać w jakimkolwiek kontekście i przypadku słowa "szkoła".
Tak, więc to są tarty późnoletnie i już.
Tarty są fajne, bo można na nie wrzucić co się komu podoba i szybko się je robi ( i zjada ! ).
Spodem tarty u mnie zawsze jest gotowe ciasto francuskie. Szkoda czasu na wyważanie otwartych drzwi. Kiedyś piekłem je najpierw obciążone grochem, po czym zdejmowałem groch i dopiekałem bez obciążenia. W efekcie końcowym brzegi zaczynały się przypalać (bo jeszcze piekły się ze składnikami tarty).
Teraz nakłuwam ciasto widelcem i wstawiam do gorącego piekarnika. Kiedy widzę, że robi się wielka poducha, wyjmuję z piekarnika i nakłuwam żeby ciasto opadło i wstawiam znów. Czasem wystarczą dwa razy, czasem trzy. Później wystarczy ułożyć na wierzchu kilka pyszności, polać śmietaną roztrzepaną z dwoma jajkami, startą szczyptą gałki i przyprawami do smaku.
Prawie zawsze jednym ze składników jest u mnie podsmażony wędzony boczek. Pasuje i do szparagów, i do fig.
A inne składniki...
Dzisiaj proponuję tarte z figami i tarte z kurkami.
Tarta z figami.
Na podpieczonym cieście francuskim układam kawałki jakiegoś "bluserka" (gorgonzola jest najpyszniejsza, ale lazur też pasuje), boczek, mogą być orzechy włoskie. Zalewam je śmietaną z jajkami i wciskam figi.
Tarta z kurkami.
Kurki około 30 dkg, po oczyszczeniu i ewentualnym lekkim rozdrobnieniu ( jeżeli są bardzo duże) podsmażam na oliwie z jedną posiekaną cebulą. Nie za długo, żeby cebula tylko się zeszkliła. Na podpieczonym cieście rozkładam kurki z cebulą, boczek, porwaną na kawałki mozzarellę lub po "kupce" ricotty. Zalewam śmietaną z jajkami i dodatkowo z posiekaną natką pietruszki.
Tarty piekę w 180 st. C około pół godziny.
Tarte z figami można udekorować natką lub rukolą i np. polać kremem na bazie octu balsamicznego.
I aby do wiosny... Będzie znów można robić tarty ze szparagami!!
Blog nie tylko kulinarny. O mnie i rodzinie, i trochę o pracy...? i o DOBRYM jedzeniu... w prosty sposób! I trochę wspomnień...
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą grzyby. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą grzyby. Pokaż wszystkie posty
wtorek, 16 września 2014
czwartek, 29 września 2011
SERY!!! Dobre! Nasze Polskie!
Trafiłem na sery!
Powiecie: phi! też mi coś! Wszędzie pełno różnych serów. Do wyboru do koloru.
Jasne. Są nawet dostępne wyroby seropodobne... a jakie tanie!
Powiem tak, większość tych wyrobów, w porównaniu z tym na co trafiłem, przypomina produkty seropodobne. Niestety skojarzenia z PRLu tak bardzo mi się tu gramolą, że muszę o nich wspomnieć :np
tabliczka czekoladopodobna... paw totalny! Dzisiaj nawet produkty Terrawity są bardziej czekoladoprzypominające. Drugim skojarzeniem jest dżem z dyni o smaku pomarańczy! To był przysmak! Gumowy i taki raczej w stronę syntetycznej marmolady, ale jak był było fajnie, chociaż domowym przetworom mógłby czyścić buty (tzn. zakrętki!)
Trzecim: teksas! Spodnie z teksasu robiły za dżinsy. Wygląd "prawie" identyczny. Albo juniorki, które musiały zastępować adidasy!
No! Chwatit... Chyba wystarczająco obrazowo przedstawiłem jak sery, na które trafiłem mają się do większości naszej polskiej masowej produkcji.
Teraz przystąpię do prezentacji czterech serów (z dziesięciu chyba dostępnych u tego producenta), które kupiłem. Dodam na początku, że ich ceny nieco różnią się od tych seropodobnych... ale warto! Tak więc...
Oto cała czwórka.
Zacznę według wieku.
Najmłodszy. Ser owczy młody (kilku dniowy).
Ser owczy dojrzewający.
Ser dżersejowy dojrzewający.
Ser owczy blue (pięknie "pachnie"!)
Ok! Sesja za nami, więc do kuchni...
Uwieczniłem dwa pomysły na wykorzystanie tych serów.
Kluchy z sosem ze świerzych podgrzybków podsmarzonych z boczkiem i cebulą, podlanych następnie białym winem i odrobiną śmietany. Przed podaniem dorzuciłem do sosu pomidora i natkę, a na talerzu posypałem tartym serem owczym blue (mój pomysł w całości :))
A to, sałatka z rukoli, owocu nashi, pestek granatu i sera owczego dojrzewającego, skropiona sosem z octu balsamicznego, soku z cytryny i oliwy (inspirowane P. Brodnickim tylko bez kosteK)
Nie jest to promocja. To są sery, które z czystym sumieniem mogę polecić, co też czynię. Wszystkie powstają na Ranczo Frontiera.
Ich sery zasmakowały nie tylko mnie... TU jest artykuł.
Serio! Niebo w gębie!
Powiecie: phi! też mi coś! Wszędzie pełno różnych serów. Do wyboru do koloru.
Jasne. Są nawet dostępne wyroby seropodobne... a jakie tanie!
Powiem tak, większość tych wyrobów, w porównaniu z tym na co trafiłem, przypomina produkty seropodobne. Niestety skojarzenia z PRLu tak bardzo mi się tu gramolą, że muszę o nich wspomnieć :np
tabliczka czekoladopodobna... paw totalny! Dzisiaj nawet produkty Terrawity są bardziej czekoladoprzypominające. Drugim skojarzeniem jest dżem z dyni o smaku pomarańczy! To był przysmak! Gumowy i taki raczej w stronę syntetycznej marmolady, ale jak był było fajnie, chociaż domowym przetworom mógłby czyścić buty (tzn. zakrętki!)
Trzecim: teksas! Spodnie z teksasu robiły za dżinsy. Wygląd "prawie" identyczny. Albo juniorki, które musiały zastępować adidasy!
No! Chwatit... Chyba wystarczająco obrazowo przedstawiłem jak sery, na które trafiłem mają się do większości naszej polskiej masowej produkcji.
Teraz przystąpię do prezentacji czterech serów (z dziesięciu chyba dostępnych u tego producenta), które kupiłem. Dodam na początku, że ich ceny nieco różnią się od tych seropodobnych... ale warto! Tak więc...
Oto cała czwórka.
Zacznę według wieku.
Najmłodszy. Ser owczy młody (kilku dniowy).
Ser dżersejowy dojrzewający.
Ser owczy blue (pięknie "pachnie"!)
Ok! Sesja za nami, więc do kuchni...
Uwieczniłem dwa pomysły na wykorzystanie tych serów.
Kluchy z sosem ze świerzych podgrzybków podsmarzonych z boczkiem i cebulą, podlanych następnie białym winem i odrobiną śmietany. Przed podaniem dorzuciłem do sosu pomidora i natkę, a na talerzu posypałem tartym serem owczym blue (mój pomysł w całości :))
A to, sałatka z rukoli, owocu nashi, pestek granatu i sera owczego dojrzewającego, skropiona sosem z octu balsamicznego, soku z cytryny i oliwy (inspirowane P. Brodnickim tylko bez kosteK)
Nie jest to promocja. To są sery, które z czystym sumieniem mogę polecić, co też czynię. Wszystkie powstają na Ranczo Frontiera.
Ich sery zasmakowały nie tylko mnie... TU jest artykuł.
Serio! Niebo w gębie!
piątek, 19 marca 2010
Potrawka z kurczaka... i słówko o Kredce...
Potrawka z kurczaka jest jednym z moich (i nie tylko) ulubionych dań. Jednym ze "sztandarowych"...
Chciałbym zachęcić wszystkich posiadaczy małych i dużych piesków do akcji "SPRZĄTAM PO MOIM PSIE"
Zanim, jednak o potrawce (niecierpliwi mogą przewinąć), muszę nadrobić zaległości... Jest członek naszej rodziny do tej pory trochę pomijany w blogu... Najmłodszy, i "ostatni w naszym łańcuchu pokarmowym"... KREDKA! Trafiła do nas jako trzy miesięczna pierdółka. Nie ma rodowodu, ani nawet bliżej określonej rasy pochodzenia...
Początkowo, "psi znawcy" obstawiali w stronę Nowofunlanda...
Kredka nic się tym nie przejmowała tylko rosła... Rosła w zastraszającym tempie i była co raz silniejsza...
Zdarzył nam się raz kleszcz... i oczywiście taki z najgorszymi choróbskami... było nieciekawie... kroplówki po dwie godziny, antybiotyki itd... ale daliśmy radę!
Bardzo podniosła nam częstotliwość użycia odkurzacza i mopa... Taka długa sierść jest zabójcza...
Postanowiliśmy zmienić to i nasza Kredka stała się DAMĄ... Zrobiliśmy z niej... sznaucerkę...
Chociaż nie zawsze zachowuje się jak dama...
Mnie obrała sobie za pana (chociaż oficjalnie jest psem Basi i jej największą pupilką), ciekawe dlaczego? Fakt, ja z nią chodziłem na kroplówki, ja ją dyscyplinuję i jeszcze różne takie, ale Kredka chyba po prostu lubi moją kuchnię... dosłownie i w przenośni...
Kiedy kroję np. cebulę, nie przejawia najmniejszego zainteresowania i leży na posłaniu z nogami na ścianie... ale kiedy przechodzę do krojenia jej ulubionej marchewki już jest w pozycji gotowej do startu... Kiedy zaczynam wycinać żyłki z mięsa... i nadal jej nie wołam... przyjmuje pozycję w progu kuchni... (do środka nie wolno wchodzić kiedy pan się krząta).
Wszystko bacznie obserwuje, mam nadzieję, że dużo się już nauczyła...
Na przykład potrawki z kurczaka.
Można użyć całego, pociętego kurczaka, można, tak ja wolę tylko pewnych części np podudzi. Kurczaka obsmażam w żaroodpornym garnku, oprószam mąką, wlewam szklankę białego wytrawnego wina (nie zapomnijcie spróbować czy nie jest kwaśne :)), dokładnie zeskrobuję przypieczone kawałki z dna (bardzo ważne! to jest smak, pozostawiony - przypali się i będzie FE!) dolewam ze dwie szklanki rosołu domowego. Mieszam, dodaję bouquet garni :), sól, dużą szczyptę białego pieprzu.
Przykrywam i gotuję na małym ogniu około pół godziny...
W tym czasie na patelni obsmażam grzyby na maśle z sokiem z cytryny ( dobrze jak są to leśne, nawet rozmrożone, jak nie, to z pieczarkami też jest pycha!). Po grzybach na patelnię trafiają cebulki. Ideałem byłyby małe cebulki (ze dwadzieścia!) ale mogą być duże pokrojone na połówki lub ćwiartki, z odrobiną wody i cukru. Kiedy kurczak "dochodzi", wyjmuję bukiet i wrzucam grzyby i cebulki. Jeszcze chwilę razem... potem trochę tłustej śmietany...
Na koniec natka pietruszki i chwila odpoczynku pod przykryciem...
Uff! Z bagietką, sałatą z winegretem lub wstążkami cukinii i białym winem robi się wytworne danie! Bardzo polecam.
Jest to lekko zmodyfikowany przepis z "Wyśmienitej kuchni francuskiej" na specjalne życzenie Agnieszki, mamy mojego najmłodszego z wielu chrześniaków, która kosztowała i chyba jej smakowało...
PS.Chciałbym zachęcić wszystkich posiadaczy małych i dużych piesków do akcji "SPRZĄTAM PO MOIM PSIE"
My sprzątamy! A jak się nie sprząta... tu nie miejsce na takie fotki, ale jest u mnie na Facebooku...
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)