Pokazywanie postów oznaczonych etykietą szparagi. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą szparagi. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 10 maja 2016

Szparagi panierowane, na omlecie czyli śniadanie dla maturzysty.



Troszkę mam dzisiaj nastrój filozoficzno-pijacki mimo że nic a nic nie piłem (po za herbatą). No, ale jak tu się nie zadumać nad galopującym czasem kiedy okazuje się, że moja mała córeczka zdaje maturę. A dopiero co... No dobra daruję Wam (a zwłaszcza Basi) opowieści z jej dzieciństwa. Może innym razem jak naprawdę coś wypiję ;)
Tak więc, córeczka kiedy tylko może, odsypia stres i co tam jeszcze ma do odespania. Tak jak dzisiaj, kiedy ma przerwę między egzaminami, wstaje koło południa i jest straszliwie głodna. A tu niespodzianka!
Szparagi panierowane na omlecie z dwóch jajek i tosty z szynką z patelni.

5 szparagów zielonych
2 jajka
1 łyżka oliwy
1 łyżka płatków migdałowych (pestek słonecznika, siekanych orzechów itp)
1 łyżeczka płatków czosnków
1 łyżeczka tymianku lub ziół prowansalskich
1 łyżeczka suszonej ciętej trawy cytrynowej
sól i pieprz do smaku

Szparagi obłamałem i oderwałem łuski z dolnych części łodyg. Jajka roztrzepałem w miseczce. 
Płatki migdałów, zioła, sól i pieprz rozdrobniłem w malakserze. Szparagi posmarowałem roztrzepanym jajkiem i obtoczyłem w panierce. Na blachę wylałem oliwę i ułożyłem na niej szparagi. Wstawiłem do piekarnika rozgrzanego do 200 st. na 7 minut. W tym czasie jajka wlałem na gorącą patelnie i usmażyłem omlet.


Przygotowałem do podania z tostami z szynką i pomidorem, zrobiłem kilka zdjęć i akurat wstała Basia. Chyba zapachy wywabiły ją z pokoju...

poniedziałek, 19 maja 2014

Tarta ze szparagami, boczkiem i gorgonzolą czyli szparagi 2014


O szparagach pisałem już tyle razy, że w tym roku staram się nie zanudzać Was tym tematem. Nie piszę o nich, ale jemy je teraz prawie codziennie. Najczęściej przyrządzam je z boczkiem lub z sosem musztardowym, ale czasem wymyślam coś innego dla urozmaicenia...
Pomysł na tą tartę powstał w pięć minut na bazie tego co miałem w lodówce. Musiałem tylko wyskoczyć do sklepu po ciasto francuskie.

1 opakowanie ciasta francuskiego
1 jajko
1 mała śmietana
szczypta gałki muszkatołowej
pieprz i sól
1 pęczek cienkich zielonych szparagów
1 opakowanie wędzonego boczku w plasterkach lub szynki parmeńskiej
1/2 opakowania gorgonzoli

Ciasto rozłożyłem na papierze do pieczenia i zawinąłem lekko boki. Ponakłuwałem widelcem i wstawiłem do piekarnika rozgrzanego do 180 st. C na kilka minut. Ze śmietany, jajka i przypraw przygotowałem "bazę każdej tarty" mieszając je trzepaczką. Kiedy ciasto w piekarniku rozwarstwiło się i "napęczniało", wyjąłem, jeszcze raz nakłułem i wstawiłem jeszcze na 2 minuty. Dalej to już łatwizna...
Ułożyłem szparagi dość rzadko, przykryłem plasterkami boczku i dołożyłem resztę szparagów. Chodziło mi o to, aby boczek przeplatał się po między szparagami. Pokruszyłem na nie ser i zalałem śmietaną z jajkiem.
Piekłem około 20 minut w 180 st. C.
To jest moja propozycja, ale składniki i proporcje można zmieniać wedle własnych upodobań.
Podałem z chłodnym białym winem. Smacznego!

czwartek, 16 maja 2013

SZPARAGI 2013 ( w cieście francuskim i pieczone w maśle )

Szparagi w tym okresie są dość tanie i ogólnie dostępne. Nie są może tak popularne jak kebab i nie powodują tak dużych napięć w społeczeństwie... Jednak dostępności i przede wszystkim ceny kebabu żadna władza nie powinna lekceważyć!
Może należałoby wziąć się za zmianę nawyków żywieniowych w narodzie... Przed wojną to chyba nawet było specjalne ministerstwo? Jakby co to ja mogę zostać ministrem! (Zegarków nie kolekcjonuję, a moja dysekcja to pikuś na takim stanowisku.)
Później wybierzecie mnie na premiera... Pamiętajcie, jestem gotów!
A na razie wracam do szparagów.
Pierwszy przepis to delikatne cudeńka, którymi można "błysnąć" przed specjalnymi (zwykłymi też) gośćmi... np przed teściową.
Drugi to prosty sposób na delektowanie się aromatyczną szparagową przekąską.

Szparagi w cieście francuskim są kolejną moją improwizacją "na temat"... Gdzieś zobaczyłem hasło szparagi w cieście francuskim i nie chciało mi się wnikać w istniejący przepis tylko kupiłem ciasto francuskie, szparagi i puściłem wodze fantazji... ( A'propos kupowania szparagów... Pani na bazarku kiedy mnie widzi zadaje pytania: ile? białe czy zielone? )
Płat ciasta pociąłem na prostokąty w takiej ilości i wielkości aby każdy szparag mógł być "ubrany" rurkę z ciasta. Zrobiłem sos z musztardy z gorczycą, oliwy extra, otartej skórki z limonki i soku z tejże i przeciśniętego czosnku. Na każdym  kawałku ciasta robiłem "ścieżkę" z sosu, kładłem lekko blanszowanego szparaga i zawijałem. Wierzch posmarowałem rozmąconym jajkiem i posypałem sezamem. Kilkanaście minut w piekarniku i gotowe!



Szparagi do pieczenia zalałem i wymieszałem z sosem z rozpuszczonej 1/2 kostki masła z kilkoma przeciśniętymi ząbkami czosnku, posiekanymi, oczyszczonymi dwoma papryczkami chilli i skórką i sokiem z limonki. Również kilkanaście minut w piekarniku i drugie danie gotowe. Proste, a wykwintne, bardzo aromatyczne i zdrowe.

czwartek, 9 maja 2013

SZPARAGI 2013 (zupa krem)

Niektórzy może pamiętają, że szparagi bywały tu bardzo cząstym gościem, dlatego już mi brakuje tytułów... "Wyczekiwane", "Nareszcie są", "Znów szparagi", "Telenowela - Szparagi odc. 654294382 i pół"... i tak bez końca. No to są po prostu SZPARAGI.
Były szparagi gotowane, pieczone, grillowane, proste i bardziej pracochłonne, zielone i białe, moje własne pomysły i "wielkich". Szparagi jemy w ilościach prawie hurtowych i często powtarzam nasze ulubione przepisy ( najulubieńsze są z majonezem musztardowym i jajkiem oraz w boczku z jajkami w koszulkach ) więc nie wspominam o tym za każdym razem na blogu.
Szparagi są baaaardzo zdrowe, bo mają bardzo dużo "czegośtam" oraz wiele witamin i takich różnych bez których to się nie da. Ale najfajniejsze w nich jest to, że trzeba na nie czekać jedenaście miesięcy. Jak się tak człowiek wyczeka to potem się cieszy jak gupi do syra! Nawiasem mówiąc z wielu rzeczy powinniśmy się cieszyć, ale mamy je na stałe i nam spowszedniały ( nie tylko jedzeniowe rzeczy! ).
Dzisiaj szparagi będą trochę inaczej. Będzie zupa krem z zielonych szparagów.
Szparagi trzeba obłamać i pokroić na kawałki odkładając główki. Na patelni rozgrzać łyżkę oleju i łyżkę masła. Obsmażyć jedną dużą cebulę pokrojoną w drobną kostkę, jednego pora w plasterkach, ząbek czosnku rozgnieciony, dwa duże ziemniaki pokrojone w cienkie plastry i na końcu szparagi. W garnku zagotować około 1,5 litra bulionu, może być warzywny, ale ja użyłem drobiowo-warzywnego (w ostateczności z kostki, ale ja się do tego nie przyznam!). Do bulionu wrzucić warzywa z patelni i gotować chwilę. Zmiksować. Podawać z łyżką śmietany, przybrane szczypiorkiem, podduszoną papryczką chilli i zblanszowanymi czubkami szparagów!

poniedziałek, 7 maja 2012

Szparagi z grila i pasta z bakłażana

Dzisiaj krótka migawka z minionego baaardzo dłuuugiego weekendu na "nawsi".
Pierwszą z kilku nowinek jakie u nas gościły były szparagi z grilla, z pikantnym sosem limonkowo - miętowym.
Drugą, kiopułu - pasta z grillowanego bakłażana prosto z Lawendowego Domu .

Szparagi zrobiłem z tego co miałem w głowie i w spiżarce. Przygotowane szparagi obtoczyłem w oliwie z oliwek i odrobinie ziół prowansalskich.
Na patelni rozpuściłem pół kostki masła i wrzuciłem otartą skórkę z limonki, posiekanych kilka listków mięty i papryczkę chilli, po chwili zdjąłem z palnika.
Przyprawiłem odrobiną soli i pieprzu. Szparagi grillowały się około 10 - 15 minut.
Polałem sosem i gotowe.
Dokładny przepis na pastę z bakłażana znajdziecie w Lawendowym Domu.
W mojej wersji jest to upieczony na grillu bakłażan (a dokładnie trzy) roztarty (ze skórą) z pięcioma ząbkami czosnku.
Jak widać na zdjęciach nie miałem dobrego sprzętu do rozcierania i moja pasta jest mało pastowa... Ale była pyszna. Następnym razem dam więcej czosnku :)

A teraz wiadomości z "nawsi".
Tak wygląda nasz "sad" a właściwie sadek...

A tak wyglądają okoliczne profesjonaliczne Sady, na które prawie każdego dnia rozpryskiwane są hektolitry najróżniejszych preparatów. Przypomnę Wam o tym jesienią ;)

czwartek, 26 kwietnia 2012

Szparagi 2012

Są... Zazdrościłem innym, ale już są i u mnie. Na początek zrobiłem naszą wersję ulubioną. Wczoraj trochę zmienioną wersję ulubioną numer dwa.
A robi się to tak...
Przygotowane zielone szparagi obtoczyć w oliwie i szczypcie ziół prowansalskich. Ułożyć w żaroodpornym naczyniu i piec w 200 st. C ok. 10 min. Posypać podsmażonym boczkiem wędzonym pokrojpnym w kostkę i odrobiną soli, i pieprzu. W czasie gdy pieką się szparagi ugotować jajka w koszulkach. Jaka zozgnieść na boczku, posypać tartym parmezanem i szczypiorkiem...
Wcinać trzęsąc uszami...
Proste?
A w sobotę otwieramy sezon na "nawsi"...
Oj będzie się działo...

czwartek, 9 czerwca 2011

Koniec bliski!!!

Tak! Koniec bliski! I na szczęście i niestety... Nie żebym powtarzał jakieś bzdury o końcu naszej cywilizacji, bo ostatni z zapowiadanych końców miał być chyba miesiąc temu, a następny w przyszłym roku... No cóż, jak ktoś nie może zwrócić na siebie uwagi w inny sposób, to wychodzi na ulicę i krzyczy, że koniec świata za dwa dni. Inni wychodzą na ulice i wykrzykują inne bzdety, ale... trudno, ich problem!
Ja o końcu roku szkolnego (HURA!!!) i o końcu sezonu na szparagi (BUUUU!!!).
No bo taka szkoła, niby jest fajna... najbardziej jak są przerwy albo tuż po lekcjach. Albo jak jest wycieczka i jest czas wolny... Hmmm... to jest ekstra! Ale jak przypominasz sobie o 22.00, że na jutro trzeba było zrobić 30 zadań z proporcji ( te z odwrotnych proporcji są wredne!), to już nie jest fajnie... Kilka dni temu Basia zafundowała swojemu tacie taki prezent imieninowy - wspólne rozwiązywanie zadań do pierwszej po północy... Dobrze że to były proporcje ;).
Ja ze szczególną lubością wspominam badanie przebiegu zmienności funkcji. Nawet nieźle mi to szło (musiałem się pochwalić!), człowiek tłukł "to" w ilościach hurtowych... tylko po kiego... Czy ktokolwiek z Was wykorzystywał w "życiu" umiejętność badania przebiegu zmienności funkcji????? (jeśli tak to szacun i proszę o dokładny opis!) Albo te... całki! No litości!
Co innego moja ulubiona chemia... To rozumiem! Przecież trzeba znać wzór strukturalny wody i wiedzieć co nie co o dipolach... żeby spokojnie pić to H2O.
Że nie wspomnę o różnicy po między C2H5OH, a CH3OH... Taka niewiedza grozi śmiercią lub trwałym kalectwem!
Ale teraz o drugim końcu... niestety!
Szparagi coraz bardziej łykowate i za moment znikną, więc jeszcze jedno podanie.
To jest z Oliviera.
Szparagi  z sosem cytrynowo miętowym.
Szparagi trzeba ugotować (standardowo), a wcześniej przygotować do nich sos. Dwie garści mięty w malakserze przerobiłem na papkę (Olivier uciera je w moździerzu - powodzenia!) z sokiem z jednej cytryny, solą i pieprzem. Na patelni rozpuściłem ok. 100 g masła i usunąłem pianę. Dodałem papkę i chwilkę podgrzewałem, aż zabulgotało. Polałem szparagi, posypałem porwanymi listkami mięty i zjedliśmy...
No i...
KONIEC.

poniedziałek, 30 maja 2011

Midi tarty... jest niebawem!

W marcu, po szpitalu, wspomniałem, że robiłem midi tarty i niebawem o nich napiszę... Ta daaaa! Dzisiaj jest niebawem! A zawsze zastanawiałem się kiedy to jest "niebawem" lub ewentualnie "niedługo"... Wypisują mnie ze szpitala i mówią: "niedługo wszystko wróci do normy..." Kurde, strasznie długie to "niedługo"!!! Albo może wróciło, tylko ja przegapiłem i poszło dalej...
To ja już wolę moje (i naszych dzieci niestety też!) ulubione ZARAZ! Jak mówię: ZARAZ przyjdę, to powszechnie wiadomo, że nie należy się mnie spodziewać zbyt szybko. Mam to od urodzenia i przekazałem następnemu pokoleniu, ku rozpaczy Tęczy! Mnie też krew zalewa kiedy słyszę z Basi pokoju: ZARAZ! Ale przypominam sobie po kim to ma i mi przechodzi :), Moja babcia zawsze mówiła: "twoje zaraz, to jak żydowskie poczekaj!". Coś w tym jest! ;)
No jakby mi lekarz powiedział, że zaraz będzie wszystko super, to wiedziałbym o co facetowi chodzi, a tak... Wkurza mnie to straszliwie! Niby wszystko okej, ale żeby mi się chciało tak jak mi się nie chce, to byłoby okej!
Midi tarty robiłem w marcu i zostały wówczas (fajne słowo a'propos zaraz) troszkę ofotografowane. Troszkę, bo głodna rodzina nie dała mi się wyżyć fotograficznie wyrywając tarty z przed obiektywu. Kiedy, więc dzisiaj postanowiłem, że już jest "niebawem", zrobiłem jeszcze jedną tartkę i chciałem ją utrwalić w postaci jpegu. Okazało się ... wówczas (kurde! fajne to wówczas!), że mój aparat jest w serwisie! (nic strasznego - odpadło lustro... :-)). Wydobyłem więc... natenczas (ale fajnie!) aparat kieszonkowy firmy wszystkoprodukującej i pstryknąłem moją tartkę...
Tak, więc dzisiejszy wpis jest bardzo upośledzony fotograficznie, za co przepraszam i obiecuję, że ZARAZ się poprawię...
A tarty robiłem tak:
Gotowe ciasto francuskie podzieliłem na cztery prostokąty. Ułożyłem je na papierze do pieczenia, zawinąłem brzegi, po nakłuwałem widelcem, i na kilka minut do piecyka. Kiedy się zrumieniły i urosły, znów je potraktowałem widelcem, żeby opadły. Ponieważ Basia nie jada szpinaku, a Tęcza bardzo lubi szpinak (ja też), a Franek to lubi najbardziej mambę cocacolową... i szpinaku ani szparagów nie tknie, za to lubi pizze z szynką i pieczarkami... Nie da się zrobić jednej tarty dla całej rodziny i prawie każda tarta jest inna.
Pierwsza dla Franciszka. Ponieważ kiedy usłyszał, że będzie miał jeść coś o nazwie tarta, minę miał nie tęgą... pospieszyłem z wyjaśnieniami, że to francuska kuzynka pizzy... kiedy się okazało, że będzie z szynką i pieczarkami, pojawił się uśmiech. Czyli: na spód dwie łyżki "bazy tartowej" (opakowanie śmietany rozbełtanej z dwoma jajkami, przyprawionej startą gałką muszkatołową, solą i pieprzem), szynka, zrumieniony boczek, pieczarki, kawałki mozzarelli.
Dla Basi: "baza", boczek, pieczarki, kilka kawałków camemberta, pomidor.
Dorosłe: "baza", szpinak (uduszony z czosnkiem i odrobiną gałki), boczek, pomidory.
Wersja dzisiejsza, dla Tęczy, Basi i dla mnie: "baza", boczek, szparagi (obgotowane 3 minuty), mozzarella, pomidory.
Później wystarczy zapiekać przez jakieś 20 - 30 minut.

Przerwy we wpisach ostatnio trochę mi się wydłużyły, ale proszę o wyrozumiałość... mam nadzieję, że to przejściowe kłopoty i ZARAZ coś znów napiszę... ;)))

środa, 9 marca 2011

Tempura i fotoocena

Dostałem maila z propozycją oceniania blogów pod względem fotograficznym. Na pierwszy ogień rzucił się autor pomysłu - Atonii z Gotowania na gazie . Zrobiłem to mimo, że nie jest to wdzięczne zajęcie, a wręcz trudne i NIEwdzięczne :) Ale o tym możecie poczytać na moim drugim blogu.
Ocenianie zdjęć innych jest bardzo ryzykownym zajęciem. Dla ocenianego też, ale przede wszystkim dla oceniającego!
Kiedy chodziłem do szkoły średniej zaczytywałem się prasą fotograficzną. W latach 80-tych prasą fotograficzną był miesięcznik FOTO i kwartalnik FOTOGRAFIA, który ukazywał się raz lub dwa razy w roku. W FOTO publikowane były zdjęcia młodych fotografów, co bardzo zachęcało do działania. Szczególnym miejscem w miesięczniku, był dział pod tytułem foto - ocena. Tam, różne autorytety komentowały nadesłane zdjęcia. Był to najprostszy sposób na opublikowanie chociaż jednej fotki, nawet gdyby miała być "zjechana". Jako 13 - 14 latek miałem duże parcie na pierwszą publikacje w prasie i mimo nieśmiałości wysłałem fotoreportaż. Było to chyba sześć zdjęć z cmentarza powązkowskiego. Na pierwszym była brama wejściowa, na ostatnim fragment muru z zabitą dechami, nieużywaną bramą. Reszta to nastrojowe fotki zniczy, roślin, liści, nagrobków itp. Niestety nie załapałem się na publikację, ale dostałem list z foto - oceną... Pod listem podpisana była pani, znana zresztą do dzisiaj, dziennikarka, fotografka, autorka książek i różnych opracowań. Pani Anna Teresa (nazwiska nie podam) napisała mi taki list, że czytając go miałem duże wątpliwości czy dotyczy moich zdjęć! "Wiem o co chodziło... o ten odwieczny problem przemijania..." Ale mnie nie chodziło o żaden problem! Na zdjęciach był zabytek, fajnie według mnie pokazany... To były fajne, nastrojowe, czarno-białe fotki... Ale Pani Anna - Teresa dostrzegła "problem" z jakim chciałem się zmierzyć! Kurde: "co poeta miał na myśli!?!".  Tak sobie wtedy pomyślałem, że taki Mickiewicz czy Słowacki (nie żebym się porównywał ;) to jakby wstali z grobu i posłuchali co się opowiada o ich dziełach... padliby trupem! Bo co Mickiewicz miał na myśli opisując stepy akermańskie? Tęsknił za Litwą? A może po prostu tam było fajnie? (na stepach... hm! wątpliwe!)
Tak więc, nie słuchajcie co "mądre głowy" opowiadają o Waszych fotkach. Ważne żeby WAM się te zdjęcia podobały!
Inną rzeczą jest ocena techniczna i to starałem się zrobić u Antoniego.
No, ale po tak trudnych tematach ;) należy zrobić coś fajnego do jedzenia!
Na przykład TEMPURA!
Tempura kojarzy się z Japonią, a podobno pochodzi z... Portugalii.
Japońce by sami na to nie wpadli. Tempura to nie jest jakiś tam czip! To świetny pomysł na urozmaicenie jadłospisu. Najlepiej użyć do frytkownicy, ale można jak ja na dużej patelni. Trzeba tylko wlać duuużo oleju. No i nastawić się na duuuże sprzątanie :(((
Chyba nie ma ściśle określonych składników, których trzeba użyć. Pole do popisu dla artystów kuchennych...
Ja użyłem: ryby pokrojonej na kawałki (bez ości), krewetek obgotowanych i obranych, ogonków langustynek, bakłażana i cukinii pokrojonych w plastry, papryki czerwonej pokrojonej w paski, brokuła podzielonego na różyczki i niestety, rozmrożonej mrożonej fasolki szparagowej z powodu braku szparagów :(
Robimy ciasto naleśnikowe z 2 jajek, 2 szklanek wody i 2 szklanek mąki oraz szczypty soli.
Składniki zanurzamy w cieście i wrzucamy na chwilę na rozgrzany olej, zaczynając od warzyw, a kończąc na owocach morza i rybach.
Wpis ten powstał dzięki Gavinowi, mojemu australijskiemu kumplowi, z którym pracuję ostatnio nad zdjęciami do książki. Od Gavina podpatrzyłem też patent na to co widzicie jako "podkład". Jest to makaron ryżowy, który wrzuciłem na chwilkę na głęboki olej.
O Gavinie i książce napiszę więcej, kiedy już sprawa będzie bliska finału. A tym czasem SMACZNEGO!

piątek, 28 maja 2010

TILAPIA DLA WIELKIEGO MISTRZA KRZYŻACKIEGO (ze szparagami:)


Dostałem książkę. Niby nic. Czasem dostaję nawet kilka książek... Czsem dostanę butelkę wina... też fajnie! Kiedyś, dostałem łuk. Od Mikołaja pod poduszkę. Super był, tylko drugiego dnia się złamał i mama musiała raklamować go w Składnicy Harcerskiej... Ale, zaraz, zaraz... a, no więc ta książka to jest o gotowaniu, znaczy taka bardziej kucharska, ale historyczna jakby. "KUCHNIA WIELKICH MISTRZÓW" jest zbiorem współczesnych adaptacji, przepisów z kuchni malborskiego zamku. Na szczęście, tego co jadali  wielcy mistrzowie, a nie więźniowie w lochu...
Nigdy nie robiłem tu nikomu "pijara" i nie będę, jak nie będę przekonany, że warto, ale ta książka naprawdę bardzo mi się podoba. A! Żeby było jasne: kupować jej nie kupujcie. Ja ją mam i jak coś będziecie chcieli ugotować po krzyżacku, to musicie zaglądać do mnie na bloga :)
A tak na marginesie, to powiem, że braciszkowie sobie nie źle podżerali!
No to mała próbka z Malborka.
Ryba jest z ryżem, w oryginale z dzikim. Ja miałem brązowy, ale wyglądał naprawdę dziko. Ugotowałem go w wywarze jarzynowym i wymieszałem z odrobiną podsmażonej cebuli.
Dodatkiem były szparagi (sorki!) ugotowane w wodzie z solą, cukrem, listkiem laurowym, goździkiem i gałązką tymianku.
Do ryby zrobiłem taki jakby dresing z poplasterkowanej rzodkiewki, dymki, czosnku, natki kolendry, wymieszanych z sokiem z jednej lemonki z setką oliwy extra. Trzeba zrobić wcześniej, żeby się przegryzło.

A tilapię trzeba po prostu natrzeć solą, grubo grubym pieprzem i upiec.

 Proste jak zwykle... A pyszne... jak zwykle :)
Dzięki Krycha!

poniedziałek, 17 maja 2010

Dla odmiany... SZPARAGI !!!

Bardzo śmieszne, prawda? Tym bardziej, że to trochę inna wersja tych ostatnich... taka tam radosna twórczość.

Zaczynamy tak samo, tzn owijając zielone szparagi boczkiem i piekąc je.

Potem serek kamamberek zawijamy w folię i na parę minut do piecyka. Kiedy szparagi są gotowe, a serek swoje odstał w piekarniku i jest płynny... Rozrywamy go na szparagi!
W przypływie twórczej inwencji dorzuciłem połówki pomidorów koktajlowych i szczypiorek...
Dzisiaj to wszystko w temacie. Muszę odespać żeglowanie :)

środa, 12 maja 2010

Szparagi... czwarty raz!

Jakoś ostatnio ciągle jestem w niedoczasie! Niby wszystko jak zawsze... a zawsze niedoczas! Jadę odpocząć!
Dzisiaj z Frankiem udało nam się w końcu zrobić testy alergiczne! Jak na dziedzica "nawsi" przystało, wyszło, że uczulony jest na trawy i zboża! Ha, ha! On latem nie ma nigdy problemów, a ma ( znaczy choruje) jak robi się zimno i o trawach już dawno wszyscy zapomnieli... :) Doktory rzekły: testy jedno, życie drugie... Zobaczymy co z tego wyjdzie...
A szparagi są super pyszne i super szybkie... jak to szparagi!
Dzisiaj były z boczkiem i z jajkiem w koszulkach.
Szparagi zielone ,po przygotowaniu (patrz wcześniejsze posty), surowe, owinąłem w boczek wędzony, osoliłem, grubo opieprzyłem i skropiłem oliwą ...albo odwrotnie.

 Piekły się 10 minut w 200 st.C.
Jajka w koszulkach (zawsze stres) pierwszy raz się super udały. Do garnczka ze wrzątkiem dodałem trochę octu winnego i zamieszałem żeby zrobić "wir". Wbiłem jajka (pojedynczo) i gotowałem 2-3 minuty. Łyżką cedzakową na talerzyk, a potem na gotowe już szparagi.
Robiłem to pierwszy raz i jest to mój przepis, który jest wypadkową różnych "obcych" przepisów i moich doświadczeń!
BAJKA! Trąciło tylko malizną!
A w piątek spadam na wyjazd samców, na żagle... A HOJ !
                 Tak było w ubiegłym roku :)

piątek, 7 maja 2010

Szparagi... odsłona trzecia

Dzisiaj szybciutko... Trochę na kolanie. Zdjęć też tak nie za wiele... na kolanie... A właściwie tylko jedno in statu nascendi...

To jest sos z którym połączyłem tagliatelle. Ale najpierw jak zrobić sos! Zeszkliłem dwie małe cebule z ząbkiem czosnku, dolałem pół butelki białego wina, po chwili śmietanę. Następny był łosoś wędzony pokrojony w paski. Później szparagi, miałem białe, ale lepsze byłyby zielone. Po około 10 minutach dodałem pokrojone na połówki pomidory koktajlowe i szczypiorek, i ... wyłączyłem gaz. Po ugotowaniu makaronu i odlaniu (tak z grubsza) dodałem na patelnię do sosu. Jeszcze chwilę na dużym ogniu i gotowe!
Zdjęć gotowej potrawy nie zdążyłem zrobić... groziło linczem!
Szparagi jeszcze będą... postaram się! Smacznego!