Pokazywanie postów oznaczonych etykietą papryka. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą papryka. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 2 października 2014

Papryka marynowana w occie winnym z rozmarynem

Czas przetwarzania trwa. Moją metodą dla leniwych przetworzyłem już 10 kg śliwek na powidła. Około 6 kg śliwek wylądowało w słoikach z płatkami migdałów zalane czerwonym winem. Wyprodukowałem 5 albo 6 blach ciasta ze śliwkami (przepis jak powyżej). Trochę zjedliśmy, trochę rozczęstowaliśmy. 35 kg śliwek przetworzone!
Ale to nie wszystko! O truskawkach i czarnej porzeczce nie będę tu wspominał, bo to było daaawno temu... jeszcze latem.
Było jeszcze pięć litrowych słoików z ratatouille, które wyszły mi zamiast leczo, no i oczywiście papryka!
Marynowana czerwona papryka... takie mięsiste, grube płaty w aromatycznej, ostrawej zalewie... No pyszności, ale nigdy wcześniej sam nie robiłem. Zawsze albo z prezentów albo ze sklepu. Zacząłem szukać w sieci przepisów. "Durszlak" i "Mikser" rozgrzane do czerwoności, niektórym blogerom UU podbiłem tak, że teraz reklamodawcy walą do nich drzwiami i oknami (podbije to ceny wpisów sponsorowanych!). Niestety nic nie wybrałem. Przepisy bardzo fajne, ale wszyscy, z uporem godnym lepszej sprawy, postanowili pasteryzować słoiki... Jak dla mnie, jest to zajęcie do bólu upierdliwe. Nie cierpię pasteryzować, ani w piekarniku, ani we wrzątku. W końcu olśniło mnie i przypomniałem sobie, że kiedyś, kiedyś robiłem ostre papryczki z zalewie octowej. Co prawda też były pasteryzowane, ale wprowadziłem pewne zmiany.
Słodka papryka marynowana w aromatycznej zalewie octowo - rozmarynowej.
4 kg słodkiej mięsistej papryki

3 litry wody
750 ml octu winnego (użyłem octu z cydru)
6 łyżek cukru
1 łyżeczka soli

+do każdego słoika :
po kilka ziaren ziela, pieprzu, gorczycy
listek laurowy
gałązka rozmarynu
2 łyżki oliwy extra virgin  

Paprykę umyć, pokroić w duże paski lub duże "kwadraty" usuwając gniazda nasienne.

 Wodę, ocet, cukier i sól zagotować i rozpuścić. Dodać kilka ziaren przypraw, listek, gałązkę rozmarynu i gotować jeszcze chwilę.

Dodać paprykę. Poczekać aż zacznie wrzeć i gotować jeszcze 3 minuty. Załadować do czystych słoiczków (kiedyś gotowałem teraz przepuszczam przez zmywarkę) w których wcześniej trzeba umieścić przyprawy i oliwę. Zalać gorącym octem z garnka, wytrzeć górną krawędź słoików i szczelnie zamknąć. Odwrócić i wystudzić.

Po tygodniu otworzyłem jeden słoik i spróbowaliśmy nowego patentu... Papryki są jędrne, delikatnie pikantne i intensywnie rozmarynowe.

środa, 13 lutego 2013

Papryka faszerowana tymiankowym serkiem

Trafiło mnie. Przemykałem się długo i skutecznie po między grypami i innymi paskudami, aż i mnie trafiło. Dokładnie, to trafiło mnie w ucho... Pierwszy raz i mam nadzieję, że ostatni. Co za ból! A trafiło tak skutecznie, że na cztery dni mnie powaliło, co raczej się nie zdarza. 
No, a jak tak człowiek leży uziemiony, łeb mało nie pęknie i skupić się nie można ani na książce, ani na tv, to się straszliwie nudzi.
Wygrzebałem więc rodzinne albumy.
Obejrzałem 30 albumów, a potem idąc za ciosem, oglądałem późniejsze zdjęcia na laptopie. Basia, urodzona w XX wieku, ma dwadzieścia kilka albumów ze zdjęciami, do siódmego roku życia. Franek, urodzony w XXI wieku ma pół albumu i kilkadziesiąt megabajtów zdjęć...
Oglądając taką ilość zdjęć w krótkim czasie, osiąga się efekt zdjęć poklatkowych, czyli jak na filmach przyrodniczych, gdzie widać roślinkę wyłaniającą się z ziemi i wypuszczającą kolejne liście. Efekt jest bardzo ciekawy! Zauważamy zmiany, których na co dzień nie uświadamiamy sobie: o! ale to drzewo było malutkie! a jak pusto przed domem na wsi! ale Basia miała jasne włosy! i ile piegów!? A TO JA ?!?! Jakiś taki mizerny byłem...

A teraz o papryce faszerowanej będzie.
Świetna przystawka lub przekąska. Ładna, prosta, tania i szybka. W smaku bardzo delikatna i aromatyczna!
Czego trzeba więcej...
4 papryki czerwone, małe, raczej szersze
1 serek, feta, saładkowy albo inny (biały)
1 pęczek świerzego tymianku
4 plastry wędzonego boczku
pieprz kolorowy świerzo mielony
sól
polewa gourmet (taki koncentrat octu balsamicznego)
Papryki oczyścić. Serek wymieszać z drobno posiekanym tymiankiem. Przyprawić solą i kolorowym pieprzem. Napełnić papryki. Owinąć każdą plastrem boczku. Zapiekać w 180 st. około 20 - 25 minut. Udekorować tymiankiem i polewą.

poniedziałek, 24 września 2012

Ajvar

Właśnie się zorientowałem, że na początku września minęły mojemu blogczkowi trzy latka... Rozczuliłem się i zacząłem czytać swoje pierwsze wpisy. Przypomniałem sobie, że startowałem jako Gotowy na wszystko... ale po zapoznaniu się dokładniej z ciemniejszą stroną netu, stwierdziłem, że jednak nie na wszystko jestem gotowy ;)
W jednym z pierwszych postów pisałem o zapisaniu Basi na żeglarstwo... a potem już nie pochwaliłem zdolnej latorośli jak dwa lata temu zdała egzamin i otrzymała patent. Sorki córko!
A swoją drogą, to taki patent dla trzynastolatki, to jak suchary dla szczerbatego... żeby wypożyczyć łódkę trzeba być pełnoletnim. Nawet teraz jak wypożyczamy jednostkę pływającą to idziemy razem załatwiać formalności, bo ja mam 18 lat (znaczy skończone... kiedyś...), a Młoda ma patent.
Ja mam więcej  praktyki zero teorii, Młoda ma teorię, uprawnienia i trochę praktyki, i stanowimy świetny team.


A teraz Ajvar!
Czytałem o nim jakiś miesiąc temu u Agnieszki Kręglickiej w Wysokich Obcasach. Aż pachniało z gazety... Podobno ile gospodyń (i gospodarzy;) tyle przepisów, więc nie ma ściśle określonego przepisu ( jak przy pieczeniu ciasta). 
Ajvar, według ortodoksyjnych ajvarowców powinien być z samej papryki. Jednak dobrze robi ajvarowi bakłażan (chociaż bardzo lubię jego francusko-pochodną nazwę OBERŻYNA), czosnek i zioła. Ja ortodoksem nie jestem tym bardziej ajvarowym, więc zrobiłem tak:

3 kg czerwonej papryki
1 duża oberżyna
1 duża cebula
piekłem je w piekarniku, cebulę i oberżynę do miękkości, a paprykę do całkowitego zwęglenia skórki.
Basia oczyściła z pestek i skóry papryki, i je pokroiła, ja rozdrobniłem do gara oberżynę, cebulę, dwa pomidory bez skóry, trzy duże ząbki czosnku, dwie papryczki chilli, wlałem po dwie łyżki oliwy i aceto balsamico, sól i pieprz. Wszystko to z papryką dusiło się aż odparowało trochę wody.

Ortodoksi ajvarowi na Bałkanach duszą toto, aż warzywa się rozgotują. Robią to jednak na ognisku, w dużym towarzystwie zdrowo imprezując. Ponieważ nie miałem ochoty imprezować samemu, w kuchni nad garnkiem na palniku, potraktowałem ajvar delikatnie malakserem. Delikatnie! Tylko kilka bzzzzyknięć!
Gorące "zasłoiczkowałem".

Ajvar świetnie pasuje do pieczonych i grillowanych mięs i warzyw, do twarogu, na grzanki i do czego dusza (raczej język) zapragnie...
P.S. Pestki na zdjęciu pochodzą z bakłażana.

środa, 9 marca 2011

Tempura i fotoocena

Dostałem maila z propozycją oceniania blogów pod względem fotograficznym. Na pierwszy ogień rzucił się autor pomysłu - Atonii z Gotowania na gazie . Zrobiłem to mimo, że nie jest to wdzięczne zajęcie, a wręcz trudne i NIEwdzięczne :) Ale o tym możecie poczytać na moim drugim blogu.
Ocenianie zdjęć innych jest bardzo ryzykownym zajęciem. Dla ocenianego też, ale przede wszystkim dla oceniającego!
Kiedy chodziłem do szkoły średniej zaczytywałem się prasą fotograficzną. W latach 80-tych prasą fotograficzną był miesięcznik FOTO i kwartalnik FOTOGRAFIA, który ukazywał się raz lub dwa razy w roku. W FOTO publikowane były zdjęcia młodych fotografów, co bardzo zachęcało do działania. Szczególnym miejscem w miesięczniku, był dział pod tytułem foto - ocena. Tam, różne autorytety komentowały nadesłane zdjęcia. Był to najprostszy sposób na opublikowanie chociaż jednej fotki, nawet gdyby miała być "zjechana". Jako 13 - 14 latek miałem duże parcie na pierwszą publikacje w prasie i mimo nieśmiałości wysłałem fotoreportaż. Było to chyba sześć zdjęć z cmentarza powązkowskiego. Na pierwszym była brama wejściowa, na ostatnim fragment muru z zabitą dechami, nieużywaną bramą. Reszta to nastrojowe fotki zniczy, roślin, liści, nagrobków itp. Niestety nie załapałem się na publikację, ale dostałem list z foto - oceną... Pod listem podpisana była pani, znana zresztą do dzisiaj, dziennikarka, fotografka, autorka książek i różnych opracowań. Pani Anna Teresa (nazwiska nie podam) napisała mi taki list, że czytając go miałem duże wątpliwości czy dotyczy moich zdjęć! "Wiem o co chodziło... o ten odwieczny problem przemijania..." Ale mnie nie chodziło o żaden problem! Na zdjęciach był zabytek, fajnie według mnie pokazany... To były fajne, nastrojowe, czarno-białe fotki... Ale Pani Anna - Teresa dostrzegła "problem" z jakim chciałem się zmierzyć! Kurde: "co poeta miał na myśli!?!".  Tak sobie wtedy pomyślałem, że taki Mickiewicz czy Słowacki (nie żebym się porównywał ;) to jakby wstali z grobu i posłuchali co się opowiada o ich dziełach... padliby trupem! Bo co Mickiewicz miał na myśli opisując stepy akermańskie? Tęsknił za Litwą? A może po prostu tam było fajnie? (na stepach... hm! wątpliwe!)
Tak więc, nie słuchajcie co "mądre głowy" opowiadają o Waszych fotkach. Ważne żeby WAM się te zdjęcia podobały!
Inną rzeczą jest ocena techniczna i to starałem się zrobić u Antoniego.
No, ale po tak trudnych tematach ;) należy zrobić coś fajnego do jedzenia!
Na przykład TEMPURA!
Tempura kojarzy się z Japonią, a podobno pochodzi z... Portugalii.
Japońce by sami na to nie wpadli. Tempura to nie jest jakiś tam czip! To świetny pomysł na urozmaicenie jadłospisu. Najlepiej użyć do frytkownicy, ale można jak ja na dużej patelni. Trzeba tylko wlać duuużo oleju. No i nastawić się na duuuże sprzątanie :(((
Chyba nie ma ściśle określonych składników, których trzeba użyć. Pole do popisu dla artystów kuchennych...
Ja użyłem: ryby pokrojonej na kawałki (bez ości), krewetek obgotowanych i obranych, ogonków langustynek, bakłażana i cukinii pokrojonych w plastry, papryki czerwonej pokrojonej w paski, brokuła podzielonego na różyczki i niestety, rozmrożonej mrożonej fasolki szparagowej z powodu braku szparagów :(
Robimy ciasto naleśnikowe z 2 jajek, 2 szklanek wody i 2 szklanek mąki oraz szczypty soli.
Składniki zanurzamy w cieście i wrzucamy na chwilę na rozgrzany olej, zaczynając od warzyw, a kończąc na owocach morza i rybach.
Wpis ten powstał dzięki Gavinowi, mojemu australijskiemu kumplowi, z którym pracuję ostatnio nad zdjęciami do książki. Od Gavina podpatrzyłem też patent na to co widzicie jako "podkład". Jest to makaron ryżowy, który wrzuciłem na chwilkę na głęboki olej.
O Gavinie i książce napiszę więcej, kiedy już sprawa będzie bliska finału. A tym czasem SMACZNEGO!

piątek, 8 października 2010

Tapas... i mała troska.

Jak mawia nasz kumpel "z gór", kiedy jest w bardziej filozoficznym nastroju: "życie to nie jest sprawa prosta... i często wkrada się w nie troska..."
Dzisiaj, chyba trochę źle zaplanowałem...
Tęcza jest na targach we Frankfurtach, więc muszę się trochę bardziej zorganizować. A z tym u mnie słabo.
Na popołudnie i wieczór był plan maximum i trochę nie wyszło. Ale tylko trochę, więc "mała troska".
Franek był dzisiaj pierwszy raz na karate :) tak na próbę. Bardzo Mu się spodobało, ale do domu wróciliśmy o 18,30. Młody jadł kolację, ja zrobiłem kilka fotek dyni na Tikwenik Beaty z Lawendowego. Później ją obrałem i dusiłem (dynię). Kolacja Basi i moja. W tzw międzyczasie, ciąłem nowozakupione deski na tło do zdjęć. Młody do wanny, mieszanie dyni i przepytywanie Basi z pierwiastków... znaczy się z chemii. Młody do wyrka, czytanie... nie mieszaną dynię uratowała Basia. Młody spać. Walka z ciastem filo i uczenie się z Basią kolorów po francusku. Dobra! Tikwenik do piekarnika. Uff! 30 minut będzie się piekł... Przerabiamy z Basią kolory i liczebniki francuskie przeplatane symbolami pierwiastków: siedem? sept, czarny? noir, krzem? Si... O merd! coś się pali! (15 min)
Według przepisu Beaty, Tikwenik powinien być złotawy... mój jest brązowy! Cóż, podobno kobiety lubią brąz... okaże się jak Tęcza jutro wróci :)
A tapasy... tapasy robiłem w zeszłym tygodniu za J. Oliverem (troszkę adoptując).
Małe cukinie obieraczką do warzyw pociąłem na wstążki, posmarowałem oliwą i ususzyłem w piekarniku. Posypałem miętą i ostrą papryczką plus kilka kropli balsamico.
Cieciorkę z puszki odlałem. Garstkę rozgniotłem, wszystko wymieszałem z oliwą, posiekaną papryczką, sokiem z 1/2 cytryny, solą i pieprzem.
Czerwona słodka papryka ze słoika (kupna) została wymieszana z kilkoma pokrojonymi filetami anchois, natką, miętą, balsamico i oliwą.
Oliwki odlałem z zalewy, zalałem oliwą, dodałem posiekaną ostrą papryczkę, czosnek i natkę. Energicznie wymieszałem.
No i najwięcej roboty... :)
Obrane i pokrojone pomarańcze przykryłem czerwoną cykorią, cebulą w piórkach, natką. Pokropiłem oliwą, sokiem z pomarańczy, sól i pieprz. Na samą górę idzie pokruszony ser owczy... na zdjęciu nie ma... zapomniałem!!!
Smacznego!
O kurka! 0,45! a ja jeszcze muszę pstryknąć Tikwenik, żebyście mogli zobaczyć ten brąz! :)))

środa, 6 października 2010

Nadziewane...

Będzie o nadzianych... np papryczkach albo pomidorkach.
Ale najpierw...
Krew mnie zalewa... Jest chodnik, jest zakaz zatrzymywania.... Podjeżdża "blondynka" (jest to określenie na osobników obu płci, wszelkich kolorów włosów - dotyczy cech umysłu, a właściwie jego braku) i parkuje dokładnie w poprzek chodnika... Musi stanąć akurat TU. Ok. Ja nie jestem fanatycznym przestrzegaczem przepisów...;-) Ale dlaczego nie równolegle do jezdni, żeby jakiś staruszek albo matka lub ojciec z wózkiem mogli ominąć "królewski" samochód?  Brak wyobraźni? Czy zlewanie innych... A weź i zwróć uwagę ( ja z lubością to robię:) to, albo Cię zje...dzie jak psa, albo udaje, że nie wie o co chodzi...
Szczególną grupę stanowią CI LEPSI... (nadziani:-).
Na jednego Znanego Pana, samochód czeka na zakazie czasem pół godziny lub więcej. Nie blokuje chodnika, to fakt, najwyżej trochę wjazd do garażu podziemnego... Ale Ci którzy chcą być reprezentacją i władzą, moim skromnym zdaniem, prawo powinni szanować szczególnie. (Ja posłem, ani kandydatem na prezydenta nie będę, bo lubię przelatywać na "późnym" zielonym)
Żeby nie być gołosłownym:
(21,09,2010)
Chyba jednak już zmienię temat, bo się zaczynam rozkręcać... A jak kilka miesięcy temu zwróciłem uwagę ochroniarzowi z naszego osiedla, to miałem zbitą szybę w samochodzie... :)
Tak więc powrócę do nadzianych warzyw...
Papryczki nadziewane serem z czosnkiem robiłem już wcześniej i teraz była to powtórka, ale zostało mi sporo nadzienia.
Dodałem posiekanej cebuli, mozzarelli i bazylii... Napełniłem tym wydrążone pomidory...
... i zapiekłem. Pychota!
Ale jakby ktoś pomyślał, albo gorzej powiedział, że to z wiekiem przychodzi... to się myli, to dziedziczne... ;-)

środa, 22 września 2010

OSTRO !!! żółto-czerwono! Papryczki w zalewie octowo-rozmarynowej.

Mamy niestety jesień... Nie lubię, ale jest i trzeba cieszyć się z tego co jest pozytywne. A pozytywne są warzywa i owoce występujące teraz w ilości niespotykanej w innych okresach roku.
Mam dużą słabość do ostrych papryczek. Bardzo mi podchodzą, i smakowo, i estetycznie, więc kiedy dzisiaj na bazarku zobaczyłem i żółte i czerwone w jednej skrzynce... Musiały być moje!
Ciekawe, kosztowały 9 zł za kilogram, a na innych straganach same czerwone były po 20 zł. Czy to nie jest jakiś objaw rasizmu i dyskryminacji żółtych papryczek? A może to sprawa polityczna... ale czerwone droższe?
Przepis jest mój! Robiłem to pierwszy raz, ale jest to wypadkowa różnych przepisów czytanych, słyszanych i podglądanych. Zrobiłem tak, żeby było łatwo i mam nadzieję smacznie...
Kupiłem 1,5 kg papryczek
                             
Wyparzyłem słoiki i załadowałem żółto-czerwoną ambrozję.

Zalewę zrobiłem gotując 3 litry wody, 3 szklanki octu winnego (miałem 2 z białego wina i 1 z czerwonego), 6 łyżek cukru, 1 łyżeczki soli. (trochę za dużo wyszło)
Do słoików z papryką trafiło jeszcze po kilka ziarenek pieprzu i troszkę rozmarynu.
Zalałem marynatą, zakręciłem i pasteryzowałem około 5 minut, tzn. wstawiłem słoiki do gara z wodą (nie wrzątek bo mi pierwszy pękł!) i od momentu zagotowania się wody, trzymałem 5 minut.
Wyjąłem, ustawiłem do góry "nogami" i czekałem aż ostygną...
Później można je obrócić i zrobić sesję foto... :)
Ciekawe czy to da się zjeść bez późniejszej interwencji lekarskiej? Mam nadzieję, że przez tą wrzącą zalewę i pasteryzację, trochę "osłabły"...

poniedziałek, 14 czerwca 2010

Nawsiowych weekendów ciąg dalszy

Powtarzam to do znudzenia: ze mną jak z dzieckiem... za rękę i do baru! Podobały się maki? Proszę bardzo. Ale to ostatni raz... przekwitają.
Inne kwitną pełną parą, inne też przekwitają, jeszcze inne rosną jak wściekłe i to nie zawsze tam gdzie bym chciał...

Nawsi jest pełna demokracja roślinna... chociaż czasem przypomina mi to bardziej anarchie...
Dzisiaj trochę tak chaotycznie. Teraz fotka uzupełniająca poprzedni wpis. Tak ma wyglądać papryka przed wrzuceniem do worka:

Jeszcze jedna fotka nie do końca na temat.
Ponieważ Franciszek ma już sześć lat i za chwilę będę musiał przeprowadzić z synem pierwszą męską rozmowę... przygotowałem sobie pierwsze ze zdjęć poglądowych...

No a teraz pierwszy przepis z nawsiowego stołu, który wyszedł spod Tęczowej ręki. Proste i pyszne: pomidory, cebula młoda taka słodka, rukola z ogródka, trochę kolendry, sól, pieprz i trochę oliwy...

Kiedyś, kiedyś... Robert Makłowicz robił placki z kwiatami czarnego bzu. Ostatnio mignęły mi one u Beaty. Mignęły dosłownie, bo bardzo się spieszyłem i przeczytałem tylko tytuł.
Tak, więc w ostatnią sobotę musiałem trochę improwizować kiedy w końcu zdecydowałem się je zrobić, bo bzy kwitły w najlepsze i kusiły zapachem.

Zrobiłem po prostu ciasto naleśnikowe, może troszkę gęstsze. Kwiatostany maczałem w nim i na patelnię, a po lekkim z cięciu się ciasta, odcinałem grube ogonki. Zmiana strony, lekko docisnąć i gotowe. Nie miałem cukru pudru, więc musiał wystarczyć zwykły.

Dla amatorów maków jeszcze mały drobiazg:

A! I jeszcze coś... Wakacje tuż. Będę miał przerwę w pisaniu na początku lipca, ale za to potem zaleję was relacjami z Chorwacji. Mam tylko jeden problem. Wyjeżdżamy przed ewentualną drugą turą wyborów. Jeżeli będzie, musiałbym dmuchać prawie 300 km w tą i z powrotem do ambasady...
Błagam! Nie psujmy sobie wakacji! Wybierzmy prezydenta w pierwszej turze! (tylko oby nie tego co tak się zmienia jak kameleon, bo po wyborze znów się zmieni i zrobi nam V RP!)

piątek, 11 czerwca 2010

Znów na nawsi...

Nie, nie jąkam się... (a szkoda bo to podobno sexi:) Dlaczego nasze sioło nazywa się "nawsi" już pisałem, więc nie będę się powtarzał.
Ostatni weekend (i zbliżający się też) spędziliśmy właśnie tam.
Fale powodziowe i ulewy nam nie straszne, bo na szczęście/niestety (skreślić zależnie od kontekstu) w okolicy nie ma żadnej "wody". Pojechaliśmy w środę wieczorem i już za Jankami zaczęła się burza. Spoko! Nie takie rzeczy przejeżdżało się samochodem! Lało całą drogę i jeszcze długo w nocy. Jadąc do naszej nawsi trzeba na końcu pokonać około 500 m bardzo nie utwardzonej drogi, ale mimo ulewy jakoś się udało.
W czwartek chcieliśmy pojechać na procesję do miejscowego kościółka... ale niestety nasze autko zapadło się w rozmięknięte podwórko i nie zamierzało o własnych siłach, nigdzie się ruszać.
W piątek, po kolejnej burzy jego zamiary nawet się pogłębiły... A my nie mieliśmy już chleba, masła no i piwa! Z pomocą musiał przyjść, a raczej przyjechać zaprzyjaźniony traktor. Jemu udało się przekonać nasze autko do zmiany planów. Jednak aby sytuacja się nie powtórzyła, następną noc autko spędziło z dala od domu w pobliskim sadzie (co z kolei ja bardzo źle znosiłem :).
Okazało się, że jednak koło nas już jest "woda"... tuż za naszym "laskiem" płynie całkiem wartka rzeka... i nie przeszkadzają jej sady, porzeczki, ani pszenica...
U nas na polu, gdzie "zasiałem" trawę, też troszkę ją wypłukało...

 A to my ewrybady... wyglądamy nadchodzącej burzy.


Oczywiście na nawsi żywimy się w 90% potrawami z grilla. Stałym punktem menu, jest grillowana papryka, która jest specjalnością Tęczy. Paprykę trzeba opiec dość intensywnie na grillu, aż sczernieje skóra. Potem wkładamy ją do foliowej torebki, zawiązujemy i potrząsamy. Po tych torturach pięknie daje się obrać ze skóry. Paprykę czyścimy z pestek, kroimy na paseczki, zalewamy oliwą, wciskamy czosnek, sól, pieprz i odstawiamy do przegryzienia.
Drugą przystawką były grillowane paski cukinii z miętą i oliwą.
Mamy jeszcze ulubiony biały sos, który w wersji podstawowej składa się z: gęstego jogurtu, startej około pół cebuli i ząbka czosnku, posiekanej drobno mięty i natki kolendry, soli i pieprzu.
Ponieważ czasem czegoś brak, np kolendrę zjedzą turkucie podjadki, sos ulega pewnym mutacją.
Na koniec jeszcze doniesienia z mojej grządki :)))
Rukola mi się rzuciła straszliwie,
tymianek pięknie zakwitł,
tylko niestety perz też ma się świetnie, a zwłaszcza w szczypiorku.
Dzisiaj też wyruszamy. Zobaczymy jakie postępy zrobiła rukola, czy nadal mamy dom nad rozlewiskiem i czy maki jeszcze kwitną...