Zaczyna mi się coś w głowie przestawiać zgodnie z trendem z ostatnich dwudziestu lat i jak nie mam obrazków do pokazania to nie bardzo wiem od czego mam zacząć. Obrazki nie są nadzwyczajne i niczego niezwykłego na nich nie ma, ot kwiatek, Pan Mąż piękny jak zwykle, piesek - czyli stałe elementy mojego żywota widoczne i obecne, czasem nawet z hukiem.
Pan Mąż kupił sobie nowe okulary. Ku jego radości to są lennonki jak najbardziej firmowe, konkretnie John Lennon TM. (Yoko faktycznie ma głowę do interesu) Na tych cienkich, drucianych oprawkach napis John Lennon zmieścił się ze cztery razy, a na obu zausznikach od wewnętrznej strony są wygrawerowane słynne autoportrety z Imagine. Nie wiem, czy ktoś uwierzy, ale wracając od optyka z tymi okularami Pan Mąż nawet podskakiwał z radości. I co prawda tylko w domowych pieleszach, ale nosi kucyk. Strasznie się z tego cieszę, bo facet z kucykiem jest bardzo bardzo. Łysa moda nie robi na mnie wrażenia. Ponadto w upał z kucykiem wygodniej.
Lilia wodna, mieszkanka maciupeńkiego oczka wodnego znów zakwitła. Nie wiem, czym ona się żywi, bo rośnie w czystej, nienawożonej kranówie i deszczówce, ale kwitnie. Rozprawiłam się ze skrętnicą, która w zeszłym roku zarosła oczko na amen jak zielona, rozmokła wata. Zainstalowała się w donicy z papirusem i wyglądało na to, że nie pozbędę się jej nigdy. Z Dolinki Służewieckiej przyniosłam ciut rzęsy wodnej. Rzęsa rozmnaża się błyskawicznie i odcina skrętnicy światło. Pod rzęsą woda jest czysta.
Latem areał dostępny psom obejmuje ogródeczek. Panie korzystają z wolności. Oto Muszka w swoim ulubionym miejscu przy oczku wodnym. Ona tam się wyleguje, spożywa posiłki i pasie trawą. Oraz siusia. Od tego siusiania są łyse miejsca.
Muszka vintage. Dawniej wszystkie zdjęcia tak wyglądały, dawniej wspomnienia fotograficzne były jedynie czarno białe. Muszka w tej stylizacji całkiem nieźle się sprawdza. Na zdjęciu właśnie żre trawę, ale widać jakie ma śliczne ząbki.
A Kretka w kolorze lepiej wychodzi.
Ponadto prowadzę studia nad wszelkiej maści psychopatami i socjopatami. Statystyki mówią, że jedna na 25 osób jest socjopatą. Jest zdolna do najobrzydliwszych uczynków bez żadnych wyrzutów nieistniejącego sumienia, ludzi traktuje przedmiotowo a jak chodzi o uczucia to może przezywać jedynie najprymitywniejsze: strach, furię, przyjemności cielesne i radochę z pokonania przeciwnika. Uczuć wyższych nie doznaje wcale.Socjopatów spotykamy cztery razy częściej niż schizofreników i każdy z nas miał z nimi do czynienia. Zwykle robią nam krzywdę - mnie w każdym razie zrobili. Życie przymusza jak widać do najdziwniejszych studiów. Literatura przedmiotu jest dostępna po angielsku, słownictwo angielskie z tej dziedziny jest mi dość obce, ale się nie poddaję, brnę przez psychologię i klaruje mi się w głowie. Rzeczy dotąd niepojęte, spadające jak grom z jasnego nieba okazują się zupełnie oczywiste o ile się dysponuje stosowną wiedzą. Nie zamierzam być nigdy więcej zaskakiwana więc się zbroję. Zbrojenie się jest dość bolesne, nie przeczę.
Na drutach mam mały sweterek inspirowany Sekretnym Sweterkiem Hani Maciejewskiej. Tym razem nie kupowałam wzoru, bo obejrzawszy oryginał uznałam że sobie poradzę sama. Nawet wzór na koronkę na tyle swetra mam w mojej bibliotece. I faktycznie sobie radzę. Nie będę w tym wyglądać jak modelka z talią, bo nie mam talii, ale jest OK. Bardzo mi się podoba sposób robienia swetra od góry według Sue Mayers, czyli tak zwany contiguous (wystarczy wrzucić na Ravelry to słowo w wyszukiwarkę i wszystko będzie jasne), już planuję następnego przyległego - bo tak sobie nazwałam ten sposób - będzie w biało niebieskie grube paski. Ponoć paski wyszczuplają.
A następny tydzień od jutra zaczynając poświęcimy na prace konserwatorskie. Trzeba kuchnie, przedpokój i sufity w łazienkach odmalować. Już wypróbowałam jak się kładzie pistoletem akrylowe fugi i uszczelnienia wokół okien. Co z tego, że okna szczelne, jak szczelinami przy framugach zimą mróz do domu włazi. Dużo taśmy malarskiej na to potrzeba.
Oskrobałam blaty stołów na tarasach i poziome części krzeseł. I już miałam to olejować, ale zaczęło lać. Pan Mąż czynności konserwatorskich nienawidzi z całego serca. Nie znosi kupować farb (jakie to drogie!) a malował by najchętniej dookoła mebli i co dwadzieścia lat. Niestety, kuchnia z białej zrobiła się brudnożółta i nie ma wyjścia.