sobota, 31 października 2020

Uniknąć zarazy

Od samjutkiej pracy zgłupiał pan Ignacy

Nim covid19 rozszalał się na dobre zdążyliśmy wyskoczyć na pięć dni nad morze. Do Jastarni konkretne i było pięknie. Żadnych zielonych, dmuchanych krokodyli, żadnych kur zjeżdżalni, żadnych parawanów.

Po takiej plaży to można iść i iść. Oglądać muszelki, kamyki i patyczki. A wiatr rozwiewa futerko.

Nikomu pies nie przeszkadza.

Ani dwa psy.

Kierunek Jurata. Morze ma taką magnetyczną siłę, że terierom ani przez myśl nie przyszło dać dyla do lasu, gdzie są dziki i inna zwierzyna.

Portowa 8 i kino Żeglarz.

W sezonie tego domu zupełnie nie widać. Zawsze stoi przed nim wielki biały namiot z ciuchami. Na szczęście teraz namiotu nie było.

Łóżko w hotelowym apartamencie było bardzo wygodne.

Port. Widzieliśmy go z hotelowego okna.


Odwiedziłam wszystkie ulubione miejsca, najadłam się pyszności w hotelowej restauracji i zaczęłam robić sweter dla koleżanki. Ale ponieważ piszę ten post drugi raz, bo poprzednia wersja uleciała w kosmos, to o swetrze będzie kiedy indziej.


sobota, 3 października 2020

Panna Wodna

Od samjutkiej pracy zgłupiał pan Ignacy

W końcu jest gotowa. 


Dłubałam ją cztery miesiące. Sama nie mogę uwierzyć, że zabrała mi caluśkie lato i ciut ciut, ale w końcu ją mam. Rozmiar ma świetny,  leży znakomicie i ma doskonałą długość. Widać że kobieta nosiciel ma długie, zgrabne nogi a to co powinno być schowane jest schowane. Niestety Pan Mąż jest już w pracy i choć siedzi w sąsiednim pokoju jest dla mnie jako fotograf zupełnie niedostępny. Selfik w lustrze nie jest rozwiązaniem. Poczekam z fotką, aż jakaś koleżanka się zlituje.

Pierwotnie zamierzałam zrobić ten sweter tylko z łusek, takich jak są na jego dole. Taki wzór znaleźć można w książce Knitting Colour, structure and design Alison Ellen. Po pierwsze jednak rzecz powstawała piekielnie szeroka, po drugie szału z tymi łuskami dostawałam. Zbierane po środku kwadraty były łatwiejsze do ogarnięcia  bo zbiera się w co 2 rzędzie zawsze, i zwęziły potężny kształt. Pani Ellen musiała mieć podobne doświadczenia, bo w książce Knitting stich-led design zamieszczona jest wersja z górą swetra wykonaną kwadratami ściegiem ściągaczowym. Brzeg dekoltu zrobiłam tak, jak proponowała projektantka, dwukolorowym, elastycznym ściągaczem, to nie jest niestety prosty corrugated rib. Opis tego ściągacza jest bardzo krótki i prosty. Zwodniczo prosty. Nim wpadłam jak to się robi minęło sporo czasu i było trochę prucia. Ale listwa faktycznie jest po każdej stronie innego koloru:


Zachomikowane w szufladzie zapinki nadały się akurat. projektantka niczym nie wykończyła swojego swetra z przodu ani na rękawach. Rękawy wręcz zostawiła wąsate, ze sterczącymi czterema rogami każdy. Nie podobało mi się to ani ani. Dorobiłam uzupełniające trójkąty i wykończyłam rzecz I cordem.


 

Oczywiście większość uroku swetra robi wełna. Także tym razem wykorzystałam motki sierotki Dundagi 6/1, z którymi nie wiadomo co było robić. Jednemu wróżyłam już przyszłość jako surowcowi na psie kabaciki ombre modne w niektórych kręgach. A tu sprawdził się doskonale. Założeniem moim było użyć tylu ile się da kolorów wody. Jest nawet kolor morskiego dna w płytkiej części portu w Jastarni, to ten żółtawy.

W czasie roboty na bieżąco wkręcałam końce nitek w nabierane rzędy, więc wykańczanie polegało na obcięciu ogonów. Gdyby ktoś chciał je chować zaszywając, to biedny był by to człowiek. Dundaga pod tym względem jest wdzięczną wełną, puchnie w praniu, łatwo się podfilcowuje i nic z niej się nie wysmykuje i nie wyłazi. Po prawdzie sprucie źle zrobionego elementu nie jest takie łatwe.

Mimo że zgromadziłam zapasik włoczki na podobne wyroby dam sobie z tym chwilowo spokój. Trzeba teraz ukoić nerwy czymś, co da się zrobić szybko. Gdzie można się rozpędzić i lecieć na czwartym biegu. W kolejce stoją i trąbią dwa swetry, pułk skarpetek, kilka czapek. Wszystko w okrążeniach i bez żadnych ogonów do chowania.

Pan Mąż wyszedł z jaskini i zrobił to. Nie przeczę, że w programie edycyjnym wyciągnęłam sobie nieco nogi.