Od samjutkiej pracy zgłupiał pan Ignacy
W końcu jest gotowa.
Dłubałam ją cztery miesiące. Sama nie mogę uwierzyć, że zabrała mi caluśkie lato i ciut ciut, ale w końcu ją mam. Rozmiar ma świetny, leży znakomicie i ma doskonałą długość. Widać że kobieta nosiciel ma długie, zgrabne nogi a to co powinno być schowane jest schowane. Niestety Pan Mąż jest już w pracy i choć siedzi w sąsiednim pokoju jest dla mnie jako fotograf zupełnie niedostępny. Selfik w lustrze nie jest rozwiązaniem. Poczekam z fotką, aż jakaś koleżanka się zlituje.Pierwotnie zamierzałam zrobić ten sweter tylko z łusek, takich jak są na jego dole. Taki wzór znaleźć można w książce Knitting Colour, structure and design Alison Ellen. Po pierwsze jednak rzecz powstawała piekielnie szeroka, po drugie szału z tymi łuskami dostawałam. Zbierane po środku kwadraty były łatwiejsze do ogarnięcia bo zbiera się w co 2 rzędzie zawsze, i zwęziły potężny kształt. Pani Ellen musiała mieć podobne doświadczenia, bo w książce Knitting stich-led design zamieszczona jest wersja z górą swetra wykonaną kwadratami ściegiem ściągaczowym. Brzeg dekoltu zrobiłam tak, jak proponowała projektantka, dwukolorowym, elastycznym ściągaczem, to nie jest niestety prosty corrugated rib. Opis tego ściągacza jest bardzo krótki i prosty. Zwodniczo prosty. Nim wpadłam jak to się robi minęło sporo czasu i było trochę prucia. Ale listwa faktycznie jest po każdej stronie innego koloru:

Zachomikowane w szufladzie zapinki nadały się akurat. projektantka niczym nie wykończyła swojego swetra z przodu ani na rękawach. Rękawy wręcz zostawiła wąsate, ze sterczącymi czterema rogami każdy. Nie podobało mi się to ani ani. Dorobiłam uzupełniające trójkąty i wykończyłam rzecz I cordem.
Oczywiście większość uroku swetra robi wełna. Także tym razem wykorzystałam motki sierotki Dundagi 6/1, z którymi nie wiadomo co było robić. Jednemu wróżyłam już przyszłość jako surowcowi na psie kabaciki ombre modne w niektórych kręgach. A tu sprawdził się doskonale. Założeniem moim było użyć tylu ile się da kolorów wody. Jest nawet kolor morskiego dna w płytkiej części portu w Jastarni, to ten żółtawy.
W czasie roboty na bieżąco wkręcałam końce nitek w nabierane rzędy, więc wykańczanie polegało na obcięciu ogonów. Gdyby ktoś chciał je chować zaszywając, to biedny był by to człowiek. Dundaga pod tym względem jest wdzięczną wełną, puchnie w praniu, łatwo się podfilcowuje i nic z niej się nie wysmykuje i nie wyłazi. Po prawdzie sprucie źle zrobionego elementu nie jest takie łatwe.
Mimo że zgromadziłam zapasik włoczki na podobne wyroby dam sobie z tym chwilowo spokój. Trzeba teraz ukoić nerwy czymś, co da się zrobić szybko. Gdzie można się rozpędzić i lecieć na czwartym biegu. W kolejce stoją i trąbią dwa swetry, pułk skarpetek, kilka czapek. Wszystko w okrążeniach i bez żadnych ogonów do chowania.
Pan Mąż wyszedł z jaskini i zrobił to. Nie przeczę, że w programie edycyjnym wyciągnęłam sobie nieco nogi.