Dopiero cieszyłam się na wolny weekend a tu już poniedziałek. Ależ to przeleciało.
Dziś kilka kadrów z tarasu, przy różniej pogodzie, bo ta kapryśna w tym roku jak nigdy.
Raz słońce a raz deszcz a tego aż nadto, bo zauważyłam, że niektóre rośliny zaczęły żółknąć a inne przestały kwitnąć. Nawet lubiąca wodę hortensja ma dość, bo liście przybrały żółte barwy. Pomidorom koktajlowym raczej też ta ilość wody nie w smak więc się buntują i dojrzewać nie chcą, mam tylko nadzieję, że zdążą dojrzeć przed jesienią. I na koniec białe małe dynie, które posiałam zbyt późno i tak patrzę, że tych to na 100% się nie doczekam, bo przecież do września niedaleko.
Wszystko żyje swoim rytmem, bez większej ingerencji. Jeszcze żeby tak pogoda była jak na wakacje przystało ale o tym to raczej można pomarzyć.
Byle do urlopu, czyli równy tydzień :) bo za tydzień o tej porze będę w drodze do Łeby!
Huraaa ale się cieszę :)))) Oby tylko nie padało, upałów być nie musi, bo ja do tych smażących się na plaży nie należę. Kiedyś i owszem, leżałam plackiem po kilka godzin a teraz jakaś nerwowa jestem i nie potrafię. Wolę w wodzie w piłkę pograć, pospacerować brzegiem plaży, pozwiedzać ale leżenie? To nie dla mnie!
HAPPY DAY! :)