Od miesiąca siedzę w domu na zwolnieniu lekarskim a mimo tego żaden nowy post nie pojawił się w ostatnim czasie.Chyba nigdy nie miałam tak długiej przerwy w blogowaniu. Niestety moje zdrowie a w zasadzie stan psychiczny nie pozwalały mi pisać. Rozstałam się z firmą w której pracowałam,ponieważ miałam dość tego wyścigu szczurów,wiecznego udowadniania,że jestem lojalna,że potrafię pociągnąć za sobą rzesze ludzi,że mogę być najlepsza.
Zmęczyłam się...rozchorowałam...
Oprócz siwych włosów,nerwicy,dorobiłam się depresji,która podstępnie niszczyła mój organizm.
Biorę leki,spotykam się z lekarzem na pogawędki i odpoczywam.
Wierzę,że będzie lepiej,że gdzieś tam,czeka na mnie coś lepszego,nowego :)
Dlaczego o tym piszę? Ponieważ ten blog to cząstka mnie,powstaje dla Was i czuję,że muszę...
muszę być szczera.
Ale żeby nie było,że przyszłam się wyspowiadać,pożalić to pokażę co u mnie.
Nieubłaganie zbliżają się święta,co widać u Was na blogach i w całej przestrzeni kosmicznej. W telewizji reklamy,w sklepach ozdoby świąteczne więc i mnie naszło na święta...bo jak to mówi moja córka "kto bogatemu zabroni" :)))
Nie,choinki jeszcze nie ma,światełek i ozdób też nie ale wyciągnęłam w sobotę z piwnicy jelenie,ze spaceru przyniosłam gałązki modrzewia,których igły są wszędzie i mąż się wścieka,bo mu się do skarpetek przyczepiają :)
Ogólnie nic specjalnego ale poczułam i nabrałam ochoty na zmiany w moim domu.Mąż mówi,że widać,że mi od "tyłka odeszło" :)
Pojawiły się też skorupy w gwiazdki,uwielbiam je!
Powoli zaczynam też myśleć o stroiku adwentowym i wypiekaniu pierników,by tak na maksa poczuć smak świąt :)
Później zostanie tylko czarna robota,czyli sprzątanie,szukanie prezentów i gotowanie ale i to ma w sobie jakiś urok.
Tyle na dziś z mojego domu. Ściskam Was mocno i dziękuję,że jesteście!