Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Pieczonka Miłosz. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Pieczonka Miłosz. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 22 lipca 2024

Kosmonauci - "Sorry, nie tu"

Kosmonauci

Miłosz Pieczonka - saxophone
Tymon Kosma - vibraphone
Bartłomiej Lucjan - bass
Jan Pieniążek - drums

Album's title : "Sorry, nie tu"

U JAZZ ME Records (2024)

Review author: Viačeslavas Gliožeris

The unorthodox quartet (sax & vibes plus rhythm section) from Warsaw „Kosmonauci“ calls themselves „a boys band“. Don't be fooled by the name – they don't sound like „Take That“ or „Backstreet Boys“. Instead, they sound like North European nu jazzers from the first decade of the New Millennium.

I am more familiar with some beautiful cafes around Krakowskie Przedmieście or even the streets of Stara Praga than nowadays Warsaw youth sub-cultures. Still, based on a wider knowledge of street cultures of some other European cities, I would classify „Kosmonauci“ as typical neo-hipsters. Middle-class classically trained young musicians pretend they are hip-hop rebels, but are too intelligent, too well educated, and not enough angry to be true gangsters. They are not angry at all (even if some songs' titles and lyrics sound different). I believe guys simply playing “bad boys” the same way they are playing “boys band”(sort of parody).

Two decades ago Scandinavia-born nu jazz – a hip, often groovless tuneful aerial music, played by jazz musicians the way as if they are in a rock band – took London by storm. It gave birth to a dozen extremely successful bands and influenced different aspects of youth sub-culture as well.

Later nu jazz evolved towards more deeply orchestrated, or more electronica-influenced sound. But this early nu jazz – unrepentant, light as a summer breeze, tuneful and uncomplicated, and often quite naive, I like a lot. It contains that early jazz spirit which too often is lost nowadays.

„Kosmonauci“ on their debut album plays excellent tuneful songs with a vibraphone on the front. The acoustic rhythm section tastefully anchors the sound with sax soloing adding a lot of meat and blood. Many songs have a touch of classics (and/or minimalism), which is often an inherent component of the genre. Musicians are playful, elegant, and tasteful and they enjoy their musicianship. The album's songs are centered around „Fakda“ - an interesting r'n'b piece, recorded with guest vocalist Paulina Przybysz

„Kosmonauci“ takes early nu jazz(which already mostly disappeared from the scenes of Old Europe) and adds there a doze of adventurousness – freer and heavier soloing, some more complex structures. Still, their final sound is almost as pleasant and careless as if they come right from the year 2004. And there is a good thing – they bring one of the most beautiful jazz music to a new generation of young listeners. For me, they present a moment or few of some emotively colored memories from the not-so-far past.


poniedziałek, 19 lutego 2024

Miłosz Pieczonka - "Asleep"

Miłosz Pieczonka

Miłosz Pieczonka - alto saxophone
Lenny Rehm - drums
Pascal Jarchow - Double bass

"Asleep" (2023)

Autor tekstu: Maciej Nowotny

Zawsze przyjemnie jest pisać na temat debiutów, a jeszcze przyjemniej gdy debiut jest dojrzały i dobrze prognozuje na przyszłość. A tak jest w tym przypadku. Debiutantem jest Miłosz Pieczonka, grający na saksofonie altowym, który ponadto skomponował wszystkie utwory zagrane na tej płycie. 

Już po pierwszym odsłuchu tego materiału ma się wyraźne wrażenie, że z tą muzyką jest coś nie "za bardzo tego". Oczywiście w cudzosłowie. Otóż nie brzmi ona archaicznie jak większość debiutów muzyków wykształconych na polskich wydziałach jazzowych. Przykro mi to pisać, ale tak to odbieram. Z jednej strony kocham te wydziały za to, że dają młodym muzykom naprawdę dobre podstawy, wypuszczając świetnych instrumentalistów osłuchanych z jazzową klasyką i ogranych standardami. Z drugiej strony, smuci mnie że pracujący tam nauczyciele akademiccy nie potrafią tej młodzieży przekazać samego ducha muzyki jazzowej, którą przepełniał zawsze i przepełniać powinien w przyszłości duch innowacji, kreatywności, indywidualizmu chociaż współistniejący z szacunkiem do tradycji. Niestety to u nas się nie udaje. I jeśli jakiś polski debiutant brzmi nowocześnie to jest niemal pewne, że albo delikwent opuścił wydział jazzu skonfliktowany z gronem pedagogicznym, albo też studiował za granicą, bardzo często w takiej np. Danii (jak np. Tomek Dąbrowski, Maciej Kądziela, Tomasz Licak i wielu innych) albo, dajmy na to, w Berlinie. I tak dokładnie jest w przypadku Miłosza.

Inna rzecz, która od razu po przesłuchaniu tego albumu "rzuca się w uszy" to nowocześnie brzmiąca sekcja rytmiczna. Co to znaczy nowocześnie brzmiąca? Polirytmiczna, niebojąca się przejmować gdy trzeba funkcji melodycznej,  innowacyjna w obszarze groove'u, żonglująca różnymi jego estetykami, elastyczna i plastyczna, a przede wszystkim i wybijmy to boldem: mądrze wykorzystująca przestrzeń i ciszę, sfokusowana na interakcji i komunikacji między członkami zespołu, wreszcie co najważniejsze, wytrwale poszukująca własnego indywidualnego brzmienia. Zadatki na takie granie ma sekcja grająca na tej płycie. Jaka szkoda niestety, że znajduję w niej tylko nazwiska niemieckich kolegów Pieczonka czyli grającego na perkusji Lenny Rehma i na kontrabasie Pascala Jarchowa. "Nasze" sekcje grają jakby były przeniesione wehikułem czasu ze złotych er hardbopu czy cool jazu. Takie jest kształcenie. Rezultat? Czy znają Państwo jakiegoś wykształconego w Polsce perkusistę czy kontrabasistę, który zrobiłby międzynarodową karierę? Nie widzę zbyt wielu kandydatów. 

Wracając do Pieczonka, to jednym z najprzyjemniejszych momentów na tym albumie są jego duety z zaproszonym do nagrania saksfonistą tenorowym Fabianem Willmannem, które od razu przywołują na pamięć wspólne granie Ornette'a Colemana z Deweyem Redmanem, a bliżej naszych czasów takich wspaniałych saksofonistów jak Ken Vandermak czy Ellery Eskelin. Grana przez nich muza, tak jak muzyka ich mistrzów, ma ostre brzegi, zagrana jest muskularnie, głośno, hardo, z wyrachowaną pogardą wobec konwenansów. Jest to oczywiście dobrze znany schemat, który przed ponad pół wiekiem był uważany za awangardowy, a dzisiaj jest jedną z wielu jazzowych tradycji, do których młodzi muzycy mogą i powinni się odwoływać. Ale odwoływanie się do tej tradycji mam nadzieję, że oznacza także gotowość tych młodych muzyków do dalszych poszukiwań, do wyruszenia we własną, niepowtarzalną podróż, by zrozumieć, że tak wielcy mistrzowie jazzu jak np. Lee Morgan czy Andrew Hill nie przypadkiem nazwali swoje najważniejsze albumy "The Search for New Land" czy "Point of Departure". Potencjał jest, dlatego życzę powodzenia!


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...