poniedziałek, 28 lutego 2011

Na dwa razy

Nie po raz pierwszy wraz ze znajomymi zasiedliśmy wspólnie do malowania. Kiedy o tym pomyślę, to właściwie u podstaw naszego wargamingowania leżało wspólne malowanie figur do Warhammera Fantasy Battle, dawno, dawno temu. Jednak, od kiedy trochę rozjechaliśmy się po kraju, spotkania stały się nieco cięższe, dlatego też, każda taka okazja, jak ta z ostatniego weekendu, cieszy mnie ogromnie.

Właśnie siedzę sobie i oglądam transmisję z tegorocznych Oskarów i jednocześnie wykańczam podstawki do regimentu goblińskich łuczników. Pomysł żeby pomalować je dla mnie,  wpadł do głowy Szeperda podczas jednego z jego poprzednich pobytów w Warszawie. Wtedy zabrali się za regiment z Gobosem, jednakże splot niesprzyjających zdarzeń, nie pozwolił ich dokończyć. Szeperd tym razem ostro wziął się do pracy i w sobotnią noc, figury były gotowe, dla mnie pozostały wykończenia.

Ale nie pozostawiłem kolegi samego i sam zabrałem się nieco za malowanie, czego  efektem jest pluton zielonych beretów do systemu Cold War Commander, którymi pewnie za jakiś czas się pochwalę. Dodatkowo dołączył do nas jeszcze Brutal i ungrim i zrobiło się naprawdę wesoło. Brutal malował swoich slayerów, ungrim walijskich łuczników, z głośniczków płynęła muzyczka a z butelek napoje ;), a nasze śmiechy pewnie nieco przeszkadzały spać sąsiadom. Przepraszamy sąsiedzi.

Tak mi dobrze, zrobiła ta posiadówka, że nie mogę się doczekać następnej, bo że będzie, nie mam wątpliwości. A gobliny już gotowe, czekają tylko na podstawkę pod regiment i idą na półeczkę. To o kolejny regiment bliżej końca. Dziękuję za niego koledzy!


wtorek, 22 lutego 2011

Hurrra!

Okrzyk radości po skończonej w 100% dziesiątce oddziału Sanguine Guard do Blood Angels. Wydawało się ostatnio, że już regiment gotowy, ale zapomniałem o jednej rzeczy. Mianowicie zapomniałem pomalować im oczu. Naprawiłem przedwczoraj ten błąd i teraz Aniołki mają znacznie lepsze spojrzenie na świat. Kolejną rzeczą było poprawienie obtartych podczas malowania brzegów podstawek. Ten błąd poprawiłem dzisiaj. Ostatnią rzeczą, którą miałem zrobić był sztandar, ale ten element zgodnie z planem. Przysiadłem nad nim i oto jest. Zrobiłem go bardzo podobnie do oryginalnego widocznego na pudełku regimentu. Nie miałem już siły na eksperymenty i wymyślanie własnych wzorów. Z góry mówię, że wszystkie elementy sztandaru to płaskorzeźba, więc należało zrobić tylko bardzo ostrożną kolorowankę.
Powiem szczerze, że ten oddział mocno mnie zmęczył. Kiedyś myślałem, że malowanie modeli z WH40k będzie tak samo przyjemne jak do fantasty, ale po spróbowaniu okazuje się, że jednak nie. Muszę sobie zrobić solidną przerwę zanim zabiorę się za dalszy ciąg tej armii. No, chociaż została mi jedna rzecz w szybkim terminie. Niestety. O tym wkrótce.

poniedziałek, 21 lutego 2011

Thriller

Zmęczony czerwienią Krwawych Aniołów postanowiłem przysiąść na chwilkę nad czymś innym. Na szczęście dostałem zamówienie na kolejny regiment do armii wampirów, do warhammera rzecz jasna. Powiem, że to rozradowało moje umęczone serce ponieważ jak ogólnie lubię malować to bardzo lubię malować fantasy. W dodatku zamówienie obejmowało drugą rzecz, która ostatnio wyjątkowo mnie cieszy, a mianowicie wykonanie wypaśniejszych podstawek. Tak właśnie kilka dni temu zabrałem się za Cairn Wraith’ów. Tłumaczenie- dosłownie Cairn znaczy kopiec, tak przynajmniej pokazał słownik, natomiast Wraith to zjawa, duch. Poszedłem jednak trochę dalej i doszukując się synonimów powstały mi Upiory Kurhanów. Całkiem ładnie.
Parę słów o malowaniu. Pomalowałem widocznych na zdjęciu eterycznych troszkę inaczej niż to robiłem wcześniej. Użyłem Shadow grey oraz Enchanted Blue jako bazę dla duchów. Następnie klasycznym już suchym pędzlem nałożyłem warstę ice Blue, a potem Space Wolves Grey. Ostatnią warstwą była biel. Dotąd było praktycznie tak samo jak zwykle,  jednak potem wypróbowałem nowy sposób. Rozprowadziłem mocno rozwodniony Goblin Green po całej figurce. Po wyschnięciu nałożyłem jeszcze raz suchym pędzlem warstwę Skull White. I malowanie skończone. Dosyć szybka zabawa w okolicach 1,5-2 godziny na wszystkich pięciu.
Na podstawki użyłem mojego ulubionego korka. Wokół korka nadmorski piasek, a wszystko poprzetykane trawkami żółtą, zieloną i brązowawą. Chciałem żeby całość nie wyszła jaskrawo żeby utrzymać mroczny klimat umarlaków, ale równocześnie ożywić (nie bierzcie tego dosłownie) trochę jednolite malowanie. Na koniec dorzuciłem gdzieniegdzie słomiane badyle, kilka kości oraz każdemu umarlakowi po listku. Listki są z zestawu modelarskiego do podstawek GW i są bardzo lubianym przeze mnie urozmaiceniem.
Do następnego razu

niedziela, 20 lutego 2011

Dziki Gon


The Wild Riders of Kurrnous are Orion’s personal guard, as aggressive and impulsive as he. They are fey and dangerous creatures, who are no longer truly the Elves they once were, but are now part of the Wild Hunt.

Księga Wood Elves, 2005


Jakże inaczej mógłbym zatytułować dzisiejszy wpis? The Wild Hunt. Nie miałem wątpliwości. Z Dzikim Gonem skojarzyłem Dzikich Jeźdźców niemal zaraz po przeczytaniu ich tła fabularnego w księdze. Natchnął mnie zapewne fragment, że nie są już Elfami, którymi kiedyś byli. Zresztą czego innego można spodziewać się po takim miłośniku prozy Sapkowskiego, jak ja. A przecież Dziki Gon to stary europejski mit, traktujący o, jak możemy przeczytać na nieodżałowanej Wikipedii, gromadzie myśliwych-zjaw, gnających konno na dziki łów. I pomimo tego, że po raz kolejny GW czerpie wprost z istniejących podań (ależ który z autorów tzw. fantasy tego nie robi?), to koncept ten przypadł mi wielce do gustu - wplecenie Gonu do armii Athel Loren nie może się nie podobać.

Dlatego też, zaraz po pierwszym skojarzeniu, wiedziałem, że moja kolekcja nie obejdzie się bez Dzikich Jeźdźców. Wcześniej nie byłem tego pewien, chciałem przeznaczyć ten wybór z sekcji Special na jednostkę latającą. Pewną rolę odgrywał tu też aspekt finansowy. Piątka jeźdźców to blisko 200 złotych (czyli tyle, co cztery modele sokołów) - no co wydać tak sporą sumę? Tym razem poszczęściło mi się na aukcji - kiedy zobaczyłem nowiuteńką piątkę konnych za mniej, niż 100 złotych, nie mogłem nie licytować. Aukcja zakończyła się pomyślnie koło tej kwoty i wkrótce miałem modele w domu.

Często gęsto naiwne tło fabularne GW, szczególnie w przypadku Elfów (Ulthuan cacy, Nagarond be; pisałem o tym kiedyś więcej przy okazji recenzji ostatniej księgi Dark Elves), jest na szczęście złamane wieloma odcieniami szarości, jakie widzę w Athel Loren. Połączenie Elfów i Istot Leśnych, podkreślenie ich neutralnego charakteru, harmonii i symbiozy ze Starożytną Puszczą broni się z całego elfiego tryptyku GW najlepiej. Dlatego też mój pomysł na Dzikich Jeźdźców miał być w miarę nietypowy. Nie będę go specjalnie komentował - wszystko widać, jak na dłoni. A propos dłoni: targnąłem się na małą konwersję w przypadku jednego z dzisiejszych bohaterów.


Wierzchowiec Rideana szedł kłusem po lekkim zboczu, pomiędzy rosnącymi tu rzadziej drzewami. Kiedy wojownicy Polany Płaczących Liści ruszyli za swoją przywódczynią, zwiadowca przyłączył się do nich. Wraz z innymi jeźdźcami prowadził rekonesans okolicy, osłaniając jednocześnie skrzydła pochodu przed ewentualną zasadzką. Napięcie związane z nieuchronnie zbliżającą się bitwą nie opuszczało go. Nie mógł go w sobie stłumić, choć zadanie związane z podjazdem pozwalało nieco odegnać czarną chmurę myśli. Zatrzymał konia i oboje, jeździec i zwierzę, zastygli w bezszelestnym nasłuchiwaniu. Cisza, nienaturalna cisza, pomyślał. Powietrze stężało, dzień przygasł. Wyczuł, że coś się zbliża. Koń najpierw zastrzygł uszami, potem wierzgnął gwałtownie kopytami i dziko zarżał. Ridean z trudem osadził go w miejscu, zanucił niskim głosem, uspokoił. Nad ich głowami, nad czubkami drzew galopowały zjawy myśliwych dosiadające upiornych wierzchowców. Przetoczyły się niczym burza i zniknęły szybko w oddali.

A więc jeden z jego jeźdźców dotarł na Królewską Polanę, pomyślał. Posłaniec trafił przed Wielki Dąb i dzięki niemu Dziki Gon wyruszył, by wesprzeć obrońców Puszczy w wypełnieniu przeznaczenia. Także mojego, szepnął. Trwał jeszcze bez ruchu przez dłuższą chwilę. Puszcza zaczęła z powrotem nucić swą starożytną pieśń. Ruszył przed siebie.

Obraz z nagłówka to Peter Nicolai Arbo - tytuł Asgardsreien. Prawda, że piękny? Z góry dziękuję za komentarze.

Regiment
Typ: Wild Riders (full command group)
Ilość: 5
Koszt w punktach: 166 pkt
Koszt w złotych: 81 zł

Armia
Stan posiadanych figur: 100%
Stan złożonych figur: 100%
Stan pomalowanych figur: 74,23%
Łączny koszt w punktach: 1590 pkt
Łączny koszt w złotych: 771 zł



Szeleszczące szepty nocy

 Byłbym zapomniał o podkładzie muzycznym na dziś z dosyć zresztą oryginalnym teledyskiem. Ewentualnie oryginalny oryginał.

Stefan Kiełkowski siedział na brudnym kamieniu w pełnym słońcu. Żar leje się z nieba pomyślał ścierając z czoła wielkie krople potu i wpatrując się w wielką ognistą kulę wysoko nad głową. Stefek był wampirem. Był wampirem jak jego tata, a jego tata był wampirem jak jego ojciec i tak daleko daleko wstecz. Byli wampirami z pokolenia na pokolenie.
Z gąszczu opodal wyłonił się kulawy ghoul prowadząc jakieś mizernie wyglądające zwłoki. Zombie kulał jeszcze mocniej niż prowadzący go ścierwojad. W zasadzie to bardziej powłóczył nogą niż kulał. A właściwie powłóczył obiema nogami, o ile jest to w ogóle możliwe. - Cof mi to znofu  Senek pfyprofacił? – wyseplenił pytanie wampir. Stefan miał w zasadzie jeden mały problem. Urodził się z za dużymi kłami kąsającymi. Zębiska były wielkie i krzywe, więc sprawiały sporo problemów nie tylko przy pożywianiu się, ale nawet przy wypowiadaniu słów. Po brodzie pociekły mu dwie strużki krwi w miejscach gdzie kły spotkały się z ciałem. - Paaaniee, świeżutki towar paaaniee. – wydukał przeciągle ghoul Zenek ciągnąc za sobą gnijącego ożywieńca. - Pfecies to gófno, a nie sombi, pafałachu – powiedział wściekły, a krew coraz obficiej zalewała mu brodę. –Paaaniee, mój paaaniee nie stresuj się tak, bo znowu zasłabniesz z upływu krwi jak przedwczoraj, paaaniee – przymilnie odezwał się ghoul podając mu śnieżno białą koronkową chusteczkę. Wampir obtarł toczące się z jego brody potoki krwi. – To świeżutko wykopany ożywieniec, paaaniee. Jeszcze ciepły, mój paaaniee. – sługa klepnął zombiego w ramię demonstrując towar. Tuman kurzu wzbił się w powietrze, a o ziemię z głuchym plaskiem uderzyła ręka truposza. Przez chwilę wszyscy w trójkę w milczeniu obserwowali odpełzające w stronę lasu ramię. Stefan z politowaniem spojrzał zezem na Zenka przewracając wymownie żabimi oczami. To był w sumie drugi malutki problem wampira, miał wielkie wybałuszone żabie oczy w dodatku z zezem. – Senek, senek, senek – chusteczka nabrała jeszcze więcej karminowego koloru. – Kiefy ty smondzejes, pfecies to sajs – wampir Stefan był też poliglotą. – To sfykły sajs s dufy. – dokończył głęboką myśl. W tym momencie zombie stracił wszystkie wnętrzności, które z chlupotem rozlały się u jego dwóch kulawych nóg. Przez chwilę wszyscy w trójkę ze zdziwieniem obserwowali odpełzające w pobliskie krzaki flaki. – Nie fiedzałem se oni to potfafią. – rzekł z podziwem wampir. – To świetny towar, paaaniee – rozpromienił się ghoul i zamachnął żeby klepnąć ożywieńca, ale powstrzymał się w ostatniej chwili. – Mój Paaaniee, nawet bez kiszek i ręki potrafi dobrze walczyć, Paaaniee. Ma jeszcze drugą i to w dodatku prawą. Stefan wstał niezdarnie z gorącego od słońca kamienia i powoli przykuśtykał do swojego nowego żołnierza. Zapomniałem wspomnieć, że Stefek od urodzenia miał platfusa, ale to już ostatni z jego problemów. Obkuśtykał powoli swój nowy nabytek, stanął przed nim i spojrzał w górę. No dobrze, dobrze, ale to, że był niskiego wzrostu i garbaty nie ma już przecież takiego znaczenia. – Pokaf fęby! – wykrzyczał w gnijącą twarz zombiemu opluwając go gęsto śliną. – Paaaniee, on jest martwy, ale nie głuchy, paaaniee. Władek pokaż ząbki Paaanuu. – Władek posłusznie rozwarł gębę i pokazał bezzębne dziąsła. Wampir z niezadowolenia pokręcił głową i po chwili powiedział – Nadas się. Fiem, co s nim sfobimy. Chofcie sa mnom! – wydał rozkaz i klepnął Władka w plecy pozbawiając go drugiej ręki i rozwartej przed momentem żuchwy. Nie zauważając ghoula usiłującego dogonić szybko pełznące w chaszcze ramię, ruszył szybkim jak na niego krokiem w stronę lasu. – Już pędzę, mój Paaniee, pędzę! – usłyszał oddalający się głos sługi. Zenek nie miał większego problemu z dogonieniem dwóch powłóczących nogami kompanów, zdyszał się jednak lekko. Z triumfalnym rzężeniem wymachując zdobytą ręką wcisnął się do kolumny tuż za swoim Paaaneem. Nagle wampir zatrzymał się gwałtownie, jak na jego tempo oczywiście, i ghoul wpadł na niego taranując brutalnie. Stefan zgrabił się jeszcze bardziej, choć na pierwszy rzut oka wydawałoby się to niemożliwe. Odwrócił się do winowajcy ze łzami w oczach – Ty ifioto! Oftafłeś mi pięfę! – wyjąkał opluwając całą twarz Zenka kroplami śliny i krwi. – Fo? Znaczy Słucham mój Paaaniee? Nie rozumiem. - Oftafłeś mi pięfę, defilu! – Aaaa, obtarłem Paaanuu piętę, mój Paaaniee. – rozpromienił się po chwili ghoul zadowolony, że rozszyfrował słowa swojego mistrza. Mocne uderzenie z otwartej dłoni w twarz posłało go prosto w ramiona wlokącego się w tyle ożywieńca, o przepraszam, posłałoby gdyby Władek jeszcze miał ramiona. Głowa zombiego z pustym stuknięciem uderzyła o ziemię i potoczyła się w gęstą trawę. Wampir stęknął i załamał ręce –Kufa! – wychrypiał - Posbiefaj go, jefteśmy na miejsfu.
Ghoul z głową pod jedną i ręką Władka pod drugą pachą wpatrywał się zdumiony w to, co stało przed nimi. – Paaaniee mój, pa… co to jest? – zapytał nie kończąc służalczej formuły i zmieniając ton w istne zdumienie. – To jes wiefchofies dla Fłafka. – Zenek długo wpatrywał się z tępym wyrazem twarzy w pokrwawione usta wampira. Z wysiłku kropla potu wytoczyła mu się na skroń, pociekła po policzku i zanim jeszcze rozprysnęła się na głowie Władka pod pachą ghoula, krzyknął wesoło – Aaa, wierzchowiec dla Władka! Paaniee, mój Paaniee. – dokończył służalczo. – Ale…gdzie? – wystękał ponownie zdumiony. Zniecierpliwiony Stefan podszedł do dziwnej kupy patyków, szmat i innego paskudnego ścierwa. Kilkoma ruchami odgarnął część śmieci ukazując pod nimi resztki szkieletu…chyba końskiego. – No to do foboty. Zapafuj Fłafka na wiefchofsa. Sługa stał zrezygnowany przed końskim strzępem z głową Władka pod jedną pachą i ręką Władka pod drugą pachą. Zmęczonymi oczami wpatrywał się w upadający właśnie bezręki i bezgłowy korpus ożywieńca po zderzeniu z pobliskim drzewem.
- Och nie, mój Paaanie, och nie. – westchnął smutno.
- No. To piefszy jusz z głofy! – zaklaskał w ręce Stefan






Zaczynamy kolejny rozdział w postaci pierwszego oddziału „special”. Są to Black Knights w dosłownym tłumaczeniu Czarni Rycerze chociaż mi bardziej pasują Czarni Jeźdźcy. Prezentuję ich Wam dziewięciu, ale dosyć nietypowych. Sami jeźdźcy to figurki zombie z Konfrontacji, które ujeżdżają już prawie standardowe szkielecie wierzchowce z GW. Prawie standardowe, bo pokusiłem się o drobną modyfikację w postaci obwieszających je szmat. Gołe wyglądały jakoś mało efektownie i nie pasowały do kompletu z zombikami. Myślę, że po tej modyfikacji są bardziej spójni. Do następnego razu.


Pomalowane: 156 modeli (77,48%)
Ilość punktów: 1513 (45,93%)

Z przestworzy

Ogień trzaskał wesoło, rzucając długie cienie na pobliskie drzewa. Dookoła do snu przygotowywały się cztery osoby, żadna nie miała więcej niż 18 lat. Jedna z nich – chłopak co najwyżej 16 letni, wstała, podeszła do ogniska i dorzuciła sporą gałąź. Ogień szybko objął suche drzewo. W oczach chłopaka widać było niepewność, być może strach.
- Myślicie, że dobrze zrobiliśmy? – zapytał cicho
- Nie cykaj mały, masz zamiar uciec do mamuśki? – zadrwił głos najstarszego chłopaka. – Po co z nami lazłeś jak masz teraz odstawiać ostatniego tchórza?
- Nie jestem tchórze! Tylko... – młody zaciął się na chwilę.
- Tylko co? Boisz się, że Cię gobliny w nocy zjedzą? Po tośmy tu przyszli, żeby z takimi ścierwami dać sobie rade, o to mamy to! – Do rozmowy włączył się jeszcze jeden chłopak, a wypowiadając ostatnie zdanie wyciągnął z pochwy leżącej obok swojego posłania krótki miecz. Klinga zalśniła w blasku ognia, gdy młody chłopak przeglądnął się w niej. – Taaak, nie mogę się doczekać, kiedy zanurzę pierwszy raz ostrze w trzewiach jakiegoś stwora... Kiedy zostanę bohaterem! Wtedy mój ojciec w końcu zrozumie, że jestem już gotowy, żeby zostać rycerzem!
- A wiedźma? – drżącym głosem zapytał znów najmłodszy.
- Jaka wiedźma? Nie ma żadnej wiedźmy! – zawtórowali pozostali.
- Jest! Babka opowiadała mi, jak byłem młodszy o wiedźmie z mrocznej doliny, która pojawiała się w nocy, zawsze przy pełni księżyca, porywała dzieci i mamiła mężczyzn, tak iż sami nadziewali się na własną broń, albo spadali w przepaść, próbując za nią iść!
- Bajania starej baby! – Rzucił najstarszy – opowiadane dzieciom na dobranoc, powiedz Tom, aż takim dzieciuchem jesteś, że w nie wierzysz? Haha, normalnie nie mogę! Dzieciak! – Pozostali trzej zaczęli się śmiać. Najmłodszy zacisnął pieści i zęby, i bez odpowiedzi ułożył się w swoim posłaniu w ręku ściskając krótki miecz. Zasypiając w sennych marach słyszał szelest demonicznych skrzydeł i złowieszczy śmiech.

***
Noc była spokojna, nic nie burzyło spokoju wieczornej warty. Niebo było czyste, gwiazdy świeciły jasno. Księżyc w pełni właśnie unosił się znad horyzontu. Było ciepło. Strażnik przechadzał się po blankach wieży strażniczej wznoszącej się na skałach tuż nad wioską. Cła okolica otoczona była pagórkami, z północy wznosiły się wielkie masywy gór. To była jedna z wiosek strażniczych na granicy z Bretonią. Utrzymywana na wszelki wypadek – najczęściej na wszelki wypadek ataku zwierzoludzi.
Strażnik obszedł blanki dookoła i zatrzymał się w miejscu w którym miał najlepszy widok na spokojną okolicę, oparł się o głaz i patrzył w dal. Szelest wiatru usypiał... Ale, jaki szelest wiatru? Nie ma żadnego wiatru! – pomyślał strażnik. Skądś dochodził dziwny szept. Szept w języku,którego nie rozumiał. Upewnił się, że jego broń wysuwa się swobodnie. Zrobił krok do tyłu i zaczął rozglądać się, w lewo, w prawo, za siebie... Ostatnie co zobaczył to wykrzywiony uśmiech na najpiękniejszej kobiecej twarzy jaką zdarzyło mu się oglądać w życiu. Potem upadł czując jak nieznana, mroczna energia rozrywa jego narządy wewnętrzne.

***
Psiakość! Ale tu zimno! Żeby tak Skeedhor sczezł na skręt kiszek za te jego głupie pomysły! – wielki zwierzoczłek o głowie ogara przeklął swojego przełożonego, próbując ciaśniej owinąć się w szmaty, które obecnie były jego okryciem. Dobrze, że przynajmniej ten patrol człowieczyn się napatoczył, było z kogo zedrzeć te nędzne szmaty, pomyślał. Gdzieś z pobliskich zarośli wypadł mały ungor, jeden z jego służących. Niepewnie spojżał na swojego pana.
- I co? Znalazłeś to czego szukamy? Nie? To czego tu stoisz? Żywot ci niemiły? Grrrr! Jak zmarznę jeszcze trochę to obedrę was wszystkich ze skóry i zrobię sobie płaszcz! – Nad tą ostatnią myślą się zatrzymał. Hmmm, niegłupi pomysł mi wpadł do głowy - uśmiechnął się w myślach do siebie. Kiedy jednak opuścił swoje marzenia o ciepłym odzieniu małego ungora już nie było.
- Cóż, co się odwlecze to nie uciecze... – Skierował swoje kroki w głąb lasu, zastanawiając się nad swoim zadaniem. Znaleźć przeklętą wiedźmę z Przeklętej Doliny. Taki był rozkaz Skeedhora. Tylko kiedy on ją ostatni raz widział? To było przy okazji ostatniego rajdu na osady ludzkie, chyba ze 20 wiosen temu. Pewnie człowieczyny już dawno zabili cały jej zastęp trzepoczących popleczników a ją samą spalili na stosie. Tak musiało być. Inaczej już dawno...
- AAAAArrrrgh – Gdzieś w oddali przeciągłe wycie jednego z ungorów przerwało ciszę nocy.
- A więc jednak... – mruknął zwierzoczłek wyciągając z za pasa swój wielki topór. Stanął węsząc i strzygąc uszami w mroku nocy. Zwyczajny człowiek, czy bestia nie miałby szans, ale on był zwiadowcą wielkiej hordy, myśliwym i tropicielem. Najmniejszy szelest nie uchodził jego uwadze.  Szczególnie ten trzepot nietoperzowych skrzydeł za sobą! Uchylił się, aby szarżujący stwór przebił swoją włócznia powietrze. Imp uderzył w ziemię orząc ją swoją włócznia jak pługiem. Zwierzoczłek odwrócił się i zadał toporem cios drugiej nadlatującej pokrace praktycznie rozrywając ją na pół. Trzeci stwór zdążył wyhamować i z krzykiem odleciał. Zwierzoczłek szybkim susem dopadł pierwszego ogłuszonego i leżącego na ziemi potwora, złapał za gardło swoją wielką łapą i uniósł w powietrze.
- Gadaj gdzie twoja pani! Gadaj, gadaj bo rozerwę!
- Oj już, przestań, nie lubię takich brutalnych metod – Stwierdził perłowy głos  zza jego pleców. Dziwna siła kazała mu rozprostować palce. Stwór upadł na ziemię. Zwierzoczłek widział jak szybko kreatura pozbierał się i odleciała, gdy ta sama siła kazała mu się powoli odwrócić w kierunku głosu.
- Pani... – wychrypiał przez zaciśnięte gardło. Zastanawiał się co człowieczyny widzą w tym nagim, pozbawionym włosów monstrum, które stało teraz przed nim... Najdziwniejsza istota na ziemi, Wiedźma z Przeklętej Doliny...
- Oj już, dajmy spokój z tytułami. Czego chcecie, głupcy? 

***
- Coś tam jest, chłopaki, na pewno coś tam jest, słyszałem! – Najmłodszy siedział oparty o drzewo z wyciągniętym krótkim mieczem. – Wstawajcie!
- Nie drzyj się, nic tam nie ma... To tylko wiatr... – najstarszy owinął się mocniej kocem.
- Słyszałem jak szeptała, że zginiemy, że wszyscy zginiemy! I śmiała się! – młody był bliski płaczu.
- Dobra, pójdę na zwiad, dla świętego spokoju – powiedział trzeci z chłopaków. Wstał, wziął miecz i pochodnię i skierował się ścieżką w gąszcz lasu.
Las był spokojny, aż za bardzo spokojny, nigdzie nie było słychać zwykłych odgłosów nocy – ani sów ani innych ptaków. Było w tym coś niepokojącego, coś co kazało mu mocniej ścisnąć miecz w ręce. Odwrócił się za siebie, ale ogniska już nie było widać, zasłoniły je zarośla. „Wszyscy zginiemy” pomyślał i zadrżał. Phi, babskie gadanie, jesteśmy synami szlachciców! Dla nas nie ma nic strasznego na świecie! Z tą myślą pomaszerował raźniej, oglądając się na boki.
Czekała za zakrętem. Najpiękniejsza istota jaką kiedykolwiek widział w życiu. Młoda dziewczyna o płomiennych, rudych włosach. Całkowicie naga. Serce zabiło mu mocniej, policzki spłonęły rumieńcem. Nieznajoma przyciągała go jak magnes. Podszedł bliżej ciągle gapiąc się na jej nagie ciało. Nie powiedziała ani słowa.
- P... Pani... – wykrztusił z siebie. Jej oczy, piękne zielone oczy ukazały się spod zasłony długich rzęs.
- Piękny młodzieńcze, nie przystoi do damy zwracać się dzierżąc w ręce brutalne żelazo – wskazała swoim palcem na miecz w jego dłoni, który natychmiast upadł na ziemie, kiedy dziwna niemoc ogarnęła jego dłoń. To samo stało się z drugą dłonią, trzymającą pochodnię, gdy tylko na nią zwróciła swój wzrok. Przysunęła się do niego, przytuliła.
- A co teraz możesz dla mnie zrobić? - Wyszeptała do ucha swoim wdzięcznym głosem
- Wszystko! Wszystko zrobię dla Ciebie pani! Umrę nawet! – wyszeptał podniecony.
- W takim razie - jej głos wydawał się rozbawiony – dobrze się składa... Exaim aeternus... Dam Ci wszystko, czego pragniesz... flammerion vosquod... Jej głos stawał się śpiewny, a gdzieś w nim rozpalały się wszystkie narządy ciała. Myślał, że to jej bliskość wywoływała to uczucie, z początku przyjemne, ale potem ... vestrinimus! - skończyła zaklęcie, a ogromny ból rozlał się po całym ciele, kiedy jego organy wewnętrzne eksplodowały żywym ogniem.  Osunął się nie wydając żadnego odgłosu na ziemię. Jego ciało stało się pustą skorupą beż życia. I bez duszy...

***
- A więc Skeedhor, czy jak go tam nazywasz, twój pan proponuje układ. Mam się do niego przyłączyć w jego wojnie z całym światem, mam mu się oddać pod dowództwo, wspierać moją mocą i oddziałami, za wizję zdobycia kilku błyskotek z jakiegoś starego kurhanu? Chyba sobie kpi! Niech wraca żreć trawę na pastwisko, gdzie jego miejsce, jako największego zakutego baraniego łba pod słońcem! Taka jest moja odpowiedź! – w oczach demonicznej wiedźmy igrały dziwne światła. Jej rude włosy lśniły niesamowicie w świetle księżyca. Dookoła zebrał się spory oddział latających pokrak, takich samych, jak te z którymi zwierzoczłek o psim pysku stoczył niedawno walkę, wszystkie były umazane krwią, niektórzy bawili się czymś co mogło być głową z małymi różkami. Tylko jeden z nich parzył na niego spode łba trzymając się za gardło i kaszląc od czasu do czasu. Z jego strony nie pozostał ani jeden z ungorów, był sam.
Zwierzoczłek chciał się skłonić i odejść póki jeszcze była pora, ale coś zatrzymało go w pół ukłonu.  Nie wiedział co się dzieje, ale całe jego ciało przestało reagować  na polecenia. Świat stał się zimny i błękitny. Coś zaczynało szeptać w jego głowie w języku, którego znaczenia mógłby się tylko domyśleć.

***
- Thomas! THOMAS! – najstarszy nawoływał zdenerwowany. Od odejścia Thomasa z obozu minęła godzina. Powinien już dawno wrócić!
- A nie mmmówiłem... – jąkał się najmłodszy – wszyscy zginiemy... – w ręku ściskał swój krótki miecz.
- Zamknij się Zack! Jeszcze Twoich lamentów nam brakuje – starszy starał się być spokojny, ale głos mu się łamał.
Znaleźli go za zakrętem, wyschnięta, wypalona od środka łupina, która kiedyś była człowiekiem. Najstraszniejszy widok jaki widzieli. Trzeci z chłopaków nie wytrzymał i zwymiotował. Najstarszy stał jak wryty z wyrazem przerażenia na twarzy.
- A nie mmmówiłem... - wyjąkał najmłodszy. Nikt go nie skrytykował. Nikt nie nazwał tchórzem.
- Wiedźma... – wyszeptał najstarszy.

***
Przed nią stał ten sam zwierzoczłek co przedtem, ale teraz jego aura się zmieniła. Ktoś lub coś dostawało się do jego umysłu. Wiedziała to, była w tym mistrzynią. Zwierzoczłek walczył przez chwilę, bardzo krótką chwilę. Jej ofiary nigdy nie poddawały się tak szybko. To coś miało moc nieporównywalnie większą od jej. Szczególnie że działało na odległość! Bardzo wielką odległość! Zacisnęła pięści i skoncentrowała całą swoją wolę. Pierwszy raz od opuszczenia otchłani królestwa Bogów Chaosu poczuła strach. Moc tego czegoś równała się z mocą Najwyższych!
Zwierzoczłek podniósł głowę. Wtedy zobaczyła, że w jego oczach pali się zimny, błękitny, magiczny ogień. Głos, który wydobył się z gardła zwierzoczłeka nie był jego głosem. Był głosem starożytnej mądrości, spoza czasu i przestrzeni. W języku, którego tak dawno nie słyszała.
- PRZEMYŚL JESZCZE RAZ MOJĄ PROPOZYCJĘ, ISTOTO. TWOJA MOC JEST NICZYM W PORÓWNANIU Z MOJĄ. WIEM, ŻE PRAGNIESZ JEJ I JĄ DOSTANIESZ. KIEDY BĘDĘ WOLNY. JEŚLI SIĘ SPRZECIWISZ... JESTEŚ DEMONEM, TAK? DLA CIEBIE MAM BARDZO SPECJALNĄ KARĘ, GORSZĄ OD WSZYSTKIEGO CO MOŻNA SOBIE WYOBRAZIĆ. WIESZ O CZYM MÓWIĘ?
- Tak Panie... – wyszeptała, wiedziała co ją czeka za przeciwstawienie się takiej mocy.
- MAM WIĘC UWAŻAĆ, ŻE BĘDZIESZ MOIM POPLECZNIKIEM? HAHA, OCZYWIŚCIE ŻE MAM! NIKT SIĘ NIE SPRZECIWI PANU OKRUCIEŃSTWA!
Demonica skinęła głową. W tym momencie błękit ognia zgasł a przed nią stał ten sam tępy zwierzoczłek co przedtem parząc na nią oszołomiony, nieświadomy tego, że był kanałem łączności między dwiema potężnymi siłami.
- Powiedz swojemu panu,Skeedhorowi, że spotkam się z nim w jego obozie. Może uważać mnie za swojego sojusznika. Zrozumiałeś?
- Taaak, Pani.
- To teraz zjeżdżaj stąd, zanim się rozmyślę – ostatnie słowa wypowiedziała tak niepewnie, że zwierzoczłek zaczął się zastanawiać, co właściwie tu się stało i co jej powiedział, w czasie, którego nie pamięta. Nie miał jednak czasu się nad tym zastanawiać, bo widocznie demonica dochodziła do siebie, a jej oczy znów zaczynały lśnić magicznym wewnętrznym światłem. Zbierała moc.
- Zjeżdżaj kundlu, albo spalę! – Wykrzyczała.
Zwierzoczłek bez słowa odwrócił się i pobiegł w las. Za nim w powietrze uderzył tuzin par skrzydeł. Odwrócił głowę aby zerknąć, ale na polanie ni było już nikogo. To dobry sojusznik - pomyślał. I przerażający - dodał w myślach jego instynkt.

Ufff, no to się napisałem. Jakoś tak samo wyszło. Fakt faktem, że oddział i jego historyjka strasznie przypadł mi do gustu, gdy zacząłem o tym myśleć. To było kilka miesięcy temu podczas przeglądania oferty Reapera pod kątem znalezienia odpowiednich figurek reprezentujących harpie w mojej armii. Tak, prezentowany oddział to dziesięć harpii plus szefowa. Szefowa jest figurką niegrywalną – nie ma zasad dla wystawienia takiego bohatera w armii. No ale, od czego jest wyobraźnia i zasada wpisana na stałe w Warhammera: żeby improwizować. Dlatego postanowiłem trochę poimprowizować i wymyślić taki oto oddzialik (jak ktoś pamięta Dogs of War z poprzedniej edycji to wie o co chodzi):

Wiedźma z Mrocznej Doliny

M
WS
BS
S
T
W
I
A
Ld
Wiedźma
5
2
4
4
4
2
5
2
9
Imp
5
3
0
3
3
1
5
2
6
Rozmiar oddziału: 1 wiedźma + 10 Impów

Koszt punktowy: 400pkt (170 impy, 230 wiedźma)          

Uzbrojenie: Impy: włócznia. Wiedźma: dotyk śmierci (broń ręczna).

Zasady specjalne (impy): fly, skirmish, scout, 

Zasady specjalne (wiedźma): fly, deamonic, wizard (2nd level), enchanting beauty, leader not a killer.

Inne: wiedźma jest drugopoziomowym magiem. Do wyboru ma magie śmierci (Death) lub magię cienia (Shadow). Jeśli wybierze magię cienia oddział otrzymuje następujący bonus: Mroczna aura. Jeśli wybierze magię śmierci oddział otrzymuje następujący bonus: Ostrze śmierci.

Mroczna aura: strzelanie na ten oddział otrzymuje dodatkowy modyfikator -1. Dla strzałów z maszyn urzywających kostki scater lub artylery dice gracz kierujący oddziałem może przerzucić jedną z kostek (scater lub artylery dice).

Ostrze śmierci: oddział otrzymuje zasade armour piercing.

Dotyk śmierci: magiczna broń, hand weapon. Trafienia z tej broni ignorują armour save.

Enchanting beauty: dowolny model z armi: bretonia, imperium, warriors of chaos w kontakcie base-to-base ma o połowę obniżony weapon skill, dodatkowo, aby zaatakować wiedźmę, musi zdać test Ld. Jeśli nie zda testu nie atakuje do końca tej tury – gapi się bezmyślnie na piękną wiedźmę...

Leader not a killer: wiedźmie nie można rzucić wyzwania. Wiedźma sama nigdy nie rzuci wyzwania.


No i tak bym to widział. Co myslicie? Podoba się wam idea? Chciałby ktoś kiedyś zobaczyć ten oddział, tak jak go przedstawiłem na polu walki? 

Oczywiście należy pamiętać, że w regularnych potyczkach będę używał tylko 10 impów jako 10 harpii. Podsumowania procentowego nie zamieszczam, bo zawieruszyło się na kasetce, do której zepsuł się kabel i nie mogę się tam dostać... Cóż, peszek. Jak nareperuję kabel to pouzupełniam szczegóły. A póki co: do usłyszenia!

sobota, 19 lutego 2011

Powoli, powoli…

…sklejamy kolejne elementy krążownika. Zmieniłem zamiar i zamiast malować rufową nadbudówkę, przeszedłem do montażu elementów śródokręcia i nadbudówki dziobowej. Te pierwsze gotowe w całości - to ten domek z kominem. Nadbudówka dziobowa to na razie tylko podstawa. Na zdjęciu widać, o czym piszę - elementy spasowane na razie na sucho. Dla chwilowego efektu nałożyłem też wszystkie wieże artylerii głównej. Od farb jednak długo nie mogę uciekać - najwyższa pora zmieszać emalie i brać się za pędzel.

Przy okazji zaczyna się wyłaniać już bryła całego okrętu. Renown, jak już pisałem, miał wśród floty ksywkę ‘Refit’. Liczne modernizacje zmieniły jego pierwotną linię. Najbardziej ewidentne zmiany dotyczą pomostu bojowego (którego u mnie oczywiście jeszcze nie widać). W każdym razie okręt zrobił się, jakby to ująć najlepiej, nabity. Dziesiątki zakamarków, podestów, ścianek zachodzących na siebie - to jedna z cech, za którą lubię ten krążownik szczególnie.

Kupiłem też pewien przyjemnie zapowiadający się ‘efekt‘. Muszę zatem rozejrzeć się za odpowiednim kawałkiem płytki i przeprowadzić pewne, super tajne testy. Z figurkami na razie kompletny rozbrat.

niedziela, 13 lutego 2011

WYNIKI OGÓLNOPOLSKIEJ LIGI DBA sezon II - 3

(stan na 12 lutego)

W sobotę odbył się trzeci w tym sezonie turniej OL DBA. Poniżej aktualne wyniki Ligii, uwzględniające turniej w warszawskim Agresorze.

1. (+1) Michał "MiSiO" Ciemniewski - 41 pkt + 25 pkt + 29 pkt + 3x5 pkt (dojazd) = 110 pkt
2. (-1) Piotr "Cisza" Ciszewski - 36 pkt + 44 pkt + 23 pkt + 5 pkt (dojazd) = 108 pkt
3. (+5) Sławomir „tsar” Okrzesik - 28 pkt + 39 pkt = 67 pkt


4. (-1) Robert "Robson" Szczelina - 29 pkt + 18 pkt + 5 pkt (dojazd) = 52 pkt
5. (+4) Jarosław "Greebo" Kocznur - 16 pkt + 24 pkt = 40 pkt
6. (+4) Paweł "Pablo" Rybak - 14 pkt + 25 pkt = 39 pkt
7. (new!) Paweł (murass) Murawski + 32 pkt + 5 pkt (dojazd) = 37 pkt
8. (-4) Adrian "Szeperd" Stolarczyk - 29 pkt + 5 pkt (dojazd) = 34 pkt.
9. (-4) Konrad "Kadzik" Brzozowski - 24 pkt + 3 pkt + 5 pkt (dojazd) = 32 pkt
10. (new!) Ryszard (Raleen) Kita 31 pkt

11. (-5) Szymon "Corsari" Ruśkowski - 30 pkt
12. (-5) Michał "MichałeK" Fujawa - 29 pkt
13. (-1 ale i +4!!) Artur "Inkub" Marciniak - 12 pkt + 14 pkt = 26 pkt
14. (new!) Adam (Multik) Okoń - 16 pkt + 5 pkt (dojazd) = 21 pkt
15. (-4) Radek Rybak - 16 pkt
16. (new!) Sebastian (Wesolek) Wesołowski + 6 pkt + 5 pkt (dojazd) = 11 pkt

W końcu

No i skończeni…prawie. Jedyne, co muszę zrobić to ten sztandar. Zostawiłem sobie go na koniec, bo jakoś najmniej mnie do niego ciągnie, a skrzydła mnie kusiły. Chciałem jak najszybciej zobaczyć jak prezentują się z nimi Blood Angels. Poza tym, niektórzy domagali się ich jak najszybciej, groził mi lincz :) Więc jak wyglądają kochane aniołki? Wydaje mi się, że całkiem przyzwoicie. Mimo, że skrzydła są steampunkowe nie czysto sajens fikszyn całkiem interesująco wkomponowały się w całość drużyny. Zastanawiałem się czy na skrzydłach użyć kilku kolorów mechanizmów, jak widać zdecydowałem się to zrobić. Wymalowałem więc żółte, czerwone, zielone i niebieskie elementy konstrukcji. Stwierdziłem, że takie drobne detaliki ożywią monotonną czerwień, która zaczęła mnie drażnić. Teraz jednak po dodaniu sporej ilości koloru „metalicznego” wszystko zgrało się całkiem dobrze i krwiste stroje nie drażnią już tak bardzo.
Co do sztandaru, obawiam się, że skończę go najwcześniej we wtorek, i to jak dobrze pójdzie. Bardziej obstawiałbym czwartek wtedy też dopiero kolejny wpis. Niestety mój czas został mocno zawężony przez nowe obowiązki. Przynajmniej przez miesiąc nie będę mógł Was męczyć tak częstym blogowaniem jak robiłem to niedawno. Dam Wam więc trochę odetchnąć. Oby jednak lepsze czasy wróciły. Lepsze dla malowania, rzecz jasna ;)

sobota, 12 lutego 2011

Czas na chwałę!

Wio koniki! Lenistwa dosyć. Wygoniłem dziś moje zwierzątka do pracy, czas zarobić nieco grosiwa na utrzymanie. A najlepsze po temu są gwałty i grabieże!

Długo ważyły się losy mojego uczestnictwa w trzecim turnieju, drugiego sezony Ogólnopolskiej Ligii DBA. W końcu, niemal w ostatniej chwili zdecydowałem się wystąpić, wraz z moją armią Madziarów z X wieku i zażyć nieco emocji.

Sobotnim, ciepłym porankiem spakowałem wszystko, co potrzeba i ruszyłem w kierunku Politechniki Warszawskiej, a dokładniej klubu Aggresor, który tym razem gościł graczy walczących o palmę pierwszeństwa, w jedną z naszych ulubionych gier bitewnych.

Jeszcze w autobusie wpadłem na dość szalony pomysł, sięgnąłem po netbooka i po 15 minutach Bitewny Zgiełk miał swoje konto na Blipie i odpowiednią kontrolkę wyświetlającą jego zawartość na samej stronie. Postanowiłem relacjonować turniej na żywo!

W Aggresorze czekali już gospodarze. Raleen i Greebo. Ten drugi, odpowiedzialny za całą warstwę logistyczną, sprawił się jak zwykle znakomicie. Przez cały turniej nie brakowało niczego, co potrzebne było do rozgrywki, a co więcej, zapewnił nam przekąski i napoje, oraz znakomitą atmosferę spotkania.

Turniej rozpoczęliśmy bez poślizgu, przewidziano cztery bitwy dla każdego z graczy. Ja miałem szczęście spotkać się po raz pierwszy z jednym graczem, a z trzema pozostałymi rozegrać kolejne już potyczki. Pokrótce wyglądało to tak.

I Bitwa
Po przeciwnej stronie stołu staje Multik, nasz gość z Gdańska, ze swoją armią Burgundów. Mnóstwo rycerstwa wspartego łucznikami i artylerią. Było nie było w sam raz na bat na Madziarów. Na szczęście udaje mi się nieco przyblokować kolumnę rycerstwa na lewej flance, na prawej w zbyt pośpiesznych manewrach robi to sobie sam przeciwnik. Ryzykując uderzam kawalerią w środku, przełamując artylerię i łuczników. W chwilę później dożynam pozbawione wsparcia, strzelające centrum w lesie. Pierwsza bitwa poszła nad wyraz świetnie!

II Bitwa
Naprzeciwko mnie staje Murass, kolejny gość z Gdańska i człowiek, z którym mam na pieńku od pewnego turnieju w Trójmieście. Wtedy przegrałem bitwę o pierwsze miejsce. Tym razem staję przeciwko Portugalii. Znów rycerstwo, łuki i dodatkowe wsparcie ze strony ciężkiej piechoty. Manewry obu armii trwają bardzo długo, każdy z nas próbuje przyjąć lepszą pozycję przed starciem, w końcu uderzam ja, całą linią, niestety niemal natychmiast zostaję odbity, z bolesnymi stratami własnymi. Przeciwnik popełnia jednak błąd, zamiast wykorzystać złamanie mojego szyku, próbuje reorganizować własny, który również stał się ofiarą chaosu spowodowanego zbytnią pewnością rycerskich oddziałów. Okazuje się, że wysłany na lewą flankę oddział stepowych zwiadowców był  moim najlepszym pomysłem w tej grze, atak na flankę wroga przynosi niespodziewane ofiary. Moja lekka kawaleria broni się zaciekle, mocniej niż mogę to sobie wyobrazić. Rzutem na taśmę wygrywam tę zaciętą bitwę niemal na granicy upływającego czasu. Zemsta została wywarta!

III Bitwa
Przeciwko mnie staje Pablo ze swoją wczesną Macedonią. Z Pablem graliśmy już wielokrotnie i zawsze były to niezwykle zajmujące rozgrywki. Tym razem jednak mój przeciwnik ma do mnie pewne pretensje, za bitwę z poprzedniego turnieju, gdzie pognałem jego zawodników. Wykorzystuję świetny rzut na inicjatywę i z zasadzki atakuję generała wroga. Bitwa ma szanse skończyć się z pierwszym rzutem, niestety przegrywam i moi harcownicy zostają odparci. Środkiem ruszają moje kawaleryjskie zagony, idą wprost na czoło kolumny macedońskiej. Przez chwilę waham się czy uderzyć nim wróg zdąży przygotować linię słabszymi siłami, czy poczekać aż sam zgromadzę więcej wojsk. W końcu jednak postanawiam zaryzykować. Uderzenie jest miażdżące, oddziały przeciwnika podają tyły, pada też idący z odsieczą generał. Błyskawiczna bitwa kończy się moim zwycięstwem. Boję się spotkać Pabla na następnym turnieju…

IV Bitwa
Wszystko ma się zdecydować w ostatecznym starciu z moim Nemezis z ostatniego turnieju. Osławiony Cisza i jego armia Traków dała mi popalić ostro ostatnim razem. Plułem sobie długo w brodę, że dałem się tak głupio wciągnąć w jego zasadzki. Tym razem postanowiłem być mądrzejszy i od samego początku rozważnie sterowałem swoimi oddziałami. Ciężki teren wybrany przez przeciwnika zagrał na jego niekorzyść, ustawione na patowych pozycjach kawalerie czekały aż bitwa rozstrzygnie się daleko na mojej lewej flance. Raz za razem zadawałem przeciwnikowi straty w jego lekkiej piechocie, aby przy stanie 3:0 zakończyć rozgrywkę z powodu upłynięcia czasu. Szkoda, bo brakowało jeszcze tylko chwili, aby Trakowie zostali całkowicie pokonani. Remis, ale ze wskazaniem na mnie, satysfakcjonuje mnie, jako zemsta za poprzednią porażkę.

Uff! Nie spodziewałem się takiego obrotu sprawy. Zwycięstwo w turnieju nie przyszło mi łatwo, a każdy z przeciwników był dla mnie niełatwym wyzwaniem. Cieszę się z konsekwentnie przeprowadzonych ataków i ze szczęścia, jakie tym razem sprzyjało mi w kościach.
Potrzebowałem tego sukcesu!

Przez cały czas trwania turnieju działał mój pomysł z relacją na żywo i jak się okazało, spodobał się kilku osobom. Może właśnie w ten sposób powstała nowa, świecka tradycja?

Serdecznie dziękuję wszystkim za wspaniałą atmosferę na turnieju, dziękuję też kolegom, którzy wzięli udział w małym, poturniejowym afterparty.

Do zobaczenia na kolejnym turnieju!

Szmaragd, czerń, skóra i blond czupryna

Choroba wytrąciła mnie z rytmu całkowicie, ale na szczęście wróciłem do malowania. Niewiele już było do zrobienia na krwawych marynarzach. Pierwsze, za co się zabrałem spoglądając na całą ekipę krytycznym wzrokiem to poprawki broni. Wyglądała zbyt jednolicie, więc dodałem jej czarne elementy oraz miejscami złote zdobienia. Dosyć uciążliwe było wypełnianie czernią ruchomych elementów zbroi. Ciężko było wcisnąć się w niektóre zakamarki. Skończyło się to poprawianiem wszystkiego co zaplamiłem wokół.  Sporo czasu zajęły mi też klejnoty, które postanowiłem zrobić w kolorze szmaragdowym. Jest to delikatny akcent dla figurki, żeby czerwień i złoto jej całkowicie nie przytłoczyła. Ten sam kolor dostały pieczęcie trzymające powiewające papierki. Dopisałem na nich trochę świętych tekstów, ale bardzo maluteńkimi literkami :) Popisałem też trochę na elementach zbroi. Tu już wyraźniej, można się doczytać słów "BLOOD" i "ANGELS". Trudna to sprawa tworzenie takich małych literek, ale jakoś się udało. Na koniec zostało tylko dokończenie dwóch panów bez hełmów. Trzeba było im wymalować twarze oraz włosy. Tak o to powstał jeden brunet i jeden blondyn. Teraz pozostał jeszcze sam sztandar oraz skrzydła dla całej drużyny, za które już się zabrałem. Finał już blisko, chociaż z tygodniowym opóźnieniem, ale cóż, tak to bywa w życiu.

czwartek, 10 lutego 2011

Rajd na VoD

W nocy z 29 na 30 stycznia 1945 roku kompania C, oraz 2gi pluton kompanii F, 6 Batalionu Rangersów, przy wsparciu dwóch zespołów zwiadowców Alamo, oraz partyzantów filipińskich, odbili jeńców amerykańskich z japońskiego obozu przejściowego w pobliżu miejscowości Cabanatuan.

W roku 2005, reżyser Jahn Dahl, znany głównie z pracy przy takich telewizyjnych hitach serialowych jak Battlestar Galactica, Caprica, Dexter, True Blood, Californication, nakręcił film o opisanych powyżej wydarzeniach, pod tytułem The Great Raid.

10 lutego 2011 roku, w godzinach nocnych, korzystając z przymusowej bezsenności obejrzałem ten film, udostępniony bezpłatnie w usłudze VoD Kinoplex Gazety.pl.

The Great Raid to sprawnie nakręcony film wojenny, nie pozbawiony typowych amerykańskich wad, które w każdym wojennym filmie są takie same. Patos wylewa się chwilami uszami. Niepozbawiony jest również zalet, w tym rozmachu, dobrego aktorstwa, wspaniałych plenerów i scenerii (przepiękna Manila!).

Film jasno pokazuje, czym jest sprawnie przeprowadzona operacja wojskowa. Jak wiele zależy od rozpoznania, współpracy, zaskoczenia, dobrego planu i odrobiny szczęścia. Myślę, że przypadnie do gustu fanom tego typu produkcji, ja sam mogę go tylko polecić.

Po długim czasie posuchy i trzymaniu tematu II Wojny Światowej na Pacyfiku z dala od kin, wygląda na to, że historia ta wraca do łask. Clint Eastwood nakręcił swoje Flag of Our Fathers i Letters from Iwo Jima, Spilberg i Hanks z sukcesem zaprezentowali swój serial Pacific. To dobrze, bo temat wart jest poznania i rozpropagowania. Poza tym, ile razy można lądować w Normandii. Miłego oglądania!

środa, 9 lutego 2011

Hello beastie

Kolega Robson pisał oburzony, a ja piszę mocno zaciekawiony. Nasz kolega zapomniał wspomnieć, że wraz z bestyjką światło dzienne ujrzała pierwsza wydana w ósmej edycji księga armii znana niektórym jako Armybook. I jest to dokładniej armybook do orków i goblinów znanych niektórym jako Orcs & Goblins. Jestem niezmiernie ciekaw, co się zmieniło w zasadach tej armii patrząc na tak drastyczne zmiany w grze ogólnie. Ciekawostką jest, że księga ma twardą oprawę, ale zmieniło się jeszcze jedno – cena. Poza tym wyszło sporo nowości do tej armii, a w zasadzie dopiero wyjdzie, bo to tak zwany pre-order. W końcu będziemy mieli plastikowe dzikie orki (savage orcs), orce to zarówno na własnych bosych stopach jak i na gołych kopytach (a może racicach) dzików. Do tego na dokładkę dwóch szamanów, z czego jednemu tez nie chce się chodzić o własnych siłach natomiast drugi wyjątkowo przypadł mi do gustu jako model. Nowość jeśli chodzi o rodzaj regimentu, jednostki czy coś takiego, kto to wie, a są to mianowicie Nasty Skulkers. Wygląda to jak odpowiednik dark elfowskich zabójców, a więc może to pojedyncze gobliny wrzucane do regimentu na zasadzie netters’ów czy fanatyków. A propos tych ostatnich też znaleźli się w ofercie. Wydaje mi się jednak, że to nie są nowe wzory, ale na pewno nazywają się inaczej - Whirling Death. No trzeba poczekać do 5 marca, kiedy to wszystkie nowe modele będą oficjalnie dostępne. Ogólnie mi się podoba, poza jednym - paskudnymi cenami.

GW przegina...

Takie ot coś prezentuje nam GW ostatnio... Pojedynczy model na bazie wielkości regimentu. Czyżby era pojazdów na pół stołu znanych z dodatku Apocalypse do WH40k miała na stałe zamieszkać także i w świeci Warhammera Fantasy Battle? Ja jestem przerażony. Jak tak dalej pójdzie jakich stołów będziemy musieli niedługo używać? A może suma sumarum, za kilka(dziesiąt) lat dojdziemy do etapu skali 1:1 w grach bitewnych GW...

Przy okazji ostatniego De Bellis Cracoviensis miałem okazje zajrzeć na duży turniej WH40k... Ponad 30 graczy, pomalowane armie, świetne tereny... Tylko czemu 80% armii to byli space marinesi (jedni albo drudzy - czyt. chaosu)? Do tego w skłądzie: 4-5 wielgachnych pojazdów (Baneblady, Valkirie i co ciekawe: droping pody!) i 10 figurek piechoty...

Tak jakoś mi się zebrało na narzekanie... A tak przy okazji: facebook opanował tez produkty GW... można sobie każdy z nich "polubić"... Ja się zaczynam bać tego świata, a Wy?

niedziela, 6 lutego 2011

Nie mam czasu, zajęty jestem

Byłem nieobecny przez kilka dni, bo dopadło mnie choróbsko. Ledwo byłem w stanie podnieść się z łóżka, a co dopiero malować czy modelować. Na szczęście już mi lepiej, ale pędzel jeszcze dziś pozostał w szafie. Dla odmiany odrobina rachunków i planów na ten rok. Mamy dopiero początek lutego, więc jest to całkiem właściwy moment. Plany będą ogólne, ponieważ jak wspominałem mam pewność, że i tak ich nie dotrzymam.
Małe podsumowanie+planowanie:
Armia Vampire Counts to w tym momencie 190 gotowych modeli, do pomalowania pozostało mi ich 26, które posiadam. Nie zdradzam co to, ponieważ będą to niespodzianki w odsłonach Tytanów. Dodatkowo planuję zaopatrzyć się jeszcze w około 27 figurek. Myślę, że te mogę zdradzić. Potrzeba mi jeszcze 9 ghouli, aby stworzyć hordę liczącą 50 sztuk. Chciałbym kiedyś także zakupić smoka zombika, jeszcze nie wiem w jakiej postaci oraz stwora zwanego varghulf’em. Co dalej, to kolejna możliwość wystawienia hordy w szkieletach. Brakuje mi do tego dwudziestki, ale planuję stworzyć jakiegoś tzw. „filera”, więc myślę, że będę potrzebował jakieś 16 sztuk chłopaków.
Armia Imperium to 224 pomalowane modele, a pozostało mi 12 figurek. Są to praktycznie sami bohaterowie oraz steam tank. Tu jednak przez głowę przechodzą mi wielkie plany, które z resztą mnie odrobinę przerażają. Wstępnie zaplanowałem dodatkowe 95 modeli. Straszne prawda? Jest to jednak plan teoretyczny i nie wiem czy go zrealizuję. Tu ponownie powtórzy się słowo horda. Imperium jest idealną armią do tworzenia takich grup ze względu na tanie „kory”. 25 mieczników, 25 halabardników i 25 włóczników. To właśnie te trzy hordy każda w efekcie końcowym po 50 chłopa. Do tego myślałem o jakichś 10 greatsword’ach i 10 flagellantach, tych ostatnich mam tylko 16. To by było wszystko choć kusi mnie jeszcze zakupienie kilku maszyn, a dokładniej jednego hellblaster’a i może ze dwóch rocket launcher’ów. Ale to się zobaczy.
Zacząłem już także zbierać kolejną armię, o której na razie nie będę zdradzał szczegółów. Powiem tylko, że mam już 76 modeli, żaden nie jest pomalowany i nie mam planu ilu ich jeszcze chcę mieć. Czas pokaże.
Oprócz tego wszystkiego posiadam jeszcze 10 golfag ogres (ogry rzecz jasna), 20 long drong slayer pirates (krasnale) oraz 13 lumpin croop fighting cocks (w tłumaczeniu banda halfingów).
Ech, żeby to był koniec, ale nie. Do WH40k posiadam 20 space wolves plus bohater i 10 terminatorów. Nie wiem co z nimi zrobić, szczerze powiem. Może pomaluje i sprzedam?
A propos sprzedaży. Do pomalowania i opchnięcia w skrócie 10 chaos knights, 10 cold one’ów, bohater elfów oraz dwóch do VC, dwa corpse cart’y, snotling pump wagon, gigant, 2 bohaterów space marines i na koniec 6 statków do gothic’a. Ufffff. Nie jest to jednak plan na rok 2011, ale cały plan z wszystkimi figurkami, jakie mi pozostały w półkach. Co dopiero z tym wszystkim, co się w międzyczasie urodzi. Kilka dobrych lat z głowy.

Chapel of the Lady

Jakiś miesiąc temu postanowiłem w końcu wypróbować już na poważnie zestaw foremek od HirstArts, a że w międzyczasie udało mi się kilkanascie razy je odlać, stosik cegiełek był dość imponujący - szkoda, żeby leżały tak odłogiem. Jakąś godzinę zajęło mi zastanawianie się co w ogóle chciałbym zbudować - moim głównym celem, gdy kupowałem foremki była budowa lochu(ów) do grania w Dungeon Slayers, jednak po chwili zastanowienia stwierdziłem, że na próbę lepiej będzie zrobić coś bardziej klasycznego. Po kilku chwilach przyglądania się cegiełkom, stwierdziłem, że chyba najprostszy będzie jakiś kościółek - tak powstał pomysł na Kaplicę Pani dla Bretonii. Bretonii wprawdzie nie zbieram, ale kapliczka zawsze się na polu bitwy może gdzieś zawieruszyć, szczególnie że ostatnio na tapecie ciągle Beastmeni...

Po zdecydowaniu co chcę zbudować, rozpocząłem pracę od wykonania całego modelu "na sucho" - projekt w mojej głowie był na tyle prosty, a cegiełki na tyle równe, że wszystko ładnie się trzymało. Potem przyszedł moment, że musiałem to znów rozebrać i wybudować od nowa - tym razem na kleju. 

Przyznam się szczerze, że w pierwotnym projekcie nie było wieży. Wieża powstała sama z siebie, podczas fazy budowania na kleju, co przypłaciłem niestety szybszym niz przypuszczałem skończeniem się regularnych cegiełek, przez co musiałem zawiesić pracę na jakiś czas - aż nie odzyskałem foremek od GoBoSa. Kiedy miałem już foremki, dwa odlewy wystarczyły, aby mieć na tyle materiału budowlanego, aby zakończyć projekt (było to około tygodnia temu). Niestety musiałem poczekać aż cegiełki podeschną i  nie zdążyłem skonczyć pracy w zeszłym tygodniu zmuszony szybkim powrotem do obowiązków w Krakowie...

W tym tygodniu oczywiście obowiązki nadal nademną wiszą, tak że musiałem prosić moich zacnych kolegów o przesunięcie daty publikacji Starcia Tytanów, jednak znalazłem pół godzinki aby przyciąć cegiełki po skosie i przykleić je do gotowego modelu.

Dach nad kaplicą wymaga jeszcze trochę poprawek, wyszedł "za krótki". Wykończony oczywiście będzie dachówkami z kartonu, tak jak w projektach GoBoSa, bo strasznie mi się one podobają. Być może w przyszłości zaopatrzę się też w foremki do odlewania dachówek.

W tym tygodniu jednak czekają mnie tytani - i 11 specjalnych figurek, które tydzień temu przyszły z USA od Reapera... Oczywiście jak zwykle cudowne i niepowtarzalne! Póki co gotowe są odstawki, a figurki są gotowe do malowania. Za dwa dni, kiedy mi obowiązki pozwolą ruszam z nimi ostro do pracy!

sobota, 5 lutego 2011

NW Europe Germans 44' - Rozdział VI

Rozdział VI – Alianci

PLANY ZAKUPOWE:

PaK 43: 42 zł
Artillery Crewmen - WWII German: 42 zł
SdKfz 251/C "Stuka zu Fuss": 42 zł
SdKfz 7/1 20mm FLAK 38: 42 zł

Jak widzicie, w dzisiejszym rozdziale, ani słowa o malowaniu moich Niemców. Na razie kombinowałem, czego mi trzeba i formowałem z tego listę zakupów na najbliższy czas. W ramach rekompensaty, pokażę Wam jednak zalążek armii Stanów Zjednoczonych, z którymi przyjdzie mi walczyć. Autorem jest Marcin "Midzi" z Krakowa.

***

Zdarzyło się tak, że zawoziłem siostrę do Krakowa na rysunek. Skorzystałem z okazji i umówiłem się z dwoma kolegami, z którymi będę grywał, na pierwsze próby polowe. Ostatecznie, po chwili rozmowy i oglądania figurek, tych pomalowanych i tych świeżo wyjętych z blisterów, rozegraliśmy pierwszą, na razie obrzydliwie pancerną (nie polecam gier samymi czołgami, bo rozkazy ograniczają się do podjechania w zasięg i grzmocenia w siebie na zmianę salwami) potyczkę szkoleniową. Mechanika gry, jak przypuszczałem, okazała się bardzo przystępna ale również wymagająca pod względem strategicznym. Trzeba kalkulować kolejność i rodzaj rozkazów, bo na wszystko nie starcza. Trzeba dobrze ocenić, kiedy użyć Opporunity fire (ognia w turze przeciwnika), odpowiednio ustawić zwiad itp. Podejrzewam, że jak dojdą do rozgrywki takie elementy jak artyleria, nurkowe ataki myśliwców i zwalczających je p- lotek itp., gra nabierze wymaganego stopnia skomplikowania. A! No i koniecznie trzeba zastawić stół pewną ilością terenów. 2 górki i domek sprowadzają grę do parteru ...

wtorek, 1 lutego 2011

Stal i… papier?

Kolejna odsłona oddziału Blood Angels. Tym razem zabrałem się za elementy srebrne czy tam stalowe, jak kto woli nazywać ten kolor. Ponieważ boltgun metal całkowicie mi się już zmarnował, a jest to mój ulubiony metalik, musiałem użyć chainmail’a. To spowodowało trochę jaśniejszy efekt niż chciałem, więc pokryłem całość mocniejszym wash’em w postaci black ink’a, którego z resztą też ostał mi się spory zapas ze starych czasów. Potem suchym pędzlem jeszcze raz chain i dodatkowo minimalnie mitril silver dały efekt widoczny na zdjęciu. Druga rzecz, którą pomalowałem to elementy papieropodobne zwisające z wszystkich stron żołnierzy. W zasadzie nie mam pewności, czym miałby być ten materiał, ale ja go zawsze odbierałem jako papier i tak go potraktowałem. Użyłem bleached bone rozjaśniony później białym, a na koniec pokryty wash’em Vallejo umber shade. Takim samym zestawem potraktowałem szmatki w miejscu intymnym dwóch wojaków oraz rękojeści broni białej, białej nie w sensie koloru ma się rozumieć : ) Teraz pozostaje mi wrysować jakieś szlaczki w papierzyska, ale ciągle jeszcze zastanawiam się czy to robić. Pomyślimy. C.D.N.

RSS FeedRSS