Kiedy sporo nocy poświęci się na przygotowanie dywizji do tegorocznych Drużynowych Mistrzostw Polski w Ogniem i Mieczem, i kiedy ma się okazje spotkać osoby, z którymi kontakt jest sporadyczny a zawsze dobrze wspominany to wyniki samych gier stają się drugorzędne ale trochę z kronikarskiego obowiązku a trochę z bitewnej próżności postanowiłem podzielić się z Wami wrażeniami z tegorocznych Pól Chwały oraz wynikami samego turnieju.
Od zeszłego roku można w DMP w OiM grać samodzielnie. Pomyślałem jednak, ze skoro Skoczek nie może to samodzielny występ będzie marnotrawstwem miejsca w drużynie i namówiłem Wercyngetoryksa zwanego przez niektórych Sebą, na wspólna zabawę. Graliśmy już dwa lata temu w parze ale ani pojęcia o grze ani pomalowanych modeli za dużo wtedy nie było. Tak, jak wyników.
W tym roku jednak spiąłem się i domalowałem sporo podstawek, więc mogłem wystawić, co jeszcze rok temu uważałbym za ogromną armię, dywizję za ok, 40 punktów. Mogłem większą ale, że gram głównie piechotą, wolałem być Obrońcą.
Tutaj przewińmy w przód, do pierwszej bitwy. Sama podróż była długa i z powodu słabego oznakowania, zmarnowaliśmy z Ordyńcem trochę czasu w samochodzie. Jedyną bitwę podjazdową zagrałem z Gregx'em i właściwie zabawa skończyła się w 1 turze, kiedy to broniąc furażu, moi rajtarzy otrzymali 8 ran z tatarskich łuków strzelających na dalekim zasięgu... Do tego traciłem podstawkę i otrzymałem Dezorganizację na kluczowym skwadronie. Ogólnie gra z serii - nic nie idzie. Na szczęście Seba pogonił RoN, próbujący zdobyć wieś i do pierwszej gry dywizyjnej przystąpiliśmy z uśmiechami.
W dywizji po raz pierwszy zagrałem z armią inną niż RoN. Padło na Szwedów Aleksandrosa. Potężna, 61 punktowa dywizja Roberta Douglasa. Armia o połowę większa od mojej i Seby. Postanowiliśmy więc, co było moim bitewnym marzeniem, bronić przeprawy na rzece. Plan się powiódł i po poddaniu partii przez Aleksandrosa w 6 turze nasi Szwedzi odnieśli pierwsze tego dnia zwycięstwo.
Po Przemiłym wieczorze u rodziców Seby i krzepiącym śnie, w niedzielę rozegraliśmy drugą bitwę tego weekendu. Przeciwnikiem był Sowabud, autor zasad siedmiogrodzkiej armii, której premiera w Potopie. Prowadził on RoN. Chyba najmniej liczny w turnieju. Skutkiem czego moja piesza dywizja atakowała pozycje Polaków. Na stole pojawiło się sporo zagajników a jeden regiment piechoty został opóźniony i pojawił się w bitwie dopiero w 2 turze. Opracowaliśmy z Sebą plan, zadanie tajne i ruszyliśmy do boju. Plan powiódł się. Odcięliśmy idącą na krzyż, przez zagajniki piechotą strefę stołu i zagajnik, będący celami zadań neutralnych i naszego zadania atakującego. Udało się również w połowie bitwy złamać lekki pułk, który bronił tej części pola bitwy kosztem utraty tylko jednej kompanii rajtarii krajowej.

Środek z artylerią i rajtarią właściwie nie wiązł udziału w bitwie. Działa na początku bitwy zniszczyły artylerię przeciwnika a pod koniec walk poszczerbiły atakujący pułk polskiej rajtarii. Szwedzcy rajtarzy głównie groźnie wyglądali. Wyjątkiem był nieopancerzony skwadron, który wspierał regiment piechoty starego typu w walce z siłami głównymi Polaków. Wspierał skutecznie. W połączeniu z siłą ognia hiszpańskich muszkietów udało się odeprzeć atak i na tym skrzydle. Pod koniec 6 tury wszystkie pułki RON zostały złamane i bitwa zakończyła się zwycięstwem Szwedów.
Tak zakończyła się tegoroczna zabawa w Niepołomicach. Wynik to zaskoczenie. Jednego punktu zabrakło do zwycięstwa! Ostatecznie skończyliśmy na 3 miejscu, bo dwie pierwsze drużyny miały tyle samo punktów. Szkoda, ba małych punktów mieliśmy z Sebą o połowę więcej od reszty podium. Tutaj chciałbym podziękować wszystkim uczestnikom, organizatorom, współgraczom a zwłaszcza Sebie za świetną zabawę!
Poniżej wrzucam jedną z moich rozpisek. Tę, którą zagrałem bitwę z Sowabud'em.