Pokazywanie postów oznaczonych etykietą legendy. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą legendy. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 18 lutego 2021

Joanna Tekieli "Leśniczówka Wszebory"

 
 
 
Autor: Joanna Tekieli
Wydawnictwo: Filia
Data wydania: styczeń 2021
Liczba stron: 360
 
 
 
 
"Leśniczówka Wszebory" to trzecia w ostatnim czasie przeczytana powieść Joanny Tekieli - maraton zakończony sukcesem i wielkim czytelniczym zadowoleniem. Niestety, czeka mnie przymusowa przerwa, bowiem wszystkie wydane powieści autorki przeczytałam. Zdążyłam się już przyzwyczaić, że każda książka przenosi czytelnika w piękne i zielone miejsca - gdzie tym razem powędrujemy? 
 
 
Przez jedenaście lat Ola pracowała jako copywriterka w firmie kolegi, jednak Bartek wyjechał a ona została z dnia na dzień bez pracy. Niby Kraków to duże miasto, ale znalezienie nowego, ale zarazem interesującego zajęcia wcale nie należy do łatwych. Oferty urzędu pracy pomińmy milczeniem... Załamana dziewczyna podejmuje się kilku krótkoterminowych zajęć, wciąż oczekując na wymarzoną pracę.
 
Niespodziewanie intrygującą ofertę Gminy Wszeborowo znajduje jej ojciec - poszukiwana jest redaktorka do opracowania tekstów do folderu reklamowego dla turystów. Ola postanawia spróbować a kiedy otrzymuje pozytywną odpowiedź wyjeżdża do oddalonego o 200 kilometrów od Krakowa - Wszeborowa. 
 
Zostaje zakwaterowana na poddaszu leśniczówki gburowatego i mrukliwego leśniczego Andrzeja, otoczona szumem rozległych lasów i odgłosami zwierząt. Z czasem Ola poznaje powód zachowania leśniczego oraz tajemnicę farmaceutki Kaśki, staje się też główną "atrakcją" miejscowych. W przerwach między opisywaniem kolejnych tras po Wszeborowskim Parku Narodowym, dziewczyna biega, spaceruje i poznaje oryginalnych mieszkańców - pięknie rysującego Rafałka czy staruszka straszącego ją Wszeborą. Wciąga się też w walkę o ocalenie drzew przed wycinką na rzecz hotelu. W puszczy przeraża ją jedynie zmrok, choć wszelakie pajęczyny i robale też nie wywołują uśmiechu.


Powieść jest równie zielona co jej okładka. Wzbogacają ją liczne spacery po Parku Narodowym, które autorka pięknie i plastycznie opisała. O tym, że robi to świetnie i niezmiernie realistycznie przekonałam się już w poprzednich powieściach. Każde drzewo czy ptak mają w niej swoje magiczne miejsce. Do tego pisarka dorzuciła jeszcze legendy słowiańskie, ale nie brakuje też tematu porzucenia dziecka, przemocy w rodzinie czy utraconej przed laty miłości. 
 
Pikanterii opisanej historii dodaje wątek morderstwa, którego echa zataczają coraz szersze kręgi a jego zakończenie można przewidzieć, choć jest dość odmienne od oczekiwanego. W ogóle finał całej powieści określiłabym jako zaskakujący i nieszablonowy. 

Książki Joanny Tekieli cenię sobie za liczne, ale nie przytłaczające opisy przyrody, których z reguły nie lubię, ona jednak potrafi mnie oczarować. Za historie oryginalne, bez schematów, sięganie po ciekawe wątki czy rozwiązania oraz charakternych i oryginalnych bohaterów. W powieściach pisarki zawsze znajdzie się coś, czego nawet gorliwy i uważny czytelnik nie przewidzi.


Podsumowując - "Leśniczówka Wszebory" to opowieść pełna tajemnic, zaskoczeń, ale i złych duchów, które rozgościły się w krainie pełnej lasów i legend. Środek puszczy kontra ludzkie działania, znieczulica kontra śmierć, układy, znajomości, intrygi i dwóch małych chłopców - jeden tęskniący za mamą a drugi walczący o marzenia. Zajrzyjcie do magicznego Wszeborowskiego Parku Narodowego i poznajcie o czym szumią drzewa... Polecam!

 
 
 
 
Książka przeczytana w ramach wyzwań: Pod hasłem, 52 książki
 
 
 
 
 

wtorek, 19 stycznia 2016

Maria Konopnicka "Jak to ze lnem było"



Autor: Maria Konopnicka
Ilustracje: Bogdan Zieleniec
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Data wydania: 1959
Liczba stron: 24
Wiek odbiorców: 5+







Lubicie bajki? Jeśli tak, to zapraszam dziś na bajkę, a właściwie legendę o królu, który ma wielkie i piękne królestwo, gdzie nikomu niczego nie brakuje, bo lasy pełne zwierząt, sady - owoców a przy tym i kwiatów i wojska pełno. Jednak królowi czegoś brakuje... Nie jest w pełni usatysfakcjonowany zasobami swojego królestwa... Wciąż twierdzi, że brak mu złota... Musi je zdobywać w sąsiednich krainach, wymieniając za swoje towary. A przecież chciałby tylko, by jego lud był bogaty... A to jest możliwe tylko wtedy, gdy będzie mógł na swoich ziemiach wydobywać złoto.
Trochę mi się żal króla zrobiło, bo z jego słów wynikało, że nie chce złota dla siebie a dla biednych, którzy nie mają co jeść, nie mają nawet ubrań i marzną...


Życzenie króla i marzenie zarazem, zaofiarował się spełnić siwiuteńki staruszek, który miał w mieszku nasiona i obiecał, że kiedy się je na wiosnę do ziemi włoży, obrodzą złotem... Król sam ziarno do zamku zaniósł i siał go sam... A tego dnia cała z tego uroczystość powstała, zbiegli się ludzie, był baldachim i trębacze. A potem władca czekał aż złoto wyrośnie. Mijały dni, tygodnie a pola nijak złote zrobić się nie chciały. W żaden sposób król złotego koloru nie widział a jedynie zielone a potem niebieskie rośliny... Czego oczekiwał? Co rosło na polu? Dlaczego nie mógł pojąć czym obdarował go staruszek? Dlaczego czuł się oszukany?

Z wściekłości kazał pozbyć się zielska i poszukiwać staruszka, by ukarać go za poniżenie władcy i zrobienie z niego pośmiewiska. Jaki był finał tej opowieści? Co stało się ze staruszkiem? Jak skończyła się historia z niedoszłym złotem? Tego już musicie dowiedzieć się sami.

Legenda jest bardzo dynamiczna, zaskakująca i przypomina mi trochę jedną z bajek dla najmłodszych o Kreciku, który marzył o posiadaniu spodni z kieszeniami. Jednak wtedy zwierzęcy bohater szukał pomocy i rady u kolejnych leśnych przyjaciół dążąc do celu a tutaj... No cóż, król okazał się nieco niecierpliwy a pewne rzeczy trzeba robić z miłością a nie w gniewie. Zamiast poszukać pomocy, dowiedzieć się najpierw o co chodziło staruszkowi, to król postąpił jak typowy władca. Wydawał rozkazy, mimo że nie zawsze były właściwe... Dobrze chociaż, że nie kazał staruszka zgładzić.

Sam przekaz tej historii, czyli opowieść o tym co to jest len i do czego służy jest bardzo ciekawy. Jednak jak pokazała praktyka, czyli próba przekazania historii pięciolatce, tak jak w zamyśle książeczki, okazało się, że sposób w jaki legenda została napisana jest bardziej przeznaczona dla dorosłych. Pięciolatka skupiała się na zadawaniu pytań o znaczenie trudnych słów (najpierwsi, onym, frasować) a nie całości historii. Zresztą się jej nie dziwię, bo mnie samą rozpraszały długie zdania i niedzisiejsze słowa. Dlatego uważam, że utwór Marii Konopnickiej zdecydowanie nie jest przeznaczony dla kilkuletnich dzieci, zwłaszcza że tekst będzie dla dziecka istnym labiryntem a kiedy się już przez niego przedrze, to sens historii odbierze zupełnie inaczej niż dorosły czytelnik.

Jedynie w kwestii czcionki czy ilustracji nie mam uwag, ponieważ kolorowe obrazy zajmują sporą część stronic książeczki, dzięki czemu zajmują uwagę dziecka. A czcionka i tak jest dostosowana wielkością dla starszych czytelników - nastolatków lub rodziców.

Podsumowując, mam mieszane uczucia. Z jednej strony historia lnu jest interesująca z uwagi na tematykę, ciekawą opowieść o traktowaniu "zielska", lecz z drugiej strony - musisz samodzielnie czytelniku ocenić - na ile poziom trudności tekstu odpowiada Twoim oczekiwaniom.




Wszystkie ilustracje pochodzą z książeczki


Książka przeczytana w ramach wyzwań: Gra w kolory II (biały przybrudzony starością), Grunt to okładka, 52 książki

piątek, 14 marca 2014

Katarzyna Mlek "Na wietrze diabeł przyjechał"



Autor: Katarzyna Mlek
Wydawnictwo: Flosart
Data wydania: 2013
Liczba stron: 139












Katarzyna Mlek mieszka obecnie w Bielsku-Białej wraz z kochającą rodziną oraz charakternym psem. Jest bardzo artystyczną duszą, która znajduje radość nie tylko w pisaniu, lecz również w fotografowaniu, malowaniu, tworzeniu piosenek oraz grze na gitarze. Ogromnie dziękuję losowi, że miałam okazję poznać autorkę osobiście podczas Targów Książki w Krakowie w 2013 roku. Dzięki przemiłej rozmowie - a nie tylko szybkiej fotce i biegiem do następnej kolejki - wyniosłam z tych targów coś więcej niż tylko książkę z autografem.

"Na wietrze diabeł przyjechał" - czwarta książka autorki - to zbiór sześciu opowiadań opartych na legendach dotyczących wiatru wiejącego w Beskidach. Pani Kasia chciała czytelnikom pokazać tą lekturą swoją miłość do gór, a także to, że czasami ludzkie gadanie czy podania i legendy mogą stać się podstawą do wiary w podłoże niesamowitych zdarzeń.

Głównym bohaterem książki a zarazem jej narratorem, jest występujący we wszystkich opowiadaniach inżynier Zbigniew Linert. Zbyszek, jak na inżyniera przystało, nadzoruje różne budowy w różnych miastach. Los zadecydował, iż podlegać mu będzie również nadzór nad budową kościoła w Lalikach. Po przyjeździe na miejsce Zbyszek poznaje najbardziej znaną postać tej wsi - proboszcza Michała Bubę. Ksiądz traktuje dość poważnie budowę świątyni, jednak sama kontrola nie zajmuje całego jego czasu. Buba woli zająć się gotowaniem i nietypową obroną Lalik. Bowiem na pierwsze miejsce wysuwa się szalejący we wsi porywisty wiatr. Nie jest to jednak zwyczajne zjawisko, lecz wiatr, który zdawać by się mogło, mający własny rozum i uderzający w mieszkańców według sobie znanego klucza. Jednak najgorsze jest to, że wiatr ten niesie samego diabła wyrządzającego szkody gospodarstwom i mieszkańcom. Walki z niezwykłym wiatrem podejmuje się tylko proboszcz i czasami udaje mu się ją wygrać. Jednak zgoła inne zdanie na ten temat mają przełożeni proboszcza i "za karę" przenoszą go na bardzo odległą placówkę na Litwie. Opiekę nad Lalikami ma teraz przejąć właśnie Zbyszek, który po kilkakrotnych wizytach we wsi, teraz ma zostać tutaj na dłużej. Jego zadaniem będzie ochrona mieszkańców, w której pomóc ma inżynierowi medalik otrzymany od Buby. Jak Zbyszek poradzi sobie z nierówną walką z żywiołem, którego pokaz siły miał już nieraz okazję zobaczyć na własne oczy?

Inżynier podczas pobytu we wsi poznaje kolejnych mieszkańców, cierpliwie słucha opowiadań z przeszłości a w czasie teraźniejszym stara się im pomagać w trudnych chwilach. W jednym z opowiadań poznajemy historię Basi i Władka Kopycioków, na których zawziął się diabeł szukając zemsty za oziębłość Władka na leśnej polanie.W innym zaś czytelnik przeżywa opowieść jednego z najstarszych mieszkańców wsi - Bożydara. Dziadek Pysz, jak o nim mówią ludzie z Lalik - mieszka samotnie w swojej chałupie wraz z wiekowym już psem Aresem. Kiedyś był świetnym myśliwym, jednak dosięgła go ręka sprawiedliwości, gdy nie posłuchał rad ojca. Myślał, że legendą jest to co powiedział Jaromir o polowaniu na zwierzynę oraz puszczaniu wolno Króla Gór.

Po dwóch latach bytności w Lalikach Zbyszek postanowił pomóc mieszkańcom w wymianie dachów. Dzięki licznym znajomościom udało mu się zdobyć blachę na pokrycie chat we wsi. Jednak wiatr chciał przeszkodzić im w dowiezieniu ładunku i doszło do małego wypadku. Z opresji uratował Zbyszka Heniek Kociniak i jego dwa ogromne konie: Remus i Romulus. Gdy inżynier w podziękowaniu odprowadził gospodarza, poznał jego dumę i przekleństwo w jednym - konia Łobuza. To właśnie jego losy poznajemy w tym opowiadaniu. Przyznam szczerze, że przeczytałam strony z jego historią w bardzo szybkim tempie. Bo nie często spotyka się konia nazywanego demonem czy demolką, nie każdy mimo swej porywczości wciąż trzymany jest przez jednego właściciela, który wybacza mu kolejne poturbowania.

Książka odkrywa również przed czytelnikiem niezbyt przyjemne skutki wpływu wiatru na ludzi i zwierzęta. Autorka przedstawiła losy rodziny Bronclików i ich psa Karino, bójkę Szalbota i Fajferka na moście oraz pożar domu Szalbotów, z którego Zbyszek wyratował małe dziecko. Wielokrotnie powtarza się motyw niszczycielskiej siły wiatru: jego ofiarą stają się nawet kościoły czy kaplice. Wciąż pojawiają się w książce nowe fakty, choć czasami dość fikcyjne, co uczynił wiatr podczas swoich kolejnych "wystąpień". Wiatr po prostu uwziął się na Laliki.

Każde z sześciu opowiadań zawiera inne przesłanie, inną historię, jednak wszystkie mają w sobie coś szczególnego - mówią o prawdzie, pomocy innym, słuchaniu dobrych rad oraz wystrzeganiu się zła. Traktują też o tym, że wiatr - mimo iż siejący zło i grożący licznymi niebezpieczeństwami - może zostać pokonany. Wystarczy połączyć siły, zawierzyć odpowiednim osobom i zjawiskom, by uzyskać spokój. Zawsze przecież dochodzi do ostatecznego starcia.

"Na wietrze diabeł przyjechał" nie jest typową polską literaturą. Autorka podarowała nam bardzo osobliwą publikację, która łączy w sobie podania i legendy, religię, czasy PRL-u oraz dużo dobrej prozy. Mimo, że nie przepadam za literaturą fantastyczną to mówiące ludzkim głosem jelenie, nimfy wychodzące z drzew czy zaklęte w konie dusze trafiły do mnie świetnie. Sprawiły, że spojrzałam na świat przez pryzmat mieszkańców gór, którzy mają bardzo szczególne podejście do życia. Miałam okazję niejednokrotnie rozmawiać telefonicznie z mieszkańcami Lalik, Zwardonia, Rajczy, Milówki czy Kamesznicy (ze względów służbowych) i muszę przyznać, że oprócz słyszalnego dialektu, dało się też wyczuć góralski upór, ale też odnajdywanie stron pozytywnych nawet w sytuacjach problemowych.

Jeśli lubicie książki pisane prostym językiem, zawierające liczne odniesienia do legend i historii z przeszłości, niosące przesłania oraz mówiące o odwiecznej walce dobra ze złem, to sięgnijcie po zbiór opowiadań Kasi Mlek. Nie zrażajcie się tym, że są to krótkie formy, bowiem opowiadania tak naprawdę tworzą jednolitą całość. Szkoda, że nie można przeczytać tej lektury w fotelu z kubkiem herbaty z sosnowych igieł Dziadka Pisza... I szkoda, że książka nie jest dłuższa, ponieważ jest to dość szczególny rodzaj polskiej literatury. Polecam!



Książkę przeczytałam w ramach wyzwań: Polacy nie gęsi II, 52 książki


Za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki 
dziękuję serdecznie Autorce

źródło: strona www Autorki

poniedziałek, 17 lutego 2014

Regina Chrześcijańska "Legendy o Duchu Gór"




Opracowanie tekstu: Regina Chrześcijańska
Ilustracje: Sebastian Penarski
Wydawnictwo: Poligrafia AD REM
Data wydania: 2012
Liczba stron: 32










Pamiętacie swoje dzieciństwo pełne bajek, baśni, podań i legend? Ja tak. Już jako trzylatka wiele bajek lub ich fragmentów znałam na pamięć, ponieważ o czytanie męczyłam wszystkich, którzy zbliżyli się do mnie i mieli chwilę czasu. Niektóre historie zapamiętałam bardziej, inne mniej. Jedne podobały mi się bardziej niż inne. Są takie, które znam do dziś. Ale przecież człowiek poznaje nowości przez całe życie, dlatego też dziś opowiem Wam jakie legendy poznałam dzięki kolejnej pozycji Wydawnictwa AD REM.

"Legendy o Duchu Gór" zawierają dziewięć rozdziałów, z których każdy jest odrębną legendą.
"Dlaczego Ducha Gór nazwano Liczyrzepą?" wyjaśnia młodym odbiorcom,
Duch Gór
jak bardzo jest to samotny mężczyzna, mieszkający w swoim pałacu wśród gór. Zwykli ludzie mają prostą receptę na samotność -  znalezienie bratniej duszy czy kochającej osoby. I to właśnie w tym kierunku postanowił działać Karkonosz. Kiedy już znalazł między ludźmi dziewczynę, która mu się spodobała, porwał ją do swojego pałacu. Jednak młoda Emma z czasem stawał się coraz smutniejsza i samotna, jak dawniej Duch Gór. Brakowało jej towarzystwa. Wymyśliła więc przebiegły plan, który ułatwił jej ucieczkę. Jaki to był pomysł i dlaczego związany z nazwą Liczyrzepa? Przeczytajcie legendę.

W legendzie "Duch Gór i mała zbieraczka kłosów" poznajemy dziewczynkę - Elizę, która by pomóc swojej matce, zbierała kłosy na polu pewnego gospodarza. Gdy zanadto zbliżyła się do snopka gospodarz zareagował bardzo porywczo i na pomoc Elizie zjawił się jeździec na ognistoczerwonym koniu. Gospodarz stracił swoje snopki a dziewczynka wróciła do domu z wieńcem z kłosów, który w rękach matki przemienił się w złoto.

"O tym, jak Duch Gór opiekował się sierotami" to opowieść o Marcie i Marcinie, którzy szukając rodziców  zabłądzili w lesie. Uśpione i zmęczone sieroty znalazł Duch Gór i postanowił im pomóc. W niedługim czasie pojawili się rodzice i zabrali je do ciepłego domu, choć w zupełnie innym miejscu.
Duch Gór i chora Kasia
Przez wiele lat rodzina żyła w szczęściu i miłości, aż do przedednia ślubu Marty. Wtedy to oboje poznali prawdę o swoich rodzicach. Jaką? Dowiecie się już z  legendy.

"Duch Gór i uczniowie z Jeleniej Góry" opowiada historię dwóch uczniów, którzy właśnie z Jeleniej Góry mieli udać się do Pragi. Jak to na jesień przystało trwały bowiem zapisy na Uniwersytet. W drodze, która prowadziła przez góry przyłączył się do nich pewien wędrowiec. Hilbert i Hubert zostali przez niego poproszeni o zaniesienie ciężkiego worka i kija do najbliższej gospody. Tam mieli się spotkać, a do tego czasu wędrowiec chciał trochę odpocząć na trawie. Jednak okazało się, że bramy miasta są już zamknięte i chłopcy musieli stawić się przed obliczem sędziego. Jakież zdziwienie ogarnęło wszystkich, kiedy zaczęli dochodzić do praw własności worka i kija... Polecam tę historię.

Duch Gór i Januszek
Trzy legendy o tytułach "Duch Gór i Januszek", "O Duchu Gór i Piotrku" oraz "O Duchu Gór i chorej Kasi" to historie  dzieci, które wychowywały się w biednych rodzinach. Niejednokrotnie brakowało na jedzenie i najprostsze potrzeby. Januszkowi zachorował ojciec, chłopiec na spotkaniu z Duchem gór otrzymał worek prosa, o który go bardzo prosił. Co w nim znalazł następnego dnia? Piotrek to syn ubogiego węglarza nieświadomy tego, że zabawki którymi się bawi to złote monety. Gdy ojciec podupadł na zdrowiu Piotrek musiał sprzedać kozę, by mieć na jedzenie. Jak to się stało, że koza w magiczny sposób nadal stała w zagrodzie a ojciec zdrowiał i obaj mieli co jeść? Kasia to dziewczynka z chorymi oczami, która z upływem czasu miała coraz bardziej tracić wzrok. Postanowiła o północy w Wigilię udać się z prośbą do Ducha Gór. Jednak wraz z nią pojawiło się na polanie trzy inne osoby. Każda z nich przedstawiła Karkonoszowi swoją prośbę. Czy prośba dziewczynki zostanie wobec tego wysłuchana? 

"Duch Gór - władca pogody" to króciutka legenda o wycieczce bogatego barona wraz ze swoimi gośćmi i świtą w góry. Gdy byli w pobliżu Wielkiego Stawu służący nie spełnili prośby chlebodawcy, by nie złościć Ducha Gór i szydzili z niego. Jak wiadomo burza w górach nie oznacza nic pozytywnego a skutkiem szyderstw była właśnie straszna burza. Komu i w jaki sposób udało się odpędzić chmury?
Duch Gór

"Duch Gór i czarodziejska różdżka" opowiada o pomocniku aptekarza, który miał swoje ogromne marzenia - chciał podróżować. Wiedział jednak, że to raczej niemożliwe, gdyż jest biedny. Pewnego dnia spotkał starca, któremu pomógł nieść wiązkę suchego drewna. Starzec nie miał czym się młodzieńcowi odwdzięczyć i dał mu jedynie jeden patyk. Kiedy młody aptekarz odkrył jego magiczne zdolności był ogromnie szczęśliwy.  Jak myślicie co potrafił patyk?


Wiem, że to niezbyt kulturalne i miłe z moje strony, że nie opisałam Wam całych legend, wraz z zakończeniami. Ale nie mogłabym zepsuć Wam zabawy, podczas osobistego czytania tej książeczki. Niby finały są do przewidzenia, ale sama świetnie się bawiłam podczas czytania poszczególnych rozdziałów córce.

Podsumowując tę niezbyt grubą, lecz jakże ciekawą książkę, nie mogę zapomnieć przede wszystkim o morałach. Każda z legend zawiera bardzo pouczające przesłanie, między innymi o uczciwości, szczerości, prawdzie i cierpliwości.Każdy z rozdziałów to osobna historia, która uczy młodych czytelników czegoś wartościowego. Wprawdzie w obecnych czasach nie żyjemy już w takich warunkach jak ludzie, o których mowa w tej pozycji, ale na przykładzie tych opowieści łatwiej jest dziecku wyjaśnić pewne idee. Ilustracje, to już właściwie standard tego wydawnictwa: są piękne, duże i kolorowe. Świetnie oddają urok tamtych czasów. Gorąco polecam "Legendy o Duchu Gór".




Książkę przeczytałam w ramach wyzwań: Polacy nie gęsi II, Grunt to okładka, 52 książki


Wszystkie zdjęcia pochodzą z książeczki


Za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki 
dziękuję bardzo 
Pani Magdalenie z Wydawnictwa "AD REM"


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...