Piotr Wyleżoł – fortepian/grand piano
Andy Middleton – saksofon/saxophone
Michał Barański – kontrabas/double bass
Ferenc Nemeth – perkusja/drums
„I love music” (2024)
Wydawnictwo: Art Evolution Records
Tekst: Renata Rybak
Piotr WojtasikPiotr Wojtasik – trumpet
Piotr Wojtasik to artysta, którego chyba nikomu przedstawiać nie trzeba. Dorobek artystyczny i wkład dla polskiej sceny muzycznej, nie tylko jazzowej, jest niekwestionowany. Jednak od kilku lat odnosiłem wrażenie, jakby jeden z najwybitniejszych polskich trębaczy jazzowych był nieco odtwórczy, w pewnym sensie odcinał kupony od dotychczasowej kariery.
Nie zrozumcie mnie źle. Albumy „To Whom It May
Concern” z 2018 roku czy „Tribute To Akwarium” z 2017 to pod kątem muzycznym
świetne płyty. Każdy miłośnik jazzu je doceni. W końcu czego innego się
spodziewać po takim artyście jak Piotr Wojtasik. Niemniej jednak, kogoś, kto w
muzyce poszukuje czegoś nowego, elementu odświeżającego, wyżej wspomniane płyty
nie były w stanie usatysfakcjonować.
W związku z powyższym do albumu „Voices”
podszedłem początkowo z pewną rezerwą. Wystarczyły jednak pierwsze dźwięki, bym
ugrzązł w tej muzycznej opowieści na dobre.
W nagraniach, które miały miejsce w lutym
2020, brał udział kwintet Piotra Wojtasika (Piotr Wojtasik na trąbce, Marcin
Kaletka na saksofonie, Michał Tokaj na fortepianie, Michał Barański na
kontrabasie i Kazimierz Jonkisz za perkusją) poszerzony o Magdalenę Zawartko na
wokalu i Julię Ziembińską na harfie. Całość dopełnia Chór
Synagogi pod Białym Bocianem pod dyrekcją Stanisława Rybarczyka.
Już samo zestawienie wykorzystanych brzmień
jest na tyle intrygujące, że nie można koło tej muzyki przejść obojętnie. Jedną
z bardziej intrygujących warstw muzycznych jest głos Magdaleny Zawartko.
Wokalistka bardzo sprawnie porusza się między różnorodnymi technikami –
począwszy od techniki klasycznej, a na śpiewie etnicznym skończywszy. Generalnie,
całe wykonawstwo stoi na wysokim poziomie, ale to właśnie wokal wyróżnia się
najbardziej. Osobiście mam słabość do wykorzystywania w muzyce głosu ludzkiego
właśnie tak w przypadku albumu „Voices”. Magdalena Zawarto nie wyśpiewuje tu
bodaj ani jednego słowa. Zamiast tego, jej głos traktowany jest jak dodatkowy instrument.
Kompozycyjnie i aranżacyjnie (za wszystko
odpowiada Piotr Wojtasik, za wyjątkiem utworu Cherrys) album jest absolutnie
wybitny. Do wykorzystania i zagospodarowania jest tutaj naprawdę wiele
różnorodnych brzmień. W końcu to nie tylko klasyczny jazzowy kwintet, ale
również chór, wokal solowy i harfa. Kompozycje są dość złożone, wieloczęściowe,
ale ucho z łatwością podąża za nimi. Nie ma tu momentów bez znaczenia,
dłużących się, czy nie pasujących do siebie. Całość jest bardzo koherentna, co
świadczy o wysokim poziomie również właśnie pod kątem kompozycji i aranżacji.
Nie lubię nadmiernie słodzić. W przypadku
praktycznie każdego albumu da się znaleźć coś, co można poprawić, zrobić
lepiej. Choć starałem się jak mogłem, tutaj nie doszukałem się niczego takiego.
Liderowi projektu udało się stworzyć prawdziwą muzyczną opowieść, w której po
prostu nie da się nie zakopać po uszy. Odsłuch tej płyty to iście metafizyczne
doznanie. Zdecydowane 10/10.
Comets Sings
By Maciej Nowotny (link do polskiej wersji tekstu)
Good Lord! What a nice surprise. After all, Artur Dutkiewicz's trio has been present on the Polish stage - although in changing lineups – already for few decades. But let's start from the beginning. The permanent member of the trio is Michał Barański, bassist, who he has been playing since I don't remember when. In Poland he need not to be introduced or recommended to anybody, teacher, very sought-for sideman, great musician. Ages ago, before him, this position in the trio was occupied by phenomenal Darek Oleszkiewicz. There were more changes on the drums. For many years this spot was owned by well-known Łukasz Żyta, with whom, not surprisingly, it was difficult for the leader to part. Then came the young and talented Sebastian Frankiewicz, who stayed with the trio for couple of years and made a great name for himself. Apparently, time has matured for yet another change on this position, because on the latest album we have another rising drumming star, 30-year-old Adam Zagórski, whose contribution to the sound of this album cannot be overestimated.
Of course, the leader himself does not need to be introduced. He has its place in the history of Polish jazz with his collaboration with Tomek Szukalski in duo and in his quartet being remembered by every Polish jazz fan. But with this album he proves that he still has motivation and creativity to write another chapter in history of Polish jazz and his trio. Despite of age he again manages to surprise, and his latest album, I dare say, may not only be his best album in years, but perhaps the best one at all.
What is so fresh and surprising in latest release by Dutkiewicz and his partners? First of all it is a bolder approach to improvisation. The structures are more open. Although the trio's machine remains disciplined, the equivalence of the instruments remains the credo, the music matters has the direction, and the moods are not random, the means of expression are chosen more spontaneously and a drop of madness has appeared in this music. The effect is captivating. In terms of pure sound, the album is stunning: its concreteness, weigh, mass is simply awesome (great credit to recording engineer). Still more important are formal features of this music: the changeability of rhythms, juggling with harmonies, charismatic melodies. They all contributed to successfully reconciling Scandinavian coolness and Slavic emotionality. It sounds as astounding as it reads, especially praiseworthy for the artist who in his mature age was not afraid to throw himself into the Unknown. Bravo!
To summarize: the record is just great. Mainstream fans will find a language that sounds familiar enough for them to recognize themselves in the mirror. Free jazz fans in turn, will be amazed that Dutkiewicz sounds like their rebellious idols, but technically better and more mature conceptually. In short: Dutkiewicz is experiencing a second youth, which we are the first to officially announce on the Polish Jazz blog (just a joke of course, we are sure others will also notice it as well, and I predict more positive reviews of this album in various places).
Comets Sings
Wydawca: Pianoart
Dystrybucja: Soliton
By Maciej Nowotny
Dobry Boże! Ależ to miłe zaskoczenie. Bo przecież trio Artura Dutkiewicza jest obecne na polskiej scenie - choć w zmieniających się składach - od dobrych kilku dekad. Na basie od lat gra w nim Michał Barański, którego żadnemu znawcy ani rekomedować ani przedstawiać nie trzeba. Wcześniej zaś był to fenomenalny Darek Oleszkiewicz. Na bębnach zmian było więcej. Przez wiele lat był to Łukasz Żyta, z którym, co nie jest dziwne, trudno się było liderowi rozstać. Potem pojawił się młody i zdolny Sebastian Frankiewicz, który też pobył lat parę i świetne wyrobił sobie nazwisko. Widocznie czas znowu dojrzał do zmiany, bo na najnowszym krążku mamy kolejną wschodzącą gwiazdę, 30-letniego Adama Zagórskiego, którego wkładu w brzmienie tej płyty nie sposób przecenić.
Samego lidera oczywiście przedstawiać nie trzeba. Jest historią polskiego jazzu, przy czym co udowadnia tym albumem, historią żywą, cały czas mającą przed soba kolejny rozdział do zapisania. Jest to tym bardziej fascynujące, że na Dutkiewiczu, będącym filarem kwartetu Tomka Szukalskiego, wychowaliśmy się my wszyscy. Mimo upływu lat nie przestaje zaskakiwać, a jego najnowszy krążek, śmiem twierdzić, jest nie tylko jego najlepszą płytą od lat, ale być może najlepszą w ogóle.
Na czym polega ta odnaleziona przez Dutkiewicza i jego partnerów świeżość? Na bardziej odważnym podejściu do przestrzeni do improwizacji. Struktury są bardziej otwarte. Chociaż machina trio pozostaje zdyscyplinowana, równoważność instrumentów pozostaje credo, materia muzyczna ma kierunek, a nastroje nie są przypadkowe, to środki wyrazu są dobierane bardziej spontanicznie, pojawiła się wśród tych metod jakby odrobina szaleństwa, siły mierzą ku zamiarom, a nie odwrotnie. Efekt jest zniewalający. Brzmieniowo płyta powala: konkretność brzmień, zmienność rytmów, żonglerka harmoniami przy zachowaniu skandynawskiej powściągliwości i słowiańskiej emocjonalności: czy to wszystko w ogóle można pogodzić? Czy może to zrobić artysta, która ma prawo odcinać już kupony od sławy? I nie rzucać się w nieznane? Tak, zdecydowanie tak, brawo!
Płyta jest po prostu świetna: wielbiciele głównego nurtu odnajdą język, który będzie brzmiał wystarczająco znajomo, aby rozpoznali się w lustrze. Wielbiciele fryty (kolokwialna nazwa free jazzu) z kolei będą zdumieni, że Dutkiewicz brzmi jak ich młodzi idole, tylko że lepiej pod względem technicznym i bardziej dojrzale koncepcyjnie. Krótko mówiąc: Dutkiewicz przeżywa drugą młodość co jako pierwsi oficalnie ogłaszamy na blogu Polish Jazz (taki żarcik, inni też to na pewno zauważą i przewiduję więcej pozytywnych recenzji tej płyty w różnych miejscach).
PS. Teraz tylko czekam na koncerty. Jeśli ten materiał zabrzmi równie dobrze na żywo będę naprawdę w pełni usatysfakcjonowany. Do zobaczenia!