Witam serdecznie!
To miała być zwykła sobota "porządnej", polskiej kobiety ;)
Zaplanowałam sobie pranie, prasowanie, chciałam umyć chociaż dwa okna,
ugotować obiad, może coś upiec...
.... i zadzwonił telefon....
W pięć minut byłam gotowa do wyjścia ;)
Zaproszenia do Werandy nie mogłam zignorować,
do tego dobre towarzystwo i ładna pogoda.
Jesień wkroczyła do środka z rozmachem,
wszystkimi jej kolorami i mnóstwem kwiatów.
Wyjrzyjmy przez okno....
To chyba najbardziej romantyczna i nostalgiczna pora roku.
Podwórko było dosłownie zasypane liśćmi.
I chociaż amatorów zewnętrznych posiedzeń nie brakuje,
my zostaliśmy jednak w środku, w przytulnym kącie.
A później wybraliśmy się na spacer i dotarliśmy do pięknych kasztanowców.
Zebraliśmy kilogramy kasztanów.
Zosia będzie miała z czego robić jesienne ludziki :)
Tym razem zrezygnuję z pokazywania smakołyków,
którymi się delektowaliśmy.
Nie chcę wyjść na największego łasucha w blogosferze ;)
Dobrego tygodnia!
marta