Pokazywanie postów oznaczonych etykietą gotowanie. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą gotowanie. Pokaż wszystkie posty

piątek, 24 lipca 2020

Katarzyna Zyskowska-Ignaciak "Ucieczka znad rozlewiska"





Autor: Katarzyna Zyskowska-Ignaciak
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Data wydania: 2012
Liczba stron: 288






Bohaterki książek uwielbiają uciekać. Z reguły na wieś lub do lasu, gdzie czekają na nie chatki, kotki a czasem książęta na białych koniach. Ale przecież gdyby zawsze tak było, byłoby nudno, prawda? Dlatego Kasia Zyskowska-Ignaciak wymyśliła odmienną wersję...

Franciszka Melzer, lat dwadzieścia dziewięć, pracuje w biurze turystycznym w Kazimierzu Dolnym. Wciąż mieszka z rodzicami na obrzeżach miasteczka, ale już za tydzień sytuacja ulegnie zmianie, ponieważ wyjdzie za mąż. Jak każda panna młoda ma ogrom wątpliwości czy małżeństwo z Kubą da jej szczęście. Oliwy do ognia dolewa fakt, że na jej wieczór panieński siostra Helena zaprosiła chiromantę, który wszystkim obecnym kobietom uzmysłowił, że nadchodzi czas zmian, choć nie wszystkie były świadome tego, jakie one będą.

Lawina ruszyła, gdy Frania biegła od fryzjera na parking i o mały włos nie wpadła pod samochód... który prowadziła jej pierwsza miłość - Andrzej. Dlatego kilka godzin później uciekła sprzed drzwi kościoła, pozostawiając osłupiałą rodzinę a przede wszystkim zrezygnowanego Kubę. Wyjechała do Warszawy, gdzie los podarował jej telewizyjną karierę, kilku adoratorów a przede wszystkim wsparcie przyjaciółki, która wyciągnęła ją z płaczliwego stanu. Z czasem zaczyna stawać na nogi, spotykać się z Heleną, która korzystając z odwagi młodszej siostry, w dniu jej niedoszłego ślubu obwieściła rodzinie, że odchodzi od męża!


Frania od zawsze była pod wielkim wpływem matki, dyrektorki liceum. Poukładana i romantyczna, nudna i robiąca to, czego oczekują od niej inni, brakowało jej odwagi, by żyć po swojemu podejmując swoje - choć może czasem błędne - decyzje. Rozpoczynając pracę i nowe życie w stolicy, wreszcie zaczęła czuć satysfakcję, szczęście i spełnienie. A z czasem mogła śmiało powiedzieć, że jest u siebie, ze sobą i po swojemu. Jedynie jej uczucia wciąż nie mogą ostatecznie się zdefiniować - sama nie wie o kim myśleć... Który mężczyzna jest jej przeznaczony, los jednak czuwa i podpowie jej to we właściwym momencie. 

Na bohaterkę czeka również misja ratowania - nie tylko pewnego paskudnego, porzuconego szczeniaka ale przede wszystkim relacji z matką, bowiem przez kilka miesięcy nie miały ze sobą kontaktu.



Kasia Zyskowska-Ignaciak stworzyła lekką i zabawną opowieść o zwyczajnej kobiecie, która pełna rozterek szuka tego jedynego. Gdy jest z Kubą - myśli o Andrzeju, gdy spotyka się z Andrzejem - powraca do chwil z Kubą. Jej ciągłe rozterki wcale nie pomagają jej w codzienności, ale może wreszcie zrozumie kogo kocha...
Narracja Franki jest niezwykle przyjemna w odbiorze, bohaterka opisuje swoje myśli i przeżycia z humorem a niektóre sytuacje wywołują u czytelnika napady chichotu.


Podsumowując - "Ucieczka znad rozlewiska" to opowieść o ucieczce z pięknej nadwiślańskiej krainy do stolicy, o podejmowaniu ryzyka, bezradności, życiowych rewolucjach i zakrętach, straconym czasie, wyrzutach sumienia oraz odwadze w walce o szczęście i miłość. Historia o pojednaniu ze sobą, poznawaniu długo skrywanej prawdy oraz o konfrontacji z przeszłością. Polecam na popołudniowy relaks






Książka przeczytana w ramach wyzwań: Abecadło z pieca spadło, Wyzwanie LC (pies), 52 książki

piątek, 17 sierpnia 2018

Joanna Jakubiak & Tomasz Jakubiak "Ugotuj mi tato"





Autor: Joanna i Tomasz Jakubiak
Wydawnictwo: Edipresse Książki
Data wydania: maj 2018
Liczba stron: 224
Oprawa: twarda












Książka "Ugotuj mi tato" skusiła mnie... dniem wolnym w kuchni. Pomyślałam, że mąż który tak naprawdę gotować nie potrafi będzie mógł spędzić na kuchennej zabawie z córą trochę czasu. Niestety od chwili przybycia książki się to nie udało... Nie będzie zatem relacji, opowiem Wam po prostu o czym publikacja traktuje.

Joanna i Tomasz Jakubiakowie to zgrany i obeznany z tematem duet małżeński. On - kucharz. Ona - zawodowa niania. Ich pomysł ma sprawić, że doskonale dobrane, proste przepisy skłonią ojców do świetnej zabawy z dziećmi wśród kuchennych akcesoriów i składników.

Ktoś pomyśli - ok, ale ja nie znam się na tych wszystkich, dziwnych kuchennych akcesoriach - autorzy zadbali o to i stworzyli legendę sprzętów a przy każdym przepisie - jeśli to konieczne - oznaczyli obrazkiem to, co niezbędne do jego przygotowania. Po dość szczegółowych wstępie możemy przystąpić do przepisów. Zostały one podzielone na części: Śniadanie, Drugie śniadanie, Obiad (zupy, drugie dania, dodatki, sosy, makarony), Zdrowy fast food, Słodkie, zdrowe, pitne (czyli desery).

A czym kuszą te części? Podam kilka przykładów:

Śniadanie: Klonowe pancakes, Kozie kanapki z konfiturą, Placuszki z cukinii i marchewki, Jaglana układanka

Drugie śniadanie: Tosty na zielono, Pieczarkowy grzybek, Fioletowe szaleństwo smaku, Zakręcony indyk

Obiad: Pulpety drobiowe/cielęce/rybne, Zupa cytrynowa, Krem z dyni na mleku kokosowym, Nowe wcielenie dorsza, Sos pieczarkowo-bazyliowy, Pieczone bataty, Żółto-zielone penne

Zdrowy fast food: Kuroburger, Domowe nuggetsy, Grillowana tortilla, Hot dog oraz sosy, surówki i Sos a la tzatziki

Słodkie, zdrowe, pitne: koktajle, lody, kremy, soki oraz Szybkie ciasto marchewkowe z odpadów po soku



Każdy przepis zajmuje dwie strony - jedna to urokliwe zdjęcie, jak w najlepszej restauracji - hmmm.... może to przeraziło niegotującego tatę?



Druga strona to składniki, sposób wykonania, dla ilu osób jest to porcja, rada dla taty co może dać dziecku do samodzielnego wykonania, grafika niezbędnych sprzętów oraz w razie konieczności informacja, że coś jest bez cukru, glutenu, laktozy, mleka czy mięsa. Bardzo przydatne informacje!
Szkoda, że w niektórych przypadkach zamiast cukru jest miód, gdyż z powodu cukrzycy córy składnik ten jest wykluczony. Do pełni szczęścia zabrakło mi wyliczenia WW i WBT (wymienników węglowodanowych i białkowo-tłuszczowych), gdyż nawet jeśli coś teoretycznie nie jest słodzone cukrem to i tak by diabetyk to spożył, niezbędna jest insulina.

Przepisy są naprawdę łatwe do wykonania, choć nie posiadam na przykład wyciskarki czy sokowirówki i już część albo odpada albo trzeba kombinować czy pożyczać od sąsiadki - jeśli posiada taki sprzęt. Dziecko może wykonywać sporą część z zaplanowanych czynności a jak wiadomo - wszelki brud, pryskanie, ugniatanie itp. nie zniechęci malucha. Potem może się pochwalić, że prawie samo przygotowało danie, łącznie z pięknym ułożeniem na talerzu.

Podsumowując - "Ugotuj mi tato" to pozycja, która dzięki prostocie, kolorom i trafiającym ilustracjom ma skusić męską część populacji niegotującej do zabawy w kuchni wraz z dzieckiem. Na ile eksperyment się uda - dowiecie się z własnych obserwacji. U mnie nie wyszło, ale przepisy przez mamy też mogą zostać wykorzystane, prawda? :)







Zachęceni? Świetnie, to ja idę do kuchni, bo kubki smakowe domagają się czegoś pysznego :)





Wszystkie ilustracje pochodzą z książki



Książka przeczytana w ramach wyzwań: 52 książki




Za możliwość przeczytania książki
dziękuję


niedziela, 4 lutego 2018

Sarah Morgan "Cud na Piątej Alei"




Tytuł oryginalny: Miracle on the 5th Avenue
Tłumaczenie: Elżbieta Regulska-Chlebowska
Wydawnictwo: HarperCollins Polska
Data wydania: styczeń 2018
Liczba stron: 304
Seria: Pozdrowienia z Nowego Jorku tom 3




Wprawdzie to 3 tom serii, ale wcześniejsze dotyczą przyjaciółek głównej bohaterki i historie te można czytać niekoniecznie w kolejności ukazywania





W życiu bywa różnie... Kiedy wydarzy się coś złego, myślimy negatywnie, jesteśmy zdołowani i nie zawsze próbujemy zamienić to w coś dobrego... Paige, Frankie i Eva pracowały kiedyś razem, jednak w wyniku redukcji etatów zostały zwolnione... Ale nie poddały się! Może to przyjaźń spowodowała, że obróciły brak pracy w coś niezwykle dobrego?! Założyły własną agencję eventową Urban Genie i z coraz lepszymi wynikami działają w Nowym Jorku.

Eva, czyli główna bohaterka jest prostolinijna, żyje chwilą i uwielbia mówić. Jej hobby jest gotowanie a swoje przepisy publikuje na blogu. Jest uparta i uwielbia dostrzegać wyłącznie jasne strony życia. Zna się na romantyczności, choć właściwie nie ma życia uczuciowego. Nie zamierza uganiać się za facetami, zwłaszcza w ostatnim roku... Wciąż nie doszła do siebie po śmierci ukochanej babci, ale stara się żyć tak, by babcia była z niej dumna... Choćby z góry... Święta są dla niej zawsze trudnym czasem, bowiem nie ma żadnej rodziny a nawet jej przyjaciółki Paige i Frankie mają partnerów.

"...nie znajduje się wielkiej miłości, kiedy się jej szuka. Trzeba cierpliwie czekać, a sama cię znajdzie." *

W ramach najnowszego zlecenia, Eva ma zapełnić lodówkę przysmakami oraz udekorować przed Bożym Narodzeniem mieszkanie pewnego znanego pisarza kryminałów - Lucasa Blade'a. Mężczyzna wmówił wszystkim, że w grudniu będzie pracował w Vermoncie, gdyż zbliża się termin oddania rękopisu do wydawcy. Lucas nienawidzi świąt i zimy a z końcem listopada miewa zły nastrój... Dlaczego? Jaki ból męczy go od trzech lat? Czy te trudne chwile nie przeszkodzą mu w pisaniu?

Prawda jest taka, że Lucas uciekł się do kłamstwa, by mieć święty spokój i nikogo się nie spodziewa a Eva nie jest świadoma, że ktoś będzie się znajdował w mieszkaniu... Skutek jest taki, że śnieżyca szalejąca nad Nowym Jorkiem więzi tych dwoje w apartamencie pisarza. Co wyniknie ze spotkania cynicznego autora kryminałów z niepoprawną romantyczką śpiewającą przy gotowaniu? Czy dojdą do porozumienia i przetrwają? Na ile te dwie emocjonalnie pokiereszowane i tęskniące za kimś dusze będą potrafiły spędzić ze sobą kilka dni? Jakie tajemnice skrywają?

"Nadmiar szkodzi, ale to nie dotyczy miłości ani czekolady." **

"Cud na Piątej Alei" to napisana lekkim i prostym językiem powieść, w której można znaleźć ukojenie, co gwarantuje spokojny wieczór z lekturą. Pośród zimowej scenerii spotkało się dwoje upartych bohaterów - ponury, cyniczny i nieprzystępny pisarz oraz patrząca na życie z radością, pełna energii i pomysłów Eva. Jego fascynują seryjni mordercy, ona nie potrafi nawet czytać takich strasznych opowieści. Każde coś ukrywa i to nie tylko sekrety z przeszłości... Morgan nie zapomniała również o humorze, ironii i słownych przekomarzankach, które dodają powieści uroku.

"Tak dawno się z nikim nie przespałam, że każdy się nada, byle miał puls i ptaszka." ***

Nie znam innych książek autorki, ale nie wykluczone że sięgnę po inne. Jedynymi minusami jest niewydzielona zmienna narracja (Eva kontra Lucas) oraz dość powoli rozkręcający się początek - na szczęście dość szybko akcja się rozkręca i aż do końca trzyma w niepewności, wciąż podsuwając ciekawe fakty i niespodzianki. Czy jest przewidywalnie? Teoretycznie tak, ale czasami mimo iż domyślamy się zakończenia, z wielką przyjemnością poznajemy losy bohaterów, by w finale nadal zaciskać kciuki za to, by nasza wersja okazała się prawdziwą.


Podsumowując - powieść Sarah Morgan to pokryta grubą warstwą białego puchu historia o bólu, utracie, przyjaźni, zdeptanych marzeniach oraz braku weny twórczej, na którą można znaleźć bardzo nietypowe lekarstwo. Jest nieco romantycznie, ale i z maleńkim dreszczykiem, wszak to nie sensacja tylko obyczajówka. "Cud na Piątej Alei" ma jeszcze jeden kontrast - im większy mróz i śnieg na ulicach Nowego Jorku, tym bardziej iskrzy między bohaterami książki. Polecam jako lekturę odprężającą i zarażającą optymizmem.



* S. Morgan, "Cud na Piątej Alei", HarperCollins Polska, Warszawa 2018, s. 11
** Tamże, s. 268
*** Tamże, s. 115



Książka przeczytana w ramach wyzwań: Grunt to okładka, 52 książki


Za możliwość przeczytania książki
dziękuję

sobota, 27 maja 2017

Christine Chitnis "Zdrowe lody. 75 łatwych przepisów"




Tytuł oryginalny: Icy, Creamy, Healthy, Sweet
Tłumaczenie: Dominika Chylińska
Wydanwictwo: Znak
Data wydania: maj 2017
Liczba stron: 242
Oprawa: twarda








W latach ubiegłych w maju już nas cieszyła słoneczna a nawet upalna pogoda i szansa na ochłodę w cieniu drzewa. Jakże miło jest wtedy sięgnąć po orzeźwiający lodowy przysmak. W zabieganych czasach najłatwiej jest kupić w lodziarni czy sklepie loda czy sorbet i bez zbytniego wysiłku rozsmakowywać się. Ale przecież zrobić zimny deser własnoręcznie nie jest trudno! Licząc, że już niebawem pogoda będzie nas rozpieszczać opowiem Wam słów kilka o lodach :)

lód z kiwi i ananasa
Książka Christine Chitnis skusiła mnie przede wszystkim okładką - niemal czułam orzeźwienie! Ale tak naprawdę postanowiłam się nią zainteresować głównie z uwagi na fakt, iż zamieszczone tu przepisy są zdrowe. Nie ukrywam, że interesowało mnie ogromnie czy będę mogła je wykorzystać dla dziecka z cukrzycą, bo przecież na lody też potrzebna jest insulina!


Na początku lektury autorka bardzo szczegółowo opisuje co będzie nam potrzebne do stworzenia zimnych deserów: blender, sokowirówka, foremki a także wyjaśnia gdzie znajdziemy słodycz naturalną, jakie inne ważne składniki będą dla nas niezbędne oraz jak mrozić owoce.

lód z arbuza i limonki
Pozycja ta jest podzielona na osiem rozdziałów a w każdym z nich znajduje się od czterech do piętnastu przepisów na desery chłodzące. W sumie jest to ponad siedemdziesiąt (!) smakowitych zmrożonych pyszności. Niektóre z przepisów skomponowano według zasad diety wegańskiej i zostały specjalnie oznaczone już w spisie treści.

A jakie konkretnie przepisy tutaj znajdziemy?

Lody na patyku
Do książki została dołączona foremka na patykowego loda, jednak można do tego celu wykorzystać różnego rodzaju formy czy kubeczki. Według przepisów z tego rozdziału stworzyć możemy typowe smakołyki z różnych owoców, choć najoryginalniejszym jest ten z ogórka, melona i mięty :)

Śnieżne rożki, slushy i granity
Definicje tych delicji znajdziecie we wstępie do tego rozdziału a potem możecie wykorzystać owoce, miód, miętę, lemoniadę czy kwiaty dzikiego bzu, by stworzyć artystycznie wyglądające dzieła.

Aromatyzowany lód
lody z ogórka, melona i mięty
Czyli smakowy lód, który można wyciskać z woreczka - nie znałam takiego specjału, ale
brzmi cudnie! Smaki można łączyć według uznania, zaś autorka proponuje tradycyjnie truskawkę, gruszkę czy kokos, ale również śliwkę, pieczoną morelę albo melona czy marakuję.

Mrożone jogurty i sorbety
To moim zdaniem rozdział zadziwiający! Dlaczego? Otóż chodzi o proponowane smakołyki - byście lepiej zrozumieli mój szok prezentuję przykładowe nazwy: Sorbet z jeżyn z estragonem, Mrożona kora jogurtowa, Mrożony "jogurt" z czeremchy i ..., Mrożony jogurt dyniowy z kandyzowanymi orzechami pecan. To najdziwniejsze przepisy na jogurty o jakich słyszałam :)

Lody beznabiałowe
Wiele osób nie może spożywać produktów mlecznych i z myślą o nich powstał niniejszy dział a znajdziemy w nim lody owocowe, czekoladowe, waniliowe lub miętowe i to bez użycia produktów nabiałowych!

kojące lody z witaminą C


Lodowe kanapki
Wyglądają jak ciasteczka, nazwę mają kanapkową a smakują jak lody :) Cała magia tkwi w waflach, krakersach czy też pierniczkach, ale pamiętajcie, że nie są ona takie zwyczajne :)

Shaki
Najczęściej słyszeliśmy o truskawkowych, waniliowych czy czekoladowych, a w książce czeka nas zaskoczenie! Shaki z grillowanych czy pieczonych owoców, z ciasta marchewkowego albo shake matcha, ale jest też pikantna mrożona gorąca czekolada :)

Posypki, rożki i jeszcze więcej
shake bananowo-migdałowy z ziarnem kakaowym
To już ostatni rozdział... Może to i dobrze, bo zrobiłam się głodna, ale wybór deseru będzie trudny... To najbardziej zróżnicowany zestaw przysmaków - są tutaj na przykład Ciasto brownie oraz lodowe, Trufle lodowe, Kokosowa bita śmietana czy Wegański sos
czekoladowy...



Ufff... dobrnęliśmy do końca smakowitych zmrożonych dań. Jestem ogromnie ciekawa czy robicie takie rzeczy sami w domu albo czy zaczniecie teraz z pomocą tej książki :)
Każdy przepis zajmuje dwie strony - na jednej znajduje się zilustrowane fotografią danie gotowe (ślinka cieknie na sam widok), zaś na drugiej autorka oprócz składników i instrukcji przygotowania w punktach, dzieli się też "złotymi radami", czyli ile soku otrzymamy z danej liczby kilogramów owoców, jak przechowywać zmrożony deser, jak zmodyfikować czy uzupełnić przepis.

lody z całymi owocami
Książka Chitnis to kopalnia wiedzy dotyczącej zimnych przekąsek. Królują tutaj owoce i kolory, bowiem fotografie kuszą nasz zmysł wzroku a wysłany sygnał wędruje wprost do kubków smakowych :) Chyba nawet mózg zostaje pominięty :) Nie pozostaje zatem nic innego jak wyjąć kuchenny sprzęt i opróżnić wcześniej zamrażalnik - do dzieła!







Książka przeczytana w ramach wyzwań: 52 książki


Za możliwość przeczytania książki
dziękuję


czwartek, 8 grudnia 2016

Quitterie Simon "Komu zupki"



Tytuł oryginalny: Une soupe 100% sorciere
Tłumaczenie: Iwona Janczy
Ilustracje: Magali Le Huche
Wydawnictwo: Adamada
Data wydania: kwiecień 2016
Liczba stron: 32
Oprawa: twarda
Wiek odbiorcy: 4+
Seria: Poza seriami, czyli książki rozmaite




Jakie zupy lubicie jeść najbardziej? Ja uwielbiam barszcz czerwony i rosół wołowy... A wiecie jaki jest przepis na idealną zupę? Dotychczas uważałam, że potrafię gotować, jednak książeczka francuskiej pisarki zweryfikowała nieco moje poglądy w tej kulinarnej kwestii.

Dziś zaserwuję Wam opowieść czy może raczej przepis na czarodziejską zupę porowo-marchewkowo-ziemniaczaną prosto z kotła czarownicy Gryzminy. Wyjaśniam jednocześnie, iż nie znajdziecie tego przepisu w żadnej księdze z magicznymi miksturami. Dlaczego?

Gryzmina mieszkała w domku pośród lasu. Uwielbiała szum wiatru i dźwięk deszczowych kropli, jednak mimo rozpalonego ognia poczuła, że ma ochotę na rozgrzewające ciepłe danie. Spośród różnych propozycji, które wymieniała wybór padł na ZUPĘ. Nastawiła kocioł pełen wody i zajrzała do swoich zapasów, jednak okazało się do wyboru ma tylko pustkę albo nicość... Nie było nic... Cóż, nie zamierzała się zamartwiać - wsiadła na miotłę i zaczęła odwiedzać sąsiadów, by z ich ogródków ukraść składniki na swoje danie. Gdy ograbiła już trzy ogródki okazało się, że posiadając marchewkę, ziemniaki i pory może już rozpocząć gotowanie. Ale przecież nie byłaby sobą, czyli złą czarownicą, gdyby sobie nie ponarzekała między innymi o to, że warzywa nie mają robaków. Wróciła zatem do siebie, wrzuciła składniki do kotła, doprawiła ziołami a smakowity aromat rozniósł się po całym lesie... Na efekty nie trzeba było długo czekać... Czarownica usłyszała pukanie do drzwi... I nie był to odosobniony przypadek, kiedy ktoś przyszedł upomnieć się o swoją własność...





Pod postacią historii o głodnej czarownicy autorka przemyciła bardzo dużo ważnych przesłań dla małych czytelników. Przede wszystkim udowodniła dzieciom, jak ważnym posiłkiem jest zupa - nie dość, że rozgrzewa zziębnięte ciało to jeszcze jest bogata w witaminy, daje siłę, jest pożywna a przede wszystkim po niej się ROŚNIE! Choć nie wiem czy nie ważniejsze jest to, że czyni cuda :) Masz w domu niejadka zupkowego? Oto publikacja, która może odmienić Wasze życie.

Quitterie Simon pokazała też, że nie wolno kraść niczego innym, lepiej poprosić a zapewne się otrzyma wymarzony przedmiot. Jakie są skutki takiej kradzieży?
Istotną sprawą jest również dzielenie się z innymi - czarownicy nie miała zbyt dużego wyboru, ale przekaz jest dość konkretny i przemawiający do wyobraźni malucha.

Jeśli chodzi o stronę techniczną to koniecznie muszę napisać o plusach książeczki - twarda oprawa, duży format, dobry i grubszy niż normalnie papier, kolorowe ilustracje (może twarze bohaterów nie są najpiękniejsze, ale dzieciom się podobają) - wszystko to sprawia, że lektura dołączy do ulubionych pozycji w biblioteczce pociechy. Opowieść jest bardzo oryginalna, napisana językiem zrozumiałym już dla czterolatków a fakt, iż oprócz czarownicy znajdziemy to postacie znane nam już z innych bajek, tylko dodaje smaku i ochoty na poznanie kolejnych stron. Należy również wspomnieć o tym, że historia zupy porowo-marchewkowo-ziemniaczanej jest bardzo zabawna i miło jest obserwować radość dziecka podczas czytania.




Jedynym minusem, który odkryłyśmy podczas lektury jest czcionka - z jednej strony jest większa niż normalnie i moja sześciolatka, która właściwie dość płynnie czyta poradziła sobie z samodzielnym czytaniem. Jednak sądzę, że dzieci będące dopiero na początku tej czytelniczej drogi mogą mieć problem z niecodziennym krojem.

"Komu zupki?" jest mądrą i dowcipną historią, która bawi a jednocześnie niesie wiele morałów dla naszego dziecka. Wielkoformatowe ilustracje w połączeniu z niezwykłym gotowaniem tworzą cudowną opowieść, która rozwija wyobraźnię czytelnika a kolejno pojawiający się bohaterowie będą niewątpliwie zaskakiwać - młodszych i starszych odbiorców. Serdecznie zachęcam do gotowania! (znaczy czytania :)




Wszystkie ilustracje pochodzą z książeczki


Książeczka przeczytana w ramach wyzwań: Gra w kolory II, 52 książki


Za możliwość przeczytania książeczki
dziękujemy Pani Ewie


wtorek, 23 sierpnia 2016

Natasza Socha "Rosół z kury domowej"




Autor: Natasza Socha
Wydawnictwo: Pascal
Data wydania: 2015
Liczba stron: 304










Twórczość autorki, jakże zachwalana, była mi znana do tej pory jedynie z "Awarii małżeńskiej", którą napisała wspólnie z Magdaleną Witkiewicz. Długo mi zajęło zanim sięgnęłam po coś, co stworzyła sama. I do jakich doszłam wniosków? O tym już za chwil parę...

Wiktoria ma dwadzieścia siedem lat i jest żoną Tymona. Spędzili razem już kilkanaście lat a ona została - mimo świetnego wykształcenia - sprowadzona do roli służącej. Ma dbać o męża, dom i ogród i nic ponadto. Ach, przepraszam zapomniałam o nowinkach, w które zostaje zaopatrzony dom, by jej się lepiej dogadzało mężowi - samogotujące garnki, ściereczki i inne wynalazki. Tak naprawdę to bohaterka sama nie wie czy jest szczęśliwa mając takie życie, ale nie ma czasu na zastanawianie się nad tym... Dopiero wiadomość, która spada na nią jak tajfun wywołuje otrzeźwienie - Tymon ma inną!

O szczegółach technicznych tego co było potem nie będę pisać... Po pewnym czasie Wiktoria wyjeżdża do Niemiec, do ciotki i tam spotyka trzy inne kobiety, stłamszone, poniżone, poniewierane i wyzyskiwane przez mężów. Każdą z nich poznała w inny sposób, każda ma inne problemy, inną historię, ale każda z nich jest nieszczęśliwą kurą domową.

"Ukurzenie to proces przemiany normalnej kobiety w domowe ptactwo. Proces celowy, ale na szczęście odwracalny." *

Mara, Judith, Lea - trzy istnienia, których jedynym celem są obowiązki domowe - dom, dzieci, mężowie, pranie, sprzątanie i zakupy. A Wiktoria zdaje sobie sprawę, że dla zdrowia psychicznego konieczne jest posiadanie również własnego hobby i chwil tylko dla siebie, choćby od czasu do czasu. Zaczyna to uzmysławiać nowym przyjaciółkom i chce przekonać je do swojego pomysłu - będą gotować topless, jedynie w weneckich maskach a swoje poczynania nagrają i filmiki umieszczą w Internecie... Jak na ten pomysł zareagują Niemki? Czy się odważą i przełamią strach? Jak pójdą im pierwsze próby z gotowaniem tytułowego rosołu? Czy będzie ciąg dalszy? Czy akcja ta pozwoli im na wyjście z "cienia mężów"? Czy odzyskają wiarę w siebie i swoją atrakcyjność? Wszak do realizacji tego pomysłu potrzeba akceptacji swojego ciała i zrozumienia faktu, że nie musimy być doskonałe.

Jeśli ktoś ma potrzebę przeczytania książki na poprawę humoru lub na podniesienie swojej wartości to jest to książka idealna. Już sama okładka z autorką w weneckiej masce i kurą w ramionach przyciąga wzrok a treść... jest niebanalna (choć początkowo wydaje się być typowa) i niezwykła. Opisuje jakże częsty problem kobiet - nie tylko przecież polskich - czyli całkowite podporządkowanie życia mężowi, który stwierdzi, iż żona nic przecież nie robi, tylko siedzi w domu! Bardzo podobał mi się krok Lei, to co zrobiła udowodniło, że wszystko wokół ma lśnić a mąż i tak nie zwróci uwagi na sprawczynię, na żonę... Z czasem staje się ona meblem, elementem wyposażenia... Zresztą to chyba najbardziej wyrazista postać pośród przyjaciółek. Dyskusje Lei o organach czy wycena obowiązków domowych były dla mnie szokujące, ale i pokazały jak bardzo można być nieszczęśliwym. To właśnie w jej życiu zaszły najbardziej widoczne zmiany spowodowane gotowaniem na ekranie, choćby odrzucenie seksu "podkołdernego"..
Nasze równouprawnienie jest tylko teorią drogie panie i jeśli same nic z tym nie zrobimy to będziemy tkwić w związkach takich, jak małżeństwa bohaterek "Rosołu...".

Kaliber ważnych spraw Natasza Socha ubarwiła humorem, który sprawiał że wciąż chichotałam... Nadal mam w głowie życzenia, jakie ciotka Klara składała na Boże Narodzenie swojej siostrze, matce Wiktorii; czy też teksty o urodzeniu kozy lub wymiksowaniu koguta. Dawka dobrego humoru jest w książce ogromna i sprawia, że czytelnik odpływa w krainę radości i wolności, patrzy na problemy w nieco łagodniejszy sposób, przestaje umniejszać swoją osobę i swoje zasługi. Dzięki tej lekturze mamy szansę spojrzeć inaczej na swoje życie, może jest nam potrzebna lekcja jaką przeszła Wiktoria w saunie?

Powieść pokazuje nie tylko problemy domowe kobiet, ich frustracje łóżkowe, małżeńskie gwałty, wszelkie aspekty podcięcia im skrzydeł... Jest też stawanie na nogi, podnoszenie się po upadku i walka o swoje "ja", o marzenia, o spełnianie się i o szeroko pojęte szczęście. Jest i namiętność, afrodyzjaki i wywabianie plam :P
Jak wyglądała droga bohaterek, ich przemiana? Czy było łatwo? Której z nich się udało osiągnąć zamierzony cel? Koniecznie przeczytajcie powieść Sochy i nie bądźcie takimi typowymi kurami!

Podsumowując, "Rosół z kury domowej" to lektura lekka, przyjemna i odprężająca. Można ją zareklamować jako "lek" z dużą zawartością procentową humoru, ale i morałów. Socha dała nam kilka różnych przepisów na szczęście i starała się podnieść na duchu uzmysławiając naszą kobiecą wartość. Czy skorzystamy zależy już tylko od nas, ale warto choć spróbować, prawda?






* N. Socha, "Rosół z kury domowej", Wyd. Pascal, Bielsko Biała 2015, s. 95



Książka przeczytana w ramach wyzwań: Gra w kolory II, Grunt to okładka, Łów słów, 52 książki

poniedziałek, 25 kwietnia 2016

Adam Kozanecki "Gotowanie jest super!"



Autor: Adam Kozanecki
Wydawnictwo: Feeria
Data wydania: 13 kwietnia 2016
Liczba stron: 208
Oprawa: twarda










Bardzo lubię oglądać programy kulinarne, emitowane w polskiej telewizji. A jest przecież w czym wybierać. Choć ja nie wybieram, tylko oglądam ich kilka, mimo że sama nie mam takich zdolności. Nawet dzieciaki z MasterChef Junior mnie zaginają :) Dorosłą wersję tegoż programu oglądałam od pierwszej edycji (znam tylko polską produkcję). Dlatego mając w pamięci ostatni finał postanowiłam zapoznać się z książką Adama Kozaneckiego, który wprawdzie przegrał z Damianem Kordasem, ale zapisał się w świadomości telewidzów jako wielbiciel rodzinnego Uniejowa oraz uśmiechnięty i pozytywnie podchodzący do życia człowiek.

Autor miał w programie ksywkę "bażant" i to właśnie ten ptak jest drugim bohaterem tej książki, widzimy go w miniaturze na wklejce, widnieje przy numerach stron a tuż przed Przedmową dzieli fotografię z Adamem. Oprócz wspomnianej Przedmowy (z której dowiadujemy się o tradycjach kulinarnych w rodzinie autora, jego dzieciństwie oraz regionie i wyróżniający się członkach rodzony) możemy przeczytać bardzo ciepłe Podziękowania, by zaraz potem dać się uwieść zapachom płynącym z kolejnych sześciu części tej pozycji: "O poranku", "Zupy", "Przy stole", "Surówki, sałatki, dodatki", "Desery" oraz "Z domowej spiżarni".

Co Adam serwuje na śniadanie? Razowe grzanki z mozzarellą i szybką peperonatą, chleb z własnego wypieku, jajka w kilku odsłonach, koktajle warzywne oraz pasty. Moją uwagę zwróciła Świeżo zielona pasta drobiowa, z wykorzystaniem ugotowanego drobiu z zupy, jajek, jabłka i kaparów (i jeszcze kilku innych i tak naprawdę to nie znam z tego zestawu tylko kaparów, nie miałam okazji nigdy ich jeść ani używać).

Świeżo zielona pasta drobiowa


Jeśli udamy się do Kozaneckiego na obiad to możemy spodziewać się ogromnego wyboru zup a każda z nich pobudzała moje kubki smakowe już tylko na widok sfotografowanych dań. Najchętniej sięgnęłabym po Kapuśniaczek Basi na żeberkach wieprzowych, Krem z pieczonych papryk z pulpecikami z cielęciny czy Bulion uniejowski, ale Czarna polewka z galaretką z gruszek czy Kwaszonka też brzmią cudownie!

Kapuśniaczek Basi na żeberkach wieprzowych


Jeśli w tym momencie myślicie, że macie trudność z wyborem to jesteście w błędzie, ponieważ dopiero proponowane dania główne sprawiają, że nie wiem na co się zdecydować... Uwielbiane przeze mnie gołąbki (tu w pomidorach), Gęsia wątróbka z karmelizowaną gruszką i szałwią czy może Rolada z bażanta z sosem z czerwonej porzeczki? Ale przy tak dużym wyborze mój wzrok zawiesza się przy sakiewkach, roladach, rybach, grillowanym steku i leśnym gulaszu wołowym.... Chyba spróbuję kilku dań :)

Rolada z boczku nadziewana suszonymi wiśniami


W dziale "Surówki, sałatki, dodatki" znajdziemy dania, które moim zdaniem mogą pełnić funkcję zarówno dodatku do obiadu, sałatki na letnie popołudnie lub przystawki. Są to śledzie w różnych odsłonach oraz cały wachlarz warzyw od grillowanych i zapiekanych przez pieczone aż do żywych i świeżych w składzie sałatek.

Kto ma ochotę na deser? Nie zmieści się? Musi! Nasz finalista proponuje bowiem rarytasy z wykorzystaniem owoców: tarty, budyń lub kisiel według gustu, ciasteczka, babeczki oraz naleśniki i ciasta. Ale jeśli wolicie pączki lub racuchy to też będziecie zadowoleni. Choć pełnych nazw nie cytuję z uwagi na ochronę laptopów przed ślinotokiem :P

Muchomorki - kruche ciasteczka z malinową bitą śmietaną


Na koniec naszej uczty zaglądamy do spiżarni Adama, w której pysznią się nie tylko weki z zawartością na słodko, ale i na ostro: Konfitura z pomarańczy i grejpfrutów, Konfitura z owoców agrestowych czy Konfitura z czerwonej cebulki, Marynowane gruszki, Kwaszone pomidory czy Kiszeniaki. Jest też receptura na Smalec babuni.

"Gotowanie jest super!" to nie kuchnia świata z krewetkami czy innymi egzotycznymi potrawami. To nasza polska wizja smacznego posiłku. Autor nie tylko proponuje bardzo proste a zarazem przepyszne potrawy, które z odpowiednio dobraną dekoracją zdobią kolejne strony. W całej książce znalazłam zaledwie kilka składników, których nazw nie znam. Poza nimi wszystko jest w zasięgu ręki czy kieszeni zwykłych polskich kucharek i pań domu. Adam duży nacisk kładzie na smak poprzez użycie przypraw, ziół i charakterystycznego połączenia składników.

Przy każdej potrawie znajdziemy nie tylko potrzebne składniki, dokładny opis wykonania (wraz z czasem i temperaturą pieczenia w piekarniku oraz komentarzami autora), ale również czas przygotowania i liczbę porcji. Bardzo przydatnym drobiazgiem jest sznureczek pozwalający zaznaczyć przepis, do którego chcemy szybko powrócić.
Jak efektywnie podsumować opisywanie takiej lektury? Chyba najbardziej pasującym słowem będzie: Smacznego! :)



Wszystkie ilustracje pochodzą z książki


Książka przeczytana w ramach wyzwań: 52 książki


Za możliwość poznania książki
dziękuję Pani Monice z


wtorek, 27 października 2015

Nicky Pellegrino "Sycylijska opowieść"





Tytuł oryginalny: The Food of Love Cookery School
Tłumaczenie: Edyta Jaczewska
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Data wydania: 2014
Liczba stron: 392








W ostatnim czasie miałam okazję przenieść się w świat powieści, które pachniały kwiatami lub były przepełnione muzyką. Tym razem sięgnęłam po książkę, która dostarcza bodźców zmysłowi smaku - jest bogata w smaki i aromaty oraz uroki Sycylii. Dziesięć lat temu na tej przepięknej wyspie, Luca Amore założył szkołę kulinarną "Z miłości do jedzenia". Przez osiem dni kolejne grupy wielbicieli kulinarnych przygód z całego świata poznają tajemnice sycylijskiej kuchni.

Luca pracował wcześniej w Londynie jako fotograf, jednak wrócił w rodzinne strony po śmierci swojej ukochanej nonna (babci) i to w jej domu prowadzi swoje kursy gotowania. A jego dobrze płatna praca w Anglii? Mężczyzna nie chce o niej rozmawiać a gdy temat zostaje poruszony, skutecznie go unika. Bez przeszkód można się domyślić, że kryje się za tym jakaś tajemnica, może jakieś rozczarowanie czy dramat, które powodują chęć do zapomnienia o tamtym skrawku życia. Dlaczego? Tego nie zdradzę, ale przyznaję że nie spodziewałam się takiego rozwiązania.

Aktualnie na kurs przyjeżdżają cztery kobiety, każda w innym wieku, o innej pozycji zawodowej, społecznej, innym statusie materialnym i w innym punkcie swojego życia. Mają różne problemy i różne podejście do życia. Czy uda im się dogadać, by podczas pobytu mogły skupić się na gotowaniu? Czy unikną sprzeczek?

Tricia jest prawniczką z Londynu, ma dzieci w prywatnych szkołach, mąż Paul jest lekarzem i to on zarezerwował jej te wakacje, by mogła odpocząć od zabiegania. Tylko czy Tricia chce przeżyć kulinarną przygodę czy może woli inne atrakcje? Poppy przyleciała z Australii, gdzie jako mały chłopiec wyjechał jej dziadek ze strony ojca. Na Sycylii Poppy, oprócz poszukiwania smaków, zamierza rozpocząć poszukiwania swoich przodków, bowiem dziadek pochodzi właśnie z tego kraju. Ten wyjazd ma być dla niej odskocznią od zakończonego trzy miesiące wcześniej małżeństwa, bo choć rozwód przebiegł spokojnie, z uwagi na zgodność obojga i brak potomstwa to pod wpływem chwili Poppy chce zmienić otoczenie. Valerie, najstarsza z całej czwórki, mieszkanka Nowego Jorku, zatęskniła na podróżowaniem. Po swoim drugim rozwodzie poznała Jean-Pierre'a, który nigdy nie został jej mężem, jednak prawie dwudziestoletni związek pełen wzajemnej ekscytacji sobą i nowo odkrywanymi miejscami na globie ziemskim sprawił, że teraz zabrakło jej wrażeń. Dlaczego? Od roku nigdzie nie wyjeżdżała, ponieważ ukochany zmarł i na długie miesiące odebrało jej to chęci do nowych, samotnych, podróży. Moll jest pracownikiem socjalnym w Anglii i samotnie wychowuje dwie córki. Jest pasjonatką gotowania, jej dom przepełniony jest licznymi przepisami, książkami kucharskimi. Swoją pasję kobieta wyraża również prowadząc bloga, na którym zamierza zamieszczać zdjęcia potraw, przepisy i wrażenia z Sycylii. Na ten krótki wyjazd bardzo długo odkładała pieniądze i dzięki wsparciu córek i mamy, wreszcie spełniła swoje marzenie. Czy te osiem dni będzie dla niej zapomnieniem o prawdziwych problemach wyciągających za nią swoje macki?

A na czym polega ten kilkudniowy sycylijski kurs w miejscowości Favio? Luca uczy je przyrządzania lokalnych potraw, marynowania, łączenia smaków, rozpoznawania jakie połączenia produktów będą lepsze oraz szacunku do tradycji przekazywania sobie przepisów z pokolenia na pokolenie. Mężczyzna ubolewa jedynie z powodu faktu, że wiele lat temu zaginął zeszyt z przepisami jego babci. Choć sporo potraw potrafi odtworzyć z pamięci, to była to dla niego pamiątka również wartości sentymentalnej.

W programie na kolejne dni znajduje się wiele wycieczek w ciekawe miejsca. Kobiety pod okiem Luki odwiedzają winnice i targ, zbierają kapary, smakują sery oraz czekoladę (by porównać smak robionej ręcznie i przez maszyny). Sporą część posiłków przyrządzają i spożywają w domu lub na tarasie, jednak dla uatrakcyjnienia i urozmaicenia pojawiają się w restauracjach i na obiadach proszonych między innymi u Vincenza i jego córki Orsoliny, którzy mieszkają w nietypowym domu, są wieloletnimi przyjaciółmi rodziny Amore a teraz mają nieźle namieszać w fabule książki.

Książkę czyta się niezwykle przyjemnie, głównie z powodu opisywanych intrygujących potraw. Jednak nie polecam czytać jej na pusty żołądek! Akcja toczy się raczej leniwie, nie ma tu zwrotów, większych niespodzianek a prawdziwe zaskoczenia wymieniłabym trzy. Jest to naprawdę lekka i niezobowiązująca opowieść, która doskonale nadaje się jako przerywnik - i do tego jaki smaczny - między powieściami zmuszającymi do wytężonego myślenia. Dzięki zmiennej narracji czytelnik ma szansę poznać wydarzenia z perspektywy zarówno Luki, jak i czterech kobiet. Dzięki temu, jak i licznym rozmowom prowadzonym między uczestniczkami kursu, dowiedziałam się o utraconych miłościach i nadziejach, zdradach, rozwodach, błędach przeszłości, szansach na nowe życie oraz tajemnicach, które kobiety chowają w swoich sercach i umysłach, bo nie są to rzeczy, którymi chciałyby się chwalić wokoło. W gorącym słońcu Sycylii zaczęło też iskrzyć między niektórymi bohaterami. Dzielnie im kibicowałam, tylko czy osiem dni to czas wystarczający, by podjąć tak poważne decyzje i rzucić swoje dotychczasowe życie? Czy komuś się uda? Tak wiele pytań a tak niewiele odpowiedzi.

Autorka zdradziła na końcu powieści, że wiele z opisywanych miejsc istnieje naprawdę i dlatego myślę, że czas kiedy odpoczywała na Sycylii zbierając materiały, musiał być dla niej piękną przygodą. Przesympatyczną niespodzianką były dla mnie przepisy zamieszczone w książce (dla niecierpliwych informacja - dopiero na końcu). Najbardziej ślinka mi ciekła podczas czytania o Cavatelli z cynamonem i sosem z mielonym mięsem; Czekoladowym kurczaku z Favio oraz Kurczaku Agrodolce. Gotujemy?







Książka przeczytana w ramach wyzwań: Gra w kolory II, Grunt to okładka, 52 książki

wtorek, 5 maja 2015

Michel Moran "Doradca smaku 2"




Autor: Michel Moran
Wydawnictwo: Muza
Data wydania: kwiecień 2015
Liczba stron: 176











Od kilku lat polskie stacje telewizyjne prześcigają się w wymyślaniu nowych formatów dotyczących kuchni i gotowania. Nawet oglądam kilka z takich programów, bo choć nie jestem Master- czy Top Chefem to jednak lubię dobrze zjeść... znaczy ugotować :) Do tej pory wystarczało mi patrzenie w telewizor i zapisywanie w pamięci fajnych pomysłów czy trików. Jednak na Wielkanoc marzyło mi się zrobienie schabu w sosie własnym. Goście przyjdą, musi wyjść. Traf chciał, że google poprowadził mnie na stronę Doradcy Smaku i według przepisu Michela Morana (kucharza, restauratora i jurora polskiej edycji MasterChef'a) zrobiłam "przypalony" schab. Wyszedł świetny i dlatego postanowiłam poznać najnowszą książkę z przepisami Morana, która powstała właśnie na podstawie programu telewizyjnego.

Publikacja zawiera w sumie osiemdziesiąt przepisów i jest podzielona na trzy części: "proste", "lekkie" i "szybkie". 
W pierwszej części Moran udowadnia, że dania z pozoru wyglądające na trudne, są bardzo łatwe w przygotowaniu i nawet osoby, które nie mają drygu do gotowaniu mogą stworzyć w domu naprawdę smaczne posiłki. Co zaserwowano w tej części? Pulpety w sosie pomidorowym, tiramisu, chili con carne, pierś z kurczaka na słodko czy ravioli z dynią i serem pleśniowym.

Druga część to dania lekkie, których motywami przewodnimi są głównie warzywa. Znalazły się więc przepisy na faszerowaną cukinię, ciasto marchewkowe, zapiekankę warzywną, pasztet wegetariański, caponatę czy sałatkę z soczewicą.

Wśród dań szybkich, które Moran opisał na koniec, znajdują się między innymi ryba po grecku, sałatka śledziowa, jabłka miłości, spaghetti carbonara, carpaccio owocowe, placki z tartej cukinii czy smażona wątróbka cielęca. W tej grupie jest też leczo, ale nie zgodzę się z tym, że jest to danie szybkie. Owszem sam proces duszenia jest krótki, ale wcześniejsze krojenie składników, zwłaszcza na większą ilość potrawy to bardzo czasochłonne zajęcie. Wiem, bo często robię :)

Muszę przyznać, że publikacja jest napisana niemal idealnie (o minusach za chwilę, teraz skupię się na plusach). Każdemu przepisowi poświęcono dwie strony, gdzie podano składniki, bardzo szczegółowy sposób przygotowania wraz z temperaturami i propozycją podania. Całość jest okraszona fotografiami, na widok których leci ślinka, ponieważ sfotografowano nie tylko finalny posiłek, ale również etapy jego tworzenia. To bardzo pomocne, zwłaszcza gdy ktoś robi daną potrawę po raz pierwszy albo
dopiero rozpoczyna swoją przygodę z gotowaniem.    

Wskazałabym w książce dwa minusy, które wprawdzie nie rzutują na moją dobrą ocenę, ale znacznie ułatwiłyby wybór danego przepisu. Odczułam mianowicie brak informacji o czasie przygotowania czy kosztach danej potrawy. Myślę, że niektórzy chętnie znaleźliby też kaloryczność.
Autor ma też w zwyczaju używać do gotowania produktów, z którymi niekoniecznie miałam okazję spotkać się kiedykolwiek. Czasami wskazuje zamienniki, jakich można użyć na przykład, że zamiast kalafiora romanesco można wykorzystać zwykłego kalafiora lub brokuł. Ale co w sytuacji, jeśli w przepisie jest coś, czego nie dostanę w sklepie osiedlowym a chcę ugotować daną potrawę? Nie wiem, ale zobrazuję przykładami produkty, których nie miałam przyjemności jeszcze w kuchni używać i sprawiły, że musiałam się nieco poduczyć czym można je zastąpić: pomidory pelati (zwykłe w puszce są w moim sklepie, ale czy pelati?), ser gruyere, mąka z cieciorki, bulwy topinambura, mąka semoliny.

Generalnie uważam, że książka jest świetną pozycją na rynku wydawniczym, w dziale kulinarnym. Wiem, że sama wykorzystam stąd niejeden przepis, jak choćby pulpety w sosie pomidorowym, ponieważ od dłuższego czasu "chodzi" za mną ich smak. Sprawdzę, więc smak tej potrawy według Morana. Książka ukazuje różnorodność produktów i szeroki wachlarz dań, jakie można z nich stworzyć. Moran nie skupił się tylko i wyłącznie na mięsach czy sałatkach. Oprócz nich są też ryby, ciasta, przystawki, zapiekanki, zupy i tatary. Potrawy zaprezentowane w "Doradcy Smaku 2" to nie tylko brzmiące swojsko kurczaki czy makarony, ale również nazwy potraw niemal wzięte z menu najlepszych restauracji. Prosty język, w jakim autor tłumaczy krok po kroku wykonanie poszczególnych etapów przygotowania potraw, przemówi do każdego. A kiedy uda się pierwsza, i druga, i jeszcze trzecia potrawa to tradycją stanie się rodzinne spożywanie domowych posiłków. Polecam i smacznego!




Wszystkie ilustracje pochodzą z publikacji


Książka przeczytana w ramach wyzwań: Grunt to okładka, 52 książki


Za możliwość przeczytania książki
dziękuję bardzo Panu Rafałowi z


oraz


wtorek, 7 października 2014

Deborah McKinlay "Cała nadzieja w Paryżu"



Tytuł oryginalny: That Part Was True
Tłumaczenie: Aleksandra Górska
Wydawnictwo: Feeria
Data wydania: 24 września 2014
Liczba stron: 272












W jednym z ostatnich postów obiecywałam Wam, że opowiem jakie ujęcie Paryża przedstawiła w swojej powieści Deborah McKinlay. Sam tytuł książki "Cała nadzieja w Paryżu" sugerował już odkrywanie tajemnic tego miasta a okładka dodatkowo przyciągała wzrok. Nie będę ukrywać, że oczekiwałam po tej książce Paryża i jego klimatu. A co otrzymałam?

Eve Petworth jest samotną angielską kobietą po czterdziestce. Dlaczego samotną? Otóż tak naprawdę to na własne życzenie. Jej matka trzymała ją od zawsze "żelazną ręką" i kiedy tylko dziewczynie udało się spotkać chłopaka i pójść z nim na randkę, okazało się że jest w ciąży. Nie była na to przygotowana. Ani na dziecko ani na ślub. Dlatego niedługo po sakramentalnym "tak" szanowny małżonek odszedł w siną dal zostawiając Eve z małą córeczką. Prawdziwym wychowaniem Izzy zajęła się matka Eve i to z nią dziewczynka miała najlepszy kontakt. Obecnie Izzy żyje planami małżeńskimi angażując matkę w przygotowania. Jednak dla Eve nie są to na tyle pozytywne emocje, na ile być powinny jeśli chodzi o ślub jedynej córki. Izzy wciąż wspomina zmarłą babcię, co sprawia że Eve boleśnie uświadamia sobie swoje błędy, jednak nie do końca mogąc coś naprawić w ich wzajemnych relacjach. Wciąż miewa ataki lęku pojawiające się nagle i paraliżujące ją całkowicie. Jak Eve poradzi sobie ze ślubnymi przygotowaniami? Czy pojawienie się w jej życiu ojca Izzy wraz z obecną żoną i dziećmi zmieni coś w jej przeżywaniu przeszłości?

Eve uwielbia czytać, gotować i oddawać się pracy w ogrodzie. I to właśnie dwie pierwsze pasje sprawiają, iż pod wpływem impulsu pisze list do mieszkającego w Stanach Zjednoczonych Jacksona Coopera. Jack jest autorem książki "Martwe litery", w której to zdanie o jedzeniu przez bohatera brzoskwini staje się dla Eve pretekstem do skreślenia kilku słów tradycyjnego listu. Ta krótka wiadomość, na którą autor odpisuje z nieskrywaną radością, daje początek nieprawdopodobnej, kulinarnej wymianie korespondencji między dwojgiem ludzi w podobnym wieku i o podobnych zainteresowaniach. Jack bowiem również lubi oddawać się eksperymentom kuchennym a otrzymywane od Eve rady, pomysły i przepisy sumiennie wykorzystuje. Oczywiście w zamian dzieli się swoimi doświadczeniami.

Akcja toczy się równolegle w Anglii i Ameryce. Wyspiarskie wydarzenia skupiają się na teraźniejszości i przeszłości Eve i jej rodziny, zwłaszcza córki. Analizowana jest sytuacja, kiedy seniorka rodu jeszcze żyła i jaki wpływ wywarła na przyszłych pokoleniach. Śledzimy przygotowania do ślubu Izzy, walkę Eve ze swoimi słabościami a także jej zaangażowanie w korespondencję z pisarzem. Czy Eve zgodzi się na propozycję Jacka i spotka się z nim w Paryżu? O czym tak naprawdę marzy Eve i za czym tęskni? Czego brakowało jej w dotychczasowym życiu?

Wątek amerykański uraczy nas za to opisem życia znanego pisarza i jego problemami z weną i kobietami. Jego przyjaciel jest lubianym aktorem i obaj uwielbiają oddawać się dobrej zabawie w wyśmienitym towarzystwie. Czy kobiety pojawiające się w życiu Jacksona dadzą mu to, czego on oczekuje od życia na progu pięćdziesiątych urodzin? Czy potrafi - po dwóch nieudanych małżeństwach - stworzyć z kimś udany związek? Jaki wpływ na jego życie ma kobieta zza oceanu - Eve? Czy autor odnajdzie w sobie nowe pokłady weny twórczej, by stworzyć bestseller?

Książka należy do gatunku spokojnych obyczajówek, czyli w moim mniemaniu jest bardziej refleksyjna i skłaniająca do gruntownych analiz swojego życia niż typowa powieść obyczajowa z ogromem wydarzeń. Idealnie opisuje ją cytat z okładki:

"Misterna opowieść o tęsknocie i stracie (...) Zakończenie zaparło mi dech w piersiach."    [Beatriz Williams]


Faktycznie powieść jest misternie "uszyta" przez autorkę, niesie z sobą pokłady emocji, tęsknoty bohaterów za tym co w swoim życiu utracili. Nie mogę powiedzieć, że lektura mi się nie podobała, ale o tym co mnie drażniło muszę wspomnieć. Przede wszystkim denerwowało mnie to, że wpisane w rozdziały treści korespondencji pomiędzy Eve i Jacksonem nie pasują czasem do tekstu, który znajduje się potem. Czytając wątek, potem list oczekiwałabym, że po nim wątek zostanie poprowadzony dalej a tymczasem autorka przenosi czytelnika w zupełnie inne miejsce. Jestem w stanie nawet przymknąć oko na kilkanaście literówek znalezionych w tekście, jednak czego nie mogę przeżyć? Że książka jest pięknym chwytem marketingowym obiecującym Paryż a tymczasem strasznie malutko tu Paryża...

Mimo minusików jest to książka warta uwagi, bowiem potrafi czytelnika wciągnąć, zaciekawić i trzymać jego uwagę w garści aż do samego końca. Do ostatniego akapitu, kiedy to... tego nie napiszę, ale uwierzcie i mnie i autorce cytatu z okładki - dla samego ostatniego akapitu warto przeczytać "Całą nadzieję w Paryżu".





Książkę przeczytałam w ramach wyzwań: 52 książki



Za możliwość przeczytania i zrecenzowania 
książki dziękuję bardzo Pani Monice 
z Wydawnictwa Feeria


piątek, 13 września 2013

Katarzyna Michalak "Przepis na szczęście"



Autor: Katarzyna Michalak
Wydawnictwo: Filia
Data wydania: 12 września 2013
Liczba stron: 304












Wczoraj miała miejsce premiera najmłodszej "dzieciny" Katarzyny Michalak, czyli jej najnowszej książki. Śledząc blog autorki oraz jej plan wydawniczy, trudno jest od razu po premierze czytać jej dzieła, bo i innych świetnych książek na polskim rynku wydawniczym nie brakuje. Ale tym razem, choć raz mi się udało... Poświęciłam część nocy, by móc napisać już dziś opinię o tej publikacji.
Dopóki nie wzięłam "Przepisu na szczęście" do ręki, to tak naprawdę nie do końca wiedziałam, o czym będzie ta historia. Wszelkie recenzje i zapowiedzi książek, które mam ochotę czytać w najbliższej przyszłości, przeglądam zawsze tylko pobieżnie, nie chcą sobie psuć emocji, którymi obdarzy mnie lektura. Jakież było więc moje zaskoczenie, kiedy okazało się, że nie poznam kolejnej bohaterki stworzonej przez Panią Kasię, ale przeniosę się w czasie i przestrzeni do tych postaci, które miałam okazję poznać! Na szczęście, czytałam wszystkie te książki.

Książka składa się z czterech rozdziałów. Gospodynią każdego z nich jest inna bohaterka wcześniejszych powieści Autorki. Najpierw zostajemy uraczeni krótkim opowiadaniem o dalszych losach poszczególnych kobiet, by na koniec... przepaść z kretesem w krainie zmysłów pobudzonych przez przepisy kulinarne. Dzięki tym przepisom mogłam poznać gust smakowy Katarzyny Michalak, gdyż spora ich część to przepisy, których używa obecnie lub wspomina z dzieciństwa.

W "Przepisie na szczęście" powitała mnie wiosenna Liliana, bohaterka "Nadziei". Co przyniosła jej wiosna trzy lata po tym, kiedy straciła miłość swojego życia? Czy nadal mieszka w Nadziei czy może nie potrafiła tam wrócić po tym co się wydarzyło w jej życiu? Czy znalazła swoje szczęście z kimś innym? A może jest szczęśliwa sama? Na ostatnie pytanie mogę odpowiedzieć - nie mieszka sama! Jest ktoś, kto kocha ją nad życie, a może jest więcej takich osób? Jedno jest pewne, kobieta zmieniła swoje podejście do życia i choć jest już za późno, zrozumiała swoje złe postępowanie, nawet to z czasów dzieciństwa. Liliana piecze domowy chleb, gotuje przepyszne potrawy i marzy o tym, by choroba już do niej nie powróciła. A co daje jej szczęście?

Wraz z latem zawitałam do Pogodnej, w której rozpoczęłam swoją przygodę ze Sklepikiem z Niespodzianką. Założycielka sklepiku - Bogusia - pozwala nam zajrzeć do swojego małżeńskiego życia, a także poznać losy swoich przyjaciółek. Kiedy Autorka ogłosiła, że nie będzie czwartej części tej serii, odezwały się głosy, że powinny zostać jeszcze wydane dalsze losy Stasi - i proszę, są! Każdy kto chce się dowiedzieć gdzie swoje szczęście znalazła najstarsza z przyjaciółek Bogusi, koniecznie musi przeczytać "Przepis...". A łasuchy i tak pewnie poczytają, przecież nie można pominąć serników i czekolady, na którą zaprasza Sklepik z Niespodzianką.

Jesień zwykle kojarzy nam się z rozpoczęciem roku szkolnego, dlatego idąc tym tropem, nikt lepiej nie nadawał się na gospodynię jesieni jak nauczycielka Danusia z "Wiśniowego Dworku". Wraz z nastaniem września wiele się zmienia pod dachem Danusi, bo przecież starsze dzieci odeszły do gimnazjum a w klasie pojawia się nowa dziewczynka - Tosia. Jednak nie jest to typowa sytuacja i nauczycielka musi zmierzyć się z nowym wyzwaniem. Jakim i czy uda jej się porozumieć z dziewczynką? O tym dowiecie się już z książki. Miło było znów powrócić do sympatycznej gromadki dzieciaków, kochających swoją "uczycielkę" i częstujących ją oblepionymi cukierkami. Choć mimo tego krótkiego opowiadania, czuję chyba mały niedosyt w kwestii dalszych losów Danusi, liczyłam chyba na inny przepis na szczęście dla niej. A jakimi pysznościami zaskoczyła mnie w swoim małym mieszkanku na poddaszu? Wraz z Tosią tworzyła przecież przepyszne knedle oraz dania kuchni kresowej, bo dzięki gotowaniu i pieczeniu zapominały o problemach życia codziennego.

Świat ukryty pod zaspami śniegu iskrzącego się w promieniach grudniowego słońca - taki krajobraz idealnie pasuje do Poziomkowej krainy Ewy. A że trwają właśnie przygotowania do tego jedynego w roku i niezapomnianego wieczoru wigilijnego, tym bardziej miło jest czytać o takich chwilach. Ewa oczywiście nie byłaby sobą gdyby nie dopisała sobie własnego scenariusza wydarzeń... Bo niby dlaczego Witold wyjechał akurat dziś do Bydgoszczy? Czemu cały dom, dzieci i przygotowania zwalił na głowę kobietom? Ewa już chciała lecieć do Indii go szukać, gdy na ścieżce przy torach spotkała Tą Michalak. Po tym co autorka jej powiedziała, czuję że chyba to już ostatnie moje spotkanie z bohaterami serii owocowej, cykl poziomkowy. A gdzie był Witold? Jak zareaguje Ewa kiedy dowie się jaką niespodziankę przygotował na ten szczególny wieczór? Niesamowitą! Dobrze, że wraz z mamą, babcią i Jasią przygotowały mnóstwo pysznych potraw... Ale jakiż to był radosny czas...

Myślałam, że będę potrafiła napisać, które przepisy mnie zainspirowały, które skusiły, na które mam największą ochotę, ale nie potrafię. Jest ich tutaj tak wiele, że zanudziłabym Was wymienianiem tych pyszności. A jeszcze jeśli ktoś czytałby to, bedąc głodnym, to tylko odczuwałabym poczucie winy. Wspomnę może tylko ogólnie, że w książce znajdują się przepisy na potrawy proste i wykwintne, są tam i słodkości wszelakiego rodzaju, które można podać jako deser do zup czy dań mięsnych lub rybnych. Autorka zamieściła też przepisy na dania świąteczne na Wielkanoc i Boże Narodzenie.

"Przepis na szczęście" można odebrać dwojako. Mówi się, że przez żołądek do serca... Szczęście przecież przynosi nam smaczne pożywienie, dobre napoje, cudowne desery - liczne przepisy znajdziemy właśnie w tej ksiażce. A przede wszystkim, w krótkich opowiadaniach, autorka przekazała nam czym jest szczęście dla ludzi, w wymiarze uczuciowym. Zwróciła naszą uwagę na to, co w życiu sprawia, że jesteśmy zadowoleni i uśmiechnięci. Zwykle nie publikuję cytatów, jednak tym razem uczynię wyjątek - to powinno wystarczyć za wszelkie słowa polecenia tej ksiażki:

"Oto recepta na szczęście: znajdź swoje miejsce na ziemi, zapracuj na nie, wypełnij je ludźmi, których kochasz, i marzeniami do spełnienia, zadbaj o zdrowie, a będziesz szczęśliwa." *


* Katarzyna Michalak "Przepis na szczęście", Poznań 2013, str. 238



Książkę przeczytałam w ramach wyzwań: Book z nami (2,4 cm), Daj się zaczarować Kasi Michalak, Polacy nie gęsi..., Pod hasłem, 52 książki
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...