Pokazywanie postów oznaczonych etykietą depresja. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą depresja. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 6 grudnia 2021

M.M. Perr "Szepty z lasu"


 
 
 
Autor: M.M. Perr
Wydawnictwo: Prozami
Data wydania: 22 września 2021
Liczba stron: 368
Seria: Podkomisarz Robert Lew  tom 3
 
 
 
 
 
Przez dwa tomy serii z podkomisarzem Robertem Lwem rozwiązywałam sprawę seryjnego mordercy, która wcale nie była łatwa dla organów ścigania, bowiem sprawca był inteligentny i sprytny. Policjanci prowadzący śledztwo przypłacili to nie tylko depresją, ale i utratą rodziny. Drugi tom zakończył się strzelaniną, jednak dopiero teraz dowiedziałam się, co tak naprawdę się wtedy wydarzyło... Czym zajmie się stołeczna policja, skoro sprawę należy uznać za zakończoną?


Sonia Czech nie może poradzić sobie z tym, co zrobiła. Chodzi na terapię, jednak zarówno szefowa jak i przywrócony do służby Robert Lew, martwią się o nią. Dlatego oboje zostają przydzieleni do nowej sprawy, by zdaniem Jaskólskiej, Robert mógł w jej pomóc rozmową w drodze na miejsce.

We wsi Buków pod Ostrowią Mazowiecką zaginęła młoda kobieta a jej matka nie chce współpracować z miejscową policją. Dlaczego? Jagoda ma osiemnaście lat i niestety jej ciało zostaje znalezione w lesie, wiszące na jednym z drzew. Wygląda na samobójstwo, ale w toku śledztwa okazuje się, że to morderstwo. Kto chciał ją zabić? Co Sonia z Robertem odkryją w jej przeszłości? Gdzie zaprowadzą ich tropy, rozmowy i przesłuchania? To dość intrygujące kierunki!
 
Z biegiem czasu i wychodzącymi na jaw "ciekawostkami" we wsi dochodzi do kolejnych zagadkowych śmierci. Ile osób jeszcze będzie musiało umrzeć, by prawda ujrzała światło dzienne? Kolejne ciała wcale nie sprawiają, że policja wie więcej a wręcz umyka im sedno sprawy... Niby to tragedie w małej społeczności, gdzie wszyscy wszystko wiedzą, ale okazuje się, że w każdym domu kryją się jakieś tajemnice i mieszkańcy nie chcą, by przestały nimi być.


Bardzo podobało mi się, że do aktywnego udziału w śledztwie na miejscu został włączony Adam, informatyk, który potrafił spojrzeć inaczej na to, co widzieli jego koledzy. Jego analityczny umysł szukał innych dróg i rozwiązań, co prowadziło do ciekawych zawirowań i zwrotów akcji.

Był taki moment w śledztwie dotyczącym Bukowa, że zostało zawieszone, z powodu priorytetu jakim było porwanie dzieci w Niemczech - mocno mnie ten wątek rozczarował, bowiem tylko namieszał a nie został należycie rozbudowany. Skoro dzieciaki były w Polsce i policjanci mieli uczestniczyć w ich odbiciu to uważam, że albo nie wspominamy o tym w ogóle, ale poświęcamy należytą liczbę znaków a nie tylko ogólnikowo. Na szczęście to jedyne do czego mogę się przyczepić w tej książce.
 
Akcja, jej dobre tempo, zwroty, zaskoczenia a przede wszystkim niespodzianki kryjące się w poszczególnych rozdziałach sprawiły, że wręcz pochłaniałam lekturę. Na koniec otrzymałam też "wow" w finale, choć byłam blisko w wykombinowanych domysłach. Jednak nie wiedziałam wszystkiego, stąd nie mogłam mieć stuprocentowego trafienia. 
Brawa dla autorki! Zwłaszcza, że początkowo bałam się, że po zakończeniu śledztwa z Kalitą nagle w trzecim tomie bohaterowie już nie otrzymają ciekawej sprawy.
 
W tle oczywiście towarzyszymy bohaterom w życiu rodzinnym - co słychać w rodzinie Lwa? Czy uda mu się wreszcie szczera rozmowa z córką? Dlaczego ktoś włamał się do Soni? Jakie ma zamiary?


Podsumowując - "Szepty z lasu" to trzymający w napięciu kryminał, wielokrotnie serwujący czytelnikowi niedowierzanie oraz podsuwający mnóstwo rozwiązań. Podczas lektury nie da się iść prostą drogą przez ten las, od którego wszystko się zaczęło, wkalkulowane w fabułę zostało kluczenie po podmokłych i krętych ścieżkach i sporo trzeba się natrudzić, by dotrzeć do nagrody, jaką jest finał.
Jest to historia o żalu, gniewie, stresie pourazowym i depresji. O długotrwałym i różnorodnym przeżywaniu żałoby, rozstaniach i marzeniach. O ciążach, poronieniach, ucieczkach i tajemnicach, które przez lata nie wyszły na jaw. Polecam!
 
 
 
 
 
"Gdy nikt nie patrzy"
"Szepty z lasu"
 
 
 
 
 
Książka przeczytana w ramach listopadowych wyzwań: Pod hasłem, 52 książki
 
 
 
 
 
Za książkę dziękuję  



sobota, 26 czerwca 2021

Magdalena Zimniak "Gra poza prawem"

 
 
 
Autor: Magdalena Zimniak
Wydawnictwo: Prozami
Data wydania: 2018
Liczba stron: 432
 
 
 
 
 
 
 
"Gra poza prawem" to moje drugie spotkanie z twórczością autorki. Zaintrygowała mnie ta mroczna okładka...
 
 
Dorota nie istnieje. 
Choć przecież żyje... Oddycha, je, czuje, mieszka obok lasu pod Sopotem i choć ma już dwadzieścia lat to nigdy nie opuściła domu. Nie ma też kontaktu ze światem zewnętrznym. Jak to możliwe?  
To babcia wymogła na mamie, że ukryją ją przed wszystkimi, przed światem... Pewnego do tego domu wchodzą włamywacze i wszystko totalnie się zmienia! Kończy się względny spokój mieszkających tam kobiet.

Ola ma dwadzieścia cztery lata i jest bibliotekarką. Wychowała się w domu dziecka i od tamtego czasu ma jednego prawdziwego przyjaciela, który zawsze jej pomaga i broni - Krzyśka. W swojej szefowej wyczuwa tajemnicę i bardzo chce ją odkryć, chociaż sama głęboko w sercu ukrywa swoją - nikt nie wie co tak naprawdę wydarzyło się w murach bidula...

Gdy dochodzi do spotkania Oli i Doroty świat trzęsie się w posadach - na jaw wychodzą tajemnice, nie tylko z odległej przeszłości a Beata znajduje trupa! Kto i jakie konsekwencje poniesie? A kto zapłaci najwyższą cenę? Kto jest mordercą?

Wielbicielki kryminałów - Beata i Dorota stają się bohaterkami mrocznego kryminału we własnym życiu...

Rozpoczyna się gra...
Dwoje młodych ludzi podejmuje się nieoficjalnego śledztwa... Do jakich informacji dotrą? Kto im pomoże? Komu mogą zaufać i go wtajemniczyć? A komu wyznają całą prawdę?


Włamania, gwałty, porwania, strach, przerażenie i ukrywanie zbrodni. Mur milczenia, trudne dzieciństwo, nieoczekiwane zwroty akcji. Spore emocje wzbudzają relacje matek i córek, nie zawsze łatwe, pozytywne, często posuwające się do rękoczynów i braku zaufania.
 
Prowadzone śledztwo jest niezmiernie dziwne a przez to intrygujące. Nikt nikogo nie zna, nic się nie wiąże, każdy ma swoje tajemnice i trudno jest ułożyć całość historii prowadzącej do zbrodni z maleńkich puzzli. Przyznaję, że trudno jest z wyprzedzeniem domyślić się kto zabił. W trakcie fabuły na jaw wychodzą choroby psychiczne czy romanse.
 
Chwilami akcja mocno abstrakcyjna, nie wszystkim wydarzeniom można wierzyć, iż są realne, zdarzają się nużące fragmenty, ale i tak uważam, że to doskonale napisana książka, która wciąga czytelnika w swój świat. 


Podsumowując - "Gra poza prawem" to thriller z próbą wyjaśnienia realnej zbrodni pełen wściekłości, przerażenia, plątaniny kłamstw, zawodów miłosnych oraz cynizmu. Dzięki naprzemiennej narracji szczegółowo poznajemy uczucia, emocje i myśli bohaterów, co prowadzi do odkrycia wielu tajemnic oraz przyczyn zemsty losu. Polecam!
 
 
 
 
 
 
 
Książka przeczytana w ramach wyzwań: Abecadło z pieca spadło, 52 książki

czwartek, 8 kwietnia 2021

Gabriela Gargaś "Luna"

 
 
 
 
Autor: Gabriela Gargaś
Wydawnictwo: IV Strona
Data wydania: 24 lutego 2021
Liczba stron: 424
 
 
 
 
 
 
Gabriela Gargaś pisze powieści ciepłe, ale jednocześnie poruszające, zaskakujące problemami, z nieoczywistymi finałami. W tworzonym przez nią świecie, każdy bohater jest po coś; każdy ma swoją misję, coś czytelnikom przekazuje, czegoś uczy; między innymi tego, że nic nie jest dane na zawsze.
 
 
Emilia (zwana Luną) jest samotną matką ośmiolatka, która spełniła swoje marzenie z dzieciństwa i lata... Pilotuje śmigłowiec ratunkowy, ratując ludzkie życie. Choć jej własne nie jest i nigdy nie było usłane różami. Ojciec jej synka ją skrzywdził; teraz podczas krótkiego pobytu w Paryżu zakochuje się w przypadkowo spotkanym żołnierzu. I chociaż to miłość pełna namiętności i pożądania, wzajemna i pasjonująca to jednak dzieli ich setki kilometrów. Czy przetrwa dzielącą zakochanych odległość? Czy krótkie spotkania raz na jakiś czas im wystarczą?
 
 
W życiu Luny wielokrotnie pojawiają się rozstania dróg a ona musi wybierać właściwy kierunek. Przedkładać szczęście swojego dziecka ponad swoje, liczy się też ze zdaniem rodziców, całym sercem wspiera przyjaciółkę w zawirowaniach rodzinnych. Tak jak kiedyś robiła to Jagoda, gdy codzienność Luny trzęsła się po przejściach z Krystkiem. Jak wiele tajemnic z tamtego okresu zachowała dla siebie? Czy Daniel zrozumie dlaczego nie wyznała mu wszystkiego wcześniej? Wszak sam nie był z nią szczery od początku... 

Wstąpił do Legii Cudzoziemskiej, by uciec od swojego dotychczasowego życia. Co utracił? Czego się bał? Dlaczego zostawił Polskę? Bardzo długo przyjdzie nam czekać na prawdziwy powód jego wyjazdu. 


Oboje zmierzyli się ze zranieniem, bolesną przeszłością.
Musieli dokonać trudnych wyborów, ocalić siebie i bliskich. 
Złamane serca leczyli różnymi sposobami i z odmiennymi motywacjami. 
Rozwijające się między nimi uczucie aż wiruje nad stronicami książki, pożądanie jest wyczuwalne dla czytelnika. 
Wspólne chwile to radość i namiętność; rozstania to smutek, żal, tęsknota. Wyczekiwanie na spotkanie podnosiło napięcie, przechodzące w euforię z chwilą zobaczenia drugiej osoby.
Tylko czy miłość na odległość jest realna?


Gabriela Gargaś włożyła w powieść wiele emocji i tajemnic. Mocno przeżywałam relacje między bohaterami, skrywane głęboko w sercach przeżycia z przeszłości. Kilkukrotnie wydarzenia podnosiły mi ciśnienie. Zaskoczył mnie wątek Małej Mi oraz zakończenie, które nie okazało się takie, jak oczekiwałam. Odrobinę mnie zawiodło, ale przecież nie zawsze finały satysfakcjonują każdego czytelnika, prawda? 
 

Podsumowując - "Luna" to powieść, w której mocno wczuwamy się w przeżycia i problemy bohaterów, nie zawsze zgadzamy się z ich wyborami, czujemy się zaskakiwani tym, co ukrywają przed światem. Jest to historia pełna miłości, przyjaźni, nienawiści, pożądania i namiętności. Wraz z bohaterami poznajemy czym jest chora zazdrość, fascynacja, przemoc, ale również uczymy się odpowiedzialności oraz że nic nie trwa wiecznie. Autorka poruszyła też temat choroby psychicznej, samotnego macierzyństwa, depresji, narkotyków, związku na odległość oraz "gdybania", które niewiele zmienia. Kochajmy rozsądnie i pamiętajmy, że miłość nie wystarczy do stworzenia udanego związku. Polecam ten tytuł Waszej uwadze!
 
 
 
 
 
Książka przeczytana w ramach wyzwań: Abecadło z pieca spadło, Pod hasłem, 52 książki
 
 
 
 
 
 

czwartek, 25 lutego 2021

Max Czornyj "Sezon drugi"


 
 
 
 
Autor: Max Czornyj
Wydawnictwo: Filia
Data wydania:  27 stycznia 2021
Liczba stron: 408




Książki Maxa Czornyja są przeze mnie bardzo wyczekiwane, bowiem serie wciągają a pojedyncze tytuły zaskakują nie tylko fabułą, ale i zakończeniem. Zwykle jest makabrycznie, pełno krwi i brutalności - teraz autor pokazał zupełnie inną odsłonę siebie.
 
 
"Sezon drugi" to nawiązanie do wszechobecnych w naszych czasach programach typu reality show. Oglądacie? Lubicie? Był taki czas w moim życiu, że często pasjonowałam się losami uczestników zamkniętych w domach z kamerami... Jak zatem odebrałam książkę Czornyja?
 
 
Dwa sezony jednego reality show 'Za wszelką cenę', który prowadzi tajemniczy Mistrz Gry. W każdym sezonie po jednej zaaranżowanej na potrzeby programu parze małżeńskiej, która przez określony czas ma funkcjonować w przygotowanym dla niej miejscu nafaszerowanym kamerami i mikrofonami. Muszą spełnić mnóstwo dziwnych punktów regulaminu, które już w chwili podpisywania umowy podnoszą im adrenalinę; dochować poufności, ale powiedzmy szczerze - liczą na gigantyczną wygraną.

W pierwszym sezonie podglądamy Sarę i Adama, których relacje, nawet dla nich samych, zmierzają w zaskakującym kierunku. Obserwujemy różnorodne emocje w wyniku niespodziewanych wydarzeń. Sezon drugi to nowi bohaterowie - Ewa i Michał, którzy od początku mają do siebie dystans i walczą ze swoimi demonami. Pojawia się nawet strach. To niewątpliwie bardziej dynamiczny sezon niż pierwszy. Dlaczego Ewa zgodziła się na udział skoro pierwszy sezon zakończył się tragicznie?
 
Każdy z nich inaczej reaguje na zamknięcie i odcięcie od świata. 
Każdy nosi w sercu tajemnice z przeszłości, których woli nikomu nie wyjawiać. 
Każdy czegoś się boi, za czymś tęskni, o czymś marzy.
Jednak nie wszystko potoczy się tak, jak tego oczekiwali...


Fabuła potoczyła się w zupełnie innym kierunku, niż się spodziewałam. Nie przypuszczałam, jakie tajemnice na kartach książki ukrył Czornyj. Wydarzenia końcowe zaskoczyły mnie wbijając w fotel, powodując że nie mogłam się oderwać, bo choć napięcie zwiększa się z każdą stroną, to im bliżej finału jest coraz większe. Ogromnie chciałam poznać prawdę! 
 
I choć w zasadzie oczekiwałam innego zakończenia, to muszę przyznać, że to zaserwowane przez autora jest logiczne i mocno daje do myślenia. Skłania do głębokiej refleksji dotyczącej decyzji, jakie podejmujemy w życiu. Nakazuje pochylić się nad dylematami moralnymi, tęsknotą i bólem czy żalem po utracie bliskiej osoby.

Max Czornyj wyśmienicie odnalazł się w stworzonej przez siebie książce, w thrillerze psychologicznym jakże innym od dotychczasowych. Podsunął czytelnikowi ciekawie i intrygująco nakreślone postacie pełne tajemnic i 'trupów w szafie'. Popchnął swoich bohaterów do nietypowych zachowań i decyzji w niecodziennych warunkach a przez to i sytuacjach. 
 
Kto z nich wygra swój sezon? 
Kto wytrzyma psychicznie? 
Kto będzie sobą a kto nieustannie będzie grał kogoś, kim nie jest? 
Kto podda się zagrywkom producentów i będzie chciał opuścić program?

Sięgnijcie i przekonajcie się sami! Warto!
Krótkie rozdziały odnoszące się naprzemiennie do pierwszego i drugiego sezonu na pewno Was wciągną...
 

Podsumowując - "Sezon drugi" to łagodniejsza wersja Maxa Czornyja. Nie jest tak krwawo i mocno jak w poprzednich książkach, autor skupił się bowiem na emocjach, przeżywaniu, wyrzutach sumienia, wspomnieniach i wydarzeniach z przeszłości. Ciekawa i rozwijająca się akcja sprawia, że książkę czyta się szybko. To thriller pełen napięcia, niepokoju, podsycania podświadomych lęków i tęsknot. Polecam!






Książka przeczytana w ramach wyzwań: Pod hasłem, 52 książki
 



Za książkę dziękuję 



poniedziałek, 24 sierpnia 2020

Zofia Ossowska "Pensjonat Samotnych Serc"





Autor: Zofia Ossowska
Wydawnictwo: Filia
Data wydania: lipiec 2020
Liczba stron: 384






Ludzie nieszczęśliwi często powracają myślami do przeszłości i próbują odnaleźć ten moment, to wydarzenie, tą decyzję, kiedy się pogubili, kiedy źle wybrali życiową drogę. Zastanawiają się wtedy czy gdyby dokonali innego wyboru, byliby szczęśliwsi... Tylko że takie "gdybanie" po fakcie niewiele zmienia. Zapraszam Was na Mazury, gdzie takich rozmyślań wiele unosi się w powietrzu.



"Nie warto męczyć się z kimś, przez kogo jesteśmy nieszczęśliwi." *

Wiesława Kasiuk nie dała się namówić rodzicom do opuszczenia ojcowizny, jej dom od zawsze był w pobliżu jeziora Mamry i tak miało pozostać. Gdy odszedł ukochany mąż postanowiła, że nie chce spędzić starości samotnie. To właśnie wtedy powstał Pensjonat Samotnych Serc, w którym Wiesia przyjmowała tylko i wyłącznie ludzi ze złamanymi sercami. Swoją dobrocią, cierpliwością i serdecznością gospodyni leczy zranione dusze; również popisową szarlotką!

Pewnego dnia w progu jej Pensjonatu zjawia się Matylda Jaśmin, analityczka finansowa z Warszawy. Kobieta wciąż ze strachem ogląda się za siebie, boi się nawet odbierać połączenia telefoniczne. Do ostatniej chwili nie wiedziała czy ucieczka od męża się powiedzie. Chciał ją stłamsić, uzależnić, poniżyć i odseparować od znajomych. Zależało mu na kontrolowaniu jej i udowodnieniu, że jest słaba i bezbronna. W najważniejszych, ale jednocześnie najtrudniejszych chwilach, nie było go przy niej. Matylda nie wie jak to się stało, że z ideału - za jakiego go uważała - stał się damskim bokserem.


"Nie zawsze da się jednak przewidzieć, że ktoś nam najbliższy nie jest tym, za kogo go uważamy, Że pewnego dnia zdejmie maskę i odsłoni swoją prawdziwą twarz. Obcą, budzącą w nas lęk..." **


Pani Wiesia o gołębim sercu oraz kojące otoczenie łąk i lasów sprawiły, że Jaśmin zaczęła się otwierać i po wielu łzach wypłakanych w poduszkę, opowiedziała gospodyni swoją historię. A nie jest ona łatwa i bezbolesna; wstrząsnęła nawet panią Kasiukową, która przecież podobnych opowieści wysłuchała już wiele. Matylda cofnęła się do czasów swojej pierwszej miłości, wyraziła też żal, że nie doceniła mężczyzn, którzy na nią zasługiwali i dlatego spotkała ją kara w postaci tyrana Wojtka. Opowiedziała też jak go poznała i kolejne etapy zmian człowieka, z którym żyła. Mati zdaje sobie sprawę, że teraz czeka ją najtrudniejszy moment - by się nie poddać, nie ugiąć, nie wrócić i ponownie nie dać sobą pomiatać. Czy pośród mazurskich łąk znajdzie wsparcie? Kto najbardziej pomoże jej w trudnych chwilach? Jak zakończy się ten wątek?

W powieści poznajemy nie tylko historię kobiet - Wiesi i Matyldy, ale również Artura Kasiuka - syna gospodyni. Mężczyzna od początku jest zamknięty w sobie, gburowaty i stroniący od ludzi. Jaka tragedia spotkała tego trzydziestopięcioletniego człowieka? Bardzo długo kazał czytelnikowi czekać na wyznanie prawdy. Przeczucia mnie nie myliły...


"Nie ma sensu być z kimś na siłę. Samotność wcale nie jest taka zła." ***


Zofia Ossowska już po raz drugi zabrała mnie w przepiękną podróż. Podróż w głąb człowieka, jego uczuć, pragnień, tragedii i bolesnej przeszłości. Znów udowodniła, że czas akcji nie jest najważniejszy, niezależnie od tego w jakim miejscu historii umieści swoich bohaterów to i tak czytelnik zatraci się w lekturze. "Pensjonatu Samotnych Serc" nie można czytać bez emocji. Nie wierzę bynajmniej, że ktoś tak potrafi. Podczas każdej z opowieści, wraz z narratorami przeżywałam ich smutki i radości; zaciskałam pięści ze strachu o ich los, życie, zdrowie. Zastanawiałam się, kim trzeba być, jakim "gatunkiem człowieka", by w taki sposób traktować innych i z premedytacją się nad nimi znęcać. Myślałam też o tych chwilach, gdy bohaterowie tracili bliskich i z różnym skutkiem próbowali uporać się z żałobą.

Autorka prowadzi narrację naprzemiennie - w teraźniejszości i przeszłości poszczególnych postaci, które doskonale nakreśliła. Myślę, że każdy z nas chciałby się znaleźć w tym magicznym miejscu, by pozbierać się po traumie, zapomnieć o smutku i zaleczyć rany pod okiem wróżki Wiesi. Podoba mi się pomysł na fabułę, na historie życiowe bohaterów, uwielbiam realizm w stylu Ossowskiej, która każdym zdaniem zabiera w inny świat - totalnie odcinałam się od rzeczywistości i przenosiłam do mazurskiej wsi. Dlatego bardzo cieszy mnie fakt, że to nie koniec. Zaskakujący finał powieści zwiastuje nie mniej emocji w dalszym jej ciągu, który obiecała autorka.

Moją uwagę przyciągnęły jedynie dwie rzeczy, jeśli chodzi o negatywy książki - zupełnie nie rozumiem jej podziału na części, nic to nie wnosi do odbioru lektury, nie oddziela mocno zróżnicowanych okresów czy wydarzeń. Autorka mocno nadużywała również określania bohaterów ich nazwiskami, wprawdzie nie rzutuje to na wysoką jakość powieści, ale uważam, że była lepsza alternatywa.


"Dwoje wojowników, którzy postanowili stawić czoła bolesnym przeżyciom i zawalczyć o szczęście. Cierpienie, które przez ostatnie lata niszczyło oboje od środka, połączyło ich ze sobą." ****


Podsumowując - "Pensjonat Samotnych Serc" to naprawdę wyróżniająca się pośród innych obyczajówek książka. Jest przepełniona przykrymi doświadczeniami, żalem, bólem, rozpaczą i wyrzutami sumienia; toksyczne relacje wiodą tutaj prym a żałoba, depresja i poronienia jeszcze bardziej uwierzytelniają przeżycia bohaterów z krwi i kości. Znajdziemy tutaj również motyw miłości do zwierząt, pielęgnowania pamięci ofiar II wojny światowej, pojednania i wybaczenia a także rozczarowania i wręcz śmiertelnego przerażenia. Czy wszystkie bolesne rany uleczy lekarz-czas? Koniecznie sprawdźcie sami - świetna lektura!



* Z. Ossowska, "Pensjonat Samotnych Serc", Wyd. Filia, Poznań 2020, s. 178
** Tamże, s. 66
*** Tamże, s. 179
**** Tamże, s. 382




Książka przeczytana w ramach wyzwań: Abecadło z pieca spadło, 52 książki




Za książkę dziękuję




środa, 20 maja 2020

Agnieszka Olejnik "Tyle nowych dróg"






Autor: Agnieszka Olejnik
Wydawnictwo: Silver
Data wydania: 11 maja 2020
Liczba stron: 376







Agnieszka Olejnik jest jedną z moich ulubionych polskich pisarek. Pisze lekko, przyjemnie, z odrobiną humoru, ale jednocześnie wkłada w każdą historię życiową mądrość. "Tyle nowych dróg" to pierwsza powieść autorki wydana przez Oficynę Wydawniczą Silver stawiającą na książki, w których bohaterki pokazują, że w każdym wieku można liczyć na szczęście i cieszyć się życiem.


"Trzeba kochać właśnie codzienność, bo to ona jest naszym życiem!" *
 

Maria jest kobietą dojrzałą, która przez lata nie dostrzega, że żyje w toksycznym małżeństwie. Tak naprawdę nie jest kobietą na prawach żony, tylko kucharką, sprzątaczką, praczką i spełnia każde życzenie bądź żądanie męża. W jego obecności czuje się skrępowana, niespokojna; nie może wyjść do kina, na zakupy czy spacer. Ubiera się w szarości, nie może założyć sukienki a pieniądze na zakupy Rafał jej wydziela i kontroluje czy nic się w domu nie marnuje.

Życie Marii zmienia się z chwilą, gdy do Polski przylatuje jej starsza siostra Anna. Sama właśnie podjęła kilka ważnych decyzji, w których utwierdziła ją pewna tajemnica. To dzięki siostrze Marysia podejmuje swoje i przekonuje się czy w jej wieku możliwe są drastyczne zmiany. Jakie kroki podjęła, by docenić lata, które jej zostały? Dotychczas uwięziona jak ptak w klatce - czy będzie potrafiła rozprostować skrzydła i odlecieć?

Poznajemy również trzydziestolatkę Laurę, która po rozwodzie stała się nijaka a życie ją nudzi. Sama ze sobą również się nudzi. Za radą przyjaciółki udaje się do terapeuty, który zaleca jej kąpiele leśne, dokarmianie dobrych bakterii zieleniną oraz zapisywanie mantr.

Ścieżki Laury, Marii oraz pewnej małej dziewczynki krzyżują się w Cudach Wiankach - czy ich historie zakończą się szczęśliwie? 


"...kluczem do odnalezienia sensu życia jest bycie potrzebnym."**


Autorka wyśmienicie wpisała się w założenie Silvera, by stworzyć opowieść o bohaterkach, które pragną dla siebie lepszego jutra. Maria małymi krokami próbuje oddalić się od dotychczasowego życia a na swojej drodze spotyka wielu cudownych ludzi. Zdobyte doświadczenia, rady innych, otaczająca ją sympatia i wsparcie, a do tego cudowny klimat domu przy Lipowej i herbaciarni oraz gromadka kociaków - wszystko to sprawia, że w życiu emerytki pojawiają się radośnie igrające promienie słońca. Jesienne słońce w jesieni życia...

Agnieszka Olejnik całkowicie wciągnęła mnie w fabułę i z niecierpliwością przewracałam kolejne strony. Teoretycznie już na początku powieści dowiadujemy się co zrobiła Maria, ale dopiero z czasem odkrywamy co nawarstwiało się latami i doprowadziło ją do tego kroku. Później poznajemy historie innych bohaterek, próby pokonania traum z przeszłości, naprawienia błędów, odkupienia win, wzajemne motywowanie się oraz ciekawe spędzanie czasu.

Bardzo emocjonalna książka, niosąca i smutek i radość. Pokazująca różne oblicza ludzkie, inspirująca do zmian, napisana lekkim stylem, z ciepłem właściwym Agnieszce Olejnik, która potrafi czytelnika zaczarować językiem, historią, problemami, jednocześnie dając nadzieję. 


"Bo wiesz, nie chodzi o to, ile będzie lat w tym życiu, tylko raczej - 
ile będzie życia w tych latach."***


Podsumowując - "Tyle nowych dróg" to powieść o prozie życia, ucieczce, odwadze, cennych doświadczeniach, tęsknocie za dzieciństwem oraz życiowych wyborach. Piękna, głęboka i mądra historia o zdradzie, samotnym tacierzyństwie, różnych odcieniach samotności, goryczy gromadzonej latami, poczuciu winy, depresji oraz szukaniu zagubionego sensu życia.
Książka jest dowodem na to, że marzenia same się nie spełniają, trzeba je spełniać; zrobić ten pierwszy krok i szukać swego szczęścia, samo nas nie znajdzie. Świetna! Polecam





* A. Olejnik, "Tyle nowych dróg", Silver, Warszawa 2020, s. 16
** Tamże, s. 226
*** Tamże, s. 166




Książka przeczytana w ramach wyzwań: Wyzwanie LC, 52 książki




Za książkę dziękuję


czwartek, 20 czerwca 2019

Agata Przybyłek "W promieniach szczęścia"





Autor: Agata Przybyłek
Wydawnictwo: IV Strona
Data wydania: 2018
Liczba stron: 384
Seria: Bądź przy mnie zawsze tom 2





Z reguły każdy dzień zaczyna się dla nas zwyczajnie - podążamy utartymi szlakami między sypialnią, łazienką, kuchnią a pracą, szkołą czy sklepem. Jednak czasami coś pójdzie nie tak... Wydarzy się coś, co zmieni nasz schemat działania a na dodatek diametralnie zmieni życie, nie pozwalając na realizację zamierzonych planów.

Łucja ma dziewiętnaście lat, jest na pierwszym roku prawa i utrzymuje się dzięki stypendiom, gdyż pochodzi z biednej rodziny. Jest skromna, sumienna i ma jasny sprecyzowany cel - zostać prawnikiem i dobrze zarabiać, by móc pomagać rodzicom. Tego dnia wybierała się na egzamin, gdyż trwała sesja a współlokatorka poprosiła ją by wyrzuciła śmieci... Aż do momentu gdy wyszła na zimne powietrze nic nie zwiastowało, że jej życie za chwilę zmieni tor... Otworzyła altanę śmietnikową i to była właśnie TA CHWILA - znaleziony noworodek spowodował, że każdy kolejny dzień wyglądał zupełnie inaczej niż planowała. Jak potoczą się ich losy?

Łukasz jest dziennikarzem nadmorskiej gazety i po męczącym dniu spędzonym na konferencji dotyczącej bursztynów udaje się na plażę, by szukać ochłody. To wtedy poznaje piękną i skromną kobietę z kilkuletnią dziewczynką. Obie szybko zawładną jego myślami i Łukasz zacznie poważnie rozważać zerwanie ze swoją dziewczyną - Eweliną. Czy uda mu się pozbyć niedojrzałej partnerki a kobieta z plaży na stałe zajmie miejsce w jego sercu?

Justyna pochodzi z inteligenckiej rodziny, rodzice zapewniali jej wszystko a ona sama marzyła o karierze naukowej. Chciała być psychologiem, jednak coś poszło nie tak... Jedna źle podjęta decyzja sprawiła, że aktualnie sama musi korzystać z terapii. Dzięki grupowym spotkaniom, na które uczęszcza, poznajemy jej historię. Krok po kroku od chwili, gdy rozpoczęła badania w zespole młodego i ambitnego profesora. Co wydarzyło się w jej życiu?

Co łączy trójkę bohaterów? Przekonacie się, gdy tylko sięgniecie po powieść Agaty Przybyłek, choć nie wszystko będzie jasne od pierwszych stron... Na rozwiązania niektórych tajemnic trzeba chwilę poczekać, choć wnikliwy czytelnik szybko się domyśli, jak mogły potoczyć się losy głównych postaci i który 'element' będzie tym łączącym ich ścieżki życiowe.

"...rezygnując z siebie, można najwięcej zyskać." *

Naprzemiennie poznajemy losy Łucji, Łukasza oraz Justyny a autorka bardzo powoli odkrywa karty ich przeszłości stopniując napięcie. Nie wszystko jest tutaj cukierkowe, dramaty przeplatają się, pojawiają się niedomówienia, kłamstwa i wyrzuty sumienia. Dzięki fabule osadzonej w głównej mierze nad morzem, poznajemy urokliwe zakątki, popołudnia spędzamy na plaży zbierając muszelki i puszczają latawiec, ciesząc się morską bryzą jeszcze przed urlopem.

Każdy z nich - podobnie jak my w realnym życiu - Justyna, Łucja, Łukasz - niesie swój bagaż doświadczeń, walczy z pojawiającymi się problemami, pragnie miłości, czułości, bliskości drugiej osoby. To bohaterowie z krwi i kości, naturalni, bliscy nam dzięki troskom, z którymi się mierzą:  chorobami, depresją, odrzuceniem przez rodzinę, tęsknotą. Świat, który obserwujemy rozjaśniają pięcioletnia Gloria oraz jej koleżanki.

Przybyłek znów stworzyła powieść niebanalną, ciekawą, intrygującą i tajemniczą, w której nie brakuje cudów, dobrych uczynków, ludzkich serc pełnych ciepła oraz nadziei, że osiągniemy cel... Choć nie będzie tym, którego pragnęliśmy w przeszłości.


"...czasem życie układa się w tak nieprzewidywalny sposób. Czasami nie ma się wyjścia." **

Podsumowując - "W promieniach szczęścia" to powieść o wybaczeniu, rozstaniach, kłamstwach, marzeniach, potrzebie bliskości i akceptacji oraz trudnych wyborach, które zmieniają nasze życie na zawsze a potem jest za późno i nie da się ich odkręcić. Historia o tym, że nie można cofnąć czasu a wraz z jego upływem priorytety się zmieniają, o oswajaniu samotności, ukrywaniu się przed problemami a także urokach macierzyństwa i wyrywanych chwilach dla siebie. Gorąco polecam!





*A. Przybyłek, "W promieniach szczęścia", IV Strona, Poznań 2018, s. 206
** Tamże, s. 156




"Bądź przy mnie zawsze"
"W promieniach szczęścia"
"Dlatego od Ciebie odeszłam"
"Najlepsze, co mnie spotkało"





Książka przeczytana w ramach wyzwań: Pod hasłem, 52 książki





Za książkę dziękuję

niedziela, 26 maja 2019

Sheryl Browne "Opiekunka" - przedpremierowo





Tytuł oryginalny: The Babysitter
Tłumaczenie: Jacek Żuławnik
Wydawnictwo: W.A.B.
Data wydania: planowana na 5 czerwca 2019
Liczba stron: 400




Ile zła jest w stanie znieść człowiek? Jak bardzo wypacza się psychika dziecka w obliczu traumatycznych przeżyć? Na ile trzeba zaufać obcej osobie zatrudniając ją jako opiekunkę? Jak wiele miłości i zrozumienia musi łączyć małżonków, by mogli wspólnie stawić czoło przeciwnościom losu? Doskonałym materiałem, choć tylko literackim, może być thriller Sheryl Browne "Opiekunka". Jeżą się włosy na karku podczas czytania...

Melissa i Mark Cainowie wreszcie cieszą się z bycia rodzicami, mają siedmioletnią Poppy oraz sześciotygodniową Evie. Jednak osiem lat temu stracili synka, co spowodowało długotrwałą depresję u Melissy, którą pogłębiły jeszcze dwa poronienia. Kobieta odnalazła radość życia dzięki tworzeniu rękodzieła, zaś obecnie dwie córeczki i mąż są całym jej światem. Nie jest świadoma, jak bardzo jeden dobry uczynek zmieni jej świat...

Pewnego dnia, w domu po drugiej strony ulicy przy której mieszkają Cainowie, wybucha pożar. Pogorzelisko nie nadaje się do zamieszkania a Jade nie ma żadnej rodziny, by móc się do niej przeprowadzić. Melissa proponuje dziewczynie, aby zatrzymała się u nich.
Od tej chwili zdarzenia nabierają rozpędu, bowiem Jade bardzo pomaga przy dzieciach, w czasie gdy komisarz Mark Cain poświęca się śledztwu, pragnąc odnaleźć porwaną dziewczynkę - Daisy. Z dnia na dzień coraz bardziej widoczne staje się rozdrażnienie, zmęczenie i przygnębienie Melissy, która najchętniej wciąż by spała. Do zaniedbanego i rozproszonego Marka dociera, że jego żona chyba znów popada w depresję i właściwie oboje utwierdzają się w przekonaniu, że Jade pojawiła się we właściwym momencie, spadła im jak z nieba... Bez niej by sobie nie poradzili. Tylko czy na pewno?

W małżeństwie bohaterów jest coraz gorzej. Oboje zamykają się we własnym świecie bólu i niezrozumienia, każdy radzi sobie z rozczarowaniami po swojemu, tylko niestety w izolacji. Padają gorzkie słowa, wzajemnie oskarżenia, na jaw wychodzi coraz więcej dziwnych zdarzeń... Do czego to wszystko zmierza? Do totalnej katastrofy, którą ktoś zaplanował... Jaki jest cel? I ile ofiar zostanie poświęconych, by do niego dotrzeć?

Sheryl Browne stworzyła thriller oparty na znanym schemacie z potajemnym podawaniem leków, sabotowaniem życia innych, podkładaniem im "świni". Czytelnik bardzo szybko domyśla się kto jest kim, do czego zmierzają działania oraz kiedy dzieje się coś złego. W sercu daje się odczuć niezmierzone emocje spowodowane krzywdą dzieci oraz przepychankami dorosłych, na szczęście z perspektywy czytającego łatwo jest odróżnić dobro od zła. Jednak nie jest łatwo utrzymać nerwy na wodzy, gdyż wydarzenia mocno oddziałują swoim przebiegiem. Wywołują złość, żal, zdenerwowanie a nawet wściekłość.

Napięcie narasta, co powoduje że im bliżej finału, tym mniejsza jest chęć, by odłożyć książkę. Jednak autorka nie ustrzegła się niedociągnięć w obrębie stworzonej historii. Wykreowała strasznie niedojrzałą jak na siedem lat Poppy oraz zagubionego gliniarza, który nie potrafił ogarnąć ani spraw służbowych ani rodzinnych. A już oboje państwo Cain dali się poznać jako beznadziejni rodzice, którzy charakteryzując się nadmiernymi pokładami ufności, wpuścili do swej codzienności właściwie nieznaną dziewczynę. Wierzyli jej w ciemno, zbyt szybko zostawili jej dzieci, niezwykła nieodpowiedzialność!

W książce nie brakuje 'czarnych charakterów', które mieszają, podsycają atmosferę, kłamią i kombinują. Ogromne znaczenie w tej historii ma przeszłość bohaterów, która wcale nie była różowa a nieustannie przypomina o tym, co przeżyli i rzutuje na ich obecne życie. Co spotkało stworzone przez Browne postacie?



Podsumowując - "Opiekunka" to historia pokazująca różne odcienie macierzyństwa oraz trwałość rodziny, relacje łączące małżonków i odporność ich miłości na problemy. Jak na thriller przystało, nie brakuje narastającego lęku i niepewności, przerażenia czy niedowierzania a dzięki naprzemiennej narracji bohaterów możemy wnikliwe poznać ich myśli, uczucia a także lęki. Nie chce się wierzyć, że opisane zdarzenia mogę zdarzyć się naprawdę. Polecam






Książka przeczytana w ramach wyzwań: Pod hasłem, Wyzwanie LC, 52 książki





Za książkę dziękuję


sobota, 11 sierpnia 2018

Magdalena Majcher "Wszystkie pory uczuć. Lato"




Autor: Magdalena Majcher
Wydawnictwo: Pascal
Data wydania: 23 maja 2018
Liczba stron: 368
Seria: Wszystkie pory uczuć tom 4











Jesienna Hania, zimowa Róża, wiosenna Ewelina i letnia Joasia - cztery tomy tej opowieści poświęcone wyjątkowym bohaterkom są już na mojej półce a wrażenia w sercu. Seria Magdaleny Majcher to istna bomba emocjonalna, która potrafi sponiewierać. Nie można jej czytać będąc w dołku pełnym smutku czy bólu, bo ciężar opisanych historii nie pozwoli się stamtąd wydostać. Tomy trudne, bolesne, pełne rozpaczy i tajemnic. Jakie wrażenie wywarła na mnie finalna część?

Joasia Metera wraz z Hanią i Moniką wychowała się pod 'skrzydłami' pani Róży w domu dziecka. Wciąż wspomina swoje potajemne wizyty u matki i dziecięcą walkę o przywrócenie jej do życia, porzucenie alkoholu... Pomimo tego, że czuła obrzydzenie. Pomimo, że matka nadal piła i sprzedawała zakupione przez dziewczynkę jedzenie. Wprawdzie Asia wyszła 'na ludzi', nie wpadła w alkoholizm, ale jej związki nie dawały szczęścia... Każdy kolejny mężczyzna w życiu był destrukcyjną miłością, niszczył poczucie własnej wartości Joanny.

Marzenia o szczęśliwej rodzinie, kochającym partnerze i uwieńczeniu tej miłości, czyli dziecku mają szansę wreszcie się spełnić. Bojąca się samotności romantyczka poznaje bowiem - w totalnie przypadkowy sposób - Maćka, jawiącego się jako rycerz na białym koniu. Wprawdzie znają się dopiero od roku, nie mają ślubu, ale pragną powiększenia rodziny. Dlatego w wieku trzydziestu ośmiu lat Joanna dostrzega dwie kreski na teście ciążowym. Delikatna radość zostaje jednak przyćmiona obawami kobiety o zdrowie dziecka, odpowiedzialność jaka będzie na niej ciążyła, skutki ciąży w późnym wieku. Aśka czuje się rozczarowana stanem błogosławionym, chciałaby mieć dziecko, ale noszenie go pod sercem zupełnie jej się nie podoba. Jest sfrustrowana, nie radzi sobie z emocjami i właściwie czuje, że utraciła własną tożsamość... Musi podporządkować życie, ciało i plany temu małemu człowiekowi. Na nic zdają się poradniki, których przeczytała tak wiele...

Joanna będąc w ciąży zajmuje się planowaniem... jak urodzi, jak będzie karmiła, tyle że to Antek, jako odrębna jednostka sam zdecyduje o wielu rzeczach a jego mama nie mogąc się z tym pogodzić popadnie w depresję. Moim zdaniem miała zbyt duże oczekiwania, piękne plany i nie wzięła pod uwagę, że czasami życie decyduje inaczej. Weryfikacja poradnikowej fikcji oraz jej przedwczesnych marzeń nie skończyła się dobrze - Joanna odczuwała ból, zmęczenie, była zła na swój organizm doskwierający jej po cesarskim cięciu oraz na wciąż wrzeszczące dziecko.


"Nie tak wyobrażała sobie pierwsze dni w nowej roli." *


Nie polubiłam Aśki a jej przerośnięte ambicje mnie przerażały. Nie doceniała pomocy Maćka, nic jej nie cieszyło, twierdziła że nie kocha synka... Wyolbrzymiała to, co się jej nie udawało zupełnie nie dostrzegając plusów macierzyństwa. Piszę to z pełną świadomością, choć wiem, że człowiek z depresją nie poprosi o pomoc. Wiem czym ta choroba może się skończyć - niestety wiem... Ale też jestem matką - rodziłam tak samo jak Aśka, tak samo jak ona byłam obolała, nie mogłam karmić piersią z uwagi na swoje leki i moje dziecko nie jest z tego powodu w niczym gorsze, że jadło butelkę... A ja nie czuję się gorszą matką. Ale ja nie nastawiałam się wcześniej na idealność... Nie stawiałam sobie celów, do których dotarcie nie zależało wyłącznie ode mnie.

Tak, wiem że depresja poporodowa - bo o niej traktuje ta powieść - jest powszechna. Nie neguję, nie odrzucam, nie krytykuję, nie potępiam. Kobiety, jeśli czujecie że coś jest tak - proście o pomoc! Nie wstydźcie się, nie dajcie się!

"...nawet jeśli w danym momencie nie widzimy w swoim życiu światła, 
to nie znaczy, że go, tam nie ma." **


Podsumowując - "Wszystkie pory uczuć. Lato" to powieść przedstawiająca ogromnie trudny a zarazem potrzebny społeczeństwu problem - depresji poporodowej. Historia Joanny pokazuje, kiedy zaczynają pojawiać się symptomy choroby, co może powodować podrażnienie i jak bardzo potrzebna jest interwencja bliskich. Bardzo przeżyłam lekturę i choć bohaterka działała mi na nerwy wiem, że właśnie taka jej postawa była potrzebna Magdalenie Majcher, by obrazowo pokazać problem.

Podsumowując całą serię - wszystkie tomy są piękne, poruszające, emocjonalne i potrzebne, ale moje serce skradła Zima, czyli historia Róży :)




* M. Majcher, "Wszystkie pory uczuć. Lato", Wyd. Pascal, Bielsko-Biała 2018, s. 139
** Tamże, s. 347




"Wszystkie pory uczuć. Jesień"
"Wszystkie pory uczuć. Zima"
"Wszystkie pory uczuć. Wiosna"
"Wszystkie pory uczuć. Lato"



Książka przeczytana w ramach wyzwań: 52 książki



Za możliwość przeczytania książki
dziękuję


poniedziałek, 6 marca 2017

Anna Mentlewicz "Pewna pani z telewizji"





Autor: Anna Mentlewicz
Wydawnictwo: Melanż
Data wydania: 18 listopada 2016
Liczba stron: 400









Tytuł i okładka nie do końca mówią o czym będzie książka... Nie przekonują całkowicie do swojej zawartości "w ciemno" jak to czasami ma miejsce... Ale zaintrygował mnie opis i obietnica zanurzenia się w świat polskich mediów, gdzie wciąż trwa walka o posady, o lepszą ścieżkę kariery, o zamożność i lepszy czas transmisji własnego programu. Jako studentka dziennikarstwa miałam praktyki w mediach i można powiedzieć, że nie jest to dla mnie obcy temat. W jaki sposób "ugryzła" to autorka? Czy powieść mi się spodobała?


Stella Lerska była wychowywana przez matkę. Ojciec odszedł od nich i słuch po nim zaginął. Ten trudniejszy życiowy start nie załamał jej, ale wręcz zmotywował - dawała sobie radę, osiągała kolejne cele a kiedy czegoś nie wiedziała lub nie umiała to jeszcze bardziej czuła, że musi do tego sama dojść. Po studiach dziennikarskich była reporterką, zaś aktualnie prowadzi znany talk show. Nie liczy się dla niej bycie gwiazdą i prowadzenie imprez czy happeningów - Lerska całą uwagę poświęca przygotowaniu swoich programów, włącznie z obecnością podczas montażu.
Ale nie myślcie, że jej życie jest usłane różami...
Wciąż musi zmagać się czyjąś śmiercią. Po tym jak ZAMORDOWANO jej matkę, jedyną rodziną i oparciem stała się ciotka Wanda, która obecnie ma problemy zdrowotne i przebywa w szpitalu. Opiekuje się nią Jacek Miliński, który w bardzo sprytny sposób omotał starszą panią miłymi słówkami, jednocześnie próbując wyciągnąć od niej jak najwięcej informacji o Stelli. Po co mu ta wiedza? Do czego ją wykorzysta? W czym tkwi tajemnica??

Podczas odwiedzin u ciotki Stella zostaje rozpoznana i poproszona o autograf. Ta przypadkowa prośba i dołączone do niej pytanie wywołuje w niej atak paniki. Kobieta martwi się, że SEKRET wyjdzie na jaw... A bardzo by tego nie chciała...

Lerska od wielu miesięcy zmaga się z depresją i nerwicą lękową po tragicznej śmierci swojego kochanka - jednocześnie ówczesnego producenta talk show, które prowadzi. Jest po opieką lekarzy, bierze leki, ale nagle jej samopoczucie uległo znacznemu pogorszeniu...  Dlaczego?? Otóż zaczęła dostawać ANONIMY, które początkowo bagatelizuje... Bo która telewizyjna twarz ich nie dostaje?! Jednak, gdy stają się coraz częstsze i natarczywe postanawia dowiedzieć się, kto jest autorem. Czy jej się to uda w porę?
I tu muszę wtrącić dygresję - bardzo szybko wytypowałam bohatera, który wysyła Stelli anonimy. Mimo zmyłek autorki trwałam w swym przekonaniu i miałam rację!


Bardzo polubiłam wykreowaną przez Mentlewicz postać głównej bohaterki. Nie jest telewizyjną hieną, która tylko patrzy, by żerować na innych. Pomaga wielu ludziom, czasem wprost a czasem potajemnie, nie pragnie szumu wokół swojej osoby i potrafi zdobyć się na ludzkie odruchy. Walczy z tabloidami, które szukają sensacji i mogłabym jej zarzucić jedynie większą dbałość o program niż własne zdrowie. Do czasu...

Autorka poruszyła w książce wiele ciekawych problemów. Jest tu nie tylko telewizja, choć fragmenty o przygotowywaniu programów "od kuchni", walce z uczestnikami, materiałem, rezygnacjami były bardzo ciekawe. Również tematyka talk show Stelli "Rozmowy o niewidzialnym" zwróciła moją uwagę a kiedy dodać do tego zamiłowanie prezenterki do muzyki poważnej i liczne przemyślenia na ten temat to powieść zyskała tylko w moich oczach.

Wiele miejsca Mentlewicz poświęciła też relacjom - Stelli z ciotką, z szefem i współpracownikami, z przyjacielem zmarłego kochanka, z lekarzem ciotki oraz z pewnymi blogerami. Podejście kobiety do wielbicieli czy do przyjaciółki, ale przede wszystkim do samej siebie to studium natury ludzkiej. Mogę tylko przyklasnąć autorce, że tak dobrze potrafiła oddać fakt, jak zmieniamy swoje podejście do ludzi i spraw. Plusem jest niewątpliwie to, że osobę Stelli poznajemy stopniowo, w kolejnych rozdziałach odkrywamy jej charakter i układamy z niego puzzle.

Powieść świetnie oddaje klimat pracy w telewizji - rola reżysera, realizatora wizji, kierownika produkcji, dziennikarzy oraz praca całego zespołu - to wszystko składa się na sukces. Jednak trzeba się liczyć z brakiem czasu na prywatne życie, ze stresem, zabieganiem i zmęczeniem, bo przecież wielokrotnie zmiana planów wymusza nowe działania - takie "na wczoraj".

"Pewna pani z telewizji" to również dowód na to, że niepełnosprawność nie jest końcem świata (chociaż my, niepełnosprawni często tak myślimy). Że można z nią żyć, pracować, odnosić sukcesy i robić coś pięknego. Choć nie ukrywam, że często jest potrzebna pomoc innych i to bardzo różnorodna. Temat ten nie dotyczy bezpośrednio Stelli, jest pełnosprawna, ale sami już musicie się przekonać, dlaczego o tym wspominam.

Anna Mentlewicz bardzo szybko wciągnęła mnie do świata bohaterów. Jej dbałość o szczegóły w opisach osób, sytuacji, pomieszczeń czy ubiorów nie nużyły ani nie przytłaczały, ale idealnie pozwoliły wczuć się w klimat poszczególnych rozdziałów świetnie wprowadzając w daną sytuację. Ogromna płynność wypowiedzi, lekkość stylu, czyhające na kolejnych stronicach niespodzianki i wyzierające z przeszłości demony - to główne atuty tej powieści. Autorka potrafi zaczarować słowem, wprowadzić w ciekawy świat bohaterów, umiejętnie kieruje ich losami, ale też znakomicie daje ognia w końcówce, kiedy to czekają na nas sceny mrożące krew w żyłach a na deser dostaniemy jeszcze wyznanie Wandy...

Jednym słowem książka bardzo mi się podobała, była lekka i odprężająca. Nie mogę doczekać się na wydanie dalszych losów Stelli Lerskiej, bo przecież nie wszystko się wyjaśniło! Dobrze, że perspektywa oczekiwania jest krótka :)




"Pewna pani z telewizji"
"Zemsta na ekranie"




Książka przeczytana w ramach wyzwań: 52 książki


Za możliwość przeczytania książki
dziękuję Autorce

źródło

czwartek, 29 października 2015

Katarzyna Misiołek "Ostatni dzień roku"




Autor: Katarzyna Misiołek
Wydawnictwo: Muza
Data wydania: 21 października 2015
Liczba stron: 448




Przed sięgnięciem po książkę, nie polecam czytania opisu na LC, zdradza zbyt wiele z treści







Co robią dwudziestolatkowie w Sylwestra? Wyjeżdżają w góry, idą na bale czy na imprezy plenerowe, ale przede wszystkim spotykają się ze znajomymi na prywatkach, mniej lub bardziej poważnych. I taki właśnie plan miała bohaterka tej powieści - Magda. Do mieszkania swojego chłopaka Bartka wróciła późno i w szybkim tempie musiała uporać się z kąpielą a potem zrobieniem się na bóstwo. Z łazienki słyszała swój uporczywie dzwoniący telefon, tylko nie końca chciała go odbierać, bo przecież znajomi i witanie Nowego Roku czekają... Kiedy już mieli wychodzić, zaskoczył ich dzwonek... tym razem do drzwi. Nie spodziewali się kto i z jakimi wieściami stoi po drugiej stronie... To miał być zwykły Sylwester, ale nie był i już nic nigdy nie miało być normalne i takie samo jak do tej pory...

Za drzwiami stał bowiem Kuba, szwagier Magdy. Był zdenerwowany i z paniką w oczach. Jego żona Monika - starsza siostra Magdy - wyszła nagle z domu biorąc jedynie portfel i klucze i ...zniknęła bez śladu. Nikt jej nie widział, nikt nie wie gdzie może być. Prawie trzydziestoletnia kobieta, zakochana w mężu, lubiąca swoją pracę w uniwersyteckiej bibliotece i czteropokojowe mieszkanie kupione kredyt, pasjonatka podróży i biżuterii - przecież nie mogła tak po prostu wyjść z domu i nie chcieć wrócić do swojego dotychczasowego życia! A jednak...

Magda, Bartek i Jakub zamiast świętować rozpoczynają poszukiwania Moniki. Dopiero rano, po bezsennej i męczącej mroźnej nocy, informują rodziców o zaginięciu. Pierwszym tropem, który udaje się ustalić, jest fakt, że kobieta była widziana stacji benzynowej gdzie kupiła kupon Lotto i gorzką czekoladę. Zupełnie bez sensu, prawda? Zrozpaczona rodzina nie czeka na kolejne rewelacje policji, tylko poszukuje na własną rękę: jeżdżą po mieście, rozwieszają plakaty, przepytują ludzi. Z czasem każdy z nich zaczyna się zastanawiać czy Monika jeszcze żyje? Czy to możliwe, że tak po prostu przepadła bez wieści? Nadzieja umiera ostatnia i to jej się trzymają, ale jak długo?

Każdy z bliskich zaginionej inaczej odreagowuje jej brak. Matka rzuciła się wir spotkań z jasnowidzami i przygotowywania ulubionych potraw córki. Ojciec nie do końca wierzy w to, że ona jeszcze wróci. Mąż wynajmuje detektywów, szuka w podejrzanych miejscach, również poza granicami kraju i zupełnie nie potrafi się pozbierać. Razem z Magdą udaje się nawet do pewnej sekty. Bez skutku. Najgorzej całą tą sytuację przeżywa jednak Magda. Siostra jest od niej starsza o osiem lat i zawsze starała się ją chronić, opiekować się nią, by zamknięte pewnego razu w piwnicy mogły czuć, że mają siebie. Magda jeździ w przypadkiem wybrane punkty miasta czy kraju, licząc, że to intuicja podpowie jej, gdzie szukać siostry. Jej życie jest bardziej nastawione na przetrwanie, ponieważ rzuciła faceta, studia, mieszka byle gdzie, spotyka się z byle kim, je byle co. Nie potrafi porządnie się za siebie zabrać. Ma problemy z pracą, jedzeniem a przede wszystkim ze sobą. Nie może się pogodzić z tym, że jej siostra zaginęła. Że nijak nie ma o niej wiadomości, przecież nie mogła tak po prostu odejść! Ale jak się okazuje, Monika nie wszystko jej mówiła... Zresztą podobnie jak mama... Czy tajemnice tych dwóch kobiet mają coś wspólnego z tym zniknięciem?

Mijają dni, miesiące... Minął rok. Monika nadal nie wróciła. Sprawą zainteresowały się media a do rodziny zgłaszają się fałszywi informatorzy (i nie tylko), chcąc wyłudzić trochę pieniędzy żerując na krzywdzie pogrążonych w smutku i depresji ludzi. Czy mąż nadal na nią czeka? Czy rodzice wciąż wierzą w to, że ich córka żyje? Czy Magda poradziła sobie z tym ciężarem, że to nie ona zaginęła tylko ta bardziej kochana córka? Czy to możliwe, że w obliczu takiego nieszczęścia, rodzina zamiast bardziej się scalić staje się sobie coraz bardziej obca, jej członkowie czują się ze sobą źle, uciekają od siebie. Wspomnienia o zaginionej sprawiają, że wspólnie spędzany czas staje się tylko krwawiącą na nowo raną...

Magda jest bardzo dziwną bohaterką. Bardzo przeżywa brak siostry, jednak niektóre jej zachowania czy działania są - jak dla mnie - zupełnie oderwane od rzeczywistości. Zwłaszcza przygodne kontakty z mężczyznami albo sytuacje dotyczące zagubienia rzeczy osobistych. W obliczu braku informacji o zaginionej życie tej młody kobiety całkowicie straciło na wartości. Stało się totalną egzystencją, czasem na przetrwanie, na wykonywanie tylko niezbędnych czynności. Dzień za dniem upływają jej na monotonnym powtarzaniu wciąż tych samych rzeczy: nudne zajęcia w pracy, obiad z mikrofalówki w niezbyt przyjemnym mieszkaniu, kiczowate programy telewizyjne i wreszcie sen. I tak w kółko...
Wielu jej przedsięwzięć nie pochwalałam czytając powieść, w wielu momentach mnie denerwowała (na przykład notorycznie ubierając się zbyt cienko w stosunku do warunków atmosferycznych) czy doprowadzała do pasji popełniając kolejne błędy. Ja rozumiem, że czuła się okropnie, podle i źle, oszukana, samotna i bez celu w życiu, ale takimi działaniami ani o krztę nie pomagała ani siostrze ani sobie. Uwielbiała odczuwać ból w różnych postaciach (ale nie martwcie się, nie było tu żadnego okaleczania), bo pozwalał jej zapomnieć o Monice...

Autorka napisała bardzo dobrą książkę o tym, że czasami miłość w rodzinie nie wystarcza, by przeżyć wiele lat w szczęściu. Czasem wystarczy chwila, ułamek sekundy w najmniej spodziewanym czasie i życie wielu osób wali się w gruzy. Tak mało trzeba, by ktoś wyszedł z domu i przepadł bez wieści. "Ostatni dzień roku" to świetne studium zachowań ludzi w takiej sytuacji - im więcej osób, tym więcej różnorodnych zachowań, reakcji, potrzeb, myśli i pragnień. Katarzyna Misiołek na przykładzie tej rodziny świetnie pokazała, że każdy nasz krok w życiu musi być przemyślany, że zawsze mamy wybór sięgając po coś, czego nie powinniśmy dotykać; robiąc coś, czego możemy żałować. Nawet jeśli kierujemy się intuicją i ruszamy przed siebie, bez planu to trzeba uważać na sytuacje, które mogą nam się przydarzyć. Bo czasami będzie to spotkanie miłości czy znalezienie nowej pracy, jednak czasem będzie to ból, strach i poniżenie.

Powieść długo trzyma czytelnika w niepewności co do losów Moniki. Nie mam w zwyczaju zaczynania lektury od końca, więc i tym razem delektowałam się kolejnymi stronicami, nie wiedząc jak ta historia się zakończy. Oczywiście nie zdradzę Wam czy Monika się odnalazła czy nie, ale przyznaję, że dobrze mi się książkę czytało. Mimo, że czasami wydarzenia mnie denerwowały, zachowanie bohaterów irytowało, to wszystko składało się na coraz wyższe ciśnienie i jeszcze większą chęć poznania zakończenia.

Książka ta nie jest odosobniona w temacie zaginięć, bowiem sama miałam już okazję czytać o takiej tematyce. Również media otaczają nas zewsząd informacjami o zaginięciach (słynne zaginięcie czteroletniej Madeleine McCann podczas wakacji w Portugalii) a przecież słupy ogłoszeniowe czy szyby wystawowe w każdej polskiej miejscowości oklejone są zdjęciami osób, które nie dotarły do pracy, domu, szkoły...





Książkę przeczytałam w ramach wyzwań: Pod hasłem, 52 książki



Za możliwość przeczytania książki
dziękuję Pani Monice


oraz


poniedziałek, 13 lipca 2015

Agnieszka Turzyniecka "Dziewczynka z balonikami"




Autor: Agnieszka Turzyniecka
Wydawnictwo: Szara Godzina
Data wydania: 2014
Liczba stron: 176











Często w życiu codziennym słyszy się stwierdzenie - "mam depresję". Jednak jak sądzę, jest to tylko potoczne powiedzenie, że mamy zły nastrój czy liczne problemy. Nie twierdzę, że nie. Ale czy tak naprawdę wiemy, czym jest depresja? Moje pierwsze spotkanie z chorobą afektywną dwubiegunową, czyli psychozą maniakalno-depresyjną miało miejsce w kwietniu tego roku,   kiedy to przeczytałam autobiografię Danielle Steel "Światło moich oczu". Autorka opowiedziała tam o życiu swojego syna właśnie z tą chorobą. Dziś przedstawię Wam kolejną pozycję na rynku wydawniczym, która porusza ten trudny temat.

Marlena Serafin już od najmłodszych lat miała problemy ze swoją psychiką. Jednak nie były one ani właściwie zdiagnozowane ani leczone. Z czasem jej stan zdrowia był tylko gorszy, kolejne nawroty choroby coraz bardziej natarczywe a myśli stawały się samobójcze. Na rodzinę Marlena nie miała co liczyć. Matka (choć tak naprawdę nie zasłużyła na to miano) zamiast wspierać swoje dzieci sprawiła, że każde z czwórki rodzeństwa odeszło z domu. Marlena nie mogła na nich liczyć. Jedynie na ojca, ale nie na wiele się to zdało. Nie uchroniło jej to przed problemami i pogłębiającą się depresją. Ojciec nie miał siły przebicia, to matka rządziła i rzucała jadem a dokładniej słowami, które raniły córkę: jest głupia i za gruba. Wypominała też nieukończone studia. Która matka tak mówi do własnego dziecka??

Marlenę - Polkę zamieszkałą w Niemczech - poznajemy, kiedy swoje kroki kieruje do szpitala psychiatrycznego. Dostała skierowanie od lekarza rodzinnego, jednak liczy że wystarczą leki. Dostanie je i będzie mogła wrócić do domu. Jednak po rozmowie z lekarzem zostaje umieszczona na oddziale z najlżejszymi przypadkami. Sytuacja komplikuje się, kiedy dziewczyna postanawia targnąć się na życie. Udaje się ją uratować, ale trafia do najgorszego miejsca w całym szpitalu - akwarium.

Przez cały pobyt w szpitalu pacjentka opowiada swoją historię. Poznajemy relacje rodzinne od czasów dzieciństwa, czas szkoły, potem wyjazd, praca, kiepskie szczęście do mężczyzn. Zaś opowieść zza szpitalnych murów dotyczy innych pacjentów, sposobu leczenia, reakcji na otaczający świat, rozmów z lekarzami oraz planów na przyszłość. Historia relacjonowana przez Marlenę jest ogromnie rzeczywista, realna i przedstawiona w pierwszej osobie, nie z obserwacji innych osób.

Choroba dwubiegunowa, jak pisałam już w przypadku książki Steel, jest chorobą śmiertelną. Wprawdzie to nie tak jak z rakiem, ale w przypadku depresji to pacjent może w każdej chwili zwątpienia czy gorszego samopoczucia targnąć się na życie. A przecież sposobów jest wiele. Jedynie nieliczne przypadki wychodzą ze szpitala i są w stanie żyć - oczywiście nieustannie połykając tabletki - w miarę normalnie. Trzeba jednak silnej woli i pomocy ze strony innych, by nie powrócić już do szpitalnego koszmaru wiązania pasami i obecności pielęgniarki podczas czynności fizjologicznych.

Książka jest świetnym przykładem na to, jak nie powinno się żyć. Jak nie powinno traktować się bliskich, którzy popadają w stany depresyjne. Książka jest niejako formą pomocy ludziom, którzy mogą w niej dojrzeć promyk światła i nadziei. Na lepsze jutro. Na spełnienie marzeń (Marlena marzyła o pisaniu książek). Na nieudaną próbę samobójczą, która może tylko zaszkodzić zdrowiu. Pokazuje również co może być powodem, że ktoś popadnie w taki stan i zacznie mieć problemy zdrowotne: utrata pracy czy ukochanego, silny stres lub złe emocje. Jedni wtedy płaczą a innym to nie wystarczy do wyrzucenia z siebie nagromadzonego smutku i złości.

Krótka powieść, krótkie rozdziały a jaka bogata treść. Może ktoś pomyśli, że jest nudna albo przytłacza czytelnika swoją tematyką, ale nie ma racji. Szybko czyta się o problemach, które tylko doskonale obrazują jak wygląda życie z depresją. I to z pierwszej ręki bohatera-narratora. Po lekturze książki nie jestem w stanie nikogo wyleczyć, nie mam wiedzy lekarskiej (mimo nazw leków podanych w powieści), ale mam ogólne pojęcie co to jest depresja, jak ją rozpoznać i jak udzielić podstawowej pomocy, czyli wsparcia.




Książka przeczytana w ramach wyzwań: Z literą w tle, Grunt to okładka, Pod hasłem, 52 książki

piątek, 17 kwietnia 2015

Danielle Steel "Światło moich oczu"



Tytuł oryginalny: His Bright Light
Tłumaczenie: Krzysztof Skonieczny
Wydawnictwo: Między słowami / Znak
Data wydania: luty 2015
Liczba stron: 416











Danielle Steel jest autorką ponad stu dwudziestu książek, które uwielbiają czytelnicy na całym świecie. Spora ich część osiągnęła sukces (oraz miano bestsellera) a autorka została nawet rekordzistką Guinnessa. Jednak czy zastanawialiście się kiedyś jak wygląda jej życie prywatne? Czy jest szczęśliwa w małżeństwie? Ile ma dzieci? Albo czy miała z nimi jakieś problemy wychowawcze? Czy jej życie to sielanka i dlatego z taką lekkością tworzy kolejne powieści? Przyznaję, że ja do tej pory nie zastanawiałam się nad odpowiedziami na te pytania. Aż do chwili, gdy sięgnęłam po niniejszą powieść autobiograficzną, inaczej wyobrażałam sobie życie tak poczytnej pisarki.

Kilkuletni Nick
Steel nie miała łatwego życia. Jak niemal każda kobieta chciała być szczęśliwą żoną i matką. Jednak los nie był dla niej łaskawy. Nie mogła znaleźć dobrego partnera życiowego, była w wielu związkach, miała kilku mężów i dziewięcioro dzieci (nie wszystkie były jej biologicznymi). W książce poznamy kolejnych mężczyzn z życia pisarki, kolejne ciąże, porody, dorastanie dzieci. Jednak najwięcej uwagi autorka poświęciła swojemu synowi - Nickowi, dla którego ta publikacja ma być hołdem. Dlaczego?  

Choroba afektywna dwubiegunowa, czyli psychoza maniakalno-depresyjna
Nick z mamą
jest chorobą ciężką i niezwykle śmiertelną. Często osoby chore na depresję maniakalną po prostu popełniają samobójstwa. Nie miałam jeszcze okazji spotkać się z powieścią, gdzie wątek takiej choroby byłby tak szczegółowo przedstawiony. I to na przykładzie dziecka, największego skarbu dla matki. Ileż cierpienia dostarcza każdej kobiecie choroba dziecka. Ile łez spłynie, gdy dziecko zapada na jakąś chorobę przewlekłą (wiem to z własnego doświadczenia, jakim szokiem była dla mnie cukrzyca mojej córki) a tym bardziej trudno mi sobie wyobrazić szok Steel, gdy usłyszała diagnozę dotyczącą synka Nicka. Zresztą długa droga prowadziła do tej diagnozy...

Czytelnik poznaje Nicka od chwili jego narodzin, poprzez kolejne lata, kiedy musiał zmierzyć się ze zmianami w życiu matki, pojawianiem się nowego rodzeństwa (nie dla każdego miał pozytywne uczucia) a także trudnymi kontaktami z biologicznym ojcem. A przecież psychika dziecka i jego zdolności
do rozumienia świata dorosłych nie są tak rozwinięte jak u nas - dorosłych.
Najgorsze było to, że problemy dziecka dostrzegała tylko matka. Psychiatrzy i nauczyciele twierdzili, że nic złego się nie dzieje a chłopcu potrzebna jest dyscyplina. Na wielu polach był podobny do swoich rówieśników, miał swoje pasje: baseball, taniec, muzyka, deskorolka czy śpiewanie z playbacku. Jednak kiedy "znikał" grzeczny Nick jego zabawy z innymi stawały się niebezpieczne, brutalne wręcz a przedmioty w pokoju ulegały zniszczeniu. Miał wtedy jedenaście lat.

Szesnastoletni Nick z rodzeństwem
Zachowanie chłopca stawało się coraz gorsze, wściekał się, izolował, uzależnił od leków. Tłumaczono to dorastaniem, jednak matka wiedziała, że nie jest to do końca prawdą. Trudno było dla Nicka znaleźć szkołę i dobrego psychiatrę, nie każdego dziecko akceptowało. Swój ból i cierpienie Nick opisywał w prowadzonych dziennikach. On sam jako czternastolatek postrzegał siebie, jako osobę z dwoma tożsamościami. Danielle żałuje, że nie sięgnęła po jego dzienniki wtedy, gdy mogła mu pomóc. Teraz, po jego odejściu, gdy je czyta wie, że byłyby bardzo pomocne, jednak szanowała jego prywatność. Nick odziedziczył talent pisarski po mamie i często pisał opowiadania, teksty piosenek, pamiętniki. W słowie pisanym zawierał swój smutek, strach i samotność. W siódmej klasie wyszło na jaw uzależnienie od narkotyków i seksu a pod koniec ósmej klasy Nick został wydalony ze szkoły. Nie chcieli go przyjąć w szkole z internatem, miał bowiem problemy z podporządkowaniem się zasadom.

Nick z mamą
Młody i przystojny chłopak a jakże nieszczęśliwy. Był agresywny i wrogo nastawiony, często przewracał plany rodziny do góry nogami. W wieku piętnastu lat był leczony na uzależnienie narkotykowe i tak naprawdę to wtedy lekarz, z ogromną niepewnością i obawą postawił wstępną diagnozę. Jak potoczyło się dalsze życie Nicka? Czy był w stanie żyć w miarę normalnie zażywając leki? Zapraszam do zapoznania się z tą bardzo bogatą w emocje powieścią, która obfituje również w zdjęcia oraz fragmenty twórczości Nicka.


Danielle Steel pisząc "Światło moich oczu" chciała w pewien sposób pożegnać się z synem. Nick odszedł,ale przecież na zawsze pozostanie w sercu matki. Dzięki przelaniu swoich myśli na papier, może będzie jej łatwiej pogodzić się ze stratą? Może ta książka uzmysłowi innym rodzicom, co mogą nieść niepokojące zachowania ich dzieci? Może dzięki temu, ktoś lepiej przypilnuje swoich pociech i po raz kolejny uratuje przed śmiercią?



Wszystkie zdjęcia pochodzą z książki



Książka przeczytana w ramach wyzwań: Pod hasłem, 52 książki


Za możliwość przeczytania książki
dziękuję Pani Małgosi i

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...