Zauważyłam że dziewczynki nie mają dolnych ząbków, na przedstawienie zakładają sztuczne szczęki. Te dziewczynki były nieme, próbowały mi coś powiedzieć, ale nie mogłam ich zrozumieć. Nawet przymierzyłam jedną szczękę (myślałam że może to o to chodzi), ale nie pasowała. Ktoś z tej trupy "miał na mnie oko", to była dziewczyna, moja równolatka. Udało mi się ją zmylić na rozstajach dróg, ale nie na długo. Znalazła mnie, szybko zaplątałam ją w jakiś sznurki i pobiegłam dalej. Dotarłam do pokoju, miał on tylko jedno okno pod sufitem Okno było niewielkie, kwadratowe, ale dało się przez nie przecisnąć. W pierwszej chwili okna nie zauważyłam, bo zasłaniały je książki leżące na parapecie. Zaczynam je zrzucać. Na początku nie zwracam uwagi co to za dzieła, potem zaczynam czytać tytuły. Był cały cykl ksiąg pt. "Wiedza Osobliwa" oraz cykl czasopism "Kuchnia wiedźmy i Czarostwo". Walczyłam ze sobą by nie zajrzeć do środka, bo wtedy Ona by mnie dorwała. Zrzuciłam więc książki na podłogę za jednym zamachem i wtedy pokój zalała fala światła. To była ostatnia chwila, dziewczyna właśnie weszła do środka i mnie ujrzała. Otworzyłam okno i uciekłam.
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą biel. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą biel. Pokaż wszystkie posty
wtorek, 3 lutego 2015
Carnivale
Jestem w pewnym mieście. Spotykam koleżankę z podstawówki, oglądamy album o ptakach, gdyż A. studiuje ornitologię. Do miasta przybywa trupa cyrkowa, wieczorem będzie niesamowite przedstawienie. Nie był to całkiem zwyczajny cyrk, ludzie mieli w sobie coś "dziwnego". Zauważyłam to, gdy szli po ulicach miasta zapraszając na show. Pochód prowadziły konie z pióropuszami, za nimi - muzycy, ale nietypowi. Byli niepełnosprawni, zamiast ręki/dłoni mieli doczepiony na stałe instrument, niektórzy byli na szczudłach, niektórzy jechali na jednokołowych rowerach. Wszyscy byli bardzo szczupli i wysocy, mieli granatowe fraki, granatowe spodnie, białe koszule i mega wysokie kapelusze. Za nimi podążała reszta, ale nie zdążyłam się przyjrzeć, bo wślizgnęłam się za kulisy. Trafiłam do pokoju małych dziewczynek, akrobatek-baletnic.
Zauważyłam że dziewczynki nie mają dolnych ząbków, na przedstawienie zakładają sztuczne szczęki. Te dziewczynki były nieme, próbowały mi coś powiedzieć, ale nie mogłam ich zrozumieć. Nawet przymierzyłam jedną szczękę (myślałam że może to o to chodzi), ale nie pasowała. Ktoś z tej trupy "miał na mnie oko", to była dziewczyna, moja równolatka. Udało mi się ją zmylić na rozstajach dróg, ale nie na długo. Znalazła mnie, szybko zaplątałam ją w jakiś sznurki i pobiegłam dalej. Dotarłam do pokoju, miał on tylko jedno okno pod sufitem Okno było niewielkie, kwadratowe, ale dało się przez nie przecisnąć. W pierwszej chwili okna nie zauważyłam, bo zasłaniały je książki leżące na parapecie. Zaczynam je zrzucać. Na początku nie zwracam uwagi co to za dzieła, potem zaczynam czytać tytuły. Był cały cykl ksiąg pt. "Wiedza Osobliwa" oraz cykl czasopism "Kuchnia wiedźmy i Czarostwo". Walczyłam ze sobą by nie zajrzeć do środka, bo wtedy Ona by mnie dorwała. Zrzuciłam więc książki na podłogę za jednym zamachem i wtedy pokój zalała fala światła. To była ostatnia chwila, dziewczyna właśnie weszła do środka i mnie ujrzała. Otworzyłam okno i uciekłam.
Zauważyłam że dziewczynki nie mają dolnych ząbków, na przedstawienie zakładają sztuczne szczęki. Te dziewczynki były nieme, próbowały mi coś powiedzieć, ale nie mogłam ich zrozumieć. Nawet przymierzyłam jedną szczękę (myślałam że może to o to chodzi), ale nie pasowała. Ktoś z tej trupy "miał na mnie oko", to była dziewczyna, moja równolatka. Udało mi się ją zmylić na rozstajach dróg, ale nie na długo. Znalazła mnie, szybko zaplątałam ją w jakiś sznurki i pobiegłam dalej. Dotarłam do pokoju, miał on tylko jedno okno pod sufitem Okno było niewielkie, kwadratowe, ale dało się przez nie przecisnąć. W pierwszej chwili okna nie zauważyłam, bo zasłaniały je książki leżące na parapecie. Zaczynam je zrzucać. Na początku nie zwracam uwagi co to za dzieła, potem zaczynam czytać tytuły. Był cały cykl ksiąg pt. "Wiedza Osobliwa" oraz cykl czasopism "Kuchnia wiedźmy i Czarostwo". Walczyłam ze sobą by nie zajrzeć do środka, bo wtedy Ona by mnie dorwała. Zrzuciłam więc książki na podłogę za jednym zamachem i wtedy pokój zalała fala światła. To była ostatnia chwila, dziewczyna właśnie weszła do środka i mnie ujrzała. Otworzyłam okno i uciekłam.
czwartek, 1 stycznia 2015
Sny na Nowy Rok
ale miałam dzisiaj sny ..
Motywy we śnie:
- łazienka
- dziecięcy dom dla lalek, ale oglądałam tam tylko łazienkę
- pralka, akurat w trakcie wirowania
- spuszczanie wody w toalecie
- kabina prysznicowa z zasłonką
We śnie wszystko czyste, zadbane, lśniąco białe.
Ja byłam tylko biernym obserwatorem.
Wszystkie te symbole związane z są wodą, oczyszczeniem, odnową.
(może to przez wkroczenie w Nowy Rok?, rodzi się nowa energia)
Wiem że to tylko sen, ale mam wrażenie że obudziłam się świeża i oczyszczona ;)
Dzisiejszej nocy coś się zmieniło, czuję inną energię. Jakby mną dosłownie wstrząsnęło (ta pralka) i teraz obudziłam się świeża i pachnąca. Jakbym pozbyła się balastu, negatywnych emocji. Co więcej, czuję potrzebę uzewnętrzniania się - przynajmniej dziś. Zalewa mnie potok myśli, rysowałam dziś z Asią, ćwiczyłam kaligrafię nowym piórem, napisałam post (licząc z tym to aż dwa). Stare zatęchłe myśli i przekonania poszły precz. Czuję się lekko i świeżo.
Ostatnio miałam takie wodno-oczyszczające sny .. być może dziś w nocy to była "kropka nad i".
Końcowa scena snu, to ja w samochodzie. Byłam kierowcą samochodu osobowego.
Zobaczyłam na drodze (dosłownie na zakręcie) kilkuletnie dziecko, zatrzymałam się i wzięłam malucha do środka. Odjechaliśmy. Trochę myliłam hamulce z gazem, ale po jakimś czasie nabrałam wprawy i już gładko sunęłam po drodze...
Być może to przez to, że wyjątkowo inaczej spędziliśmy tego Sylwestra.
Ja, mąż, dzieci - czyli "rodzina w sosie własnym". Gry planszowe poszły w ruch: Zakazana Wyspa, Carcassone, Dawno dawno temu.. potem wspólna pizza i 3h film. Tańce łamańce, dotrwaliśmy do północy i życzenia popijaliśmy spritem w kieliszkach.
Klimat był, śnieżek za oknem, w domu pachnąca choinka, pokaz fajerwerków pod oknem.
Motywy we śnie:
- łazienka
- dziecięcy dom dla lalek, ale oglądałam tam tylko łazienkę
- pralka, akurat w trakcie wirowania
- spuszczanie wody w toalecie
- kabina prysznicowa z zasłonką
We śnie wszystko czyste, zadbane, lśniąco białe.
Ja byłam tylko biernym obserwatorem.
Wszystkie te symbole związane z są wodą, oczyszczeniem, odnową.
(może to przez wkroczenie w Nowy Rok?, rodzi się nowa energia)
Wiem że to tylko sen, ale mam wrażenie że obudziłam się świeża i oczyszczona ;)
Dzisiejszej nocy coś się zmieniło, czuję inną energię. Jakby mną dosłownie wstrząsnęło (ta pralka) i teraz obudziłam się świeża i pachnąca. Jakbym pozbyła się balastu, negatywnych emocji. Co więcej, czuję potrzebę uzewnętrzniania się - przynajmniej dziś. Zalewa mnie potok myśli, rysowałam dziś z Asią, ćwiczyłam kaligrafię nowym piórem, napisałam post (licząc z tym to aż dwa). Stare zatęchłe myśli i przekonania poszły precz. Czuję się lekko i świeżo.
Ostatnio miałam takie wodno-oczyszczające sny .. być może dziś w nocy to była "kropka nad i".
Końcowa scena snu, to ja w samochodzie. Byłam kierowcą samochodu osobowego.
Zobaczyłam na drodze (dosłownie na zakręcie) kilkuletnie dziecko, zatrzymałam się i wzięłam malucha do środka. Odjechaliśmy. Trochę myliłam hamulce z gazem, ale po jakimś czasie nabrałam wprawy i już gładko sunęłam po drodze...
Być może to przez to, że wyjątkowo inaczej spędziliśmy tego Sylwestra.
Ja, mąż, dzieci - czyli "rodzina w sosie własnym". Gry planszowe poszły w ruch: Zakazana Wyspa, Carcassone, Dawno dawno temu.. potem wspólna pizza i 3h film. Tańce łamańce, dotrwaliśmy do północy i życzenia popijaliśmy spritem w kieliszkach.
Klimat był, śnieżek za oknem, w domu pachnąca choinka, pokaz fajerwerków pod oknem.
Poniżej dwa zdjęcia - choinka 2014
| Nasza koteczka też czeka na prezenty |
| A tu Tytus, mój Ulubieniec ;) |
poniedziałek, 26 maja 2014
Sen z 25 na 26 maja
„Zamówiłam sobie” dziś sen zmysłowo-erotyczny...
tzn. chciałam żeby mi się coś przyśniło w takim klimacie.
Jest upalne lato, piątkowy wieczór. Mam 19 lat, siedzę z
dziewczynami przed barem (na dworze). One wysyłają mnie „po coś
orzeźwiającego”. Wchodzę do baru i idę od razu za ladę, jeszcze niedawno tam pracowałam
więc wiem co gdzie jest, sama mogę się obsłużyć. Zerkam na kolejkę przy barze, czy
jest duża (w razie czego pomogę) i aż szczęka opada mi z wrażania.
Przy barze
stoi niesamowity chłopak, zamawia 4 piwa w butelkach dla siebie i swoich
kolegów. Podchodzę by mu się przyjrzeć z bliska. Ma ciemne włosy zebrane w kitę i lekko wygolone boki,
oczy czarne jak węgle. Uśmiechamy się do siebie, po czym ja
szybko robię „w tył zwrot” i pędzę do niego jak strzała. Prześlizguję się wśród ludzi niczym wąż, podchodzę
do niego z boku. On trzyma obydwie ręce na ladzie, wślizguję się od jego prawej
strony i wstaję przed nim, on wciąż trzyma oparte ręce, jesteśmy tak blisko że
dotykamy się ciałami. Siadam przed nim na tej ladzie, jest dosyć wysoka, moje
biodra są w okolicy jego pasa. Zauważam że mam na sobie białą sukienkę (krótka,
rozpinana na całej długości, ma guziczki kwiatuszki). Wyglądam w niej jak niewinny kociak a nie seksbomba. Podchodzi do niego kolega i rzuca jakiś komentarz patrząc na nas, nie pamiętam co ale te jego słowa rozładowują sytuację. Uśmiechamy się do siebie jakbyśmy byli parą z co najmniej kilkutygodniowym stażem. Obejmuję go mocno nogami, on zaś niemal w tej samej sekundzie wkłada
mi ręce pod pupę i podnosi.
We śnie miałam ksywę Mniszka (miałam 19 lat i żadnego chłopaka do tej
pory, zresztą w Realu było to samo, do czasu poznania męża nikt mnie nie
interesował, czekałam na swojego księcia z bajki i byłam totalnie romantyczna pod tym
względem). Zaś chłopak miał na imię Dandelion - czyli Mniszek/Dmuchawiec. Jesteśmy dwoma połówkami tego samego ;)
Jak na pierwszy sen chyba nie jest źle, ale wewnętrzna
cenzura działa ;P
sobota, 24 maja 2014
Sen z 23 na 24 maja 2014
Odwiedzam swą siostrę cioteczną (w realu też ją mam, jesteśmy w tym samym wieku, co więcej, ona jest teraz mamą chrzestną mojej córeczki). Jesteśmy bardzo przejęte bo niedługo matura (maturę zdałyśmy już 12 lat temu). Obydwie świetnie się uczymy, jesteśmy pracowite i bardzo ambitne. Wciąż wałkujemy tematy maturalne i robimy sobie powtórki, przepytujemy się i nie mamy dość. Tego dnia dołącza do nas koleżanka Agi, ale bardzo szybko nauka zamienia się w babskie pogaduchy.
Schodzę na dół, na mnie już czas, mam autobus do Lublina. Gdy jestem na dole i zakładam buty wraca brat Agi - G. mój brat cioteczny a jej rodzony. Jest 2 lata starszy od nas i właśnie wrócił na weekend do domu (studiuje w Lublinie). Od zawsze miałam wrażenie że się we mnie podkochuje. Nic nigdy słówkiem nie pisnął, wrażliwa dusza, bardzo spokojny chłopak, ale to przecież brat, w dodatku zupełnie nie w moim typie. Mam już buty na nogach , zauważam że mam śliczną, białą, koronkową sukienką wykończoną delikatnymi falbankami (sięga kolan). Żegnam się z nimi, już wychodzę, gdy nagle zaczyna padać deszcz, totalna ulewa. G. proponuje że mnie podrzuci na przystanek samochodem swojego taty. Cieszy mnie to, bo nie uśmiecha mi się maszerowanie 3km do przystanku.
Jesteśmy na malutkim dworcu (jedna kasa) i już mam zamiar kupić bilet, kiedy G. podchodzi do mnie i mówi że on mi kupi bilet, ja mówię że nie a on w kółko swoje, upiera się tak mocno że "daję mu" kupić ten bilet, ale zauważam że kupił i dla mnie i dla siebie. Dziwi mnie to bardzo, bo przecież właśnie przyjechał do domu rodzinnego, poza tym zostawi samochód taty daleko od domu.
Jesteśmy w Lublinie, czeka mnie ostania przesiadka, mamy trochę czasu do odjazdu autobusu a G. chce mi towarzyszyć. Jest noc, zwiedzamy miasto, trafiamy na jakąś wycieczkę z przewodnikiem. Wycieczka zmierza w stronę muzeum które zawsze chciałam zobaczyć, wchodzimy razem z nimi, doczepiamy się do tej wycieczki, choć wyraźnie "odstajemy" wyglądem (to Turcy).
Rozglądam się po muzeum zafascynowana i chłonę każde słowo przewodnika, chyba tym swoim zachowaniem zwracam uwagę jakiegoś Turka, to starszy mężczyzna (no oko ma z 50lat), uśmiecha się do mnie i podchodzi, daje mi takie ocieplacze na ręce - mufki w bardzo intensywnym różowym kolorze, są mięciutkie i puchate, prześliczne, od razu je "przymierzam".
W tym czasie G. się do mnie zbliża, jakby chciał mnie chronić czy coś, jest tak blisko że czuję jego ciepły oddech na swojej twarzy, podekscytowana podarunkiem gadam do niego jak nakręcona a on nagle mnie całuje. To chyba był jeden z najbardziej słodkich i zmysłowych sennych pocałunków jakie miałam: czuły a jednocześnie mocny i intensywny, mokry i słodki i jakiś taki pachnący poziomkami. Jednakże to mój brat, strasznie go lubię, ale jak przyjaciela, ten pocałunek niczego we mnie nie zmienia, odsuwam go delikatnie i tłumaczę że nigdy do niczego miedzy nami nie dojdzie. On odwraca się i ucieka, dosłownie jak mały chłopiec, biegnie ile sił w nogach a ja za nim. Pędzi prosto na ulicę, jest po deszczu, jest ślisko, widzę błyszczącą nawierzchnię, na szczęście jeździ niewiele samochodów. On kładzie się na środku ulicy, boję się o niego i przyśpieszam. Gdy już prawie do niego dobiegam, on się zrywa i ucieka dalej.
Docieramy do cmentarza, to mnie zatrzymuje. Już go nie szukam, uwielbiam cmentarze, szczególnie te stare (to takie dziwne moje skrzywienie i miłość do nekropolii). Nigdy nie widziałam tak pięknego, nietypowego cmentarza. Leżą na nim płyty nagrobne, zaś na nich siedzą gargulce (i znów, uwielbiam gargulce). Patrzę intensywnie, każdy z nich jest zupełnie inny, są fascynujące i takie piękne.
Na wyciągnięcie ręki stoi gigantyczny kościół ze strzelistymi wieżyczkami. Podchodzę bliżej, ma przytwierdzoną tabliczkę z napisem "Dom Duchów". Idę do głównego wejścia, przed nim jest malutki kranik, dopiero wtedy zauważam że jestem cała przepocona tym biegiem i emocjami. Odkręcam kran, ale woda nie leci z jednego miejsca, spływa po całej długości przedniej ściany budynku, jak strumyk, po chwili wysuwają się malutkie kraniki na całej długości ściany i tworzą gigantyczny prysznic. Szybko zakręcam wodę, bo widzę że do głównego wejścia zmierza jakiś mężczyzna, nie chcę by się przemoczył. Otwiera drzwi i widzę kotarę, która ciasno zasłania wejście, jedna część jest czarna, druga bordowa. Jest jednocześnie ciężka i mięciutka, bardzo przyjemna w dotyku niczym aksamit. Mężczyzna wchodzi do środka, ja również chce wejść, ale kiedy dotykam tej kotary, mam wrażenie że ona tylko "wpuszcza", nie pozwoli mi wyjść/wycofać się gdy się rozmyślę. Boję się trochę tego Domu Duchów i decyduję się wrócić na dworzec.
Mijam festyn uliczny, wszędzie pełno ludzi, młodych, starych, mężczyzn i kobiet. Robi się coraz ciaśniej, uliczki są coraz węższe, zauważam że im jestem bliżej celu, tym więcej par się całuje, tuli, potem widzę trójki osób a nawet niewielkie grupki. Czuję że powietrze jest naelektryzowane od tego erotyzmu. Coraz więcej osób mnie zaczepia, zazwyczaj mężczyźni, ale również kobiety. Idę szybciej. Zauważam że mam na sobie tą samą sukienkę tylko teraz ma inny kolor - to czerwień. Jest już tak ciasno, że aby się przecisnąć muszę dotknąć ciał innych, wciąż czuję jakieś głaski na ciele, dotyk. Nagle skręcam i widzę dwie całujące się dziewczyny, na ziemi "pod nimi" siedzi chłopak. Patrzy na mnie i łapie mnie za łydkę, dotyka zmysłowo, zaczyna całować moja nogę coraz wyżej i wyżej, jest mega przyjemnie, dociera do ud a ja stoję jak zahipnotyzowana, gdy sięga do majtek "przebudzam się", odtrącam go i pędzę ile sił na dworzec.
Jestem na dworcu, zamiast wrócić do domu, decyduję się na wycieczkę do Bombaju ;)
Kolejna scena: jestem w Bombaju, zwiedzam miasto, jest bardzo gorąco i kolorowo. Niemal wszędzie widzę zakochane pary które spacerują trzymając się za ręce.
Bardzo rzadko mam takie zmysłowo-erotyczne sny, praktycznie nigdy, to chyba pierwszy taki sen od czasu założenia bloga ;P
Schodzę na dół, na mnie już czas, mam autobus do Lublina. Gdy jestem na dole i zakładam buty wraca brat Agi - G. mój brat cioteczny a jej rodzony. Jest 2 lata starszy od nas i właśnie wrócił na weekend do domu (studiuje w Lublinie). Od zawsze miałam wrażenie że się we mnie podkochuje. Nic nigdy słówkiem nie pisnął, wrażliwa dusza, bardzo spokojny chłopak, ale to przecież brat, w dodatku zupełnie nie w moim typie. Mam już buty na nogach , zauważam że mam śliczną, białą, koronkową sukienką wykończoną delikatnymi falbankami (sięga kolan). Żegnam się z nimi, już wychodzę, gdy nagle zaczyna padać deszcz, totalna ulewa. G. proponuje że mnie podrzuci na przystanek samochodem swojego taty. Cieszy mnie to, bo nie uśmiecha mi się maszerowanie 3km do przystanku.
Jesteśmy na malutkim dworcu (jedna kasa) i już mam zamiar kupić bilet, kiedy G. podchodzi do mnie i mówi że on mi kupi bilet, ja mówię że nie a on w kółko swoje, upiera się tak mocno że "daję mu" kupić ten bilet, ale zauważam że kupił i dla mnie i dla siebie. Dziwi mnie to bardzo, bo przecież właśnie przyjechał do domu rodzinnego, poza tym zostawi samochód taty daleko od domu.
Jesteśmy w Lublinie, czeka mnie ostania przesiadka, mamy trochę czasu do odjazdu autobusu a G. chce mi towarzyszyć. Jest noc, zwiedzamy miasto, trafiamy na jakąś wycieczkę z przewodnikiem. Wycieczka zmierza w stronę muzeum które zawsze chciałam zobaczyć, wchodzimy razem z nimi, doczepiamy się do tej wycieczki, choć wyraźnie "odstajemy" wyglądem (to Turcy).
Rozglądam się po muzeum zafascynowana i chłonę każde słowo przewodnika, chyba tym swoim zachowaniem zwracam uwagę jakiegoś Turka, to starszy mężczyzna (no oko ma z 50lat), uśmiecha się do mnie i podchodzi, daje mi takie ocieplacze na ręce - mufki w bardzo intensywnym różowym kolorze, są mięciutkie i puchate, prześliczne, od razu je "przymierzam".
W tym czasie G. się do mnie zbliża, jakby chciał mnie chronić czy coś, jest tak blisko że czuję jego ciepły oddech na swojej twarzy, podekscytowana podarunkiem gadam do niego jak nakręcona a on nagle mnie całuje. To chyba był jeden z najbardziej słodkich i zmysłowych sennych pocałunków jakie miałam: czuły a jednocześnie mocny i intensywny, mokry i słodki i jakiś taki pachnący poziomkami. Jednakże to mój brat, strasznie go lubię, ale jak przyjaciela, ten pocałunek niczego we mnie nie zmienia, odsuwam go delikatnie i tłumaczę że nigdy do niczego miedzy nami nie dojdzie. On odwraca się i ucieka, dosłownie jak mały chłopiec, biegnie ile sił w nogach a ja za nim. Pędzi prosto na ulicę, jest po deszczu, jest ślisko, widzę błyszczącą nawierzchnię, na szczęście jeździ niewiele samochodów. On kładzie się na środku ulicy, boję się o niego i przyśpieszam. Gdy już prawie do niego dobiegam, on się zrywa i ucieka dalej.
Docieramy do cmentarza, to mnie zatrzymuje. Już go nie szukam, uwielbiam cmentarze, szczególnie te stare (to takie dziwne moje skrzywienie i miłość do nekropolii). Nigdy nie widziałam tak pięknego, nietypowego cmentarza. Leżą na nim płyty nagrobne, zaś na nich siedzą gargulce (i znów, uwielbiam gargulce). Patrzę intensywnie, każdy z nich jest zupełnie inny, są fascynujące i takie piękne.
Na wyciągnięcie ręki stoi gigantyczny kościół ze strzelistymi wieżyczkami. Podchodzę bliżej, ma przytwierdzoną tabliczkę z napisem "Dom Duchów". Idę do głównego wejścia, przed nim jest malutki kranik, dopiero wtedy zauważam że jestem cała przepocona tym biegiem i emocjami. Odkręcam kran, ale woda nie leci z jednego miejsca, spływa po całej długości przedniej ściany budynku, jak strumyk, po chwili wysuwają się malutkie kraniki na całej długości ściany i tworzą gigantyczny prysznic. Szybko zakręcam wodę, bo widzę że do głównego wejścia zmierza jakiś mężczyzna, nie chcę by się przemoczył. Otwiera drzwi i widzę kotarę, która ciasno zasłania wejście, jedna część jest czarna, druga bordowa. Jest jednocześnie ciężka i mięciutka, bardzo przyjemna w dotyku niczym aksamit. Mężczyzna wchodzi do środka, ja również chce wejść, ale kiedy dotykam tej kotary, mam wrażenie że ona tylko "wpuszcza", nie pozwoli mi wyjść/wycofać się gdy się rozmyślę. Boję się trochę tego Domu Duchów i decyduję się wrócić na dworzec.
Mijam festyn uliczny, wszędzie pełno ludzi, młodych, starych, mężczyzn i kobiet. Robi się coraz ciaśniej, uliczki są coraz węższe, zauważam że im jestem bliżej celu, tym więcej par się całuje, tuli, potem widzę trójki osób a nawet niewielkie grupki. Czuję że powietrze jest naelektryzowane od tego erotyzmu. Coraz więcej osób mnie zaczepia, zazwyczaj mężczyźni, ale również kobiety. Idę szybciej. Zauważam że mam na sobie tą samą sukienkę tylko teraz ma inny kolor - to czerwień. Jest już tak ciasno, że aby się przecisnąć muszę dotknąć ciał innych, wciąż czuję jakieś głaski na ciele, dotyk. Nagle skręcam i widzę dwie całujące się dziewczyny, na ziemi "pod nimi" siedzi chłopak. Patrzy na mnie i łapie mnie za łydkę, dotyka zmysłowo, zaczyna całować moja nogę coraz wyżej i wyżej, jest mega przyjemnie, dociera do ud a ja stoję jak zahipnotyzowana, gdy sięga do majtek "przebudzam się", odtrącam go i pędzę ile sił na dworzec.
Jestem na dworcu, zamiast wrócić do domu, decyduję się na wycieczkę do Bombaju ;)
Kolejna scena: jestem w Bombaju, zwiedzam miasto, jest bardzo gorąco i kolorowo. Niemal wszędzie widzę zakochane pary które spacerują trzymając się za ręce.
Bardzo rzadko mam takie zmysłowo-erotyczne sny, praktycznie nigdy, to chyba pierwszy taki sen od czasu założenia bloga ;P
środa, 19 marca 2014
Sen z 18/19 marca 2014
Smacznie dzisiaj spałam i bardzo głęboko, takie mam odczucie. Miałam sny, ale niewiele pamiętam, tylko urywki, jak potłuczone kawałki lustra i nie bardzo potrafię skleić z tego całość.
Pamiętam ostatni sen. Jestem w szpitalu. Sen zaczął się w momencie w którym jestem na klatce schodowej (raczej ciasna i wąska jak na szpital). Jestem dosłownie na "środku" klatki bo widzę przed sobą okno.
Mam zejść tylko jedno piętro niżej. Jestem bardzo szczuplutka, mam na sobie białą, bawełnianą bieliznę (bokserka i figi). Na swoim kościstym biodrze zauważam czerwoną kreskę i przejeżdżam po niej palcem, zastanawiam się skąd ją mam (rana jest w miarę świeża i głęboka). Zatrzymuje mnie to na chwilę i wyglądam przez okno.
Jest jesień, za oknem widzę mężczyzn rozpalających ognisko,
widzę sporo dymu, ale jedynie małe języczki ogna. Mężczyźni są bardzo zaaferowani, głośno rozmawiają, dziś ma się odbyć święto pieczonego ziemniaka. Przypomina mi się po co schodzę piętro niżej, jestem bibliotekarką i rozwożę książki w tym szpitalu.
Mój uniform wisi przed wejściem na oddział.
Pamiętam ostatni sen. Jestem w szpitalu. Sen zaczął się w momencie w którym jestem na klatce schodowej (raczej ciasna i wąska jak na szpital). Jestem dosłownie na "środku" klatki bo widzę przed sobą okno.
Mam zejść tylko jedno piętro niżej. Jestem bardzo szczuplutka, mam na sobie białą, bawełnianą bieliznę (bokserka i figi). Na swoim kościstym biodrze zauważam czerwoną kreskę i przejeżdżam po niej palcem, zastanawiam się skąd ją mam (rana jest w miarę świeża i głęboka). Zatrzymuje mnie to na chwilę i wyglądam przez okno.
Jest jesień, za oknem widzę mężczyzn rozpalających ognisko,
widzę sporo dymu, ale jedynie małe języczki ogna. Mężczyźni są bardzo zaaferowani, głośno rozmawiają, dziś ma się odbyć święto pieczonego ziemniaka. Przypomina mi się po co schodzę piętro niżej, jestem bibliotekarką i rozwożę książki w tym szpitalu.
Mój uniform wisi przed wejściem na oddział.
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)