Pokazywanie postów oznaczonych etykietą deszcz. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą deszcz. Pokaż wszystkie posty

sobota, 24 maja 2014

Sen z 23 na 24 maja 2014

Odwiedzam swą siostrę cioteczną (w realu też ją mam, jesteśmy w tym samym wieku, co więcej, ona jest teraz mamą chrzestną mojej córeczki). Jesteśmy bardzo przejęte bo niedługo matura (maturę zdałyśmy już 12 lat temu). Obydwie świetnie się uczymy, jesteśmy pracowite i bardzo ambitne. Wciąż wałkujemy tematy maturalne i robimy sobie powtórki, przepytujemy się i nie mamy dość. Tego dnia dołącza do nas koleżanka Agi, ale bardzo szybko nauka zamienia się w babskie pogaduchy.

Schodzę na dół, na mnie już czas, mam autobus do Lublina. Gdy jestem na dole i zakładam buty wraca brat Agi - G. mój brat cioteczny a jej rodzony. Jest 2 lata starszy od nas i właśnie wrócił na weekend do domu (studiuje w Lublinie). Od zawsze miałam wrażenie że się we mnie podkochuje. Nic nigdy słówkiem nie pisnął, wrażliwa dusza, bardzo spokojny chłopak, ale to przecież brat, w dodatku zupełnie nie w moim typie. Mam już buty na nogach , zauważam że mam śliczną, białą, koronkową sukienką wykończoną delikatnymi falbankami (sięga kolan). Żegnam się z nimi, już wychodzę, gdy nagle zaczyna padać deszcz, totalna ulewa. G. proponuje że mnie podrzuci na przystanek samochodem swojego taty. Cieszy mnie to, bo nie uśmiecha mi się maszerowanie 3km do przystanku.

Jesteśmy na malutkim dworcu (jedna kasa) i już mam zamiar kupić bilet, kiedy G. podchodzi do mnie i mówi że on mi kupi bilet, ja mówię że nie a on w kółko swoje, upiera się tak mocno że "daję mu" kupić ten bilet, ale zauważam że kupił i dla mnie i dla siebie.  Dziwi mnie to bardzo, bo przecież właśnie przyjechał do domu rodzinnego, poza tym zostawi samochód taty daleko od domu.

Jesteśmy w Lublinie, czeka mnie ostania przesiadka, mamy trochę czasu do odjazdu autobusu a G.  chce mi towarzyszyć. Jest noc, zwiedzamy miasto, trafiamy na jakąś wycieczkę z przewodnikiem. Wycieczka zmierza w stronę muzeum które zawsze chciałam zobaczyć, wchodzimy razem z nimi, doczepiamy się do tej wycieczki, choć wyraźnie "odstajemy" wyglądem (to Turcy).

Rozglądam się po muzeum zafascynowana i chłonę każde słowo przewodnika, chyba tym swoim zachowaniem zwracam uwagę jakiegoś Turka, to starszy mężczyzna (no oko ma z 50lat), uśmiecha się do mnie i podchodzi, daje mi takie ocieplacze na ręce - mufki w bardzo intensywnym różowym kolorze, są mięciutkie i puchate, prześliczne, od razu je "przymierzam".

W tym czasie G. się do mnie zbliża, jakby chciał mnie chronić czy coś, jest tak blisko że czuję jego ciepły oddech na swojej twarzy, podekscytowana podarunkiem gadam do niego jak nakręcona a on nagle mnie całuje. To chyba był jeden z najbardziej słodkich i zmysłowych sennych pocałunków jakie miałam: czuły a jednocześnie mocny i intensywny, mokry i słodki i jakiś taki pachnący poziomkami. Jednakże to mój brat, strasznie go lubię, ale jak przyjaciela, ten pocałunek niczego we mnie nie zmienia, odsuwam go delikatnie i tłumaczę że nigdy do niczego miedzy nami nie dojdzie. On odwraca się i ucieka, dosłownie jak mały chłopiec, biegnie ile sił w nogach a ja za nim. Pędzi prosto na ulicę, jest po deszczu, jest ślisko, widzę błyszczącą nawierzchnię, na szczęście jeździ niewiele samochodów. On kładzie się na środku ulicy, boję się o niego i przyśpieszam. Gdy już prawie do niego dobiegam, on się zrywa i ucieka dalej.

Docieramy do cmentarza, to mnie zatrzymuje. Już go nie szukam, uwielbiam cmentarze, szczególnie te stare (to takie dziwne moje skrzywienie i miłość do nekropolii). Nigdy nie widziałam tak pięknego, nietypowego cmentarza. Leżą na nim płyty nagrobne, zaś na nich siedzą gargulce (i znów, uwielbiam gargulce). Patrzę intensywnie, każdy z nich jest zupełnie inny, są fascynujące i takie piękne.


Na wyciągnięcie ręki stoi gigantyczny kościół ze strzelistymi wieżyczkami. Podchodzę bliżej, ma przytwierdzoną tabliczkę z napisem "Dom Duchów". Idę do głównego wejścia, przed nim jest malutki kranik, dopiero wtedy zauważam że jestem cała przepocona tym biegiem i emocjami. Odkręcam kran,  ale woda nie leci z jednego miejsca, spływa po całej długości przedniej ściany budynku, jak strumyk, po chwili wysuwają się malutkie kraniki na całej długości ściany i tworzą gigantyczny prysznic. Szybko zakręcam wodę, bo widzę że do głównego wejścia zmierza jakiś mężczyzna, nie chcę by się przemoczył. Otwiera drzwi i widzę kotarę, która ciasno zasłania wejście, jedna część jest czarna, druga bordowa. Jest jednocześnie ciężka i mięciutka, bardzo przyjemna w dotyku niczym aksamit. Mężczyzna wchodzi do środka, ja również chce wejść, ale kiedy dotykam tej kotary, mam wrażenie że ona tylko "wpuszcza", nie pozwoli mi wyjść/wycofać się gdy się rozmyślę. Boję się trochę tego Domu Duchów i decyduję się wrócić na dworzec.

Mijam festyn uliczny, wszędzie pełno ludzi, młodych, starych, mężczyzn i kobiet. Robi się coraz ciaśniej, uliczki są coraz węższe, zauważam że im jestem bliżej celu, tym więcej par się całuje, tuli, potem widzę trójki osób a nawet niewielkie grupki. Czuję że powietrze jest naelektryzowane od tego erotyzmu. Coraz więcej osób mnie zaczepia, zazwyczaj mężczyźni, ale również kobiety. Idę szybciej. Zauważam że mam na sobie tą samą sukienkę tylko teraz ma inny kolor - to czerwień. Jest już tak ciasno, że aby się przecisnąć muszę dotknąć ciał innych, wciąż czuję jakieś głaski na ciele, dotyk. Nagle skręcam i widzę dwie całujące się dziewczyny, na ziemi "pod nimi" siedzi chłopak. Patrzy na mnie i łapie mnie za łydkę, dotyka zmysłowo, zaczyna całować moja nogę coraz wyżej i wyżej, jest mega przyjemnie, dociera do ud a ja stoję jak zahipnotyzowana, gdy sięga do majtek "przebudzam się", odtrącam go i pędzę ile sił na dworzec.

Jestem na dworcu, zamiast wrócić do domu, decyduję się na wycieczkę do Bombaju ;)

Kolejna scena: jestem w Bombaju, zwiedzam miasto, jest bardzo gorąco i kolorowo. Niemal wszędzie widzę zakochane pary które spacerują trzymając się za ręce.

Bardzo rzadko mam takie zmysłowo-erotyczne sny, praktycznie nigdy, to chyba pierwszy taki sen od czasu założenia bloga ;P

środa, 14 maja 2014

Majowy sen 2014

Kiedy proszę w myślach o Wielkie Sny to albo:
- nic nie pamiętam, choć mam uczucie że coś mi się śniło
- śnią mi się głupoty, nie da się tego połączyć w logiczną całość
- śpię tak głęboko, że nic mi się nie śni, nie mam nawet uczucia, że coś mi się śniło

Pisząc wielkie sny, mam na myśli śnienie o jakimś archetypie (lub jego personifikacji), wydarzeniu opisanym w Biblii czy starożytnym tekście , wyśnieniu mojej własnej wersji baśni czy mitu itp.

Od ostatnio opisanego snu niemal co noc proszę o sen związany z ogrodem Eden, tak strasznie chciałabym zobaczyć jego wizję we śnie.

W. Blake


W końcu dziś coś mi się śniło.

Byłam w bardzo dużym domu, gdzie mieszkała Babcia i Dziadek.
Dziadek to był Bóg. W moim śnie poruszał się i mówił tylko Dziadek, Babcia po prostu była, ale nic nie robiła/nie mówiła, zero ekspresji. (jak dla mnie to znak, że w Bogu jest cząstka zarówno mężczyzny (bardziej aktywna) jak i kobiety.

Mieli oni dwoje wnuków: Adama i Ewę (no i właśnie dlaczego nie dzieci?), Dzidek ze snu mógł mieć nawet zw 100 lat, wnuki koło 13-16.

Wnuki były bardzo ciekawskie. Wszędobylskie, nierozłączne, zawsze trzymały się razem.

Dziadek nie zezwolił im na zjedzenie Owocu. We śnie nie wiem jaki to owoc, raczej nie znany mi z wyglądu, był nieco podobny do granatu ale nie miał tych pesteczek, miąższ miał krwisto-czerwony, miał opływowy kształt i wydawał się mięciutki niczym świeżo zerwana figa. Kiedy dzieci go nadgryzły sok ciekł im po ustach i skapywał na podłogę, bardzo ich "pobrudził".

We śnie nie było węża, była tylko wielka Ciekawość, chęć zobaczenia Co się stanie jak Dziadek się dowie.



Po skosztowaniu owocu, okazało się że nie da się zmyć tego soku, on zostawił po sobie ślad niczym niedająca się zmyć krew z baśni np. o Sinobrodym.

Dzieci zgadały się, że jeżeli zdecydują się zjeść owoc to tylko razem. I tak uczyniły,  potem chciały ukryć się przed Dziadkiem, ale nie zdążyły, bo kiedy tylko spróbowały owocu, to on ich "naznaczył".

I nie wiedzieć czemu, po o przebudzeniu od razu pomyślałam, że konsumowanie owcu  w ogrodzie Eden to był seks, soczysty owoc we śnie to krwawienie miesiączkowe (oznaczające koniec niewinności, dojrzewanie do pewnej roli), czy nawet krwawienie związanie z pierwszym razem. Wąż (którego nie było), byłby wtedy impulsem seksualnym fallusem gotowym do prokreacji, pokusą, nawet przebudzeniem kundalini. Zaś czas - nieodpowiedni, za wcześnie jak na nich (w końcu to były nastolatki).

Jeszcze tej nocy miałam drugi sen. Tym razem śniło mi się Piekło.

Było to ponure miasto niczym z post apokaliptycznej wizji. Całe skute lodem, panowało tam wieczne zimno i wszechogarniająca pustka. Niebo było zasnute ciemnoszarymi chmurami niczym kokon, padał marznący deszcz, zaś śnieg był tak ostry że ranił niczym tysiące igieł. Zewsząd słychać było zawodzenie wiatru i straszliwe ryki potępionych dusz (ale żadnej nie było widać).
Widziałam wielkie wieżowce pełne zionących pustką okien (bez szyb), wszędzie było szaro-niebiesko-sino. Przerażające było to, że nie było tam nikogo ani nawet niczego, tylko wielka pustka i zniszczenie. Nagle pojawiła się dusza jakiejś kobiety i zaczyna mnie ścigać, uciekam z panicznym lękiem wyobrażając sobie co ona zrobi jak mnie złapie.

Po przebudzeniu pierwsze co stwierdziłam, to że trzeba było dać się złapać.



sobota, 22 marca 2014

Sen z 21/22 marca

Mieszkałam w akademiku (ASP). W "skrzydle" są ludzie tylko z naszego rocznika. Wchodziło się drzwiami głównymi za którymi był długi holl i wejścia do 14 pokoi. Połowa z nich należała do dziewcząt (lawa strona), zaś połowa do chłopców (prawa). Jako grupa jesteśmy bardzo zżyci. Jeden z chłopców zakochuje się we mnie "od pierwszego wejrzenia", ale jest totalnie nie w moim guście. Przez pierwszy rok chodzi za mną krok w krok, towarzyszy, ale nie jest zanadto natarczywy. Tłumaczę mu, że nic z tego nie będzie, on słucha, kiwa głową i robi to, co robił do tej pory-jest zawsze blisko mnie.

Sen zaczyna się na naszym ostatnim roku, robimy rzeźbę na zaliczenie semestralne. Moim "materiałem" jest drewno. Chłopak który się we mnie zakochał, jest teraz moim najlepszym przyjacielem, wciąż mi się nie podoba "wizualnie", ale ma piękną duszę. We śnie najbardziej cenię jego wierność (minęło w końcu tyle lat), ja zaś mam wrażenie, że jego uczucie jest jeszcze silniejsze niż na początku. Wystarcza mu tylko że jestem.


Praca nad rzeźbą mnie pochłania (robię niedźwiedzia stojącego na dwóch łapach). Późnym wieczorem idziemy z dziewczynami pod prysznic. Orientuję się, że to sen. Jestem strasznie ciekawa tego chłopaka i szukam go wzrokiem (obok są szatnie i prysznice dla mężczyzn). W końcu pojawia się on, razem z resztą grupy, ale wszyscy chłopcy wyglądają jak Jego lustrzane odbicia. Nie potrafię rozpoznać który to, więc gadam ze wszystkimi oddzielnie z nadzieją że coś mi zaświta i sobie przypomnę coś charakterystycznego.


W trakcie rozmów z chłopakami wychodzimy na zewnątrz, spaceruję z każdym z nich i rozmawiam. Nagle zaczyna padać deszcz jest bardzo intensywny, bo kilku sekundach woda sięga nam po kostki. Wiem że to sen i mówię, że nie chcę deszczu (woda wzbiera a ja nie umiem pływać), przestaje padać.
Po chwili myślę: przecież to sen, nie utonę: niech pada deszcz i natychmiast zaczyna padać. Woda rozdziela mnie i chłopaków. Budzę się.