Wybrałam się na koncert. Było tam sporo studentów i profesorów z mojej uczelni. Stałam z grupką 4chlopaków i pokazywałam im jak się chodzi po suficie. Oni mnie podsadzili na paletę, ja zaś podniosłam ręce do góry a obok nich postawiłam nogi (trzymały się sufitu jak magnes) i puściłam ręce. Zaczęłam chodzić po suficie. Zwróciłam uwagę kilku pań z grona profesorskiego. Widziałam że szepczą pomiędzy sobą.
Kolejna scena, wychodzę z imprezy. Już jest po koncercie, teraz miała nastąpić jakaś oficjalna "impreza", ale nie bardzo mnie to interesowało, więc wyszłam. Jest noc, jestem w mieście, latarnie świecą mocno. Słyszę że zbliża się do mnie grupka mężczyzn, coś do mnie krzyczą i idą coraz szybciej. Zaczynam uciekać. Oni się rozdzielają, na mój trop wpadł tylko jeden z nich. Kiedy rzuca we mnie długim nożem, to zaczynam się bać o swoje życie. Wkraczam w mniej oświetloną uliczkę, jest wąska, pełna ciasno umieszczonych mieszkań. Zauważam w ścianie papierowe pudło/karton. Nie mam czasu do namysłu, wyciągam ten karton i przeciskam się, potem ponownie stawiam pudło na swoje miejsce.
Rozglądam się. Jestem w warsztacie krawieckim. Jest nietypowy, bo wypełniony książkami. Przy maszynie do szycia siedzi Pani z grona profesorskiego. Wita mnie przyjaźnie i nieco dziwi: jak do niej trafiłam? Twierdzi, że dobrze się stało, gdyż właśnie dostała wiadomość, że mój brat potrzebuje pomocy.
Chodzi o tę oficjalną cześć imprezy z której 'się zmylam', dotyczy ona projektu "Heaven".
Mówi, że nie ma czasu na wyjaśnienia i każe iść za sobą.
Jesteśmy w pokoju, jedna ze ścian jest falującą mgiełką. Moim zadaniem jest przekroczyć tę ścianę i "stwarzać świat" swoimi myślami. Kiedy ją przekroczę ścianę, mój brat "dostanie do ręki" coś, co pozwoli mu się wydostać, co mu pomoże. Za każdym razem jest to 'coś' innego, dana osoba ma "wykombinować" co robić, jak wykorzystać tę rzecz, gdzie się udać, jak się wydostać z tego świata...
Kiedy przekraczam tę dziwną materię, przez ułamek sekundy, 'oczyma umysłu' widzę swojego brata. Ma kłopoty, pojawiłam się w ostatniej chwili. Brat dostaje dwa srebrne jajeczka, wielkości śliwki węgierki i wkłada je sobie do oczu. Jest bezpieczny.
Znajduję się na leśnej ścieżce. 'Przeradzam' ją w szeroką, piaszczystą drogę prowadzi ona do wioski. Zaczynam od czegoś "prostego". Dodatkowe drzewa, "przeniesienie słońca" dokładnie 'nad siebie'. Dom nieopodal. Zaprojektowałam go dokładnie, to niewielki domek z gankiem, tuz obok ogród pełen pachnących kwiatów. Dom widzę tylko z daleka, nie sprawdzam jak wygląda w środku. Decyduję się "stworzyć" coś trudniejszego.
Pragnę mieć pod stopami ocean. Patrzę w dół, mam pod stopami ocean, przez chwilę czuję niepokój (że moje stopy się zanurzą, ja zatonę). Myślę więc, że chcę chodzić po oceanie, jak Jezus chodził po wodzie. Idę, jest to tak fascynujące że idę dosyć długo. Woda jest bardzo czysta, ciemnoniebieska. Chcę bardziej 'spienionej wody' i tak się staje. Po chwili chcę chodzić po plaży, chcę czuć piasek i kamyczki pod stopami. Tak się dzieje. Widzę przed sobą latarnię morką, a w zasadzie 3 latarnie. Dwie mniejsze są poskręcane niczym stare drzewa. Zaś trzecia jest "gruba" i wysoka. Wchodzę do środka. Znam to wnętrze, już tu kiedyś byłam. Na dole jest niewielki przedpokój/salonik z piecem ogrzewającym budynek, są dwa wejścia: do kuchni i głównego salonu. Na górze jest łazienka i 3 sypianie. W piekarniku znajduję wiadomość. To szyfr, wkładam kartkę do kieszeni i wychodzę.
Kolejna scena, jestem z mamą i czekamy na autobus. Podjeżdża niemal natychmiast. Kolejna scena - wysiadamy, to ostatni przystanek. Zaczynam rozmawiać z kierowcą, we śnie mam 19 lat (niedawno zaczęłam studiować), kierowca jest po 40tce. Moja mama już tu kiedyś była i oddala się by "coś sprawdzić". Ja za wdaję się w pogawędkę z kierowcą. Jest bardzo sympatyczny. Przyglądam mu się, ma spore zakola, brązowo-siwe włosy, jest niewysoki i ma "brzuszek", choć jest szczupły. Dowiadują się, że jest sam, nie ma żony ani dziewczyny i całe życie był sam - ale nie czuje się samotny. To wyznanie sprawia że go przytulam. Jego łzy moczą mi koszulkę. Kiedy jesteśmy "na zakręcie" widzę przepiękne, dorodne truskawki. Jest ich tak dużo, że to 'fizycznie' niemożliwe jak na taki krzaczek. Niestety nie zdążyłam żadnej zjeść, wraca mama. Ona teraz gada z kierowcą, ja zaś zauważam biblioteczkę. Mebelek stoi niedaleko owych truskawek, ale kiedy dostrzegam książki - owoce mnie już nie interesują. Przeglądam je, większość jest bardzo stara, to podręczniki szkolne, zeszyty ćwiczeń. Kiedy przeglądam jeden z nich, wydaje się być dziwnie znajomy. Po chwili "odkrywam" że to mój zeszyt ćwiczeń z zerówki. Jestem "pod wrażeniem", już wtedy pięknie pisałam, kolorowałam, rysowałam, odpowiadałam pełnym zdaniem itp.
Mama mnie ponagla, musimy iść. Docieramy do miejsca gdzie gromadzi się bardzo dużo ludzi. Rozdzielam się z mamą. Nie lubię tłumów, więc idę w przeciwnym kierunku. Przed sobą widzę świątynię, prowadzi do niej chyba z milion schodków. W zasadzie nawet nie widać tej świątyni, tylko te schodki, które pną się wysoko do góry. Po bokach stoją rzeźby bogów i bogiń, sfinksy, gargulce i inne zwierzęta mityczne. Przypomina mi się, że jestem tu na misji i mam stwarzać świat. Nie zdążyłam nic zrobić, tuż za sobą usłyszałam 'motory', to moi przyjaciele przybyli mi na ratunek. Jest nawet mój brat. Nie chcę ich pomocy, podoba mi się w tym świecie. Każę im odjechać. Oni włączają się do ruchu, ja zaś spaceruję wzdłuż ulicy i myślę: co teraz? co stworzyć? Budzę się.
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą brat. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą brat. Pokaż wszystkie posty
niedziela, 15 marca 2015
niedziela, 25 stycznia 2015
Nas troje
Pochodziliśmy z jednego klanu. Ja , J. i X. To była jakaś osada nad rzeką. Co dzień musieliśmy się liczyć z tym, że woda nas zaleje. Życie tam nie oszczędzało, wymagało nakładu sił i ciężkiej pracy, ciągłej gotowości na zmaganie się z żywiołem. Rzeka była potężna. Nasze domy, specjalnie zbudowane, na takich długich, drewnianych palach, były z drewna, ale podstawa domu wyłożona była ciasno ułożonymi kamieniami. Niedaleko, na wysokim wzgórzu był cmentarz. Lubiłam tam chodzić, zawsze panowała tam cisza i było tak spokojnie, jakby to był zupełnie inny świat. Raz w miesiącu, wszyscy mieszańcy osady, odprawiali tam rytuał. Chodziliśmy wyznaczoną ścieżką między grobami. Podziwiałam przepiękne rzeźby.
Kolejny sen. Wychodzę ze swojego starego domu, a raczej uciekam przed czymś. Orientuję się że mam rolki i poruszam się znacznie szybciej. Na zakręcie ulicy spotykam robotników, wylewają nową nawierzchnię. Nie bardzo wiem jak ich obejść na tych rolkach. Po ulicy nie przejadę, chodnik zablokowany, zaś rolki po trawie nie jadą i boję się, że mnie to spowolni. Kiedy tak myślę, co dalej, pojawia się jakiś chłopak. Bierze mnie "pod pachy" i sadza na wóz. To wóz cygański. Czuję lekki niepokój, bo oni wszyscy są połączeni więzami krwi, ja zaś "odstaję". Szybko się okazuje, że niepotrzebnie tak się czuję, przyjmują mnie jak "swoją". Szczególnie matka chłopaka.
W ogóle, wszyscy są bardzo mili, rozmowni, uśmiechnięci, życzliwi.
Jakiś czas później, chłopak proponuje mi ślub, zgadzam się, bo kocham go z całego serca. Jeszcze tego samego dnia, przybywa jego starszy brat. Widać że są ze sobą bardzo związani, niestety mam wrażenie że "stanęłam między nimi", bo ten drugi intensywnie mi się przygląda.
poniedziałek, 16 czerwca 2014
Chłopak zza szyby
Zdecydowałam się na podcięcie i zmianę koloru włosów i idę do fryzjera z koleżanką.
Kiedy już jesteśmy w salonie zmieniam zdanie, już nie chcę ścinać włosów (boję się że będą za krótkie a właśnie zapuszczam), zaś kolor jak najbardziej chcę zmienić, tylko nie wiem na jaki (niemal każdy mnie kusi i nie mogę się zdecydować).
Kiedy ja rezygnuję ze swojej wizyty, koleżanka siada na fotel "na moje miejsce". Nie patrzę na nią tylko patrzę w bok. Ściana po lewej jest przezroczysta/jest ze szkła a za nią siedzi na łóżku chłopak. Jest w moim wieku i bacznie mi się przygląda, mam wrażenie że już jakiś czas tak intensywnie patrzy na mnie. Kiedy ja na niego zwracam uwagę i zerkam na niego, on nagle wstaje i szuka wejścia przez tę szybę. Wydaje się że jest "niespełna rozumu", ma długi nieuczesane włosy i ciągle coś mamrocze do siebie. Trochę się boję. Nagle on się przedostaje do salonu, jakby w ścianie był ukryty guzik, szyba się otwiera i wchodzi. Podchodzi od razu do mnie i próbuje mi coś powiedzieć, robi to chaotycznie, bez ładu i składu, nic go nie rozumiem.
Jedna z fryzjerek widzi co się dzieje, zauważa mój niepokój i podchodzi do niego, wyprowadza go przez drzwi. Za chwilę znów go widzę za szybą.
Zauważam że na podłodze leżą jego akta, musiały wypaść kiedy przekraczał szklaną ścianę. Biorę je i czytam zachłannie, co jakiś czas zerkając na chłopca.
Kilka dni temu trafił on na oddział psychiatryczny, przeżył załamanie nerwowe gdyż w jego domu wybuchł pożar.
Czytając to mam "wizję" tego, co się tak naprawdę wydarzyło
Scenka: pokój, on jest z matką. Matka jest chora i niezrównoważona. Krzyczy na niego jakby był upośledzony a za chwilę głaszcze i nazywa "słodkim chłopcem". Każe mu wejść do wnętrza konia (specjalnie zmontowane urządzenie). Dosłownie widzę ze jego nogi są tylnymi nogami konia, pochyla się i głowę wciska w przód konia. Nie wiem co miało się dziać dalej bo wybucha pożar. Matka zamiast ratować syna ucieka a on nie może się wydostać z tego urządzenia bez pomocy i truje się dymem.
Odratowują go strażacy. Jest w dobrym stanie fizycznym ale cierpi jego dusza, "postradał zmysły" i tak trafił do szpitala.
Zaczynam lubić tego chłopca, ma piękne oczy, włosy okalające twarz, patrzę na niego zupełnie innym wzrokiem.
Jestem bardzo ciekawa co chciał mi powiedzieć i teraz ja próbuję dostać się do niego.
W końcu mi się udaje i przemykam przez szybę. Zaprzyjaźniamy się i planujemy ucieczkę. Nawet kilka x próbujemy, ale się nie udaje.
Ostatnia scena snu: wybudowano windę w jego pokoju, czekamy aż będzie "aktywna". Tego wieczoru znów próbujemy uciec ale po raz kolejny uruchamia się alarm.
Sanitariusze wpadają do pokoju i zakładają mu kaftan bezpieczeństwa. Nikt nie zwraca na mnie uwagi, jak zawsze zresztą, ale dopiero teraz wzbudza to mój niepokój. On mówi o mnie, mówi że jestem tuż obok i wskazuje na mnie. Podchodzi do niego pani doktor i cierpliwie tłumaczy że ja jestem tylko jego wspomnieniem. Byłam jego siostrą-bliźniaczką która zginęła w pożarze. Budzę się.
Kiedy już jesteśmy w salonie zmieniam zdanie, już nie chcę ścinać włosów (boję się że będą za krótkie a właśnie zapuszczam), zaś kolor jak najbardziej chcę zmienić, tylko nie wiem na jaki (niemal każdy mnie kusi i nie mogę się zdecydować).
Kiedy ja rezygnuję ze swojej wizyty, koleżanka siada na fotel "na moje miejsce". Nie patrzę na nią tylko patrzę w bok. Ściana po lewej jest przezroczysta/jest ze szkła a za nią siedzi na łóżku chłopak. Jest w moim wieku i bacznie mi się przygląda, mam wrażenie że już jakiś czas tak intensywnie patrzy na mnie. Kiedy ja na niego zwracam uwagę i zerkam na niego, on nagle wstaje i szuka wejścia przez tę szybę. Wydaje się że jest "niespełna rozumu", ma długi nieuczesane włosy i ciągle coś mamrocze do siebie. Trochę się boję. Nagle on się przedostaje do salonu, jakby w ścianie był ukryty guzik, szyba się otwiera i wchodzi. Podchodzi od razu do mnie i próbuje mi coś powiedzieć, robi to chaotycznie, bez ładu i składu, nic go nie rozumiem.
Jedna z fryzjerek widzi co się dzieje, zauważa mój niepokój i podchodzi do niego, wyprowadza go przez drzwi. Za chwilę znów go widzę za szybą.
Zauważam że na podłodze leżą jego akta, musiały wypaść kiedy przekraczał szklaną ścianę. Biorę je i czytam zachłannie, co jakiś czas zerkając na chłopca.
Kilka dni temu trafił on na oddział psychiatryczny, przeżył załamanie nerwowe gdyż w jego domu wybuchł pożar.
Czytając to mam "wizję" tego, co się tak naprawdę wydarzyło
Scenka: pokój, on jest z matką. Matka jest chora i niezrównoważona. Krzyczy na niego jakby był upośledzony a za chwilę głaszcze i nazywa "słodkim chłopcem". Każe mu wejść do wnętrza konia (specjalnie zmontowane urządzenie). Dosłownie widzę ze jego nogi są tylnymi nogami konia, pochyla się i głowę wciska w przód konia. Nie wiem co miało się dziać dalej bo wybucha pożar. Matka zamiast ratować syna ucieka a on nie może się wydostać z tego urządzenia bez pomocy i truje się dymem.
Odratowują go strażacy. Jest w dobrym stanie fizycznym ale cierpi jego dusza, "postradał zmysły" i tak trafił do szpitala.
Zaczynam lubić tego chłopca, ma piękne oczy, włosy okalające twarz, patrzę na niego zupełnie innym wzrokiem.
Jestem bardzo ciekawa co chciał mi powiedzieć i teraz ja próbuję dostać się do niego.
W końcu mi się udaje i przemykam przez szybę. Zaprzyjaźniamy się i planujemy ucieczkę. Nawet kilka x próbujemy, ale się nie udaje.
Ostatnia scena snu: wybudowano windę w jego pokoju, czekamy aż będzie "aktywna". Tego wieczoru znów próbujemy uciec ale po raz kolejny uruchamia się alarm.
Sanitariusze wpadają do pokoju i zakładają mu kaftan bezpieczeństwa. Nikt nie zwraca na mnie uwagi, jak zawsze zresztą, ale dopiero teraz wzbudza to mój niepokój. On mówi o mnie, mówi że jestem tuż obok i wskazuje na mnie. Podchodzi do niego pani doktor i cierpliwie tłumaczy że ja jestem tylko jego wspomnieniem. Byłam jego siostrą-bliźniaczką która zginęła w pożarze. Budzę się.
sobota, 1 czerwca 2013
Kain i Abel - sen
Julius Schnorr von Carolsfeld Kain i Abel
Śniła mi się walka,
bratobójcza walka - Kain i Abel.
bratobójcza walka - Kain i Abel.
Byli nadzy, bardzo mocno spleceni w uścisku. Wertowałam dziś internet w poszukiwaniu "sceny ze snu", ale nikt ich tak nie przedstawił.. byli tak do siebie podobni, że wyglądali niemal jak bliźnięta ..
Trochę przypominali runę Gebo - z ich odchylonych ciał utworzy się taki X .
Ciała mieli piękne, silne, bardzo męskie, włosy - ciemne, kręcone, cera śniada.
Sama walka odbywała się w olbrzymim, złocistym muzeum
(ściany były mieniące się, jakby pokryte warstwą złota).
Zaraz za braćmi płonął ogień w kominku i rozświetlał ich nagie ciała (samo pomieszczenie było bardzo wysokie, kominek mógł mieć 2x2metry). Nad kominkiem, wisiał gigantyczny obraz przedstawiający scenę walki, była to scena, w której dwie grupy żołnierzy zbliżały się do siebie - przedstawieni byli na sekundę przed atakiem
(poniżej najbardziej zbliżony obraz jaki znalazłam).
(ściany były mieniące się, jakby pokryte warstwą złota).
Zaraz za braćmi płonął ogień w kominku i rozświetlał ich nagie ciała (samo pomieszczenie było bardzo wysokie, kominek mógł mieć 2x2metry). Nad kominkiem, wisiał gigantyczny obraz przedstawiający scenę walki, była to scena, w której dwie grupy żołnierzy zbliżały się do siebie - przedstawieni byli na sekundę przed atakiem
(poniżej najbardziej zbliżony obraz jaki znalazłam).
bitwa pod Gettysburgiem
Nagle jeden z braci wyciąga broń (skąd?) i celuje do drugiego, nie mówi nic, widzę tyko jego oczy: łzy w oczach.. i przeplatające się emocje: gniew, żal, wyrzuty, zazdrość .. ale też miłość, oddanie - setki uczuć..
Nikt nic nie mówi, słychać tylko przyspieszone oddechy.. aż nagle,
nie wiadomo skąd - wchodzi trzeci brat,
nie wiadomo skąd - wchodzi trzeci brat,
powoli podchodzi do nich i wyciąga mu broń z ręki ..
Wszyscy opadają z sił, jakby uszło z nich całe powietrze, jak sflaczały balonik ..
i siadają na podłogę szlochając
... sen mi przypomniał książkę, którą zawsze chciałam przeczytać
"Na wschód od Edenu" Steinbecka ..
... sen mi przypomniał książkę, którą zawsze chciałam przeczytać
"Na wschód od Edenu" Steinbecka ..
Etykiety:
bitwa pod Gettysburgiem,
bliźnięta,
brat,
broń,
gebo,
Kain i Abel,
malarstwo,
sen,
trzy,
walka
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)