Pokazywanie postów oznaczonych etykietą drabina. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą drabina. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 8 lutego 2015

7/8 luty

Dziś w nocy byłam w sanatorium, ale nie jako pacjentka. Mieszkałam tam z Asią (córeczka). W zamian za pomoc, dostałyśmy dach nad głowa i 3 posiłki dziennie. Asia jest zapisana do szkoły, to sanatorium dla "przewlekle chorych". Dzieci trafiają tu na długie miesiące a nawet lata. To olbrzymie uzdrowisko, w zasadzie miasto-uzdrowisko. Sanatorium składa się z sieci budynków, ma własny ogród warzywny, sad, bibliotekę, szkołę, basen, kino itp. Najbardziej chorzy przebywają w szpitalu-molochu, każde piętro to inny odział; inny przedział wiekowy. Jest też sekcja dla 'mniej' chorych, przebywają oni w domkach przyszpitalnych, maja niemal "domowe" warunki. Na naszej ulicy, mieszkają pracownicy szpitala: pielęgniarki, lekarze, pomocnicy, hydraulicy, sanitariusze, nauczyciele, kucharki itp.
W miasteczku dzieje się tu coś dziwnego.
Mieszkańcy, zarówno pacjenci jak i pracownicy, giną w tajemniczych okolicznościach.
Sen zaczyna się, gdy jestem na sali gimnastycznej, wpada tam młody mężczyzna, w ręku ma broń. W panice wspinamy się na drabinki przy ścianach. Koleżka obok mnie, stoi przodem do niego, ja stoję tyłem do sali. Ona mi szeptem relacjonuje co on robi. A robi coś bardzo dziwnego, podchodzi do każdej z nas i dotyka np. stopę, łydkę, kolano, udo, dłoń itd. Kiedy podchodzi do mnie, sięga do pośladków (jako jedyna stanęłam do niego tyłem). Dotyk ma niezwykle czuły i delikatny. W zasadzie głasnął mnie przez materiał dżinsów, ledwo co poczułam. Kiedy zerkam na niego, on mówi, że wróci tu wieczorem, zaś my, mamy mu "kogoś poświecić", ma być to ktoś, kto "ma do zaofiarowania najwięcej". Wychodzi. Pierwsze co robię, to pędzę po Asię, do szkoły. Jest w innym budynku. Jest zima, śnieg, biorę sanki żeby było szybciej. Powoli zapada zmrok, mijam coraz mniej ludzi, aż w końcu idę zupełnie sama. Mam zamiar uciec. Kolejna scena, zakładam A. kombinezon i sadzam na sanki (wygląda jakby miała 3latka). Zauważam że już niemal wieczór, zaraz wybije wyznaczona godzina i pojawi się mężczyzna. Zastanawiam się kogo wybrali na ofiarę. Boję się że to mogę być ja, przyśpieszam. Niemal biegnę ciągnąc Asię za sobą. Ona jest zaś dziwnie zmęczona, bardzo szybko zasypia. Żałuję że nie wzięłam dla niej koca, jeśli nam się uda, to czeka nas długa droga. Kiedy już znacznie się oddalamy, przypomina mi się, że nie zabrałam czegoś "niezwykle ważnego". Biję się z  myślami, co robić? Zawracam, muszę "to" mieć. Spieszę się tak bardzo, że na zakręcie A. wypada z sanek. Jest tak zaspana, że natychmiast zasypia ponownie .... koniec snu, zadzwoniła mama i mnie obudziła ;(

piątek, 2 stycznia 2015

3 sny

Dzisiaj zaczynam od końca, tak jak mi się przypominały sny:

Sen 3 - Kreatywne pisanie

Jestem w bloku, na klatce schodowej, panuje wielki ruch i poruszenie.  To nietypowy blok, mieszkam tam ja z mężem i dziećmi, moi rodzice, rodzice męża, mój brat z żoną, brat męża z rodziną - czyli najbliższa rodzina.

Szykujemy się do "Wielkiej Przygody". Co roku, w bloku obok, odbywa się konkurs literacki. Zadaniem jest napisać książkę fantasy. Szykujemy się do wyjścia. Przechodzimy na inną klatkę i już trzymamy się razem. Ściany i schody w tym budynku wciąż się przemieszczają, my zaś nie chcemy stracić z oczu dzieci. Poza tym, to dodatkowe utrudnienie dla przyszłych pisarzy, kto wcześniej dotrze na miejsce, ten wcześniej zaczyna.

Jesteśmy na miejscu, każdy kto wchodzi do pomieszczenia dostaje laptop. Na ścianie wisi wielki ekran gdzie można przeczytać ogólne zasady, instrukcje itp. Dzieci się nudzą, więc pozwalam im na zwiedzanie sali, sama zabieram się do pisania. Zauważam że na ekranie są takie małe prostokąciki, w wielu kolorach. Doczytuje, że każdy kolor ma nieco inne znaczenie. Do każdego koloru jest przypisane konkretne "zdanie" np. niebieski-to narrator; żółty-dialog w którym trzeba zdradzić coś osobistego; czerwień-coś się dzieje-jest akcja; zieleń-opis, nie tylko przyrody, także wyglądu; pomarańcz-coś zabawnego; fiolet-zagadka itd. Teksty owej książki rozpoczyna się od dialogu. Zauważam że okienka-prostokąciki są tej samej szerokości, ale w miarę wpisywania tekstu - prostokąty rozciągają się. Każdy pisze o czym innym, tworzymy innych bohaterów, zaś "szkielet książki" jest ten sam, przyznam, że strasznie mi się to spodobało.

Rozglądam się po sali, chyba jest jakaś przerwa, bo cześć ludzi stoi przy szwedzkim stole, część stoi w grupkach i cicho rozmawia. My z mężem i rodziną jego brata siedzimy na podłodze, plecami opierając się o ścianę. Podchodzi na nas starszy mężczyzna, przykuca i mówi że w tamtym roku nagrodzony, dostało 70zł za wydrukowaną kartkę, zaś sporo innych ludzi podpisało kontrakty i najzwyczajniej sprzedało swoje książki. Wstałam by rozprostować nogi, zauważam Asię - swą przyjaciółkę z czasów szkolnych. Podchodzi do mnie i daje stos kolorowych kartek, papierów, mazaków - do wpisywania swoich imion lub informacji np. Teraz Nie  Przeszkadzać! Roznosi też kolorowe czapeczki, krawaty inne drobiazgi.

Sen 2 - Zagubione

Idę z mamą do kina na jakieś przedstawienie. Jest noc, wszystko wygląda nieco inaczej niż zazwyczaj, choć jest podobnie. Dzwoni telefon, to mój brat, pyta gdzie już jesteśmy. Mówię mu że już widzę kino i niebawem do nich dojdziemy. Budynek wygląda jak gigantyczny magazyn a nie kino, nigdzie nie ma drzwi, jedyne co widać to bardzo wąskie przejście, jakby odgięta blacha przez którą sączy się światło, stoi tam grupka osób, część z nich wchodzi do środka. Zauważam jakiegoś mężczyznę, zamiata tuz obok, zapewne jakiś sprzątacz-stróż bo miał uniform i przypięta plakietkę, ale nie decyduję się go spytać o drzwi. Mówię mamie, że idziemy dalej. Docieramy za kino, nie ma tam nic, pustka, tylko ulica i pojedyncze domki, gdy odwracam się za siebie - kina nie ma, dziwię się że aż tak daleko zaszłyśmy. Wracamy, po drodze mija nas dwóch pijanych mężczyzn, w zasadzie to dziadków z drewnianymi grabiami. Wyglądają podejrzanie i pośpieszam mamę by szła szybciej i nie zwracała na nich uwagi. Docieramy do jakiegoś budynku.


Sen 1 - Szykowanie się do drogi

Jesteśmy u Tymka (przyjaciel J, tata chrzestny naszej córeczki). To już ostatni dzień i pakujemy się do dalszej drogi. Mamy mnóstwo dodatkowych paczek, gdyż dostaliśmy od nich prezenty, sami zakupiliśmy pamiątki. Prezenty od nich, mam tu na myśli Tymka i jego dziewczynę Zuzię*. Zauważam że Tytusowi (nasz kot), wysunął się pazurek i jest to dla niego bolesne, ale gdy mówię to innym, to To bagatelizują.

Kolejna scena, już spakowani, J. krąży i przenosi rzeczy do samochodu, Tymek otwiera piwo i siada w fotelu. Częstuje nas, J. odmawia, bo jest kierowcą, ja częstuję się. Piwo jest w nietypowej butelce. Butelka ma metr wysokości i jest wąska jak kieliszek, szkło jest bardzo grube i zielone, ale to taka brudna, ciemnooliwkowa zieleń. Biorę łyk, dziwnie smakuje, w ogóle nie ma bąbelków, smakuje bardziej jak jakieś gorzkie zioło. Tymek mówi, że to piwo pochodzi z Belgii, zaś butelka kosztuje ponad 100zł. I właśnie wtedy wchodzi Zuzia, czekaliśmy tylko na nią. Ma jakieś dodatkowe prezenty "na pożegnanie" dla dzieci. Z. przyjechała rowerem, ma na sobie strój kolarski, kask, ochraniacze, przy rowerze fotelik. Pyta Asię czy przewieść ją na rowerze do pociągu (bo samochodem tylko przewoziliśmy pakunki, tak naprawdę podróż miała być pociągiem**). Asia nie dała się prosić 2x, chłopaki w tym czasie odjeżdżają, ja zaś dostaję rower Tymka i mam towarzyszyć dziewczynom.

Kolejna scena, Asi (córeczki) nie ma, jestem z Z., gotowa do wyjazdu. Nagle, do pokoju wchodzi mężczyzna, pyta czy mamy kasę. Zuzia ma do bioder przypiętą saszetkę i daje mu 70zł. mówiąc: "masz i już sobie idź" (zauważam że w saszetce jest dużo więcej pieniędzy). On wtedy podchodzi do mnie i pyta o to samo, ja zaś nie mam przy sobie nic, J. zabrał wszystko. Boję się to powiedzieć, ale w końcu wyznaję że nic nie mam. On na to odpowiada, że jest jak Robin Hood, wyciąga plik banknotów i daje mi 4tys. Potem patrzy na Z. i pyta czy z nim pójdzie. Orientuję się, że się znają, co więcej byli kiedyś parą. Ten chłopak staje się coraz bardziej nerwowy, w jego oczach widać szaleństwo, boję się o siebie i o Zuzię. Pytam więc o "ich historię". Napięcie opada, Z. opowiada.

Ogólnie, wynika z niej że bardzo kiedyś się kochali, ale poróżniły ich pieniądze. Widzę jak patrzą na siebie, kochają się wciąż do bólu. Pytam Z. czego w takim razie jest teraz z Tymkiem a ona mówi "bo mi tak wygodnie", chwilkę później podchodzi do chłopaka i wychodzą. Patrzę na swój telefon, J. dzwonił. Oddzwaniam, ale nikt nie odbiera.

Kolejna scena, jestem na stacji PKP, okazuje się że zdarzył się wypadek. Tuż przed stacją pociąg się wykoleił, jest dużo ofiar śmiertelnych, rannych. Widzę "z lotu ptaka", unoszę się nad torami niczym duch i obserwuję. Na ziemi/trawie leżą gigantyczne plakaty ludzi którzy zginęli, ale nie widzę nigdzie "swoich", nie kojarzę żadnej twarzy. W końcu ich znajduję, rozłożyli koc i zrobili piknik. Długo mnie nie było i J. pyta dlaczego, ale nie chcę mu mówić o Z. Niestety chwilę później Tymek pyta czego nie ma Z. i słowa same wyskakują mi z ust. Mówię mu co się stało. Tymek czerwienieje i z oburzeniem krzyczy "nigdy nie mów tak o Zuzi".

Jesteśmy znów w domu Tymka, tym razem już dosłownie "na wylocie", żegnamy się z nim. Jestem w sypialni, do pokoju wchodzi Z. Wygląda zupełnie inaczej, ma zupełnie inną twarz, ale wiem że to Zuzia. Jest spłakana, na czerwone oczy. Nic nie mówi, bo nie musi, wiem że wróciła do Tymka, zaś z tamtym rozstała się na zawsze.

Ostatnia scena, zwiedzamy dom w którym jest przedziwny ruchomy teatrzyk. Bohaterami są koty, ktoś je wyrzeźbił w drewnie, dał wielobarwne stroje, w łapkach mają rekwizyty. Teraz to najpopularniejszy dom w jakimś niewielkim-turystycznym miasteczku, wielka atrakcja. Oglądam to kocie przedstawienie, w tle słychać muzykę jak z opery. Cieszę się że zdecydowaliśmy się to zobaczyć, bo jest przepięknie.


* Tymek naprawdę ma dziewczynę Zuzię ;)
** ten motyw z podróżą pociągiem, to zapewne przebłysk naszej rozmowy ze znajomymi sprzed kilku dni, prawdopodobnie w przyszłym roku będziemy podróżować koleją europejską, można wykupić specjalny bilet 5, 7, 10dniowy i podróżować "gdzie się chce" w granicach Europy

To chyba tyle, choć nie, było o wiele więcej.. pamiętam pojedyncze scenki, jedna mnie nawet wybudziła ze snu.

Oto ona:
Mieszkałam z J. w dworku, w zasadzie wynajęliśmy go tylko na jedną noc, ot taka dodatkowa wakacyjna atrakcja. Przy nim stała drabina, ale taka sięgająca do 10 piętra co najmniej. Wchodzimy na nią z J., bo ponoć z niej rozciąga się genialny widok. Drabina nie jest podparta, ot stoi sobie jak struna w powietrzu. Kiedy jesteśmy na szczycie zaczyna się chwiać i nagle przewraca się na bok. Przestraszyłam się tak bardzo, że się obudziłam ;)

środa, 26 listopada 2014

Zaległe sny

Sen z wczoraj:
Jestem w swoim starym (rodzinnym) domu. Każdy pokój jest 2x większy niż zazwyczaj. Wszystko jest skąpane w takim ciepłym pomarańczowym świetle, na suficie porozwieszane są lampki choinkowe. Przygotowuję bożonarodzeniowe przyjęcie. To wielki zjazd rodzinny, zaś ja jestem gospodynią. Część gości już przybyła. Sen zaczyna się gdy wchodzę do domu z zakupami. Przechodzę przez pokoje witając się z nowo przybyłymi (pojedynczy buziak w policzek). To osoby z mojej rodziny, znajomi, przyjaciele. (Jak się okaże po przebudzeniu, cześć z nich już nie żyje np. mój dziadek, ciocia, ale we śnie "nie posiadam tej wiedzy"). Idę do kuchni, która już nie jest moją kuchnią, ale całkiem inną, ma drzwi do dużej chłodni. Odkrywam tam zamkniętą koleżankę Asi - Małgosię. Szukam mojej mamy (by ją zrugać, bo ona była odpowiedzialna za Gosię, gdy byłam na zakupach), ale jej nie znajduję. Dziewczynce nic nie jest, jest tylko zmarznięta. Od razu szuka Asi, ja zaś zauważam że G. ma 3 kolczyki w lewym uchu. Żeby ją odstresować pokazuję jej nową kolekcję kolczyków (w realu też mam hopla na punkcie kolczyków ;)). Mała wybiera różową rybkę ze złocistymi elementami i się uśmiecha. W tym momencie wchodzi mama Małgosi i dziękuje za opiekę nad córką, zaś chwilę późnej pyta, czy może ją nam zostawić jeszcze na miesiąc. Jestem w wielkim szoku - jak matka może o coś takiego prosić...

Sen z dzisiejszej nocy:

Jestem na koncercie, moim zadaniem jest przeprowadzić wywiad z "gwiazdą" tzw. frot menem. Chłopiec jest niezwykle popularny, bardzo sympatyczny, ma wygląd trochę w stylu emo (długa, czarna grzywa na bok). Jeździ na wózku. Sen zaczyna się gdy po koncercie gadamy "w grupce" (inni dziennikarze, organizatorzy, członkowie zespołu itp.). Jakoś nie mogę się dopchać (i nie chcę), tylko się bacznie przysłuchuję. Za chwilę ma się odbyć bieg. Coś mi strzela do głowy i decyduję się też startować w biegu - ale na wózku inwalidzkim. Stoję zaraz obok tego chłopca i przez chwilę jedziemy takim samym tempem, ale potem on przyśpiesza. W końcu cała grupa jest daleko przede mną. Rozpędzam wózek tak, że wypada z toru i wstaję na nogi, ci którzy nie wiedzieli że ja chodzę krzyczą "to cud!". Śmieję się pod nosem i zbaczam z trasy. Trafiam do przestronnego pokoju, wygląda on jak wnętrze stodoły, wszędzie jest pełno drabin. W środku stoi chłopak, ma gołą klatę. Mówi że odpoczywa od "wyścigu szczurów" i kiedy podchodzę bliżej, obejmuje mnie mocno i mówi że cieszy się że do niego dołączyłam.

czwartek, 13 czerwca 2013

Sen z 12/13 czerwca 2013

Śniło mi się, że jestem w olbrzymim szpitalu i z niego uciekam. Pomagają mi dzieci, które tam leżą, bo to oddział dziecięcy a ściga mnie policja. We śnie jestem "niepełnoletnia" i nie mam rodziców. Po licznych próbach  w końcu udaje mi się, uciekam przez olbrzymie okno. Szybuję jak najdalej od szpitala. Zaraz za oknem jest boisko do gry w kosza, mijam trzech policjantów, są olbrzymami. Pomimo tego, że lecę wysoko, niemal mnie dotykają. Jeden z nich mnie łapie, ale patrzę na niego błagalnie i mnie wypuszcza.

Jestem w podziemnej autostradzie, biegnę. Docieram do końca, nie ma przejścia/przejazdu, autostrada jest w trakcie remontu i jest zablokowana. Rozglądam się i widzę grupkę ludzi, która tam mieszka, na ziemi po prawej stoi kanapa, siedzi tam kilku mężczyzn. Jeden z nich podchodzi do mnie, wydaje mi się znajomy, mówi że zbliża się policja (mają krótkofalówki) i że jest możliwość ucieczki. Z boku po lewej jest drabina, rzeczywiście, zadzieram wysoko głowę żeby ją dostrzec. Jest bardzo wysoko "zawieszona". Podskakuję by ją przyciągnąć. Udaje się za 3x. Policja się zbliża, muszę się śpieszyć.

Wspinam się po szczeblach. Bardzo bolą mnie ręce, boję się że nie dam rady dojść na górę. Kiedy już jestem u kresu sił dostrzegam właz. Właz jest zamknięty, ale obok dostrzegam szarą, metalową skrzynkę, widzę tam dziurkę od klucza. Nigdzie nie widzę kluczy, bardzo się denerwuję bo wszystko na marne, cała ta ucieczka.

źródło obrazka

Nagle znów pojawia się ten znajomy mężczyzna i wskazuje gdzie ukryte są klucze. Przyglądam mu się uważnie, pomaga mi już 2x, wygląda tak znajomo. Po chwili się orientuję, to mój mąż. :)

Pytam go czy ucieknie ze mną, on na to:
"Mam tu inne zadanie do wykonania. Idź."

Mam w dłoni pęk kluczy zawieszony na wielkim kole. Nie wiem który to, zerkam na męża a on mówi "Za każdym razem to inny klucz. Musisz wybrać sama"

Kiedy to mówi, już wiem. Widzę bardzo długi, złoty kluczyk. Wąski, pięknie , grawerowany. Pasuje jak ulał, przekręcam i wydostaję się.

Jestem na pustej autostradzie. Jestem wolna :)


                                         Od razu przypomniał mi się serial Highway to Heaven