Pokazywanie postów oznaczonych etykietą zakupy. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą zakupy. Pokaż wszystkie posty

środa, 17 listopada 2021

Fajna rzecz

 


Od razu mówię - to nie jest żadna reklama, po prostu chciałam się pochwalić. Od jakiegoś czasu widywałam na fejsie stronę dziewczyn szyjących torebki, śliczne torebki, i zapragnęłam mieć je wszystkie! Kto kocha torebki to wie o czym mówię (tu nie chcę wskazywać palcem kto ma kilkaset torebek i dalej gromadzi). Ja aż tak nie mam ale codziennie jeżdżę do orki i torba jest mi potrzebna dość spora, mam kilka ale nie chce mi się przekładać całego kramu więc jeździłam z jedną aż dwa lata, a to znaczy, że kupiłam porządną, bo która by wytrzymała takie tyranie dzień w dzień. Tak ze dwa kilo w niej wożę, czasem mniej czasem więcej. Ale dwa lata, ludzie, to już czas na zmianę bo wygląda po prostu niechlujnie. 

Kiedyś któraś z Was napisała mi - kup sobie Klarka, kup dla siebie..

I tu nie chodziło o torbę tylko o umiejętność wydawania pieniędzy na drobiazgi sprawiające radość. To bardzo ważne. I ta torebka właśnie sprawiła mi wielką radość. Bo ktoś ją uszył bardzo starannie, bo nikt takiej nie ma, bo jest funkcjonalna, ma w środku kilka kieszonek i elegancką podszewkę w dobranym do całości kolorze a już ta kosmetyczka i etui na klucze to rozpusta. 

Nawet pomyślałam, że zostawię na prezent dla kogoś kogo bardzo lubię (tak mam, że jak mnie coś cieszy to rozdaję) ale nie, nie, zaraz robię przepakowanie i jutro się chwalę w pracy nowym nabytkiem. 


piątek, 4 grudnia 2020

w pogoni za prezentami

 W tym roku postanowiłam kupić dla Hani spersonalizowany film z Mikołajem w roli głównej. Jest to ciepła bajka - Mikołaj zaprasza Hanię do swojego domu, opowiada o swoich pieskach, pokazuje elfy, zwraca się do dziecka po imieniu, w filmiku wplecionych jest kilka zdjęć Haneczki. Mieliśmy zrobić takie oszustwo - w niedzielę rano Hania obejrzy film z rodzicami a my za godzinkę przyjedziemy z radosną wieścią, że Mikołaj pomylił domy (na filmie jest zdjęcie naszego domu) i myśląc, że Hania mieszka u nas, zostawił prezenty. Nie dziwcie się, chcę w ten paskudny czas jakoś zrekompensować mojej wnuczce brak  Mikołaja w przedszkolu i w  świetlicy. Zawsze był a w tym roku nie będzie. 

Wszystko byłoby pięknie gdyby nie to, że Mikołaj na tym filmie na koniec mówi mniej więcej tak - "wiem, że marzysz o takim prezencie, wiem również, że jesteś bardzo grzeczna, dlatego moje elfy już pakują prezent, zaraz wsiadam do sań i pędzimy do ciebie." I tu jest zdjęcie tego co sobie dziecię wymarzyło. 

I ja głupia bez namysłu wstawiłam zdjęcie jednego psa z bajki Psi Patrol. 

Wszystko poszło doskonale, filmik został zaakceptowany przez rodziców i ma być włączony w niedzielny poranek. Ale syn znawca przedszkolnych bajek na wszelki wypadek zapytał - mamo, a czy ty masz na pewno tego samego psa co na zdjęciu? Bo Hania natychmiast pozna, że to nie jest ten sam, one się różnią!  

Nie martw się synu, podjadę byle gdzie i kupię - zapewniłam. 

W piątek mam dniówkę, w sobotę też pracuję, więc dobrym dniem na kupno psa będzie czwartek. 

Najpierw jednak sprawdziłam w necie. Ups, w bonito nie ma. W biedronce też nie ma. W pobliżu mamy dwie duże galerie handlowe. Pojechaliśmy do pierwszej. Pytamy. Nie ma. Nie ma. Nie ma. 

Wreszcie jest!  Udało się, ale przyznam się - dawno nie szukałam czegoś z taką determinacją. (O zdjęciu w telefonie i imieniu na kartce nie wspomnę). 



niedziela, 13 marca 2011

wiosennie, czyli nakręcam się!


Pojechałam po dozownik na mydło, bo stary przecieka i taka wiecznie okapana umywalka mnie wkurza. Po drodze zahaczyliśmy o sklep meblowy i kupiłam sobie to krzesełko do sypialni, potem do takiego sklepu gdzie kupuje się cuda-wianki do kuchni i kupiłam nowe bajecznie kolorowe podkładki pod talerze na kuchenny stół i nakładki na krzesełka. Od razu się zrobiło w kuchni weselej (He he, wiem, kiczowato jak diabli). I co z tego, i tak już niedługo będziemy jedli wszystkie posiłki na ganku albo w ogrodzie, o!
O dozowniku na mydło zapomniałam, kupię następnym razem.


środa, 23 lutego 2011

rodzinna rozrywka

Jeśli ktoś pracuje do osiemnastej  lub dłużej i ma wolną wyłącznie niedzielę, to tylko w niedzielę może zrobić poważniejsze zakupy. My właśnie tak mamy i czasem w niedzielę o ósmej rano można mnie spotkać w makro albo o jedenastej w jakimś centrum handlowym. Ostatnio kupowałam w niedzielę pralkę, w najbliższym czasie muszę kupić kuchenkę bo się stara rozsypała.
W dużej galerii albo w centrum handlowym widać całe rodziny, ale te powierzchnie są zazwyczaj wysokie, mają przejścia szerokie i to o czym chcę napisać nie rzuca się w oczy. A napisać chcę o małych dzieciach na zakupach. Małych, to znaczy niemowlaczkach w torbach (w życiu bym tak nie nosiła dziecka, wjedzie kto wózkiem w tę torbę to masakra) nieco starszych w wózkach i kilkulatkach.
Ikea – chyba każdy był i wie, o co chodzi. Niskie, klaustrofobiczne pomieszczenia z wytyczonymi wąskimi korytarzykami, towar stłoczony na niewielkich powierzchniach wyeksponowany w specyficzny sposób. Od razu mówię – nic nie mam do sieci, przeciwnie – kupiłam tam łóżko i jestem z niego bardzo zadowolona, gdy potrzebuję jakieś funkcjonalny sprzęt, stojak czy pudełko to wiem, że tam znajdę.
Już nigdy nie pójdę tam w niedzielne popołudnie, nigdy!
Niemowlęta czerwone od płaczu, zasmarkane i spocone, na które nikt nie zwraca uwagi. Matki, ciotki i koleżanki w towarzystwie mężów i konkubentów przekrzykują się, kłócą, bawią, całkowicie ignorując domagające się czegoś dzieci. Spotkałam się z tym pierwszy raz – przy stercie listewek nie wiadomo do czego potrzebnych matka wrzeszczała ze złością na chłopaka – zajmij się nim chociaż raz! A chłopak wziął tego niemowlaka tak, jakby rzeczywiście miał go pierwszy raz na rękach.
Kilkulatki śmiertelnie znudzone, wrzeszczące, tupiące nogami, bezustannie pytające – kiedy stąd pójdziemy? I znów to samo – całkowita ignorancja, niecierpliwe „uspokój się” wśród tysięcy przedmiotów, po które się nie przyszło. Bo w tym sklepie nie da się iść prosto do towaru, który się chce kupić tylko są ścieżki, przejście nimi trwa nawet kilka godzin. Mnie się udaje w 20 minut bo mam klapki na oczach i jak jadę np. po stolik, to najpierw go wyszukuję w Internecie a potem idę prosto do działu, zamawiam, magazyn, kasa i parking. Ale to dziwactwo, nikt normalny tak nie robi.
Zaczęłam usprawiedliwieniem, że w innym terminie nie ma czasu na zakupy, zostaje tylko niedziela. Chciałabym również usprawiedliwić młode mamy, które tam spotkałam. Jednak dla mnie ważniejsze jest dobro dziecka, ja bym nie brała kilkumiesięcznego maleństwa ani do Ikei, ani do galerii, ani do sklepu z tanią odzieżą. To nie są dobre miejsca dla niemowląt. Nie musi się robić zakupów całą rodziną, wiem to na pewno.

wtorek, 25 stycznia 2011

jak kupowałam pralkę

Już od dłuższego czasu cała okolica wiedziała, kiedy robię pranie. Nie żeby na ogrodzie wisiały i powiewały w równym rządku przymocowane klamerkami majtki, skarpetki i inne części garderoby a wokół nich uwijały się zwabione cudnym zapachem pszczoły, nie ma się co łudzić, takie rzeczy to tylko w reklamie. Z mojego domu w czasie prania rozchodził się na całą okolicę taki łomot, że budziły się wszystkie niemowlęta w gminie, pękał asfalt na drogach ( i dlatego są te dziury) huśtały się wrony na drzewach i wywracały się psie budy wraz z psami. Nie wiem ile to jest  stopni w skali  Richtera.
Raz w tygodniu pralka wylewała wodę na kuchnię a nie do szamba, przez co moje płytki  są łącznie z fugami idealnie czyste, ale miarka się przebrała, gdy pewnego ranka pralka wirując wyszła ze swego miejsca i zablokowała mi drzwi do łazienki, a ja zostałam w piżamie i przed wyborem – iść do sąsiada prosić o pomoc w posunięciu czy iść do sąsiada prosto do łazienki wiadomo po co.
W sobotni wieczór zamiast świętować debiut literacki (albo choć napić się bez okazji i posiedzieć z chłopem przed telewizorem) zaczęłam przeszukiwać Internet z opiniami, która lepsza, tańsza, zgrabniejsza, porządniejsza i bliżej domu, bo mi się nigdy nie chce jechać daleko do sklepu. Przeraziły mnie opcje „ pranie ręczne” bo omaryjobosko znam taką babę co ma pralkę w łazience a pierze wszystko ręcznie w wannie, ale ja taką masochistką nie jestem. Potem jeszcze znalazłam opcję „głośność” i to mnie trochę zastanowiło bo nie wiedziałam, ze można ten łomot regulować. Nie można, chodziło o głośność przycisków. I to tyle relacji z poszukiwań, bo i tak wiedziałam, że trafię do tego sklepu, który jest najbliżej i kupię to, co mi potrzeba bez promocji, porównań cen, targowania i zastanawiania się godzinę. Ukochany syn pomógł bardzo, a moim najgłupszym tekstem podczas tych zakupów był argument – Uuuukasz! Ty się ciesz że kupimy taką drogą, bo jak byśmy nieoczekiwanie pomarli to dostaniesz w spadku porządny sprzęt a nie badziewie z promocji! 
Uwielbiam zakupy z Ukaszem!