Hania, moja wnuczka, dobrze wie, w której szafce dziadek
trzyma słodycze. Tak, dziadek to łasuch i zawsze jakieś cukierki, czekolady i
ciasteczka ma. Ja ze słodyczy wolę wino półsłodkie ale i tego nie mogę bo mi
ciśnienie skacze i robię się czerwona
jak pijak, co to w ogóle jest za życie, prawie już nic nie mogę oprócz
orki, czas umierać albo coś. Ale nie o
tym miało być.
Hania dziadka bardzo kocha i zwraca się do niego „dziadeczku
kochany”, co mnie bardzo rozczula bo
wiecie – drobna blondyneczka, niebieskie oczęta i ten słodki uśmiech – gdyby
chciała gwiazdkę z nieba i szybkę z okna to by dostała. (Moja babcia tak mówiła,
gdy prosiłyśmy o niemożliwe – i co jeszcze, może szybkę z okna i gwiazdkę z
nieba?).
Pewnego dnia Hania spędzała u nas popołudnie. Mama Hani
opowiadała, że dziewczynka już w samochodzie wyśpiewywała – jedziemy do babci, jedziemy do babci, dziadek
da ciasteczka a babcia włączy bajeczkę.
Przyjechała z gotowym scenariuszem – idziemy na karuzelę a jak
zrobimy kopytka to będziemy się bawić w ogrodzie a potem będę oglądać Psi
Patrol a ty babciusiu sobie poczytasz!
Ale dziś na obiad nie będzie kopytek – zaprotestowałam, bo
jemy te kopytka za każdym razem, kiedy dziecko jest u nas. Lubi i robić je i
jeść.
– Ale ziemniaki
będziemy obierać? - Tak.
Ziemniaki też
obieramy razem odkąd pamiętam, mała jeszcze nie umiała chodzić kiedy stawiałam jej
krzesełko koło zlewu. Nie chodzi
przecież o te ziemniaki tylko o wygłupianie się przy tym.
Rysujemy, śpiewamy i w pewnej chwili Hania pobiegła do
dziadka, aby mu coś powiedzieć na ucho. Taki zwyczaj przyniosła z przedszkola,
ważne rzeczy mówi na ucho.
- Dziadeczku kochany, wyszeptała. Dziadeczku kochany, czy masz
w swoim pokoju w szafce jakieś słodycze, to byśmy poczęstowali babcię!
No i nie daj dziecku ciasteczka.