Pokazywanie postów oznaczonych etykietą pamiętnik. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą pamiętnik. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 31 sierpnia 2025

listy do C

                                                                  jeszcze kwitną całymi gałązkami
 Coraz częściej zapominam o gópigusie. Gópigus oczywiście nie zapomina o mnie i daje o sobie znać byle kiedy, cham jeden. Pół roku po naświetleniu odważyłam się zapytać doktorka, dlaczego się tak paskudnie czuję. Doktorek (to jest wspaniały lekarz, jeśli się komuś przytrafi coś z głową to polecam z całego serca doktora Kentnowskiego z Gliwic, przyjmuje raz w tygodniu w Krakowie w Uniwersyteckim) spojrzał na mnie ze współczuciem i wyjaśnił, że przeszłam bardzo poważny zabieg radiochirurgiczny i to są skutki tego zabiegu. Czyli to głównie, że mnie ten łeb tak bolał nieludzko, a po lekach czułam się jak na kacu. Owszem, miewałam w życiu kaca, nie byłam święta. No ale oprócz tego wiele innych przyjemności. Teraz wiem, że gdybym musiała przejść to samo, na pewno poprosiłabym o coś na wyluzowanie w czasie samego zabiegu bo to jednak nieludzko trudne leżeć na stole z przyśrubowaną głową w za ciasnej masce na twarzy. Maska musi być ciasna bo ten robot ma celować w gópigusa a nie na przykład obok. I to jest strasznie niekomfortowe bo ja mam skrzywioną przegrodę i i jak leżę na plecach to mi się strasznie źle oddycha i do gardła spływa mi wydzielina, fuj. Poza tym to jednak trochę klaustrofobiczne takie przypinanie i przywiązanie do stołu.  Może mi coś dali do wenflonu bo wytrzymałam ale łatwo nie było. Poza tym byłam na sterydach. Ale chyba byłam strasznie spięta bo na drugi dzień wszystko mnie bolało jak po zbieraniu ziemniaków. 

Pierwsze półrocze było okropne i sama z sobą nie mogłam wytrzymać bo dzień zaczynałam od słów Jezu jak mnie głowa boli. I rzeczywiście wtedy okazało się, że w tym czasie gópigus zamiast się zmniejszyć to się powiększył. Po roku dowiedziałam się, że słuchu już nie odzyskam ale przestałam się tym przejmować bo przeszłam na emeryturę i przynajmniej nie martwiłam się tym, co będzie z pracą. Łatwo nie jest bo na przykład muszę prosić męża, aby utłukł muchę, która wpadła do pokoju bo słyszę, że brzęczy ale nie wiem gdzie. Słyszę dźwięki jedną stroną głowy. To taka anegdotka, są znacznie poważniejsze rzeczy ale da się wytrzymać. Zauważcie, przeważnie to, co przed ale nie ma znaczenia. 

Co ja to chciałam. A, wiem. Zaburzenia równowagi przypominają mi czasem o gópigisie. Idę sobie alejką, jest pięknie, na stopach mam sandałki, ścieżka gładka, ja liżę lody i nagle nogi mi się plączą i same skręcają w bok. Panuję nad tym i jeszcze nigdy nie wyrżnęłam na glebę jak biedne pijaki, ale nie wiadomo. To nic takiego. Wszystko można znieść, nic poważnego się nie dzieje. 

Tylko to zapominanie! Zapominam i kiedy widzę jakąś fajną ofertę pracy to jaram się przez chwilę i chcę dzwonić, albo do sanatorium chcę jechać, albo porywam się na mycie okien a potem umyję jedno i ledwo żyję. 

Znów wyroiły się u sąsiada szerszenie, co roku proszę, żeby zrobił z nimi porządek, to jak grochem o ścianę. U niego w szczycie mają gniazdo a u mnie żerują na bzie. W oknach mam siatki ale boję się siedzieć w ogrodzie bo po prostu muszę na siebie uważać. 

Przesyłam serdeczności. Klarka. 


piątek, 26 sierpnia 2022

kochany pamiętniku

 Kiedyś, gdy byłam małą dziewczynką, pisałam pamiętnik a kiedy  moja siostra znalazła go i przeczytała, byłam zrozpaczona. Spaliłam zeszyt i długo gniewałam się na siostrę bo przecież pamiętnik był bardzo osobisty i nie chciałam, aby ktokolwiek odkrył moje zapiski. 

Pięćdziesiąt lat później wszystko się zmieniło. Moje pamiętniki przeczytało kilka milionów ludzi, to jest dość przerażające.  Pewnie nie miałam zbyt wiele do ukrycia ale też nie było to mądre, po cóż się tak narażać. 

Teraz czekam. Pewnie kiedyś poczuję potrzebę opowiadania o tym, co robię, co mnie cieszy i co mnie boli. Właśnie mam zapalenie stawu barkowego i boli mnie bardzo.

Na razie moje blogi wykorzystuję czytając niektóre fragmenty wnuczce. Nie miałam pojęcia, że tak bardzo będzie się jej podobało. O kocie, znów o tym kocie. O jeżach. O dziadku. I o Hani, to jasne. Ale że aż tak że prosi, aby czytać kilka razy jeden fragment? To mnie zdumiewa i zachwyca. Będę musiała posiedzieć, poczytać, zrobić korektę i wydrukować  niektóre kawałki. 



niedziela, 7 listopada 2021

kochany pamiętniku

 

Jeszcze są maliny, zimne jak z lodówki ale całkiem dobre. 
Koleżanka podarowała mi wiosną rozsadę tych kwiatuszków, dzielnie się przyjęły, są śliczne. Robię z nich bukiety do domu na stół. 

A to jest ofiara gradobicia. Tego lata była nawałnica z gradem, który porozbijał mi donice. Nie miałam czasu ani za bardzo pieniędzy (bo były pilniejsze wydatki) aby kupić nowe, dlatego wykopałam dołek i wsadziłam rośliny do ziemi. Heliotrop ucierpiał bardziej i już do jesieni nie był zbyt bujny, ale to żółte (to nie uczep) poradziło sobie całkiem nieźle i wygląda dobrze. 

Trawnika nie kosimy zbyt nisko, liści nie grabimy wszystkich. Winogrona zostały w ogrodzie,  tak samo jak aronia i jabłka. Darmozjady  Ptaki mają co jeść.  

Zaglądam czasem do archiwum żeby sprawdzić jaka była pogoda o tej porze kilka lat temu albo co robiłam. Mogłam jednak wklejać zdjęcia ludzi a nie tylko kwiatki i kotki. 

czwartek, 15 kwietnia 2021

kochany pamiętniku

 

kwiecień - plecień

O tej porze zakwita czereśnia, w tym roku nie ma szans - jest zimno i pada śnieg. 

Dawno temu myślałam, że pisanie o pogodzie, o kotach i o dzieciach jest bezpieczne ale myliłam się. Zawsze znajdzie się mądrala i napisze, że nudzę, zmyślam i po co cokolwiek piszę. Teraz absolutnie się nie przejmuję, dawniej mnie to bardzo martwiło a teraz śmieszy. Bo co trzeba mieć w głowie żeby łazić po blogach i dodawać złośliwe, obraźliwe teksty. Co innego gdyby ktoś osobiście zrobił mi awanturę zarzucając mi to wszystko. Może bym się przejęła. A może nie.  Pewnie bym powiedziała odpierdol się idźże stąd i nie wracaj. 
Ale teraz nie miewam kilkunastu tysięcy odwiedzin na dobę ;)))) i nie zarabiam pisaniem tylko sprzątaniem. 







środa, 16 września 2020

Kochany pamiętniku

 Urlop mi się kończy. Serce moje płacze i na ziemi jest mi źle. Dziś śnili mi się nasi panowie konserwatorzy. Drabinę nieśli. Ciekawe co to oznacza, mam nadzieję że nie mycie okien. 

Załatwiam te sprawy, których nie chce mi się załatwiać gdy pracuję. Internet, telefon, może jeszcze obskoczę kardiologa ale nie obiecuję, kurde, serce mnie boli a może to nie jest serce tylko jakieś żebro albo coś pod łopatką.  Odkąd siostra nie żyje a ja mam podobną wadę to ciągle się boję że umrę na zawał. 

Kota oswajam. Nie wzięłam żadnego do tej pory bo dobrze wiem, że wcześniej czy później jakaś bieda w potrzebie przylezie, jak się da jeść i wyleczy to potem jest pociecha. Chyba że trafi się taki wandal jak Zbójca który wbijał pazury i zęby w człowieka i czułości miał za nic. Wolał kawał mięsa. Ale za to bez litości prał wszystkie szwendające się po posesji stworzenia, ciągle wdawał się w łapoczyny dbając o swoje terytorium. Raz nawet musiałam sąsiedzkiego psa odnosić na rękach bo kot warczał na niego i brał się do bitki a psina też chciał u nas być. 

Jeszcze nasmażę jabłek, mamy szarą renetę. Teraz mi się nie chce obierać, kroić i smażyć ale w zimie to jest rarytas. Narobiłam trochę dżemu z czarnej porzeczki i z malin, Hanusia nasza lubi malinowy dżem. I sok zrobiłam, malinowy i aroniowy. Malinowy będzie dla Hani a aroniowy dla Krzyśka. Nie zrobiłam w tym roku ani jednego słoika ogórków. Nie chciało mi się. Jakoś tak mi zeszło. Może kapusty zakiszę. 

Nie chodzi o to, że  nie mamy co jeść. Domowe przetwory są po prostu bardzo smaczne. 

Hanię bardzo chwalą nauczycielki. Myślę, że moja wnuczka to typ prymuski, mądra, pilna i obowiązkowa. Uwielbiam śpiewać z Hanusią głupie góralskie piosenki. Jestem jedyną osobą w rodzinie  potrafiącą mówić gwarą. Może mi się uda coś przekazać. Ale jeśli nie to nie szkodzi, jak się Hani nie nado to nie bedymy ucyć godać po nasymu. 

Dziś też Cię kocham.