Pani Sąsiadka jest nie
tylko fantastyczną babcią, za którą wnuki skoczyłyby w ogień. Jest po prostu
miłą, wesołą kobietą i bardzo ją lubię. Od
dwudziestu lat Pani Sąsiadka pomaga swoim dzieciom. Kiedyś mi to tłumaczyła
mnie
nikt nie pomógł i wiem, jak jest ciężko samej przy dzieciach, dlatego dawno
temu postanowiłam sobie, będę pomagać na ile mi starczy sił
Dyżurowała przy chorych
przedszkolakach, odwoziła i przywoziła ze szkoły starsze dzieci, chodziła z
nimi na nabożeństwa a w wakacje to już tam są po prostu kolonie.
Czasem dusiliśmy się ze
śmiechu słysząc
dziecko
kochane, o co ty wiecznie płaczesz, mam ochotę ci wlać po dupie, wreszcie bym
wiedziała, że masz o co beczeć
Wiadomo było, że
żadnego nie uderzy, choć nieraz podnosiła głos, wyznaczając wnukom jasne
granice – jak mówię, że nie to nie i
koniec!
Któreś przemądrzale
pyskowało, że z opiekunką to tak by nie było, na co Pani Sąsiadka spokojnie
odparła – ale ja jestem waszą babcią i
nie pozwalam na chuligaństwo.
Raz tylko, dawno temu,
Pani Sąsiadka opieprzyła mnie dość solidnie. Zauważyła, że Ukasz, jadący do
szkoły, jest zasmarkany a ja jechałam do pracy, nie chcąc kolejny raz iść na
zwolnienie.
Za
dwa dni będzie miał zapalenie oskrzeli i wtedy będziecie siedzieć w domu nie
trzy dni tylko dwa tygodnie. Jak jest dziecko chore to ma się wygrzewać a nie
chodzić do szkoły i zarażać inne dzieci.
Dokładnie tak się stało,
katar przeszedł. Na oskrzela.
Wiem, jakie są trudne
czasy, jak ciężko o pracę ale i tak mam w pamięci te słowa i myślę, że nie
straciły nic na wartości. Tylko jak to wygląda w praktyce? Nie każdy ma Panią
Sąsiadkę.