Pokazywanie postów oznaczonych etykietą spotkanie. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą spotkanie. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 4 kwietnia 2021

do zobaczenia

 (bardzo smutne opowiadanie o miłości) 

Zaraz po śniadaniu ojciec Sławka wyruszał święcić pola. Czasem było jeszcze zimno, padał deszcz ze śniegiem, wtedy szedł sam. Kiedy święta były późno, pola zieleniły się, grzało wiosenne słońce, zabierał z sobą Sławka. Zawsze jednak, bez względu na pogodę, były w domu błagalne prośby – mamo, pójdę z tatą!

Mama pozwalała wyłącznie wtedy, gdy było ciepło. Jeśli pogoda była paskudna, mogli jedynie iść z ojcem na podwórko, nie dalej. Ojciec wysypywał kurom skorupki ze święconych jajek. Dawał Muszce kawałek święconej kiełbasy. Koniom po kawałku święconego chleba. Potem zabierał palmę i szedł w pola.

Zagony rozrzucone były w różnych częściach wsi, dlatego wędrówka trwała dość długo. Ojciec robił krzyżyk z gałązki palmy święconej tydzień wcześniej i wbijał go w róg pola. Chwilę przystawał, może się modlił a może rozmyślał o swej pracy. Opowiadał. W ten wyjątkowy dzień odpowiadał na pytania bez zniecierpliwienia w głosie. Wspominał. Tu kiedyś była wyjątkowo piękna pszenica. Tam bardzo z mamą marzli i mokli podczas zbioru buraków. Na tamtych łąkach spotykali się z mamą gdy byli młodzi. To drzewo rosnące na stromym brzegu, latem pokrytym malinowym gąszczem, było miejscem ich spotkań.

Sławek wyprowadził się do miasta dość wcześnie ale przyjeżdżał do rodziców na każde święta. Pewnego wiosennego dnia przywiózł z sobą Anię. Po wielkanocnym śniadaniu poszli na spacer.

Był piękny, słoneczny dzień. Ptaki świergotały i dzwoniły, pachniała ziemia. Przybywaj piękna wiosno, uroczy ześlij maj- zanuciła Ania, a Sławek roześmiał się na głos i dodał  -Alleluja!

Poszli na łąkę, kochali się pod starym dębem. To był bardzo szczęśliwy czas.

Nic nie jest na zawsze. Tak było i z tym rokiem. Ania ze Sławkiem nie pojechali do rodziców na Wielkanoc. Lepiej się nie spotykać. Pojechali w lipcu na pogrzeb ojca. To nawet nie był covid. To serce nie wytrzymało.

Obiecali mamie, że przyjadą na Boże Narodzenie, na pewno to wszystko się już skończy. Nie przyjechali. Lekarstwa nie ma ale jest szczepionka, wytrzymajmy – pocieszali się przez telefon a potem płakali. Tęsknili za sobą. Mamo, zjadłbym parowców – mówił Sławek. To sobie zrób – odpowiadała przez telefon matka. Albo sobie kup w Lidlu! Jesteś okrutna – śmiał się wiedząc, że żartuje, aby nie płakać. Przyjedźcie – prosiła. Andrzej od sąsiada przyjeżdża, jego dzieci przyjeżdżają i nic nikomu nie jest, a wy się boicie – wypominała.

Jechali pustą drogą. Padał śnieg z deszczem, było zimno. Zatrzymał się. Nie ma naszego drzewa – stwierdził. Ktoś je wyciął. W oddali widniała pusta, porośnięta suchymi badylami łąka.

Ciekawe kto będzie święcił pola w tym roku –pomyślał. Pewnie nikt, przecież mama wszystko wydzierżawiła, nie uprawia nic, stodoła pusta, stajnia pusta. W kurniku jest parę kur, nawet psa nie ma.

Na tablicy ogłoszeń przy kościelnej dzwonnicy zauważył klepsydrę. Sąsiad. Kolega ze szkoły. Taki młody!

Nagle zawrócił, zatrzymał się. Wyjął telefon. Mama odebrała natychmiast – no, gdzie jesteś, parowce już czekają – wołała radosnym głosem.

Nie przyjedziemy, mamo, mamusiu, możesz się gniewać ale zmieniłem zdanie. Wytrzymajmy jeszcze trochę, nie chcę, żebyś trafiła pod respirator, nie chcę, żebyś umierała w samotności.

Mama rozłączyła się a potem powiedziała – dziecko, ja właśnie umieram z samotności.