Pół roku już czekam na pierwszą wizytę u Bardzo Ważnego Specjalisty. Wiem, że pół roku to nie jest tak długo ale teraz pogorszył mi się stan zdrowia i prowadząca mnie lekarka rodzinna zmieniła status skierowania na "pilny".
Zadzwoniłam, udało mi się połączyć po piętnastu minutach. Pani z rejestracji rzekła, że nie można tego załatwić telefonicznie, trzeba przyjechać osobiście i na podstawie wyników badań lekarz oceni, czy zmiana jest zasadna. To znaczy, że moja lekarka jest głupia i jej zdanie się nie liczy.
Skierowanie jest kodem, wyniki badań są kodem ale mogę zrobić skan wyników i wysłać mailem albo mms. NIE! Nie i koniec. Ma być osobiście.
Czyli chora, ledwo trzymająca się na nogach, mam jechać kawał drogi, trzy razy się przesiadać? Bo takie mamy zarządzenie. Żeby maksymalnie utrudnić ludziom życie i zniechęcić do leczenia.
Pojechałam, trudno. Pusta przychodnia. Ani jednego pacjenta na kilka gabinetów, pewnie mają teleporady. Dwie panie w recepcji. Jedna z nich wzięła moje papiery i weszła do gabinetu lekarskiego. Status został zmieniony na pilny. Termin - za dwa miesiące.