Pokazywanie postów oznaczonych etykietą matka. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą matka. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 1 czerwca 2021

Taka miłość...

 

Późno została matką, ale nawet do zamążpójścia nie była przekonana, zrobiła to bardziej w obawie przed opinią społeczną, zresztą z mężem była krótko, oboje w różnych miastach, rozleciało się, zanim na dobre zaczęło. Został syn, jej oczko w głowie, jej cała nadzieja.

Dumna była bardzo, że taki śliczny, bawili się w przebieranki i robili fotki, chwaliła się nimi szeroko.... 

Gdy K. poszedł do szkoły, nie dopuszczała do siebie myśli, że jest inny, oburzała się na sugestie nauczycieli, że potrzebna pomoc psychologa.
Jest przecież samotną matką, radzi sobie świetnie, dziecku niczego nie brakuje, wręcz przeciwnie, spełniała wszelkie jego zachcianki, nie zauważyła tylko, że koleżanki z własnymi dziećmi przestały ją odwiedzać.

Syn dorastał, a znajomi dziwili się, że tak paskudnie traktuje matkę, inteligentny bardzo, oczytany, ale jakby z relacjami nie bardzo sobie radził..
 Jej to nie niepokoiło, dumna była, że wychowała go na twardego, inaczej mogliby uznać K. za geja, a to tylko powierzchowność. To tylko eksperymenty młodego człowieka. Tylko w obecności obcych był dla matki wredny i tylko dla jaj robił sobie zdjęcia w stroju nazisty...

Dumna była także, że ciągnie go w świat, chciał uczyć się za oceanem, bo Polska to taki zaściankowy kraj. Nie pytał czy matkę na to stać, to jej problem, do ojca nie pojechał po wsparcie, zbyt honorowy był, zresztą ojciec to mięczak.

W Stanach siedział rok, matka kombinowała kredytami, by zapewnić mu życie na poziomie, bo on taki delikatny, wymagający. Jej do Stanów nie zapraszał, wstydził się, że stara i gruba.
Gdy znudziły go Stany, wymyślił Australię, ale na szczęście zmienił zdanie, bo nie byłoby ich stać na taki wyjazd.
Przyjął zaproszenie chińskiej koleżanki, pojechał najpierw próbnie, zamieszkał przy chińskiej rodzinie, uczył angielskiego  bogate chińskie  dzieci.

Postanowił iść na studia w Chinach, matka sprzedała pół kamienicy odziedziczonej po przodkach, przecież to taka szansa dla syna, a ona niemłoda, nie wiadomo jak długo będzie mogła mu pomagać.
K. nie spieszył się z powrotem do kraju, matka wynajęła mu mieszkanie w Chinach, musiał mieć przecież odpowiednie warunki do nauki. Gdy zamieszkał z kochanką, uspokoiła się, że jest "normalny", nawet prezerwatywy słała do Chin, bo może tam nie mają...

Wreszcie nadszedł koniec nauki, Chiny spowszedniały, syn oświadczył, że wraca, ale z matką nie zamieszka, potrzebuje mieszkania w stolicy, by szukać odpowiedniej pracy.
Matka sprzedała resztę kamienicy, kupiła synowi 90-metrowe mieszkanie. Na auto nie starczyło, ale i tak K. nie miał prawa jazdy.

K. jest już dorosłym facetem, nadal poszukuje pracy, a matka wyjechała do Niemiec, gdzie za przyzwoite wynagrodzenie dogląda emerytów w Domu Opieki i wysyła pieniądze synowi, bo w tej Warszawie wszystko takie drogie...
Ciężko jej, ma problemy ze zdrowiem, ale wytrzyma. Gdy syn znajdzie pracę, ona odpocznie.



środa, 5 sierpnia 2015

Która dzielniejsza?

Widywałam je obie: matkę i córkę. Z wyglądu jak siostry, córka nieco wyższa. Bywały okresy, gdy matka samotnie spacerowała po ulicach, bo w tym czasie córka prawdopodobnie przebywała na kuracji. Piszę "prawdopodobnie", bo nie znam ich osobiście, wiem kim są, kłaniamy się sobie, ale jest to znajomość na zasadzie: byłyśmy kiedyś na jakiejś imprezie. Córka zachorowała na anoreksję, nie znam szczegółów, obserwowałam z daleka postępy choroby i stopień wyniszczenia ciała. Pewnego dnia, gdy robiłam coś w kuchni przy otwartym oknie usłyszałam gruchnięcie czegoś o chodnik, jakby spadł z góry worek z węglem. Wyjrzałam przez okno: matka z córką spacerowały pod moim blokiem i prawdopodobnie dziewczyna potknęła się na nierównościach. Jej chudość była przerażająca, na zdjęciach z obozu koncentracyjnego nie widziałam takich rzeczy. Usłyszałam więc dźwięk kości uderzających o płyty chodnikowe. Wierzcie mi, coś okropnego... Serce mi pękało, gdy patrzyłam na matkę, która dźwiga dziewczynę z tego chodnika i zmusza do dalszej drogi. Nim się ocknęłam z szoku i zbiegłam na dół już ich nie było, był natomiast sąsiad z niezwykle "mądrą"uwagą:
- widziała pani, jaka chuda, iść nie ma siły, ja to bym taka siłą nakarmił, jak się gęsi tuczy
- wie pan, to nie takie proste, to choroba, która się leczy i to z mizernym skutkiem...
Sąsiad nie wydawał się być przekonanym, ale cóż... dziewczyna zniknęła potem na jakiś czas, proceder się powtarzał. Zawsze gdy widywałam matkę samą, domyślałam się, ze córka jest w ośrodku.
Od pewnego czasu znów je częściej widuję, dziewczynę nawet w towarzystwie rówieśników i wszystko zapowiada się optymistycznie, w końcu doszła do siebie, wygląda coraz lepiej, jest starsza.
I tu wracam do tytułowego pytania: która z nich dzielniejsza, matka czy córka? Dziewczyna zdołała z profesjonalną pomocą pokonać chorobę, przynajmniej na razie. Matka uśmiecha się, spaceruje, ale próżno by szukać w niej tej promiennej, żywej osoby, którą była. Nawet włosy przestała farbować, a uśmiechają się tylko jej usta. Czy ktokolwiek domyśla się, co znieść musiało jej matczyne serce?