Miesiąc temu
wykrakałam, że w listopadzie będzie się działo! No i się działo, a po mnie
przejechał jakiś walec i wciąż jedzie. Praca w bibliotece szkolnej, blog i
wcześniejsze zobowiązania książkowe oraz samo życie dało mi trochę do wiwatu. Mało
tego, jeszcze daje, ale za kilka dni będę miała oddech.
W listopadzie
przeczytałam 15 książek, w tym 5 dla dzieci, czyli 4084 stron. Dziennie wyszło
136,13 strony, a na książkę średnio przypadły 272,27 stron. Byłoby więcej, ale
przy ponad 700-stronnicowej powieści wymiękłam. Fizycznie nie dałam rady. Dużo czytałam
dojeżdżając do pracy.
Przypominam,
że listopadowa odsłona wyzwania czytelniczego „Łów słów” trwa do 23 XII, łowimy
rybki NIE. Grudniowa „Szczęśliwa 7” zakończy się w nowym roku, a zdobyczami listopadowymi
pochwalę się przed świętami.
Misie… i te
w piosence, i ten w wierszyku, i te na lekcji chyba się spisały ;) Misie w
różnej postaci: pluszowej, futrzastej, mówionej, pisanej, bajkowo-zalaminowanej,
przedstawianej, przyklejanej, rysowanej… W klasie 2 mój wierszyk stał się
hitem, pod koniec drugiej lekcji cała klasa znała go na pamięć. A ja po całym
dniu… byłam szczęśliwie umęczona, dopóki kilkanaście minut później noga mi nie
wysiadła. Tak to u mnie jest, wysiłek fizyczny okupiony bólem. Ale warto było! :)