Przepraszam Kochani za to długie milczenie, ale dużo działo. Postaram się teraz po kolei w kilku postach pokazać czym w tym czasie się zajmowałam.
Przede wszystkim praca zawodowa i dziecko w żłobku to dwie nieco wykluczające się sytuacje...
Choroby. Chyba nigdy w życiu nie mieliśmy takiej sytuacji aby absolutnie KAŻDY dzień był w towarzystwie choroby. Albo Mały albo Osobisty albo ja... Masakra.
To nie sprzyja dzierganiu. Nie ma nic gorszego niż chory chłop w domu, a chorych DWÓCH?...
No tak, ale nie samymi chorobami człowiek żyje.
Książka... Miała być oddana do druku w lutym... niestety praca nadal trwa, bo organizm ludzki musi spać przynajmniej 3 godziny na dobę. Nie wiem kiedy skończę. Mam nadzieję, że w lipcu. Do finiszu już "ino tylko", jak mawia moja mama ;) Tymczasem pracuję wytrwale:
Przy NOWYM starym stole w wyśmienitym towarzystwie. Korzystam z pomocy żłobka także i w wakacje, choć sporadycznie bo wakacje rozpoczęliśmy czym? Chorobą...
No i tu przechodzimy do meritum,czyli HOBBY. Na siłę, w tzw. międzyczasie, w autobusie, nocami, w kolejce...
Zacznijmy od rzeczy największych, czyli stołu i krzeseł. Stół to nogi od maszyny (ale nie Singera, jakiś no name) w klimacie i blat od stolarza ze sklejki 2,5 cm., pomalowany na biało. Do tego krzesła po Babci. Odnowione. Zdrapana farba i nowa tapicerka. Nie mam zdjęć "przed" i bardzo żałuję bo różnica jest kolosalna.
Uwielbiam. Jest właśnie taki, jaki chciałam. Krzesła odnowiliśmy jakieś 2 lata temu (stolarka), a rok temu dostały tapicerkę. Stały w garażu w Kju czekając na dwoje 5 minut ;) Stół początkowo miał blat malutki, prostokątny i "robił" za biurko, skitrany w tzw. p***dolniku i również czekał na zmiłowanie pańskie. Czekajcie, a będzie Wam dane, jak mawia Autorytet. Ma rację... oj w każdej dziedzinie ma rację...
No i DROBIAZGI... Jak na drobiazgi przystało multum ich jest. Lampioniki robię już hurtowo w autobusie do pracy. Jeden "w te" i jeden "nazad" ;) ale to "inną razą".
Teraz zapraszam Państwa na MARKIZY Z NADZIENIEM MALINOWYM...
Dlaczego? - zapytacie. Nie lepiej upiec i zjeść?
Nie.
Próbowałam wielokrotnie. Piekłam po nocach z kilku porcji i przy moich panach starczały najwyżej do pojutrza (4 porcje)... A ja lubię patrzeć na słój z ciastkami. Lubię jak jest wypełniony, a u mnie głównie stał pusty... :) A 3D? O tak, 3D miało się super... z każdym dniem zbliżając się niemiłosiernie do 4D... Teraz prawdziwe słodycze będą u nas rzadziej... z korzyścią dla zdrowia.
"Ja wam pokażę!"- pomyślałam i ujaiłam ich na cacy! ;) Teraz mogę patrzeć do wypęku ;) Nie zjedzą ich... Z daleka wyglądają jak prawdziwe, w każdym razie jedna znajoma się nabrała :)
Oj... trza uważać u rękodzielnika :)
Dobra, to na dziś tyle. Obiecuję pojawiać się częściej i tu i u Was...
Do następnego!