Autor: Emily St. John Mandel
Tytuł: Morze spokoju
Tłumaczenie: Ewa Horodyska
Wydawnictwo: Poradnia K
Liczba stron: 282
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Data wydania: 2023
ISBN: 978-83-67195-74-4
Od czasu do czasu czytam fantastykę. Z ciekawości sięgnęłam po zeszłoroczny bestseller Morze spokoju Emily St. John Mandel.
Coś usłyszałem. Nie wiem. Wydawało się… nadprzyrodzone. (s. 37)
Edwin St. Andrew wykluczony z angielskiego towarzystwa w 1912 roku przepływa parowcem Atlantyk. Na kanadyjskim pustkowiu gdzieś w lesie słyszy grę na skrzypcach rozbrzmiewającą w terminalu sterowców. Dwieście lat później pisarka Olive Llewellyn, pochodząca z drugiej kolonii księżycowej, promuje na Ziemi swoją książkę. Jeden z akapitów opisuje mężczyznę grającego na skrzypcach w terminalu sterowców, a dźwięki odbijają się echem od drzew rosnących wokół. Trzej bohaterowie – wygnany Anglik, pisarka uwięziona na Ziemi przez pandemię, dziewczyna z Nocnego Miasta – oglądają inny świat, nie swój własny. Odkrywają tajemnice czasu i przestrzeni oraz człowieczeństwa, podróżując przez wieki między ciągle zmieniającą się Ziemią a koloniami na Księżycu.
Jak to jest? (s. 95)
Trudno streścić fabułę, która nie do końca istnieje. O czym jest ta książka? Gaspery Roberts (czytelnik poznaje go w połowie powieści) podróżując w czasie i przestrzeni, próbując odkryć tajemnicę związaną z grą na skrzypcach. Spotyka na swej drodze różnych ludzi, którym autorka oddaje głos. Granica między czasem i przestrzenią nie istnieje. Czytelnik odwiedza Kolumbię Brytyjską, Nowy Jork, Toronto, Paryż, Szanghaj, Tokio, Kapsztad, Buenos Aires, Nocne Miasto, kolonie na Księżycu… Przenosi się między rokiem 1912, 2020, 2203, 2401. Autorka wykorzystała znany motyw podróży w czasie, lecz w żadnym wymiarze czasowym nie zmieniła stylu pisania. Gdyby nie szczegóły fantastyczne, wszystko by się zlało w jedno.
Wiedzieliśmy, że to nadchodzi. (s. 103)
Emily St. John Mandel nawiązuje do lockdownu i pandemii, niejako przestrzegając nas, że pandemie i izolacja domowa w przyszłości będą czymś normalnym. Na każdej stronie czuć samotność bohaterów, ich smutek, melancholię otaczającą ich niczym niewidzialny płaszcz. Dobrze, że istnieją hologramy.
Ale jeśli chwile są plikami… (s. 142)