7 października pojechaliśmy na ostatnią wycieczkę, do Grenady.
Pan przewodnik według mnie posiadał wielki talent do opowiadania. Jak przedstawiał nam w czasie jazdy autokarem historię Grenady, to miałem wrażenie uczestniczenia we wszystkich wydarzeniach.
Początkiem naszego zwiedzania była dzielnica cygańska, gdzie według wielu badaczy narodziło się flamenco. W pobliżu tarasu widokowego był lokal, który słynie z wieczornych pokazów tego tańca, poza tym w sezonie można natknąć się na ,,naganiaczy", którzy ciągną turystów do domów prywatnych na podobne pokazy. Pan przewodnik podsumował całość tak, że jeśli ktoś chce zobaczyć może nie idealne technicznie, jednak pełne autentyzmu flamenco może pokusić się na taką opcję. Pokręciliśmy się trochę po tarasach widokowych, zobaczyliśmy w oddali nasz kolejny cel, Alhambrę.
Po dojechaniu na parking spotkaliśmy się z dwiema przewodniczkami, które miały nas oprowadzać po tym zespole pałacowym. Początek zwiedzania nie przyniósł jakichś większych emocji. Jednak im bliżej byliśmy głównych sal, tym ciekawiej się robiło. Zobaczyliśmy Podwórze Lwów, Salę Ambasadorów, Salę Sprawiedliwości, a na koniec chyba najmniej urodziwy pałac Karola V (właściwie według mnie bez związku większego z pałacami Nasrydów).
8 października mieliśmy lot powrotny do Polski.
Dziś polecam: Hagel Stone (epicki heavy metal), Hanggai (folk, indie rock) oraz Hariprasad Chaurasia (tradycyjna muzyka indyjska).
Pozdrawiam!