Pokazywanie postów oznaczonych etykietą marka Feeria. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą marka Feeria. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 18 września 2022

Sam Kean- ,,Dziwne przypadki naszego DNA".


Autor: Sam Kean

Tytuł: ,,Dziwne przypadki naszego DNA".

Wydawnictwo: JK (marka Feeria Science)

Rok wydania: 2022

Ilość stron: 535

Tłumaczenie: Adam Wawrzyński

Moja ocena: 8/10


Dzięki wydawnictwu JK (marka Feeria Science) mogłem zapoznać się z całkiem zajmująco napisaną historią badań nad naszym DNA. 

Jak zobaczyłem tytuł to nieco się zjeżyłem. Nauki ścisłe i ja to zbiory rozłączne raczej, jednak z każdą kolejną przeczytaną stroną cieszyłem się, że są autorzy piszący w dość zajmujący sposób o nauce. 

Sam Kean jest z wykształcenia fizykiem, ukończył też studia z zakresu literatury angielskiej oraz bibliotekoznawstwa. Pisał artykuły do The New York Times Magazine, Mental Floss, Slate, Psychology Today oraz The New Scientist. Napisał sześć książek omawiających odkrycia naukowe w narracyjnej formule. 

Omawiana książka rozpoczyna się od omówienia badań Mendla, które wszyscy chyba kojarzymy (obserwacje kwiatów groszku po ich krzyżowaniu). Ciekawostką dla mnie był fakt spalenia niemal wszystkich zapisków naukowca, zachowały się tylko fragmenty, które kolejne pokolenia badaczy musiały udowodnić w czasie różnych eksperymentów. Johann Friedrich Miescher rozwinął dociekania Mendla, ze zużytych bandaży wyodrębnił kwasy nukleinowe (nazwane przez niego nukleinami). Po tym odkryciu zaczął badać mlecz łososi, warunki pracy, szczególnie chłód w pracowni doprowadziły go do zachorowania na gruźlicę. Eksperymenty innych naukowców potwierdziły jego wnioski, że DNA ma związek z dziedziczeniem. Około roku 1900 nastąpił dość wyraźny podział na dwa obozy, wspierających genetykę i obóz wspierający zasady doboru naturalnego Darwina. Wśród tych pierwszych był Thomas Hunt Morgan, który wraz ze swoim zespołem badał dziedziczenie u muszek owocowych. Gdy zaobserwowali u kilku osobników nowe cechy (np. inny kolor oczu, inny kształt skrzydeł) krzyżowali je ze zwykłymi muszkami. Wyniki potwierdziły założenia genetyki przedstawione przez Mendla. 

Kolejnym ważnym krokiem w badaniu DNA (chociaż początkowo nie wiązano z nim za wiele nadziei) był tzw. Klub Krawatów RNA. Była to grupa fizyków i biologów, którzy w teoretyczny sposób zaczęli badać RNA i DNA. Początkowo przez zbyt matematyczne podejście wszystkie ich rozważania stały się jeszcze bardziej skomplikowane. Jednak ostatecznie Klub przyczynił się m.in. do wyjaśnienia przez teorię węzłów (z matematyki) jak długie łańcuchy DNA ,,zwijają" się w komórce. W kolejnych latach odkryto nawet specjalne białka, które stosują wyżej wymienioną teorię w celu ograniczania plątania się nitek genomu. 

Z książki tej można się też dowiedzieć poza wyżej omówionymi wydarzeniami m.in.: dlaczego nie powinno się jeść wątroby niedźwiedzia polarnego. Czym zajmuje się paleowirusologia i jakie ma znaczenie w dbaniu o nasze zdrowie. Czy możliwe jest przekazanie wadliwego genu dziecku, które w wyniku zmian w genach ma zwiększone ryzyko zachorowania na ciężkie odmiany nowotworów. 

Plusy i minusy:

+ Autor przedstawia najważniejsze ,,kamienie milowe" genetyki. Poza suchymi faktami jest sporo ciekawostek. 

+ Całość napisana jest w dość przystępny sposób. 

- Pod koniec lektura trochę się ciągnęła. Można by spróbować zmniejszyć nieco objętość książki w kolejnym wydaniu. Bo ponad 500 stron związanych z jednym tematem to sporo. 

Pozdrawiam!


wtorek, 5 lipca 2022

Eva Björg Ægisdóttir- ,,Ciche kroki na schodach".

 


Autor: Eva Björg Ægisdóttir

Tytuł: ,,Ciche kroki na schodach". 

Wydawnictwo: JK (marka Feeria)

Rok wydania: 2022

Ilość stron: 359

Tłumaczenie: Wiesław Marcysiak

Moja ocena: 9/10


Dziękuję wydawnictwu JK (marka Feeria) za możliwość zapoznania się z kryminałem uznanym za najlepszy z Islandii w 2020 roku. Przy okazji dowiedziałem się też o istnieniu podgatunku kryminałów, który nosi nazwę nordic noir

Autorka urodziła się w Akranes, obecnie mieszka w stolicy Islandii. Swoją pierwszą książkę (wyżej wymienioną) napisała dzieląc swój czas między rodzinę (matka trójki dzieci) i bycie stewardessą w liniach lotniczych. 

Cała historia rozpoczyna się w 2017 roku, gdy Elma (główna bohaterka) wraca ze stolicy Islandii, do rodzinnego miasteczka Akranes. Po zakończeniu swojego związku postanawia zwolnić nieco tempo (szczerze mówiąc w tym akurat kraju wydaje się, że tempo życia jest wszędzie zbliżone), nie rezygnuje jednak z bycia policjantką w wydziale śledczym. 

Akranes to rzeczywista miejscowość, położona ok. 45 minut jazdy samochodem od Reykjaviku (wszystko ładnie jest rozrysowane na mapce dołączonej do książki), mieszka w niej ok. 7 tysięcy osób. Można sobie zatem wyobrazić, że właściwie każdy zna każdego, nawet jeśli przeniósł się w inne rejony kraju i wrócił po jakimś czasie, to ma z kim i o czym rozmawiać. 

Elma zostaje przyjęta na posterunku dobrze, bo tak jak napisałem wcześniej policjanci kojarzą jej rodziców, ewentualnie ją samą z dzieciństwa. Jednak niedawne rozstanie z partnerem powoduje niepewność poradzenia sobie w roli singielki. Poza tym główna bohaterka czuje się nieco samotna, jej przyjaciółki ze szkoły wyjechały do innych miasteczek Islandii. Mimo pewnej dozy obaw i nie do końca dobrych emocji dość szybko powrót do domu okazuje się początkiem poważnego śledztwa. 

Przy latarni morskiej zostają znalezione zwłoki kobiety. Co najdziwniejsze denatka znana jest niemal wszystkim, jednak nikt nie wyrywa się do wylewnych opowieści. W czasie żmudnego zbierania danych Elma dowiaduje się, że odnaleziona na plaży dziewczyna miała na imię Elisabet i w przeszłości mieszkała w Akranes. Stopniowo dowiadujemy się więcej i więcej na jej temat (zarówno z zebranych przez policję materiałów jak i z pamiętnika małej Elisabet- retrospekcje obejmują okres 1989-1992). Pierwszym piętnem na jej życiu było zaginięcie ojca na morzu, drugim śmierć brata, niedługo po jego urodzeniu. Po tych wydarzeniach matka dziewczynki przestała się nią opiekować, a z domu uczyniła przystań dla różnego rodzaju szemranych typów. Dzięki fragmentom pamiętnika możemy prześledzić zmiany jakie zachodziły w psychice Elisabet pod wpływem wyżej wymienionych zdarzeń. Ostatnim elementem układanki jest zaginięcie bez wieści Sary, jedynej jej koleżanki ze szkoły. Gdy wszystkie kawałki wskoczą na swoje miejsce, okazuje się, że cała fabuła jest próbą znalezienia odpowiedzi na pytanie, jak rodzą się potwory w ludzkiej skórze. Bo mimo ewidentnej winy dorosłych, sama Elisabet skrywa też mroczny sekret. Pytanie tylko jest takie, kto z tej całej grupy potworów jest najgorszy.  

Klimat opowieści poprzez umiejscowienie jej w małym miasteczku powoduje, że jest w niej pewna doza klaustrofobii. Z biegiem stron okazuje się, że rzekomo bliskie relacje i znajomości między mieszkańcami są tylko ułudą. Akranes staje się w jakimś sensie wyspą, na której rozgrywa się dramat odkrywania prawdziwych powodów morderstwa, coś jak u Agathy Christie w książce ,,I nie było już nikogo". Tyle, że tutaj rozszerza się krąg osób, które mogły być mordercą. 

Plusy i minusy:

+ Mapka Islandii z zaznaczonymi miejscami ważnymi dla fabuły. 

+ Retrospekcje w formie pamiętnika, które pomagają składać w całość elementy fabuły. 

+ Umiejscowienie akcji na Islandii (nie kojarzę zbyt wielu książek z tego regionu świata). 

+ Czerpanie z doświadczeń samej autorki (mieszkała w Akranes). 

+ Lekkie wodzenie czytelnika na manowce w kwestii tożsamości mordercy. 

+ Dające do myślenia, kto ze wszystkich bohaterów jest tak naprawdę największym potworem. 

+ Duszna atmosfera.

+ Fabuła wciągająca tak mocno, że można w dwa wieczory skończyć czytanie. 


- Trochę trudności sprawiają imiona i nazwiska islandzkie, czyta się je zupełnie inaczej niż logika nakazuje, jest indeks najważniejszych, jednak nie jest jakoś szczególnie pomocny (zaraz i tak się zapomina wymowę). 

- Po kulminacyjnym punkcie odrobinę rozczarowujące rozwiązanie akcji. 

Pozdrawiam!

wtorek, 21 czerwca 2022

Danuta Augustyniak- ,,30 lat za kratami. Osobista opowieść dyrektorki polskiego więzienia".




Autor: Danuta Augustyniak

Tytuł: ,,30 lat za kratami. Osobista opowieść dyrektorki polskiego więzienia".

Wydawnictwo: JK (marka Feeria)

Rok wydania: 2021

Ilość stron: 367

Moja ocena: 8,5/10

Dziękuję wydawnictwu JK (marka Feeria) za możliwość zapoznania się ze wspomnieniami z pracy pani Danuty Augustyniak. 

W służbie więziennej przeszła niemal wszystkie szczeble kariery, pracowała w bardzo różniących się od siebie oddziałach trzech więzień w Warszawie. Swoją karierę w tej mundurowej formacji rozpoczęła w 1985 roku. Nie dostała się na wymarzone studia (wydział chemii, chciała być nauczycielem tego przedmiotu), zdecydowała się spróbować swoich sił w zakładzie karnym na Olszynce Grochowskiej. Niestety w książce nie ma informacji dlaczego autorka zdecydowała się na taki krok, nie mniej traktowała swoją pierwszą pracę jako coś tymczasowego, życie napisało jednak zupełnie inny scenariusz. Po zakończeniu swojej kariery w więziennictwie pani Augustyniak została dyrektorem jednego z warszawskich liceów. Angażowała się w liczne akcje mające na celu wzrost równouprawnienia, zmniejszania przemocy, została odznaczona Brązowym Krzyżem Zasługi. 

Zanim mogła się cieszyć takim zwieńczeniem kariery musiała przez wiele lat udowadniać przełożonym kolegom, a także osadzonym, że płeć nie ma znaczenia w służbie mundurowej. Przy każdym awansie padały w jej stronę pytania od szefów czy sobie poradzi, niektórzy dodawali różne uwagi związane z płcią (i rzekomą wyższością mężczyzn w takim miejscu pracy). Pierwszym poważnym wyzwaniem dla autorki było prowadzenie bloku żywieniowego na Olszynce. Wbrew pozorom układanie jadłospisów dla osadzonych nie jest takim prostym zadaniem. Z jednej strony ograniczają nas finanse, z drugiej konieczność dopasowywania diet do różnych potrzeb (dla młodocianych, dla chorych, diety zlecone przez lekarza itp.). Po sprawdzeniu się w wyżej opisanych zadaniach pani Augustyniak zaczęła pracować bliżej osadzonych, musiała zamienić się z funkcjonariuszem, który jechał do tłumienia zamieszek w więzieniu w miejscowości Czarne (1989 rok). W sumie na Grochowie przepracowała 19 lat, przełożony zaproponował jej zmianę miejsca pracy na Służewiec. 

Autorka została rzucona na głębszą wodę, miała zajmować się służbą transportową. Z czasem zastępowała swojego kierownika w jego zadaniach, ostatecznie sama została kierownikiem tego działu. W międzyczasie ukończyła studia licencjackie i magisterskie z zakresu resocjalizacji, a także ukończyła szkołę oficerską (stopień podporucznika). Następnie udowodniła swoje zaangażowanie w sprawy zakładu, nadzorując budowę nowych pawilonów dla więźniów oraz remont dachu (sama występowała o wszelkie zgody, poznała od podstaw prawo budowlane, prawo administracyjne itp.).  

W międzyczasie jej życie prywatne wywróciło się do góry nogami, najpierw zmarł jej ojciec, a niedługo potem w wypadku samochodowym zginął jej mąż (też pracownik SW). Sprawca trafił do zakładu karnego na Służewcu. Sytuacja podwójnie trudna, w sumie z książki nie dowiemy się prawie nic co dalej działo się z tym osadzonym. Na pewno na uwagę zasługują fragmenty, w których pani Augustyniak opisuje swoje zmagania w nowej dla siebie rzeczywistości. Poza chwilami zwątpienia, były też bardzo pozytywne, gdy człowiek aż się uśmiechał sam do siebie. Moim ulubionym momentem był opis spotkania byłego więźnia, który przyszedł na stadion Legii, na tym samym meczu była autorka z synem i kolegą syna (szczególnie reakcja kolegi syna warta poznania). 

Kolejne przenosiny (ostateczne miejsce pracy) były do zakładu karnego na Białołęce, który jest jednym z większych w Europie. Przełożeni po pewnym czasie zaproponowali pani Augustyniak pracę w kontroli (w okręgu, potem w Centralnym Zarządzie SW). Jednak praca wśród osadzonych okazała się silniejszym bodźcem od nadzorowania i oceniania pracowników. Autorka po powrocie na Białołękę pracowała w oddziale ochrony, w oddziale szkolnym, ostatecznie odpowiadała za oddział penitencjarny. Bardzo zaangażowała się we wszystkie formy przywracania osadzonych do społeczeństwa (różne wyjścia na wydarzenia kulturalne, resocjalizacja- choćby z psami ze schroniska). 

Po 30 latach pracy jako zastępca dyrektora (w SW jest taka zasada, że każdy zastępca dyrektora ma pod sobą jakiś dział zakładu karnego) udała się na mundurową emeryturę. Gdy odchodziła z pracy koledzy zorganizowali uroczyste pożegnanie, więźniowe przekazali prezenty, ogólnie mówiąc autorka zostawiła po sobie pozytywne wrażenie (a także pewne zmiany w podejściu do pań, zaczęły zajmować inne stanowiska niż tylko w administracji ogólnie ujętej).  

Z książki można wysnuć przesłanie, że wszystko co osiągamy w życiu zależy od naszego uporu. Autorka swoim zaangażowaniem, uporem udowodniła przełożonym, że służba więzienna to doskonałe miejsce dla niej. Muszę powiedzieć, że takie osoby, które mimo kłód, które w różnej formie dostają pod swoje nogi, wstają silniejsze i ruszają dalej bardzo mi imponują. 

W ewentualnym kolejnym wydaniu wprowadziłbym jedną zmianę, powiedzmy techniczną. Można dołączyć krótki słownik gwary więziennej, względnie terminów użytych w książce, aby czytelnik mógł wrócić do pewnych określeń w miarę potrzeby. 

Plusy i minusy: 

+ Dość szczegółowo nakreślona droga zawodowa w służbie więziennej (wprawdzie początek jest w 1985 roku. nie mniej przypuszczam, że spora część kariery zawodowej w tej formacji wygląda obecnie podobnie). 

+ Sporo historii związanych z pracą za kratami, w różnych działach, omówienie podstawowych zadań najważniejszych z nich, ukazanie zależności między nimi. 

+ Sporo informacji o działaniach związanych z resocjalizacją osadzonych (praca, nauka, sztuka, dogoterapia itp). 

+ Różnorodne emocje związane z codziennymi wyzwaniami dyrekcji zakładu karnego. Od strachu w chwilach, gdy osadzony groził autorce książki ostrzem, po uśmiech, gdy jest mowa o różnych akcjach z udziałem więźniów, szczególnie w ramach relacji ze światem poza murami. 


- Chronologia zdarzeń miejscami zaburzona (trzeba pamiętać mniej więcej drogę zawodową autorki, aby wiedzieć, o jakim etapie zawodowego życia opowiada w danym momencie).