Pokazywanie postów oznaczonych etykietą nowe doznania. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą nowe doznania. Pokaż wszystkie posty

piątek, 19 października 2018

Hiszpania część 10.

3 października mieliśmy kolejną wycieczkę. Tym razem do Maroka. Najpierw ruszyliśmy autokarem do miejscowości Algeciras, by wsiąść na prom płynący w kierunku Ceuty. Na miejscu dołączył do nas Abdul, miejscowy przewodnik. W drugim autokarze (ten pierwszy został w Hiszpanii) powitał nas po arabsku, hiszpańsku i angielsku. Opowiedział co nieco o sobie, okazał się ciekawą postacią, jego rodzice byli pracownikami ambasady, ma przez to w sobie niezłą mieszankę kultur, zna arabski (to akurat nie dziwne), hiszpański,  francuski i angielski. W tym ostatnim języku opowiadał nam o Maroku, często dodawał specyficzne: ,,czy uwierzycie, że...". Ogólnie jego opowieści wzbudzały zainteresowanie, nasza pani przewodnik z biura podróży tłumaczyła w razie co jego słowa. 

Na granicy z Marokiem (jechaliśmy do Tetuanu) przeżyłem szok, nie widziałem jeszcze nigdy tylu ludzi chcących przekroczyć tę niewidzialną linię między państwami. Dowiedzieliśmy się sporo o tym jak wygląda życie w tej okolicy, kobiety po kilka razy dziennie chodzą do Ceuty, by potem sprzedawać towary za mniej więcej 10 euro/kurs. Co ciekawe zwolniono z cła wszystko, co wnosi się do Maroka na własnych plecach. 

Jak jechaliśmy do Tetuanu widoki zmieniały się co chwilę, od zbliżonych do hiszpańskich, przez zielone tereny, aż po góry Riff. Z okna autokaru widziałem wielbłąda, a w samym już Tetuanie osła przechodzącego po pasach przez ulicę. 

Po dotarciu do celu zostaliśmy wypuszczeni z pojazdu na jakimś rondzie, szybko wszystko poszło na szczęście. Dołączył do nas Aziz, pomocnik dla naszych przewodników, który wskazywał nam drogę w ciasnych zaułkach medyny, nawet wiedział jak po polsku mówi się podstawowe kierunki (w prawo, w lewo). Po kilkudziesięciu minutach dotarliśmy do apteki berberyjskiej.  Zapach od samego progu kusił, nigdy nie spotkałem się z tak ciekawym miejscem. Pan prowadzący ten biznes wyglądał jak skrzyżowanie Andrzeja Piasecznego z Maciejem Zakościelnym. Do tego znał naprawdę dużo słów po polsku, bardzo ciekawie brzmiała mieszanka angielsko-polska, gdy opowiadał o kolejnych specyfikach możliwych do kupienia. Kolejnym przystankiem był sklep z pamiątkami, gdzie można było spróbować sił w targowaniu. Muszę powiedzieć, że nawet całkiem dobrze mi szło, tylko zabrakło czasu na zadowalające sfinalizowanie transakcji. Na koniec poszliśmy do knajpy berberyjskiej, gdzie podano nam zupę warzywną, kuskus z kurczakiem i warzywami, mięso z rusztu, ciastka i miętową herbatę. 

Muszę powiedzieć, że wycieczka ta była czymś w rodzaju pewnego rodzaju przewartościowania tego co mam i znam. Stwierdziłem, że muszę zmniejszyć ilość swojego narzekania, bo mimo wszystko nie muszę aż tak mocno walczyć o siebie każdego dnia jak ludzie w Maroku. 








Pozdrawiam!

wtorek, 3 lipca 2018

W domu.

Jestem już w domu, wczoraj miałem wizytę u okulisty, dlatego nie mogłem napisać notki. Sama wizyta wypadła bardzo dobrze, bowiem już drugi rok nie muszę zmieniać okularów. Jutro mam ostatnią wizytę wakacyjną u lekarzy, tym razem idę do pani doktor pulmonolog.

Wyjazd udał się dość dobrze, chłonąłem przede wszystkim atmosferę lasu, raz nawet widziałem zająca na drodze. W tym aspekcie nie mogę narzekać. Jednak jak zwykle nieco nawalił pierwiastek międzyludzki, bo wujek przez palenie papierosów i swojego rodzaju cynizm na dłuższą metę jest ciężki w obejściu. 

Byliśmy w Pułtusku, muszę powiedzieć, że rynek zrobił na mnie spore wrażenie, nie mówiąc już o zamku biskupim. 

Z racji mundialu chcieliśmy śledzić choć część meczy, jednak telewizor odmówił współpracy. Technik przyjeżdżał chyba ze trzy razy, został wymieniony dekoder i nic to nie dało specjalnie. Dopiero ostatni raz dał efekt w postaci działającego telewizora i śliwy pod okiem Staruszka (nieuważnie rozkładał drabinę dla tego specjalisty, ta zrobiła w tył zwrot i składając uderzyła Staruszka pod oko). Muszę powiedzieć, że duże wrażenie zrobił na mnie mecz Polski z Kolumbią jaki miałem okazję słuchać w radio, pierwszy raz uczestniczyłem w czymś takim. Zupełnie inne wrażenia jak w telewizji. 

Faza finałowa mundialu moim zdaniem robi wrażenie. Najciekawszy mecz był chyba wczoraj jak Japonia walczyła z Belgią. Byłem za Japonią, bo przypomniało mi się takie anime pt. ,,Kapitan Jastrząb". Belgowie jednak wygrali zasłużenie, nie ma co do tego wątpliwości. 

Pozdrawiam!