Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Patrick Gordon. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Patrick Gordon. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 4 kwietnia 2023

Wszystkie tomy pamiętników Patricka Gordon dostępne za darmo w sieci



Wspaniałe wieści dla wszystkich miłośników dobrej lektury :) Aberdeen University Press udostępnił właśnie w wolnym dostępie, do ściągnięcia w formie pdfu, wszystkie sześć tomów pamiętników Patricka Gordona - oczywiście w języku angielskim, w opracowaniu Dymitra Fedosowa. Jedno z najciekawszych źródeł z epoki, więc warto się zapoznać. Poniżej linki do wszystkich tomów:

Tom I

Tom II

Tom III

Tom IV

Tom V

Tom VI 

wtorek, 5 października 2021

White taffety and necessaryes for the colour

 


Ponowna lektura pamiętników związanych z “Potopem” (robię notatki i odnośniki bibliograficzne do nowej książki) przynosi co chwila kolejne ciekawe informacje, które przeoczyłem przy pierwszym (drugim, trzecim…) czytaniu. Dziś notka krótka, acz o tematyce która bardzo mnie interesuje czyli sztandarach. Część z tych informacji była już kiedyś na blogu, ale teraz nieco to rozszerzę. ,Kiedy w drugiej połowie 1659 roku Patrick Gordon otrzymał od Lubomirskiego rozkaz utworzenia nowej kompanii dragonów z ex-szwedzkich żołnierzy przetrzymanych w Gniewie, sporym problemem było odpowiednie wyposażenie dla jednostki. Maszerując na południe, co jakiś czas możemy w pamiętniku napotkać informacje o kolejnych zakupach:

- jadąc do Gniewu, Gordon otrzymał 24 muszkiety, jako początkowy zapas broni dla kompanii (docelowo miała mieć 100 ludzi, w Gniewie zaciągnął 76)

- w Poznaniu kupił pięć muszkietów, proch i ołów, oprócz tego dla siebie parę szkockich pistoletówi

-  w Pyzdrach 28 par butów, bo tylko tyle było gotowych ‘od razu’

-  w Tarnowie nabył ‘kolejne muszkiety, proch i ołów’

- w Krakowie, na początku 1660 roku, zakupił 60 nowych muszkietów od kupca Blackhalla, a także sześć starych muszkietów, proch i ołów od innego kupca

A gdzie sztandar, zapytacie? Otóż na początku podróży z Gniewu wysłał do Torunia swojego sługę i dobosza kompanijnego by zakupili ‘białą taftę i wszystkie rzeczy niezbędne do [zrobienia] sztandaru oraz bęben’. Dla mnie nader interesująca ciekawostka, bo ciężko znaleźć szczegóły tego typu, w jaki sposób oddziały otrzymywały sztandary. Jak widać tu trzeba było załatwić to na własną rękę.

Kiedy Gordon miał wreszcie okazję zaprezentować kompanię Lubomirskiemu w marcu 1660 roku, miał miejsce ciekawy dialog, który nieco sparafrazuję:

[L] Czy mają broń?

[G] Tak, zapewniłem wszystkim muszkiety i pulwersaki

[L] A broń białą?[1]

[G] Tak, niektórzy mają broń białą

[L] A konie?

[G] Gdzież miałem czas martwić się o konie, jeżeli musiałem się martwić o chleb? [dodał jednak, że wszyscy podoficerowie mają konie]

[L] A ilu was tutaj?

[G] 100 ludzi wraz z oficerami

 



[1]              W oryginale ‘sword’, więc nie będę kombinował z tłumaczeniem.

poniedziałek, 30 sierpnia 2021

I perceived him to be a very niggardly person

 


Pracując nad nową książką podczytuję sobie znowu źródła do „Potopu”, wynotowując co ciekawsze fragmenty. Akurat padło na Patricka Gordona, a tu przepiękny fragment z końca 1658 roku. Szkot przebywał wtedy znowu w polskiej niewoli, pojawiła się więc szansa na kolejną zmianę barw klubowych. Jak wiemy ostatecznie Gordon trafił pod skrzydła Lubomirskiego, ale co ciekawe, to inny magnat początkowo zaproponował mu służbę. Cytat jest wręcz przedni, podkreślenie moje:

[Jan] Sobieski zaoferował mi wstąpienie na jego służbę, obiecując kompanię dragonów która stacjonowała w jego miasteczku Jaworów i okolicach; odmówiłem, odpowiadając że jako młody człek, opuściłem swój kraj by szukać honoru [i sławy], a siedząc na kwaterach [jako garnizon] nie będę miał ku temu [zdobyciu sławy] żadnej okazji; poza tym [Sobieski] wydał mi się dusigroszem. Odrzekł że nie ma dla mnie żadnej innej [oferty] służby. Wyraziłem więc chęć, by odesłał mnie do Króla [Jana II Kazimierza] lub do marszałka [Lubomirskiego], mówiąc że jestem chętny do służby w polu by się zasłużyć; był nader zadowolony moją odpowiedzią i odparł, że postara się przekonać Lubomirskiego o mojej osobie.

 

piątek, 15 stycznia 2021

Ze szkocką pintą i kwaterką brandy

 


Wracamy do zapisków Patricka Gordona, udało mi się bowiem znaleźć ciekawy fragment dotyczący utrzymania żołnierzy (i ich morale) w ryzach. W marcu 1661 roku kompania dowodzona przez Gordona, po powrocie z kampanii 1660 roku, powoli maszerowała z kwater zimowych, trafiając w okolice Krosna. Tu do jednostki trafiły uzupełnienia, wszak dragoni ponieśli spore straty w czasie walk z Moskwą i Kozakami. Jak napisał o tych nowych żołnierzach sam Gordon, było to ’50 chłopa, którzy wcześniej służyli Cesarzowi Rzymskiemu na Węgrzech, pod komendą generała Susa [De Souches] i zdezerterowali, a teraz nasz generał przysłał ich [do mnie] by wcielić ich do kompanii i rozmieścić na kwaterach. Byli to wysocy, nader krzepcy ludzie, głównie Francuzi i Włosi, [ale] też kilku Hiszpanów’. Jako że oddział Gordona był rozmieszczony na terenie miasteczka i kilku wsi, Szkot mógł się słusznie obawiać jak utrzymać tych nowych rekrutów w ryzach, tym bardziej że cała kompania od pewnego czasu nie otrzymywała żołdu. Zdecydował więc, że każdy żołnierz dostanie dziennie szkocką pintę piwa [czyli prawie 1.7 litra], kwaterkę brandy i tyle żywności na ile lokalna ludność może sobie pozwolić. Najwyraźniej podziałało to na morale dragonów, bo nie doszło do żadnych ekscesów, a dwa tygodnie później kompanii wypłacono żołd.

czwartek, 4 czerwca 2020

Sojor of fortune and a stranger to both nations



Wracamy do pamiętników Patricka Gordona, tym razem lądując w 1659 roku. Szkot siedzi właśnie w polskiej niewoli i otrzymuje propozycje zaciągnięcia się pod komendę Lubomirskiego, z obietnicą objęcia stanowiska kwatermistrza w regimencie dragonii. Oczywiście z wcześniejszych wpisów które publikowałem na blogu wiemy już, że ofertę przyjął, dziś jednak chciałem nieco przybliżyć jego rozważania na temat zmiany ‘barw klubowych’. Pokazuje to bardzo ciekawy punkt widzenia Szkota-katolika, który zaczął wojnę w szwedzkich szeregach, ale w 1659 roku wyraźnie zaczął widzieć, która strona wydaje się zwycięska. Tłumaczenie, jak to zwykle, nader luźne i mojego autorstwa, według angielskiego oryginału:

I tak oto tkwiłem już 11 tygodni w polskim więzieniu. Szwedzi, kiedym był jeszcze w Prusach, dwukrotnie zwracali się z prośba o me uwolnienie, ale im odmówiono, więc z tej strony nie miałem żadnej szansy na odzyskanie wolności. I teraz, jeżelibym nie wykorzystał tej dogodniej okoliczności [oferty Lubomirskiego] mogłem być pewny że [Polacy] ześlą mnie w jakieś odległe miejsce, gdzie będę zapomniany aż do zawarcia pokoju. I, będąc cudzoziemcem, wątpliwe jest bym uzyskał [od Szwedów] jakąś rekompensatę za me cierpienia (…).
Poza tym musiałem rozważyć inne rzeczy, będąc żołnierzem fortuny i obcym dla obydwu [walczących] narodów, moja sprawa nie leżała ani z jednymi ni z drugimi, więc nie czułem się zobligowany bardziej służyć czy cierpieć za jednych czy drugich. Tylko religia sprawiała, żem skłaniał się mocniej ku Polakom. Takoż więc, na tyle ile mój honor mi by pozwolił, skłaniałem się by szukać korzyści i zdobyczy [w polskiej służbie], podczas gdy – biorąc pod uwagę jak się sprawy miały – zdawało się to bardzo mało możliwe, cóż mówię, wręcz niemożliwe u Szwedów.

Po dłuższych rozważaniach, Gordon oczywiście zdecydował się na przyjęcie służby u Lubomirskiego, tak znacznej persony, który wydawał się znać na wojaczce i mieć wielki wpływ na sytuację polityczną. Szkot wystawił sobie na koniec taką oto laurkę, która miał mu, wraz z pomysłowością, pracowitością i dobrym zachowaniem, przynieść laury w nowej służbie:
Z moją religią, znajomością języków – zwłaszcza łaciny – i znany tu jako pochodzący ze szlachty [to wszystko] winno bardzo pomóc w tym kraju i wśród tych ludzi, gdzie wiedza, szlachectwo i cnoty wszelakie przynoszą znaczne honory i fortunę.

sobota, 2 maja 2020

Lyfe company of Scotsman



Dawno już nie gościł na blogu Patrick Gordon, pora więc wrócić do jego pamiętników. Latem 1656 roku, kiedy to po krótkiej „polskiej” przerwie powrócił na szwedzką służbę, trafił pod komendę swojego rodaka, generała Roberta Douglasa. Ten namówił młodego Patricka na służbę w nowej jednostce:
Tego popołudnia generał wezwał mnie do siebie i oznajmił, że będzie oto miał kompanię przyboczną [jazdy] złożoną ze Szkotów; że oto wielu ex-oficerów, ochotników którzy przybyli z regimentem  piechoty Lorda Cranstona[1], będą służyć w tej kompanii, a [z nimi] tacy zacni mężowie jakich uda się znaleźć. Że [żołnierze kompanii] będą mieli znaczne przywileje (…), dobre i duże kwatery, że będą szkołą oficerską, a jeżeli w jakimś nagłym przypadku któryś z nich będzie wezwany do rodzinnego kraju, będzie mógł poprosić o zwolnienie ze służby. Były to bardzo dobre warunki i [generał] dotrzymał wszystkich przyrzeczeń poza ostatnim.
Gordon otrzymał specjalną misję rekrutacyjną – tak w Warszawie jak i w obozie armii szwedzkiej miał oto szukać Szkotów chętnych do wstąpienia w szeregi oddziału. Otrzymał na to zresztą specjalny budżet od generała, a brzęcząca moneta bardzo się przydała w tawernach w których przyszło mu negocjować z rekrutami. Udało mu się zebrać 24 Szkotów, którzy połączyli się potem z dowódcą jednostki, rotmistrzem Johnem Meldrumem, który miał ze sobą osiemnastu ludzi, pozostałość swojej dawnej kompanii, z których większość była Szkotami. Oddział stopniowo uległ zwiększeniu, pisałem o tym w innym wpisie.  


[1] William Cranston, dowodził szkockim regimentem piechoty, którzy przybył do Prus w maju 1656 roku.

niedziela, 21 lipca 2019

In extraordinary good equippage



Rocznicowo, bo to przecież w lipcu 1655 roku feldmarszałek Arvid Wittenberg wkroczył na czele swojej dywizji na tereny Korony. Wspominałem kilka lat temu o organizacji tego zgrupowaniu, w oparciu o relację Patricka Gordona. Tym razem kolejna wzmianka z pamiętników naszego znajomego Szkota. 
Pod datą 14 lipca 1655 zapisał, że armia składa się z 34 brygad piechoty i 7000 rajtarów (ruiters) z porządnym parkiem artyleryjskim (gallant traine of artillery). Szkot wspomniał o dobrym stanie tych wojsk, gdzie jazda była wyposażona w porządne konie (being very well mounted), co przecież nie zawsze się zdarzało. Piechota miała być zarówno wyekwipowana jak i odziana (well cloathed and armed), a nade wszystko oficerowie mieli być niezwykle dobrze wyposażeni (in extraordinary good equippage). Co jednak ciekawe, dzień wcześniej mamy zapisek o tym, że Gordona wysłano do Szczecina by zakupił  broń białą i buty dla żołnierzy, więc z tym porządnym wyposażeniem to może nie do końca prawda. 

czwartek, 20 czerwca 2019

Zaciągnijcie się panie Szkot...



[Tydzień z Królestwem Szwecji, wpis 3/7]

Dawno nie odwiedzał nas na blogu dobry znajomy Patrick Gordon, pora więc sięgnąć po jego zapisku. Trafiamy ze Szkotem do Hamburga, w 1655 roku, gdzie wtedy roiło się od szwedzkich oficerów nader zajętych zaciąganiem żołnierzy. Gordon trafił do zajazdu, gdzie przez 8 tygodni mieszkał tuż obok chorążego i kwatermistrza z niezidentyfikowanej jednostki szwedzkiej. Oficerowie ci za punkt honoru wzięli sobie przekonanie młodego Szkota by zaciągnął się na służbę Karola X Gustawa. Gordon tak oto przedstawia sposób w jaki w czasie rozmów próbowali go na to namówić (jak zwykle luźne tłumaczenie z języka angielskiego, w wykonaniu własnym):
We wszystkich rozmowach rozwodzili się nad żołnierskim żywotem, wskazując jak to bogactwa, honor i wszelkie ziemskie błogosławieństwa [praktycznie] leżą u żołnierskich stóp, tak że wystarczy ledwie się po nie schylić i podnieść; następnie zaczęli chwalić naszych ziomków [tj. Szkotów], jako że nie ma lepszego narodu [zdolnego] do wojaczki i że mimo że natura obdarzyła [Szkotów] geniuszem zdolnym zająć się jakimkolwiek [zajęciem] , to pogardzają oni wygodą i łatwością jaką przynosi jakiekolwiek inne zajęcie i z radością stają się żołnierzami, bo też bezdyskusyjnie jest to najbardziej honorowe.  
Trzeba przyznać, że mimo że panowie starali się jak mogli – a jak widać gadkę mieli niezłą – Gordon nie dał się przekonać  i zaczął unikać spotkań i rozmów z oficerami. Co prawda niedługo potem trafił faktycznie na służbę szwedzką, ale tu główną rolę odegrała osoba rekrutującego oficera, czyli szkockiego majora Gardina. Ale o tym przy innej okazji…

wtorek, 30 stycznia 2018

Kariera pana Patricka

XVII-wieczny żołnierz mógł czasami mieć problem z połapaniem się w której armii (w danym momencie) służy. Idealny przykład to kariera naszego dobrego znajomego Patricka Gordona. Poniżej krótka ściągawka ukazująca jak często zmieniał barwy klubowe:

niedziela, 19 listopada 2017

Łokcie od lorda i kradzione siodło


Pamiętnik Patricka Gordona to niesamowite źródło informacji na temat żołnierzy z okresu „Potopu”. Szkot miał niezwykły talent do pakowania się w tarapaty, wpadając to w niewolę cesarską, to w polską, zmieniając potem „barwy klubowe” i lądując – po dłuższej przygodzie w armii koronnej – w służbie carskiej. Na kartach dziennika znajdujemy mnóstwo ciekawostek dotyczących życia wojskowych, problemów z jakimi się borykali, cen ich ekwipunku i tym podobnych.
Dziś taki właśnie interesujący urywek, dziejący się późną jesienią 1657 roku. Gordonowi udało się wtedy wraz  z jednym ze swoich kolegów-rajtarów uciec z niewoli cesarskiej i dostać się do zajętego przez Szwedów Torunia. Tu miała miejsca audiencja u dowodzącego garnizonem generała Bartolda Hartwiga von Bulow, który dokładnie przesłuchał obydwu uciekinierów (kazał ich jednak przy okazji uraczyć winem…). Rajtarzy trafili potem pod opiekuńcze skrzydła swojego rodaka, lorda Hamiltona[1], który zorganizował im audiencję u gubernatora Bengta Oxestierny. Szkocki podpułkownik wsparł ich też finansowo, darowując każdemu z nas po 5 łokci[2] szarego materiału, który sprzedaliśmy po 1.5 talara[3] za łokieć, co dobrze nas ustawiło [finansowo].  Gordon mógł więc zdobyć nieco ekwipunku: kupiłem konia za osiem talarów, płacą do ręki cztery [z nich], kupiłem też kradzione[4] siodło i pistolety za jednego talara.



[1] Dowodził on regimentem szkockiej lejbgwardii następcy tronu.
[2] Chodzi o tzw. szwedzkie łokcie, mierzące 59.4 cm.
[3] Gordon używa określenie reichs dollar.
[4] Sic!

poniedziałek, 13 listopada 2017

Zmiana barw klubowych w 1656 roku


Ciekawy wyjątek z pamiętników Patricka Gordona, tym razem dotyczący jego „zmiany stron” w 1656 roku. Szkot opowie nam w jaki sposób wyszedł z celi i znalazł się na służbie starosty sądeckiego Konstantego Jacka Lubomirskiego (to ten przystojny młodzian którego widzimy powyżej). Gordon już ponad 13 tygodni tkwił w niewoli, nic więc dziwnego że bardzo chętnie zgodził się na poprawę swojej sytuacji…
Starosta zapytał mnie po łacinie, czy chciałbym przejść na służbę Korony Polskiej. Odrzekłem „Z ogromną chęcią”. Pytał więc mnie dalej, czy wolałbym raczej służyć w gwardii królewskiej czy pod jego komendą. Odparłem, że wolałbym pod jego komendą. Na to znów zapytał, czy chciałbym zostać w garnizonie czy wyruszyć w pole [walczyć] u jego boku. Odpowiedziałem, że – będąc młodym człowiekiem – wolałbym raczej, jeżeli tylko obdarzy mnie taką łaską, służyć w polu, gdzie można zdobyć honor i wielce się zasłużyć.
Po kilku dniach faktycznie wyszedł z więzienia i trafił do prywatnej chorągwi dragonii młodego Lubomirskiego. Co ciekawe, Gordon wspomina że w czasie kiedy oddział maszerował by połączyć się z główną armią, powierzono mu zadanie wyszukiwania kwater. Dało mu to okazję zdobycia pistoletów i holenderskiego pałasza[1], nie wspomina jednak dokładnie w jakich okolicznościach pozyskał to uzbrojenie.



[1] Dutch sword. 

poniedziałek, 22 sierpnia 2016

Krwawa rozprawa pod Kuszlikami - cz. I


Bitwa pod Kuszlikami to bardzo ciekawe, acz chyba mniej znane starcie z okresu wojny polsko-moskiewskiej 1654-1667. 4 listopada 1661 roku połączone siły polsko-litewskie[1] dowodzone przez samego Jana II Kazimierza pokonały armię moskiewską Iwana Chowańskiego. Chyba warto by od czasu od czasu coś o tym napisać.
Ciekawe informacje można znaleźć w pamiętnikach Patricka Gordona. Co prawda nie brał udziału w tym starciu, ale miał relacje naocznych świadków – swoich kolegów z cudzoziemskiej kadry w armii Chowańskiego.  Gordon bardzo ogólnie wspomina o wczesnych potyczkach z września i października, kiedy to Chowański walczył z Litwinami: gdzie to Rosjanie, będąc stroną silniejszą, zdobyli przewagę. W początkowej fazie kampanii korpus moskiewski,  dowodzony przez Chowańskiego i Ordina-Naszczokina (bardzo zręcznego polityka, cieszącego się wielką łaską Cara), miał liczyć 12 000 ludzi. Trudy walk, problemy z zaopatrzeniem i brak rozstrzygnięcia w walce z Litwinami doprowadził jednak szybko do erozji morale wojsk moskiewskich. W obliczu nadciągających wojsk polskich, które miały się połączyć z Litwinami, wśród żołnierzy moskiewskich zaczęła się nasilać dezercja. W tym czasie Moswicini zaczęli dezerterować po 100 i 50 [naraz], także zostało ich ledwie 6000[2]. Generał-porucznik Thomas Daylell[3], który służył w tej armii, widząc ją tak zmniejszoną i obawiając się nadciągających [polskich] sił, doradzał Chowańskiemu by ten wycofał się w rejon Połocka, jak to już zrobił jego kolega [Ordin-Naszczokin] ale [Chowański] tego nie zrobił. Generał Daylell stwierdził więc, że nie chce być świadkiem ruiny całej armii i wyjechał do Połocka[4], pozostawiając swój regiment [piechoty] pod dowództwem podpułkownika.
Niestety brak opisu bitwy, za to Gordon wspomniał co nieco o moskiewskich starciach. Po krótkim starciu, Moskwicini zostało zmuszeni do odwrotu, pułkownik [Robert] Douglas[5] zabity, pułkownicy [Andrew] Forret[6] i [Cornelius von] Bockhoven[7] wraz z wieloma innymi wzięci do niewoli. Jakieś 1500 żołnierzy moskiewskich zginęło a setki wpadły do niewoli. Pora roku nie pozwoliła jednak Polakom na pościg ani na wykorzystanie tego zwycięstwa.
Na szczęście mamy jeszcze inne źródła dotyczącego bitwy pod Kuszlikami, więc coś o tym w przyszłości jeszcze napiszę.



[1] Regimentarzem koronnym był tam Stefan Czarniecki, regimentarzem litewskim Kazimierz Żeromski.
[2] Co ciekawe, według źródeł moskiewskich jest to prawda: z 12 000 piechurów Chowańskiego miało zdezerterować ponad 6500.
[3] Kolejny szkocki oficer, na służbie cara od 1656 roku.
[4] Spryciarz…
[5] Taaa, kolejny Szkot.
[6] Szkot lub Anglik.
[7] Holender. 

czwartek, 12 czerwca 2014

Taktyka dragonii RON - cz. I


[Copyright by Michał ‘Kadrinazi’ Paradowski, Edynburg 12/06/2014. All rights reserved]

W różnych polskich opracowaniach dotyczących wojskowości XVII-wiecznej, taktyka i wyposażenia jednostek polskich i litewskich dragonów opisywana jest z reguły na zasadzie ‘prawdopodobnie’, ‘zapewne’, ‘można przyjąć, że…’. Polscy pamiętnikarze z epoki operują z kolei ogólnikami w typie ‘dali ognia’, jeżeli nie liczyć epizodu z potyczką z wolontarzami Muraszki u Paska. Na szczęście mamy jednego pamiętnikarza, mocno związanego z Polską, który w dragonii służył i to w trakcie bardzo interesującej kampanii. Chodzi oczywiście o stałego bywalca tego blogu, Patricka Gordona. W kilku poprzednich wpisach wynotowałem jak to zbierał on i szykował do boju leibkompanię dragońską hetmana Lubomirskiego. Pora więc przyjrzeć się, jak dowodzenie przez Szkota dragoni walczyli przeciw siłom kozackim i moskiewskim w 1660 roku. W przypadku niektórych zwrotów będę podawał, obok własnego tłumaczenia, także zapis oryginału (w przypisach)– na wypadek gdyby moja interpretacja okazała się niewłaściwa. Temat jest bowiem na tyle interesujący, że warto wyprostować wszelkie pomyłki, które mogą się pojawić przy tłumaczeniu.
W przyszłości mam nadzieję przyjrzeć się innym materiałom źródłowym, stąd też traktuję niniejszy wpis jako początek cyklu.

I. Z konia i na koń.
Gordon wielokrotnie wspomina o przypadkach, gdy dragoni zbliżali się do przeciwnika konno (sami lub w towarzysząc jeździe polskiej), po czym spieszali się do walki:
- Jan Sapieha na czele podjazdu liczącego 2000 jazdy i 500 dragonów natknął się na furażerów moskiewskich, którzy skryli się przed Tatarami w lesie. Nakazał więc dragonom spieszyć się i zaatakować[1], po półgodzinnej walce pozycja moskiewska została zdobyta a obrońcy wycięci.
- w przypadku jednego z pierwszych ataków na pozycje moskiewskie Gordon wspomina o kombinowanym ataku piechoty cudzoziemskiej i dragonów: nadeszła nasza piechota i dragoni spieszyli się[2].  
- leibkompania Lubomirskiego maszerowała do boju za chorągwią husarii, szarżującą oddziały jazdy moskiewskiej i Kozaków. Szarża husarii odcięła 700-800 Kozaków, którzy zajęli pozycję w lesie. Oddział Gordona, wsparty kolejnymi jednostkami dragonii, otrzymał rozkaz spieszenia[3] i ataku na Kozaków.
- połowa kompanii (100 dragonów) została wysłana przez Jana Sapiehę by przedarła się przez ogrody[4] i zablokowała drogę oddziałom moskiewskim. W czasie całej tej eskapady, który przyniosła duże straty dragonom (8 zabitych i 29 rannych) Szkot ani razu nie wspomina  o koniach – logiczne jest, że oddział wszedł w trudny teren bez rumaków. Więcej o tym epizodzie przy punkcie dotyczącym taktyki walki ogniowej.
- pod Słobodyszczami, w momencie przybycia tam wojsk koronnych, 100 dragonów z kompanii Lubomirskiego otrzymało zadanie zdobycia uszkodzonego przez Kozaków mostu nad rzeką Hniołopiat. Gordon zbliżył się do przejścia - najbliżej jak mogłem, a tam nakazałem [żołnierzom] spieszyć się i zostawiwszy konie z typową [dla tego zadania] strażą[5], nakazałem części atakować na most (…) a reszcie prowadzić ostrzał, maszerując jednocześnie przez bagnisko.
- gdy do pozycji dragonów polskich, trzymających straż konno, zbliżał się liczący 500 koni oddział moskiewskich, Gordon zasugerował, że Polacy powinni zsiąść z koni i zająć pozycję w okopie[6].
- przed atakami na forty moskiewskie znów mamy wzmiankę o spieszeniu i zostawieniu koni pod opieką koniowodnych, którzy mieli je prowadzić za dragonami[7].
W jego zapiskach nie znalazłem także żadnej informacji o tym, by jego dragoni walczyli konno.

II. Taktyka walki ogniowej i szyki.
Tu rzecz bodaj najciekawsza, bo Gordon wspomina w kilku miejscach bardzo interesujące rzeczy o taktyce swoich wojaków:
- jeżeli chodzi o walkę ogniową, to najważniejszy jest ostrzał szeregami[8], z tymże Gordon nie tłumaczy, w jakiej formie stosowano tu kontrmarsz.  W pierwszym przypadku zapisek dotyczył pododdziału złożonego z 60 dragonów, którzy zdołali oddać trzy salwy[9], co zapewne oznacza trzy szeregi, zanim piechota moskiewska odpowiedziała ogniem. Stojący pod osłoną ogrodu żołnierze Gordona prowadzili jednak dalszy ostrzał. W drugim strzelał cały skwadron[10] dragonii.
- druga forma ostrzału to ostrzał na komendę (?), który Gordon wyraźnie odróżnia od ostrzału prowadzonego szeregami[11]. Jest prowadzony z większej odległości, ale do dobrze widocznego celu, stąd też większa skuteczność. Być może miał to być ostrzał prowadzony indywidualnie?
- kolejny fragment może być przeze mnie źle interpretowany, stąd cytaty będą tu ważne. W obliczu silnej artylerii przeciwnika, Gordon chciał by jego dragoni posuwali się jak najszybciej w stronę nieprzyjaciela. Nakazał więc  zdwojenie rzędów[12], poszerzając front jednostki , dzięki czemu oddział maszerował szybciej, a oddziały idące za nim mogły prędzej zająć swoją pozycje.
- bardzo ciekawa jest wzmianka o elastyczności taktycznej kompanii dragońskiej (a może raczej samego Gordona), który w trakcie przedzierania się przez ogrody pod nosem wojsk moskiewskich rozdzielił swoich 100-ludzi na dwa pododdziały: 40 miało osłaniać marsz a 60 stanowiło siły główne, które zbliżyły się do Moskwicinów. Podobny przypadek opisałem już także przy zdobyciu mostu na Hniołopiacie. W czasie jednego z ataków Gordon wysłał także oddział „straceńców”[13], złożony z 4 rot[14] dowodzonych przez oficera.
 - jeżeli zachodziła taka konieczności, Gordon nie wahał się rozkazywać żołnierzom, by padali na ziemię, chroniąc się w ten sposób przed ostrzałem artylerii i muszkietów nieprzyjaciela. Leżeliśmy więc na brzuchach, pośród pniaków drzew i małych ściętych gałęzi.
- muzyka wojskowa – mimo że Gordon nie wspomina o używaniu sygnałów dźwiękowych, to znajdujemy zapisek o przypadku, gdy pijani kucharze Lubomirskiego w czasie burdy  śmiertelnie zranili jednego z doboszy dragońskich[15].  Rzecz ciekawa, bo z dragonią kojarzą się jednak raczej trębacze…

III. Służby inżynieryjne.
Dragoni musieli, oprócz muszkietu, także dobrze posługiwać się łopatami. Szkot kilkakrotnie wspomina o budowie fortyfikacji polowych:
- Trzy kompanie dragonów otrzymały rozkaz wzniesienia umocnionych pozycji dla trzech dział polowych. Co też uczyniłem, przygotowując baterie[16] w 3 różnych miejscach w stronę miasta i nieprzyjacielskiego obozu, po czym osadzając w nich działa.
- piechota i dragonia zajęła się przygotowaniem redut i okopów na flankach obozu [polskiego]
- po szybkim marszu w okolice Piątku Gordon narzekał, że jego dragoni nie mieli szpadli i łopat, potrzebnych do zbudowania fortu i osłaniającego go okopu.
- by zablokować możliwość ucieczki wojsk moskiewskich, 4 regimenty dragonów otrzymały rozkaz utrzymać pozycję i przygotować [tam] okop i fortyfikację polową ,by zablokować przejście
- przy wspomnianym już moście Gordon zostawił 20 dragonów, by naprawili konstrukcję

Oczywiście wszystko to urywki, dotyczące tylko jednej kampanii. Niemniej jednak wydaje mi się, że dla każdego badającego temat dragonii w XVII-wiecznych armiach Rzplitej jest to bardzo ciekawy przyczynek źródłowy, tym ważniejszy, że pochodzący spod pióra oficera dragonii i naocznego świadka wydarzeń.



[1] (Ang.) So, commanding the dragowns to dismount and attact.  
[2] (Ang.) The dragouns dismounted.
[3] (Ang.) Wee got orders to dismount and attact these Cosakes.
[4] (Ang.) Orchards.
[5] (Ang.) And then causing dismount and leaving the horses with the usuall guard.
[6] (Ang.) To dismount and post us at the trench.
[7] (Ang.) Here we dismounted and leaving our horses with the usuall number of guards to be brought after us.  
[8] (Ang.) Fyre rank-wyse/fyre rankewyse.
[9] (Ang.) I had scarce fyred twice.
[10] (Ang.) Battallion.
[11] (Ang.) I then gave orders to the dragownes to fyre orderly, ayming well at so fair markes, which they did, and to good purpose.
[12] (Ang.) I gave orders to double the files and to march out of the gate (through which 15 or 20 in brest could easily march) as nimbly as possible.
[13] (Ang.) Forlorne hope.
[14] Czyli sirca 20-24 żołnierzy.
[15] Z kontekstu wynika, że Gordon miał ich w leibkompanii kilku – zapewne przynajmniej dwóch, jako że oddział często działał podzielony na dwie ‘kompanie.
[16] W tym kontekście – umocnienie. 

poniedziałek, 19 maja 2014

Muszkiety, pałasze i konie

Pierwszy rajtar Rzplitej, a mój (jeżeli mogę pozwolić sobie na poufałość) dobry internetowy kompan – Jarek ‘Igła’ Domiński – zamieścił na swojej stronie rajtarzy.pl bardzo ciekawe zestawienie  dotyczące koni używanych w jeździe ‘zachodniej’ w XVII wieku. Wspomniał tam i o dragonach, co przypomniało mi o ciekawym zapisku z pamiętników Patricka Gordona. Obiecałem kiedyś fragment ten przytoczyć, więc nadarza się świetna okazja, by niejako podpiąć się pod zestawienie autorstwa Jarka i podać jakiś przykład ‘z życia’.
Na początku marca 1660 roku licząca ok. 100 oficerów i żołnierzy kompania dragonów dowodzona przez Gordona dotarła do obozu wojsk koronnych pod Piotrkowem. Tu Patrick miał wreszcie okazję spotkać się z nominalnym dowódcą swojej jednostki – czyli Jerzym Lubomirskim – i zaprezentować mu oddział. Kapitalny jest dialog pomiędzy obydwoma panami, uświadamiający jak trudno było ‘z niczego’ sformować w zniszczonym wojną kraju nawet tak niewielką jednostkę jak kompania. Oddajmy głos Gordonowi (tłumaczenie własne z oryginału angielskiego):
Zapytał mnie tedy czy są uzbrojeni. Odrzekłem, że wyposażyłem wszystkich w muszkiety[1] i pulwersaki[2]. A [czy mają] pałasze[3]? – zapytał mnie. Odrzekłem, że niektórzy z nich mają. Jednak gdy zapytał mnie, czy mają konie, odrzekłem: ‘Gdzie mógłbym zdobyć [dla wszystkich] konie w takim  czasie, gdy nawet chleb [dla żołnierzy] ciężko było zdobyć’. Jednakże powiedziałem, że podoficerowie[4] mają konie.
Kompania została powiększona  o kolejnych 60 żołnierzy, których Gordon miał wybrać spośród ex-szwedzkich żołnierzy trzymanych przez Lubomirskiego w niewoli. Oficer wybrał najlepszych spośród nich, reszta trafiła do regimentu piechoty cudzoziemskiej marszałka.
Przed Gordonem stanęło teraz arcytrudne zadanie zdobycia konia dla swoich dragonów. Oddział stanął na terenie Spiszu gdzie w Nowej Wsi Spiskiej (wbrew nazwie jest to miasto) Patrick próbował kupić konie. Okoliczna szlachta wywindowała jednak ceny, także udało mu się zdobyć zaledwie 8 (sic!) rumaków. Po wymianie listów z Lubomirskim i okolicznymi urzędnikami szkocki oficer dostał pozwolenie na zarekwirowanie koni i wystawienia kwitów dłużnych z ceną określoną przez samego Gordona. Szkot, otrzymawszy ten rozkaz w nocy, nakazał swoim dragonom zamknąć i obsadzić bramy miejskie, tak by nie wyjechał żaden koń. Rankiem kazał zebranej szlachcie i mieszczanom zgromadzić konie na rynku, nakazując jednocześnie, by nie sprowadzano koni o zbyt wysokiej cenie, a także starych i niezdolnych do służby. W dwie godziny zebrano w ten sposób 400 koni, z których dragoni wybrali 150 czy 160. Gordon przystąpił wtedy do wystawiania kwitów, w bardzo rozsądny i godziwy sposób[5].W ten sposób cała kompania dragonów otrzymała konie, problemem jednak był brak siodeł. Nie można ich było tak szybko zdobyć [w takiej ilości], jednak Gordon zamówił 100 sztuk wraz z całym oporządzeniem w Kieżmarku.  
O dalszych losach kompanii dragonów napiszę w (mniej lub bardziej odległej) przyszłości.





[1] Np. w Krakowie kupił od kupca nazwiskiem Blackhall 60 nowych muszkietów po 4 floreny za sztukę. Także w Krakowie udało się zdobyć 6 starych muszkietów, proch i lont.
[2] W oryginale ‘powder bagge’, dzięki dla Rafała Szwelickiego za zasugerowanie właściwej nazwy. 
[3] W oryginale ‘sword’, czyli na pewno nie chodzi o szable, bo te Gordon zapisuje w innym sposób. Poza tym jednostka składała się z cudzoziemców, więc szabla nie byłaby dla nich naturalnym wyborem.
[4] Plus oczywiście sam Gordon.
[5] W końcu to jego pamiętnik, co innego mógł napisać…

wtorek, 11 marca 2014

For the Crowne of Polland in the quality of a dragowner.

Mój ulubiony szkocki pamiętnikarz – Patrick Gordon – opowie tym razem jak to w 1659 roku mustrował chorągiew dragonów dla pana Lubomirskiego. Wyciągnął oto z polskiej niewoli ex-szwedzkich żołnierzy, którzy trzymani byli w Gniewie. Polski garnizon miał tam 130 jeńców (w tym duńskich żołnierzy, służących po 1658 roku w armii szwedzkiej), Gordon w charakterze dragonów zaciągnął 76 z nich, w tym 20 chorych. Padł przy okazji ofiarą podstępu jednego z jeńców, majora Ellerta. Oficer ten sam miał ochotę na służbę w armii koronnej i chciał zaciągnąć rzeczonych żołnierzy do swojej kompanii. Okłamał więc Gordona, wskazując mu że 30 najlepszych kandydatów ma w armii szwedzkiej żony i dzieci, dragoni ci więc zdezerterują przy pierwszej okazji i powrócą do Szwedów. Dobroduszny Szkot uwierzył, acz oczywiście później nie był nazbyt ucieszony, gdy dowiedział się, że Ellert niedługo potem owych żołnierzy uwolnił i zaciągnął [do swej kompanii] jako żołnierzy.
Jak się więc rzekło, Gordon zebrał 76 ludzi. Tak oto wyszykował oddział do wymarszu:
Nad ranem zebrałem ich i podzieliłem na roty [fyles – liczące 5-6 żołnierzy ‘sekcje’ w kompaniach piechoty cudzoziemskiej i dragonii], rozdzielając po równo chorych i słabych po rotach. Na wachmistrza wyznaczyłem Pawla Bansera, który u Szwedów był kwatermistrzem; Adama Younga – ochotnika, pochodzącego od szkockich rodziców ale znającego język polski, wyznaczyłem na furiera albo [jak kto woli] kwatermistrza; Eliasa Funka i Williama Rundta, którzy [u Szwedów] byli kapralami, także i tu [wyznaczyłem] na kaprali; a najlepszych i najbystrzejszych [wyznaczyłem] na dowódców rot. Tym którzy się do tego najlepiej nadawali wydałem muszkiety [chorągiew nie miała broni dla wszystkich dragonów].
O marszu owej chorągwi dragońskiej do armii polskiej opowiem przy innej okazji, bo też obfituje w smutne szczegóły (wielu żołnierzy zmarło po drodze), ale i ciekawe fragmenty (dotyczące zakupu zaopatrzenia). 

środa, 26 września 2012

All yong, gallant, well cloathed



Sporo ostatnio o ‘Potopie’, ale w sumie nic dziwnego – jestem ‘po uszy’ w tym konflikcie. Podczytując pierwszy tom pamiętników Gordona (wydanie Uniwersytetu w Aberdeen jest naprawdę świetne) znalazłem ciekawostkę dotyczącą ilości służby/czeladzi w armii szwedzkiej.  Rzecz dotyczy konnej leibkompanii feldmarszałka Roberta Douglasa, trzeba więc pamiętać że to dosyć specyficzna jednostka, o nieco odmiennym statusie niż u innych regimentów najemnych. W 1657 roku Gordon opisuje kompanię Douglasa jako 98 ludzi maszerujących w szeregach, wszyscy z nich młodzi, odważni, dobrze przyodziani, uzbrojeni i na dobrych koniach. Co najciekawsze, kompanii miało towarzyszyć ponad 200 dobrze uzbrojonych i na dobrych koniach służących, dowodzonych przez niejakiego Sinclaira. Generalnie stosunek żołnierzy do służby musiał się utrzymywać jak 1:2, gdyż kilka stron dalej Gordon wspomina o kłótni z żołnierzami pewnego regimentu, gdzie kompanię Douglasa reprezentowało około 15 towarzyszy i 30 czy 40 służących.