Pokazywanie postów oznaczonych etykietą armia cesarska. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą armia cesarska. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 7 marca 2022

Kadrinazi radzi i odradza – cz. XLVII

 


W tym tygodniu spróbuję nieco nadrobić zaległe recenzje na blogu. Na dobry początek zupełna nowość, przyszła pocztą dzisiaj rano. Ktoś może zapytać, i co, już przeczytana? Ano tak, praca nie jest może zbyt długa (113 stron), ale jest o tak interesującej tematyce i napisana w tak przystępny sposób, że wręcz ją ‘pochłonąłem’ (urok wolnych poniedziałków). Chodzi mianowicie o pracę rumuńskiego badacza Florina Nicolae Ardeleana, zatytułowaną On the borderlands of great empires. Transylvanian Armies 1541-1613, która właśnie się ukazała w ramach serii From Retinue to Regiment 1453-1618. Temat niezwykle ciekawy, nic więc dziwnego że od razu zabrałem się za lekturę. Jak zwykle zaczniemy od ogólnego opisu pracy, a potem nieco komentarzy ode mnie.

Praca podzielona jest na cztery rozdziały. Pierwszy z nich omawia historię Siedmiogrodu pomiędzy 1541 i 1613 rokiem. Możemy tu więc prześledzić próby utworzenia osobnego księstwa i rozliczne zawirowania polityczne pomiędzy zwolennikami niezależności a relacji z Habsburgami bądź Turcją. To nieomal kalejdoskop zmieniających się mniej lub bardziej wojowniczych władców, wśród których znajdziemy naszego dobrego znajomego Stefana Batorego. Czytelnik znajdzie tu także wiele informacji na temat organizacji administracyjnej Siedmiogrodu, sejmu i rady książęcej, a także specyficznego podziału społecznego kraju. Rozdział drugi omawia siedmiogrodzką wojskowość, z podziałem na poszczególne najważniejsze formacje. I tak mamy tutaj: szlachtę, wiejską milicję (pospolite ruszenie), Szeklerów, Sasów, gwardię książęcą, hajduków, a także pomniejsze grupy jak bojarzy czy strzelcy. Przy każdej formacji autor podaje dużo źródłowych informacji dotyczących wyposażenia, organizacji i działań bojowych w różnych konfliktach z udziałem Siedmiogrodu.W trzecim rozdziale autor opisał najważniejsze twierdze siedmiogrodzkie, ich system obronny, wyposażenie i garnizony. Znajdziemy tu zarówno fortece nadgraniczne jak i ufortyfikowane miasta. Ostatni rozdział to przegląd działań bojowych w latach 1551-1613. Mamy tu więc konflikty zewnętrzne, interwencje tureckie i habsburskie, a także kampanie Michała Walecznego. Opisane są tu też najważniejsze bitwy z udziałem wojsk siedmiogrodzkich.

W tekście znajdziemy nieco czarno-białych ilustracji z epoki: portrety władców i dowódców, przedstawienia bitew, oblężeń i fortec. Do tego dwie mapy z podziałem administracyjnym i trzy diagramy bitewne. Bardzo miłe dla oka są plansze kolorowe, autorstwa rumuńskiego rysownika Catalina Draghici. Pozwolę sobie wymienić spis wizerunków, bo na pewno może to zainteresować polskiego czytelnika. Wszystkie mają krótkie opisy na końcu książki. Łącznie z rysunkiem z okładki mamy tu 11 żołnierzy i jedno działko:

- konny gwardzista i pieszy hajduk (z okładki)

- konny szlachcic i uzbrojony wieśniak

- konny Szekler

- piechur saski z Sibiu + działko polowe

- drabant z granicy zachodniej

- niemiecki lancknecht z armii generała Castaldo

- hiszpański pieszy arkebuzer z armii generała Castaldo

- wołoski kurtan z armii Michała Walecznego

- śląski kirasjer z armii Basty

Jak widać interesująca mieszanka, bo mamy tu zarówno żołnierzy lokalnych jak i ‘gości’ z armii habsburskiej.

Szczerze mówiąc nie mam praktycznie żadnych krytycznych uwag, acz w jednym czy dwóch miejscach Stefan Batory jest opisany jako ‘king of Polish-Lithuanian Commonwealth’, co oczywiście nie jest do końca prawdą – z drugiej zaś strony w innym miejscu autor określa go właściwie jako ‘króla Polski’ więc to zapewne tylko drobne niedopatrzenie. Inna uwaga, acz ‘z zupełnie innej beczki’ , dotyczy tego, że książka jest relatywnie krótka, bo człowiek chciałby po prostu poczytać o tym więcej. Z czego jednak wiem, jest szansa na to, że autor wyda kolejną pracę (prace?) w tej serii, więc zdecydowanie trzymam za to kciuki. Książka ma naprawdę sporą bibliografię, włącznie ze źródłami archiwalnymi, w tekście widać że autor często po nie sięga, podając mnóstwo ciekawych szczegółów – czy to wyposażenia wojska czy też działań bojowych. A że ma naprawdę lekkie pióro, czyta się to bardzo przyjemnie.

Końcowa ocena [według rankingu: trzeba mieć – można mieć – lepiej odpuścić – zdecydowanie unikać] to zdecydowane trzeba mieć. Tematyka bardzo ciekawa, o której generalnie mało mamy przystępnych informacji w języku polskim i angielskim, stąd tez bardzo się chwali, że praca Ardeleana ukazała się w ramach From Retinue to Regiment 1453-1618. Napisana bardzo ciekawym językiem, oparta o wiele materiałów źródłowych, mimo niewielkiej objętości zawiera bardzo dużo pożytecznych informacji i przedstawia zarówno wycinek historii jak i wojskowości siedmiogrodzkiej.



poniedziałek, 17 stycznia 2022

Kadrinazi radzi i odradza – cz. XLV

 


Wypadałoby w końcu wrzucić coś na blog, a nie tylko koncentrować się na FB. Co może być tu lepszego, niż kolejna recenzja? Dziś przyjrzymy się najnowszej pracy autorstwa Michaela Fredholma von Essena, czyli ‘Charles X’s Wars. Volume I – Armies of the Swedish Deluge, 1655-1660’. Jest to początek nowej mini-serii w ramach ‘Century of the Soldier 1618-1721’, jako że tematyka Potopu obejmie trzy tomy autorstwa tego autora.

Jak zwykle najpierw przyjrzymy się ogólnej organizacji pracy, a potem dodam nieco więcej szczegółowych komentarzy. Po krótkim wstępie w którym autor opisuje podział na tomy a także ogólne wstępne informacje edytorskie, czytelnik znajdzie tu bardzo długie i szczegółowe kalendarium wydarzeń od stycznia 1654 roku do lipca 1657 roku, obejmujący początek konfliktu Rzplitej z Moskwą, agresję Szwecji a także wejście Siedmiogrodu do wojny. Kolejny ‘rozdział’ to ‘dramatis personae’, jedno-dwuzdaniowe opisy najważniejszych dowódców z wszystkich walczących armii. Kolejna część to biogramy ośmiu monarchów państw biorących udział w konflikcie do 1657 roku (poza Danią i Norwegią, jako że ta będzie opisana w tomie trzecim). Pierwszy ‘właściwy’ rozdział opisuje przyczyny wybuchu wojny, zarówno na linii Rzplita-Moskwa jak i Rzplita-Szwecja. Kolejne rozdziały zajmują się, zgodnie z tytułem pracy, armiami biorącymi udział w konflikcie. Są to po kolei (w nawiasie ilość stron poświęconych każdej armii): Szwecja (52), Rzplita (44), Brandenburgia-Prusy (14), Moskwa (35), Kozacy (11), Siedmiogród (7), Święte Cesarstwo Rzymskie (5) i Tatarzy (19). Autor starał się opisać każda armię w podobny sposób: od organizacji, rekrutacji, liczebności, po wyposażenie i taktykę. Jak widać po ilości stron niektóre armie są jednak opisane znacznie pobieżniej od innych. Zdecydowanie najlepszą częścią są opisy armii szwedzkiej, oparte o liczne dokładne opracowania autorstwa szwedzkich historyków. Nie brak tu organizacji jednostek do poziomu kompanii włącznie, informacji o umundurowaniu czy broni. Rzplitej poświęcono sporo miejsca, opisy są głównie oparte o prace Jana Wimmera, Roberta Frosta i Richarda Brzezińskiego. Bardzo obszerny jest rozdział o armii moskiewskiej, która zdaje się bardzo interesować autora. Dziwne wydaje się aż tak obszerne opisanie armii tatarskiej, biorąc pod uwagę relatywnie mały wpływ Chanatu na działania wojenne. Książka kończy się sugerowaną pozostałą literaturą z różnych krajów, a także obszerną bibliografią w której rzuca się jednak w oczy (co zdaje się być typowe dla tego autora) brak źródeł archiwalnych – są tylko drukowane, a i tak w tekście książki znajdujemy relatywnie mało odniesień do nich.

Książka jest bogato ilustrowana, znajdziemy tu dużą ilość czarno-białych ilustracji – tak obrazów z epoki jak i zdjęć zachowanych egzemplarzy broni i ekwipunku, a także zdjęć i rysunków sztandarów. Siergiej Szamenkow, znany dobrze czytelnikom serii, jest autorem kolorowych plansz. Mamy tu ciekawą mieszanką 16 żołnierzy z różnych armii (trzech Szwedów, jeden Siedmiogrodzianin, trzech Polaków, jeden Litwin, czterech Moskwicinów, jeden Brandenburczyk, dwóch Kozaków i jeden Tatar). Oprócz tego Siergiej narysował kilka bardzo ładnych czarno-białych szkiców z wizerunkami żołnierzy. Czytelnik znajdzie tu też trzy bardzo ogólne mapy, ukazujące głównie działania w latach 1654, 1655, 1656.

Książka bez wątpienia ‘daje radę’ jako wprowadzenia dla tematu dla czytelników anglojęzycznych, nie znających materiałów w języku szwedzkim, polskim czy rosyjskim. Bardzo dobrą częścią jest szczegółowe kalendarium, chociaż autor czasami stosuje bardzo dziwny zapis nazw miejscowości, np. Ujście występuje tu pod niemiecką nazwą Usch. Szczerze mówiąc nie bardzo widzę sens w podrozdziale ‘dramatis personae’, bo długa lista nazwisk niewiele to wnosi do lepszego zrozumienia konfliktu. Rozdziały o wojskowości są o bardzo zróżnicowanej jakości – Szwecja, co zrozumiałe, opisane jest najdokładniej i zawiera dużo ciekawych informacji. Niestety o wiele gorzej jest w przypadku Rzplitej czy Kozaków: po części wynika to zapewne z braku możliwości dotarcia do odpowiednich materiałów, a po części z właściwego zrozumienia mechanizmów wojskowości tych ‘frakcji’. Autor wychodzi z błędnego założenia że w czasie Potopu polscy dowódcy uczyli się ‘zachodniej’ wojskowości od Szwedów i pod ich wpływem zmieniali strukturę i organizację armii – wniosek który jest daleki od prawy bo oparty o błędne założenia i brak znajomości źródeł. Autor myli też polską królewską gwardię nadworną z komputową, pisząc że całość była finansowana z królewskiej szkatuły. W armii litewskiej widzi czerkieskich petyhorców, dragonów ‘prawdopodobnie’ wyposaża we włócznie obok muszkietów, twierdzi też że rajtaria w Rzplitej nie różniła się praktycznie niczym od szwedzkiej (chociaż mamy dowody źródłowe na to, że przynajmniej część polskich rajtarów służyła w systemie towarzyskim). Przy opisie Kozaków (których nie wiedzieć czemu autor uporczywie zapisuje jako ‘cossacks’ a nie ‘Cossacks’) mamy np. wzmiankę o wzorowaniu się na stroju moskiewskim, używaniu bufiastych spodni czy nawet w niektórych przypadkach o walce ‘na gołą klatę’ w czasie lata. Ktoś powie że to wszystko drobne rzeczy – pewnie dla niektórych tak, ale z drugiej strony po co za wszelką cenę opisywać z takimi błędami armie o których najwyraźniej ma się słabe pojęcie? Czasami nader kuriozalny jest dobór ilustracji, na czele z XVIII-wieczny szyszakiem z metalowymi skrzydłami (z epoki saskiej) jako przykładem typowego szyszaka husarskiego w czasie Potopu – chociaż na szczęście znaczna część ilustracji jest o wiele lepiej dopasowana.

Ocena w rankingu blogowym [trzeba mieć – można mieć – lepiej odpuścić – zdecydowanie unikać] to można mieć. To generalnie wprowadzenie do tematu, gdzie najlepszą częścią jest kalendarium i opisy niektórych armii (zwłaszcza szwedzkiej),  na pewno będzie dobrze przyjęte na rynku anglojęzyczny gdzie brakuje dokładniejszych opisów tego konfliktu. Co prawda tom nie zawiera opisów żadnych bitew, wydaje mi się jednak że to znajdziemy w części drugiej, więc nie zaniżałbym z tego powodu oceny niniejszego tomu.

poniedziałek, 15 listopada 2021

Kadrinazi radzi i odradza – cz. XLIV

 


Bitwa pod Nordlingen, stoczona w 1634 roku, jest jedną z najważniejszych bitew Wojny Trzydziestoletniej, a jednocześnie największą szwedzką klęską w toku tego konfliktu. Do tej pory starcie to nie miało – o ile mi wiadomo – żadnej większej monografii iw języku angielskim. Klasyką i niedoścignionym wzorem wciąż pozostaje wydana w 2009 roku książka w języku niemieckim, Nordlingen 1634. Die Schlacht bein Nordlingen- Wendepunkt de Dreisigjahrigen Krieges, autorstwa Petera Engerissera i Pavla Hrncirika. Z dużym zainteresowaniem przyjąłem więc wieść, że w ramach serii Century of the Soldier 1618-1721 ukaże się praca hiszpańskiego badacza Alberto Raula Estebana Ribas, zatytułowana The battle of Nordlingen 1634. The bloody fight between Tercios and Brigades. Książka w końcu do mnie dotarła, przeczytana w jedno przedpołudnie, pora więc na recenzję. Jak zwykle najpierw omówię plan pracy a potem skupię się na komentowaniu treści.

Praca jest podzielona na 10 rozdziałów, dodatkowo ma także dwa aneksy. W rozdziale pierwszym autor przedstawia charakterystykę walczących armii: szwedzkiej, niemieckich sojuszników Szwecji, cesarskiej, Ligi Katolickiej i hiszpańskiej (ta ostatnie opisana jest w najobszerniejszy sposób). Rozdział drugi omawia dowódców spod Nordlingen. Kolejny rozdział to opis dotychczasowego przebiegu Wojny Trzydziestoletniej, od jej początku do samej tytułowej bitwy. Także i tutaj największy nacisk położony jest na hiszpański udział w konflikcie. Rozdział czwarty to kampania 1634 roku, prowadząca pod Nordlingen, a piąty skupia się na marszu armii hiszpańskiej i jej połączeniu z wojskami katolickimi. Rozdział szósty omawia manewry obydwu armii przed samą bitwą. Kolejny rozdział to sama bitwa, nic więc dziwnego że jest najobszerniejszy, jako że starcie opisano na ponad 50 stronach. Dwa kolejne rozdziały to opis efektów bitwy, podczas gdy w ostatnim rozdziale autor zastanawia się nad rolą bitwy i przedstawia swoje przemyślenia na temat starcia hiszpańskiej i szwedzkiej myśli wojskowej. Ocenia też walczących w bitwie dowódców i wskazuje jak ich decyzje wpłynęły na przebieg i wynik starcia.

Bez wątpienia najlepsze i najciekawsze są fragmenty dotyczące armii hiszpańskiej. Widać, że tu autor czuje się pewnie, korzystając zarówno ze źródeł jak i opracowań dostępnych w języku hiszpańskim. O wiele gorzej jest w przypadku innych armii. Przykładowo 10 stron opisu armii szwedzkiej ma aż 29 przypisów do Ospreyów o armii szwedzkiej autorstwa Richarda Brzezinskiego, a dziewięć stron o armii cesarskiej aż 25 przypisów do fatalnych Ospreyów o armii cesarskiej autorstwa Vladimira Brnardica. Jest sporo dokładniejszych i lepiej opracowanych książek na te tematy, być może jednak w grę wchodzi bariera językowa. Autor w dużej mierze opiera się tez na hiszpańskim przekładzie pracy Williama P. Guthrie – tak w opisach armii jak i, przede wszystkim, przy opisie samego starcia. Niestety praca Guthriego to opracowanie posiadające wiele wad, głównie z powodu błędnego użycia źródeł/nie używania ważnych źródeł/opierania się o stare opracowania, stąd też należy podchodzić do niego z dużą ostrożnością. Autor czasami odnosi się do wspomnianej już pracy Engerissera i Hrncirika, dziwne jednak że bardzo rzadko robi to przy samym opisie bitwy. Znów w grę może wchodzić bariera językowa. Na szczęście w dużej części opis oparty jest o źródła i opracowania hiszpańskie i te fragmenty są zdecydowanie najciekawsze i stanowią najlepszą część pracy. Widać to chociażby przy ODB walczących armii, gdzie Hiszpanie są opisani najdokładniej – chociaż przydałoby się nieco lepsze zaznaczenia (może w formie tabel) organizacji i sił przeciwników, jako że informacje te są mocno rozsiane w tekście. Generalnie jednak książka napisana jest bardzo przejrzyście, autor umiejętnie prowadzi czytelnika przez kolejne fazy bitwy, podkreślając odwagę i upór obydwu walczących stron. W jasny sposób znajdziemy tu cele i założenia planów bitewnych, próbę ich realizacji, a także przyczyny i skutki szwedzkiej porażki/hiszpańsko-cesarskiego zwycięstwa.

Autor zwraca uwagę ze wciąż pokutujące mity na temat Tercio, jako wielkich i nieruchawych bloków piechoty. Podkreśla że w XVII wieku było to już dalekie od prawdy i że Hiszpanie potrafili działać z dużą elastycznością, reagując na zmieniające się pole walki. Sporo miejsca zajmują jego rozważania na temat elitarności armii hiszpańskiej, jej specyficznego esprit de corps, a także starcia taktyki hiszpańskiej i szwedzkiej. Tu niestety wpada we własną pułapkę, bo przyznaje, że Szwedzi i ich niemieccy sojusznicy nie walczyli w szyku tytułowej brygady (która generalnie nie była już używana po śmierci Gustawa Ii Adolfa, o czym autor zdaje się zapominać), a jako samodzielnie walczące bataliony/skwadrony. Jako takie dobór podtytułu pracy wydaje się nieco chybiony. Chodziło mu jednak zapewne o próbę walki z mitem ‘nowoczesnych’ Szwedów i ‘anachronicznych’ Hiszpanów, stąd tez można zrozumieć taki zabieg w tytule.

Jak to zwykle w przypadku tej serii wydawniczej, książka ma wiele ilustracji. Czarno-białe to mieszanka różnych obrazów i rysunków z epoki, w tym wielu ciekawych malowideł z kolekcji Prado. Wśród nich znajdziemy także zdjęcia ocalałych sztandarów i egzemplarzy broni. Niestety kilka ilustracji zostało wydrukowanych w fatalnej rozdzielczości, mocno odstającej od reszty. Bardzo przydatna jest seria współczesnych zdjęć pola bitwy, wraz z dokładnymi opisami w aneksie – ich autorem jest szwedzki badacz Daniel Staberg. Jak zwykle na wysokim poziomie są za to kolorowe plansze z wizerunkami 13 żołnierzy walczących armii, przygotował je stały rysownik serii, Siergiej Szamenkow.  Na równie wysokim poziomie są też mapy poszczególnych faz starcia, które dodatkowo mają rozbudowany opis zamieszczony w drugim aneksie książki.

Ocena w rankingu blogowym [trzeba mieć – można mieć – lepiej odpuścić – zdecydowanie unikać] to podwójny wynik: trzeba mieć albo można mieć. Czemu w ten sposób? Jeżeli macie dostęp do wspomnianej już pracy Engerissera i Hrnicirika, nie dowiecie się z książki Ribasa nic nowego, może Was też nieco poirytować zbyt dużo odniesień do Ospreya czy zdecydowania pro-hiszpańska pozycja autora, stąd też można mieć. Jeżeli nie znacie języka niemieckiego/nie macie dostępu do tej pracy, szukacie czegoś w języku angielskim (a dostanie pracy Guthriego to zdecydowanie droga impreza) czy jesteście zainteresowaniu armią hiszpańską czy generalnie Wojną Trzydziestoletnią  – wtedy to trzeba mieć.

wtorek, 12 stycznia 2021

Krótko mówiąc, ta energia i gwałtowność są nie do opisania


 

Kolejny ciekawy fragment źródłowy z czasów panowania Jana III Sobieskiego, tym razem autorstwa Duponta. Cytat dotyczy drugiej bitwy pod Parkanami w 1683 roku i odparcia szarż jazdy tureckiej przez piechotę sprzymierzonych. Przyznam, że zawsze robią na mnie wrażenie opisy takich starć piechoty i jazdy w XVII wieku, musiało tam dochodzić do nader wstrząsających scen.

Wyznaję, że nie potrafię wyrazić wściekłości, z jaką potężna kawaleria, od razu cała, uderzyła na nasz front. Ich wrzask dawał się słyszeć na wiele mil wokoło. Niech czytelnik przypomni sobie, co książę lotaryński mówił o tej wściekłości w jednym ze swych listów, gdy opisywał walkę, jaką mu wydano, kiedy chciał się zbliżyć do mostów wiedeńskich. Jego szeregi zostały wówczas zmiecione, choć Turków nie było dużo. Krótko mówiąc, ta energia i gwałtowność są nie do opisania. Nie mam wątpliwości, że gdyby nie kozły hiszpańskie, Turcy złamaliby naszą pierwszą linię i przerwali szyk. Ale żołnierze, dzięki temu wsparciu – a pomysłem samego króla [Jana III] było, żeby posługiwać się nim w bitwach – odparli atak i z taką energią ostrzeliwali wroga zarówno z broni palnej, jak i z armat, że ten musiał zawrócić. Ale tylko na chwile. Niebawem Turcy ponowili atak, który został przyjęty tak samo jak poprzedni. Nie rozminę się wcale z prawdą, gdy powiem, że szarżowali co najmniej dziesięć razy. Wydawało nam się, że im więcej ich zabijamy, z tym większą energią wracają. Ze zdumieniem patrzyliśmy, z jaką lekkością i łatwością ich potężne chorągwie dokonują zwrotów. W takiej akcji można było podziwiać doskonałość ich wierzchowców.

 

środa, 18 grudnia 2019

Jezus, Marja, Kaizers!



[Opóźniony] Tydzień z Wojną Trzydziestoletnią, wpis 7/7
            W ostatnim wpisie połączę Wojnę Trzydziestoletnią z moim ulubionym konfliktem, czyli wojną o ujście Wisły 1626-1629. Jest to fragment większego tekstu nad którym pracuję, więc z góry przepraszam jeżeli pewne zapiski będą się wydawały wyrwane z kontekstu. Usunąłem też przypisy do materiałów źródłowych, na wypadek gdyby znów ktoś chciał sobie bez pytania ‘pożyczyć’ mój wpis. Przyjrzymy się dziś siłom posiłkowego korpusu armii cesarskiej, który w 1629 roku wspierał wojska polskie w walce ze Szwedami w Prusach.
            Początkowy plan wysłania korpusu wojsk cesarskich, opracowany w 1628 roku, zakładał że w jego skład wejdzie sześć regimentów piechoty, jeden kirasjerów i dwa arkebuzerów, wspartych przez 40 dział. Po długich negocjacja, dotyczących zarówno wielkości jak i kosztu planowanego zgrupowania, Wallenstein zgodził się na wysłanie następujących jednostek:
Nazwisko pułkownika/nazwa regimentu
Jednostka
Liczba kompanii
Johann Georg von Arnim
Piechota
12
Rudolph von Tieffenbach
Piechota
10
Franz Albrecht von Sachsen-Lauenburg (Alt-Sachsen)
Piechota
9
Hannibal von  Dohna 
Piechota
9
Franz Albrecht von Sachsen-Lauenburg (Alt-Sachsen)
Kirasjerzy
10
Heinrich Schlick
Arkebuzerzy
5
Franz Albrecht von Sachsen-Lauenburg (Neu-Sachsen)
Kirasjerzy/Arkebuzerzy
3
Johann Georg von Arnim
Arkebuzerzy
5
Ernst Georg Sparr
Arkebuzerzy
5

Israel Hoppe w swojej kronice opisuje, że początkowo w składzie korpusu wchodziły regimenty piechoty Alt-Sachsen, Tieffenbacha, Dohny i Arnima a także regimenty jazdy Alt-Sachsen, Schlicka (pięć kompanii), Sparra (pięć kompanii) i Arnima (pięć kompanii). Herman Wrangel w liście do kanclerza Oxenstierny, datowanym na 28 maja 1629 roku, pisze o regimentach piechoty Arnima, Tieffenbacha, Alt-Sachsen i Donny (Dohny), a także regimentach jazdy Arnima (pięć kompanii), Alt-Sachsen (10 kompanii), Neu-Sachsen (pięć kompanii), Sparra (pięć kompanii) i Franza Carla von Sachsen-Lauenburg (cztery kompanie).
            Co do liczebności korpusu, mamy wiele różnych wielkości, zależnie od źródła. Stanisław Żurkowski, opisujący żywot Tomasza Zamoyskiego, wspomina o 12 000 żołnierzy. Jednocześnie dodaje, że w wyniku trudnych warunków służby zaledwie 4000 z nich ocalało i opuściło Prusy na koniec kampanii. U biskupa Piaseckiego znajdujemy informację o 5000 piechoty i 2000 jazdy. Wallenstein twierdził, że etatowa wielkość jego zgrupowania to 15 000 żolnierzy. Zygmunt III, w liście do kanclerza Zadzika, a datowanym na październik 1629 roku, wspomina o 11 500 ludzi jako o maksymalnej liczebności wojsk cesarskich. Z kolei papieski sekretarz stanu, kardynał  Francesco Barberini w maju 1629 roku miał informacje o 12 000 piechoty i 2000 jazdy. Z kolei źródła szwedzkie – listy Brengta Bagge i Hermana Wrangla do Oxenstierny, także z maja 1629 roku, zawierają informacje o 9000 żołnierzy, wspartych przez 26 dział. Wojewoda chełmiński Melchior Wejher w tym samym miesiącu określił korpus cesarski jako złożony z dobrych ludzi, tak w piechocie jak i w jeździe, a także wspominał ’24 dobrych działach’.




niedziela, 15 grudnia 2019

Wczoraj Bóg obdarzył nas swoją łaską



[Opóźniony] Tydzień z Wojną Trzydziestoletnią, wpis 4/7

Bitwa pod Dessau (czy raczej mostem Dessau) stoczona 25 kwietnia 1626 roku to niezaprzeczalny tryumf Wallensteina nad Mansfeldem. Cesarskiemu dowódcy dopisało tu wojenne szczęście, a nieco ryzykowny plan przyniósł mu zwycięstwo. Co ciekawe, sam Wallenstein raczej lapidarnie opisał to starcie. Jego pobitewny raport mówił mianowicie:
Mansfeld z całą swoja armią zbliżyli się do [cesarskich] fortyfikacji  przy moście przez [rzekę] Łabę, nieopodal Dessau, rozpoczynając oblężenie i ostrzał [artyleryjski], a by temu przeciwdziałać poprowadziłem przeciw niemu większość cesarskiej armii którą powierzono mej komendzie, następując z wspomnianych wcześniej fortyfikacji. Wczoraj Bóg obdarzył nas swoją łaską, tak że pokonaliśmy [Mansfelda], łamiąc jego szyki i zmuszając go do odwrotu.
Tyle skromny zapisek, Wallenstein jednak wysłał do cesarza Ferdynanda II jednego ze swoich zaufanych oficerów, który miał zdać ustnie pełną relację ze zwycięstwa.

środa, 11 grudnia 2019

Brisak forteca w Alzacyi bardzo mocna



Tydzień z Wojną Trzydziestoletnią, wpis 3/7

Sięgamy tym razem po jednego z moich ulubionych pamiętnikarzy, czyli Albrychta Stanisława Radziwiłła. Od czasu do czasu notował on cóż też wydarzyło się na polach bitewnych Wojny Trzydziestoletniej. Taki oto zapisek znajdziemy w styczniu 1639 roku:
Brisak forteca w Alzacyi bardzo mocna, która dotychczas, gdy nieprzyjacielowi się nie poddała, od francuzkiego wojska za generalstwa Wejmera głodem przciśniona, wzięta jest. Co wszystkie szyki cesarskie pomieszało. Getz, generał wojska cesarskiego, o zdradę podejrzany, wzięty i do Wiednia zaprowadzony. Różnie to ludzie tłumaczyli; jedni dziwowali się nieszczęściu cesarskiemu, i ubolewali na jego niedostatek w ludziach mężnych i wiernych; drudzy utyskowali na niewdzięczność austryacką, która żołnierską pracę i odwagę rycerską więzieniem i kajdanami nagradza. Cóżkolwiek jest, szkoda zaprawdę wielka się stała cesarstwu stratą Brisaku, gdy Francuz klucz do Niemiec i Tyrolu otrzymał.  

Wypada tu parę rzeczy wyjaśnić. Ów ‘Brisak’ to twierdza Breisach (Brisach), która 18 grudnia 1638 roku, po czterech miesiącach oblężenia, wpadła w ręce Francuzów. Dowodził nimi książę Bernard Sasko-Weimarski, czyli wspomniany tam ‘Wejmer’. Z kolei pechowy generał ‘Getz’ to Johann baron von Gotzen, feldmarszałek w służbie Bawarii. Brał udział w przegranej bitwie pod Wittenweiher (9 sierpnia 1638), gdzie duże straty poniosły sprzymierzone oddziały cesarskie dowodzone przez Federigo Savelliego. Ten miał jednak ‘chody’ na dworze cesarskim, stąd też ostatecznie kozłem ofiarnym stał się oficer bawarski. Nic zresztą dziwnego,  że wybrano go na ofiarę. Od 1626 roku walczył bowiem w szeregach armii cesarskiej i w 1635 został wydalony z armii za błędy popełnione w kampanii śląskiej (i zbyt bliskie kontakty z  Wallensteinem). Nasz baron jednak długo nie przebywał na emeryturze, bo przyjął go na służbę elektor Bawarii.  Nie można mu było jednak udowodnić żadnych błędów w kampanii alzackiej, gdzie robił co mógł by ocalić Breisach W sierpniu 1640 ogłoszono więc jego niewinność i powrócił do służby cesarskiej. Zginął w 1645 roku, dowodząc kawalerią w bitwie pod Jankowem (Jankau).

poniedziałek, 9 grudnia 2019

Jeno zgliszcza i popioły...



Tydzień z Wojną Trzydziestoletnią, wpis 1/7

Tydzień ‘tematyczny’ zaczniemy w Magdeburgu, pamiętnej nocy z 20 na 21 maja 1631 roku. Masakra miasta to jedno z najważniejszych i najbardziej przerażających epizodów wojny, co obecny na miejscu Pappenheim skwitował w swoim raporcie:
Wierzę, że zginęło [tu] ponad 20 000 ludzi. Pewne jest, że to najstraszliwsze wydarzenie i efekt boskiej kary od czasu zniszczenia Jerozolimy. Wszyscy nasi żołnierze wzbogacili się [łupami]. Bóg jest z nami.
Tyle jeden z generałów, zobaczmy jednak szturm z perspektywy kogoś bliższego żołnierzom. Kapitan Georg Ackermann dowodził kompanią w regimencie piechoty Pappenheima a w czasie szturmu poprowadził 200 ludzi którzy wdarli się do miasta w ramach pierwszej fali atakujących. Oficer ten wspomina, że przed generalnym szturmem wydano dobre reńskie wino, tak oficerom jak i żołnierzom, by wzmóc ich odwagę. Według Ackermanna szturmujący wdarli się na mury używając blisko 400 drabin, a hałas i dym spowodowany przez liczne muszkiety, moździerze i działa powodował, że nikt nie był w stanie niczego widzieć i słyszeć.
Już po wdarciu się do miasta, żołnierze Ackermanna napotkali mocny opór ze strony konnych i piechoty na ulicy Lakenmacher. Kapitan wezwał więc jako wsparcie pikinierów, tutaj jednak spotkało go rozczarowanie. Sądzili oni bowiem, że miasto jest już zdobyte i szukając łupów złamali swoje piki wpół by łatwiej przeszukiwać domy, także nadeszli [do nas] mając w rękach [tylko] patyki. Nic więc dziwnego, że oddział Ackermanna został odepchnięty aż pod mury. Los miasta był już jednak przesądzony, Pappenheim wprowadził na ulice Chorwatów i cztery kompanie arkebuzerów, wybuchały też kolejne pożary domostw. Ackermann wziął wtedy udział w poszukiwaniu łupów, zdobywając srebrne i złote sztućce, a także piękny złoty łańcuch z cennym kamieniem szlachetnym. Kiedy na zakończenie walk zebrał swoich żołnierzy, zdał sobie sprawę, że zwycięstwo nie przyszło łatwo. Spośród 200 oficerów i żołnierzy którzy byli pod jego komendą, zginęło aż 72. Magdeburg padł jednak ofiarą boskiej wszechmocy i gniewu. Ackermann wspomina, że jedyne co ocalało pośród zgliszcz i popiołów to katedra, klasztor i Nowy Rynek.

niedziela, 16 czerwca 2019

To giaurzy najpoczciwsi na świecie




Ewlija Czelebi w swojej Księdze podróży opisał między innymi udział w poselstwie do Wiednia, które miało miejsce w 1665 roku. Spod jego pióra wyszła bardzo ciekawa obserwacja dotycząca austriackiej i węgierskiej wojskowości i obyczajowości, skomentowana oczywiście przez pryzmat turecki. Pozwolę sobie zacytować, bo to przedni temat na wpis:

Austriacy napadli potem na Węgrów i uczynili ich swoimi poddanymi, ale właściwie to Austriacy w porównaniu z Węgrami są niby Żydzi jacy: animuszu nie ma w nich zgoła żadnego i do walki na szable ani do jazdy na koniu się nie nadają. Muszkieterzy austriaccy jednak dobrze ze strzelb swoich strzelają (mają oni przytroczony do boku rapier, a kiedy strzelają, to opierają muszkiety na drewnianych widełkach i tak dają ognia, z ręki zaś – jak Osmanowie czynią  - nie strzelają). Kiedy zaś dają ognia, to zawsze mrużą oczy.  Mają duże czarne kapelusze, buty z długimi czubami i na wysokich obcasach a czy to zima czy lato, to nie ma mowy, by który z nich zdjął z rąk rękawice.



Co się zaś Madziarów tyczy, to choć państwo ich jest słabe, stół jednak zawsze suto zastawiony mają, a gościom wielce są radzi. Lud to rolniczy, który swą ziemię zasiewa i plony z niej potem zbiera. Jest to zaiste dzielny lud: do każdego kraju, niby ci Tatarzy, na swych rączych koniach wpadną, zaś obwieszeni są pięcioma albo i dziesięcioma strzelbami, a do tego jeszcze u pasa szable noszą. Niczym się też oni od żołnierzy naszych z pogranicza nie różnią, bo tak samo jak oni się ubierają i tak samo na kohejlanach pięknie jeźdzą, dobrze się karmią i człeka przyjezdnego ugoszczą. Jeńców swoich nie męczą, tak jak to Austriacy czynią, a szablą władają równie sprawnie co Osmanowie.

Słowem, jedni i drudzy to giaurzy, bezbożniki, ale Węgrzy to giaurzy najpoczciwsi na świecie, a czyści: nie myją oni rano twarzy swoich uryną, jak to Austriacy czynią, lecz podobnie jak Osmanowie – wodą co dzień rano swoje oblicza obmywają.


niedziela, 6 stycznia 2019

Nic nie przywiozłem prócz blizn na ciele od pogańskiej ręki



W pochodzącym z 1956 roku artykule Tadeusza Mikulskiego List węgierski Adama Czahrowskiego możemy znaleźć niezwykle ciekawe informacje dotyczące wyposażenia polskiego żołnierza (husarza?) pod koniec XVI wieku. Żołnierz i poeta, Czahrowski miał służyć w polskich oddziałach wspierających arcyksięcia Maksymiliana w jego próbie zdobycia polskiego tronu. Po porażce pod Byczyną, pan Adam – jako rotmistrz roty 40-50 jezdnych - miał służyć na Węgrzech, walcząc przeciw Turkom. Wracając z wojennych wojaży ok. 1596 roku, miał zastawić u 10 kupców w Koszycach część swojego ekwipunku i łupów wojennych – zapewne bardzo potrzebował gotówki na dalszą podróż, więc zastawiał je dużo poniżej wartości. Jak to napisał służąc z zapałem waszemu krajowi własną krwią i na własny koszt przez 9 lat, za co nic innego ze sobą do Polski nie przywiozłem prócz blizn na ciele od pogańskiej ręki.  List adresowany do koszyckiego wójta, datowany na 29 września 1599 roku, wymienia owe zastawione przedmioty, które rotmistrz miał nadzieje wykupić. Poniżej fragmenty opisujące ów dobytek, tłumaczenia z węgierskiego oryginału dokonane przez Cecylię Puchalską:

- szkarłatna opończa, bogato podbita atłasem, na niej dwa perłowe guziki, do których kupiono krótki łokieć szkarłatu krakowskiego za 24 forinty, o to wszystkie (…) zastawione za 45 forintów
- za 29 forintów zupełnie gładką pochwę srebrną, ostry sztylet pozłacany, ozdobny, we wzory kwieciste, do którego jest pas jedwabny z kuleczkami i krzyżykami, na ostrzu (na zakrzywieniu z brzegu) są jaskółki
- tureckiego niewolnika [wartego 280 forintów]
- wysoki, srebrny puchar i szeroka, pozłacana filiżanka, srebrny świecznik kunsztownego kroju, srebrna solniczka, to wszystko jest pozłacane i stanowi całość. Długie, srebrne, pozłacane ostrogi i długa srebrna ładownica do karabinu[1]
- srebrna, pozłacana laska, 7 forintów
- piękny pozłacany bijący zegar, 10 forintów
- bardzo piękny pióropusz czapli do tarczy
- długa, czarna, kwiecista adamaszkowa kurtka husarska[2] i organki[3]
- pas, szyszak, pancerz, rękawice dość małe [wszystko za] 12 forintów
- złoty, bardzo piękny pierścień, z wielkim szafirowym kamieniem, za 20 forintów



[1] Tu zapewne inwencja tłumaczki, w oryginale prawdopodobnie muszkiet lub arkebuz.
[2] W tłumaczeniu ‘huzarska’, no ale dajmy spokój huzarom w tym czasie…
[3] Biorąc pod uwagę, że za obydwa przedmioty dostał tylko 14 forintów, raczej na pewno nie chodzi o działo.

wtorek, 24 kwietnia 2018

Wojowanie z chusteczką i głośnym krzykiem



W dzisiejszym wpisie przepyszna anegdota oblężnicza. Będzie bardzo cywilizowanie, żadnych masakr, eksplodujących petard czy latających husarzy. W roku 1734 armia hiszpańska oblegała zamek Castel Nuovo w Neapolu, chcąc wyprzeć broniących się tam Austriaków. Cała impreza oblężnicza przebiegała nader grzecznie, walczące strony miały bowiem stracić zaledwie po 3 zabitych w toku całej operacji. Obydwu stronom zależało na jak najmniejszych uszkodzeniach zamku i miasta, stąd też dochodziło do takich oto przypadków (opisanych przez naocznego świadka):

Oblężeni, wykazując nie mniejszą troskę o losy miasta niż oblegający, dawali znaki [machając] chusteczką, kiedy zdecydowali się otworzyć ogień [z dział], ostrzegali [też] głośnym krzykiem by  okoliczna ludność miała czas wycofać się [w bezpieczne miejsce], dopiero kiedy [ci] odeszli na bezpieczną odległość [obrońcy] otwierali ogień. Zanim zdemolowali mały dom, pozwolili [właścicielom] na zabranie z niego wszystkich mebli. Jak tylko [obrońcy] strzelą z działa, żebracy [z miasta] biegną w poszukiwaniu kuli armatniej a garnizon czeka [póki jej nie odnajdą] zanim otworzy znowu ogień.

poniedziałek, 1 stycznia 2018

A szołdro, a taki synu!


Nowy rok zaczniemy od anegdoty od dobrego znajomego, czyli Jana Chryzostoma Paska. Jego synowiec – Stanisław – miał brać udział w odsieczy wiedeńskiej 1683 roku, a potem walczył w bitwach pod Parkanami[1].  To właśnie z drugiej bitwy parkańskiej pochodzi historia którą młody żołnierz przywiózł później wujowi gawędziarzowi.  Żołnierze cesarscy mieli oto krwawo odgrywać się na Turkach po tym starciu, krwawo mszcząc się za krzywdy doznane w czasie kampanii – że im tak wiela poodbierali państwa, prowincyj i fortec. Nie tylko nie brali w czasie bitwy jeńców, ale nawet i po śmieci z nimi cuda robili: włóczyli, pasy z nich darli, rzemień na potrzeby z tych pasów wykrącali. Podobno trzy dni po bitwie wśród leżących na pobojowisku poległych Turków mało który miał jeszcze całe plecy. Stanisław Pacek wziął w czasie bitwy do niewoli Turczyna znacznego jakiegoś, bo strojno i na pięknym koniu siedział, nie dane mu jednak było nacieszyć się jeńcem. Po tym jak dyzarmował[2] Turka i konia pod nim za cugle prowadzi, obok jeźdźców zjawił się jeden z żołnierzy cesarskich, którzy przebił bezbronnego jeńca szpadą. Martwy Turek zleciał z konia, a zaskoczony Polak zaczął się kłócić z Niemcem. Osoby dialogu to BWP (Bardzo Wkurzony Polak) i NZN (Nader Zdradziecki Niemiec):
(BWP) A szołdro, a taki synu! Zabiłeś mi niewolnika, a godzi się to?
(NZN) Ja, Pan Brat, Pan Polak diabła tego żywić?
(BWP) Żeś ty szelm(a), a nie kawaler , już w rękach więźnia zabijać.
[NZN) [Niemiec się tylko umyka a śmieje]



[1] A przynajmniej w drugiej bitwie, której dotyczy ta historia.
[2] Rozbroił. 

poniedziałek, 11 września 2017

Rocznicowo - Na odsiecz Wiedniowi (raz jeszcze...)


W 1983 roku nagrano w Polsce fabularyzowany film dokumentalny dla uczczenia 300-lecia odsieczy wiedeńskiej. Już to kiedyś wrzucałem na blog, ale od tego czasu film został usunięty z YB. Można go jednak obejrzeć pod tym linkiem. Zdecydowanie warty polecenia, bo też mimo upływu lat wciąż bije na głowę wszystko co później zrealizowano 'filmowo' na temat tej bitwy. Wykorzystano sceny z kilku klasycznych filmów - "Potopu", "Pana Wołodyjowskiego" i 'Ojca królowej" - nagrano też jednak wiele dodatkowych scen, z udziałem znanych i cenionych polskich aktorów. Naprawdę warto poświęcić półtorej godziny na obejrzenie tej perełki.

sobota, 26 sierpnia 2017

Raz po raz siekli biczem po twarzy i oczach


Dawno nie gościł na blogu nasz dobry znajomy, Silahdar Mehmed aga z Fyndykły. Jak zwykle we wspaniałym tłumaczeniu Zygmunta Abrahamowicza, przedstawi nam tym razem bardzo ciekawy epizod z okresu oblężenia Wiednia przez armię turecką. Oto przed oblicze Kara Mustafy przyprowadzono cesarskiego kirasjera, schwytanego przez podjazd tatarski.
Od chana przyprowadzono żołnierza giaurowskiej jazdy pancernej, pojmanego w okolicy odległej o trzydzieści godzin od Linzu. Utrzymywał on w obliczu serdara, że kula nie przebije jego pancerza, oraz stanął na placu i nadstawił piersi, by spróbować. Po trzykroć strzelano do niego, ale pocisk uderzał tylko o pancerz i ani trochę nie przenikając w głąb niego, opadał na ziemię. Potem ściągnięto z niego pancerz i ucięto mu głowę, owego zaś mirzę, który go przyprowadził, przyodziano w chylat. Pytano zaś owego giaura: — „Jakże to, mając taki pancerz i hełm oraz konia pod sobą, nie wstyd wam było dać się schwytać Tatarom, których strzała nie przeszyje ni szabla nie przetnie [tej zbroi]?" Odpowiedział, że go raz po raz siekli biczem po twarzy i oczach, a potem powalili na ziemię i związali.

Swoją drogą pokazuje to, jakie problemy miała jazda cesarska walcząc z Tatarami. Nic dziwnego, że tak nalegano na zaciągnięcie w Polsce jazdy dowodzonej przez Lubomirskiego. 

niedziela, 2 lipca 2017

Malarze znani i nieznani - cz. LXXX


Za dzisiejsze znalezisko serdecznie dziękuję Tomaszowi Łomnickiemu (w pas się kłaniam czapką służbową z czaplim piórkiem!), który znalazł je w zasobach Rijksmuseum. To wydane w drugiej połowie XIX wieku rysunki drukarza van der Haeghena, ukazujące żołnierzy z okresu 1720-1725. Co ciekawe, mamy tam - oprócz żołnierzy francuskich i 'niemieckich' także i Polaków. A że stroje wyglądają tam bardzo ciekawie, pozwolę sobie wrzucić kilka rysunków.
 Okropności wojny
 Wojskowi i inne profesje
 Typy żołnierzy: trzy górne rzędy to Francuzi, dwa dolne to Polacy. 
 Jazda: 10 Francuzów i 10 Niemców
Typy wojskowe

czwartek, 7 kwietnia 2016

Nowa książka, czyli przyjemności z pruskiej kąpieli


Miło mi poinformować, że na blogu zapanuje przez pewien czas cisza w eterze... Dlaczego miło? Jest to bowiem związane z książką, nad którą obecnie pracuję. Wydawnictwo NapoleonV rozpoczyna nową serię, zatytułowaną Armie Bitwy Wodzowie. Na pierwszy ogień pójdzie tu moja praca, o roboczym tytule Trzciana 1629. "Gorąca kąpiel" Gustawa II Adolfa. Z ogólnym zarysem serii jak i ze wstępnym planem książki można się zapoznać w odpowiednim wątku na forum historycy.org. Próbujemy wcelować w datę wydania na rocznicę bitwy, więc czasu mało a roboty sporo (chociaż sirca about 1/3 już napisana, więc nie jest źle...). Trzymajcie  kciuki, ja wracam do pisania.

piątek, 25 grudnia 2015

400 dragonów, dobrych Walonów


Ciekawa notka z początku historii dragonii w ‘naszej’[1] części Europy. W czasie tzw. Długiej Wojny (Tureckiej) 1591-1606, oddziały cesarskie po raz pierwszy wystawiły do boju dragonów. W końcu grudniu 1602 roku arcyksiążę Maciej Habsburg[2] wydał bestallung na cztery kompanie tej formacji, rekrutowane spośród Walonów. Dowódcami tych jednostek, które miały liczyć po 100 ludzi każda, byli:
- Charles de Argentea
- Mercure de Marilof
- Laurentio de Rame
- Guiliome de Waux
Dragoni nie mieli posiadać żadnego uzbrojenia ochronnego, zaś ich bronią zaczepną miały być miecze (pałasze?)[3], długa broń palna o zamku kołowym[4] noszona na bandolecie[5],a także jeden pistolet za pasem lub przy siodle. Oczywiście brak tu wzmianki o pikach, które tak chętnie u dragonów widzieli później teoretycy wojskowi. Wymóg jednego pistolu jest podobny do wzmianki o tej broni u arkebuzerów, którzy także mieli unikać walki wręcz – pisałem o tym kilka lat temu. Jako formacja lżejsza od wspomnianych arkebuzerów, dragoni zdawali się być idealnym wsparciem dla cięższej kawalerii w czasie walk przeciw Turkom. Wybór Walonów nie jest przypadkowy,  ceniono ich zarówno jako dobrą jazdę zachodnioeuropejską[6] a także i piechotę, stąd też wydawali się być idealnym źródłem żołnierza do swoistej formacji-hybrydy jaką była dragonia.



[1] No dobra, trochę naciągam, bo bardziej południowa niż wschodnia Europa…
[2] Od 1593 roku gubernator Austrii, od 1612 roku cesarz.
[3] Mam tylko angielskie tłumaczenie jako ‘sword’, nie wiem jakiego słowa użyto w oryginalnym dokumencie.
[4] Zapewne arkebuz.
[5] W znaczeniu pasa, a nie broni oczywiście.
[6] Także i w Polsce. 

niedziela, 19 lipca 2015

[OiM] Regiment piechoty cesarskiej

Od czasu do czasu będę wrzucał fotki (w miarę) nowych zestawów OiM które najbardziej przypadły mi do gustu. Na stronie nie zawsze widać wszystkie modele czy ich szczegóły, a czasami takie zdjęcia mogą się przydać niezdecydowanym w wejściu w system czy chociażby zainteresowaniu daną armią.
Na pierwszy ogień regiment piechoty cesarskiej, która w mojej kolekcji będzie robić za regiment ks. Janusza Radziwiłła w armii litewskiej 1654 roku. Nie wrzucam sztandarów, podstawek i pik, to wszak standard w zestawach Wargamera, uwagę skupię na figurkach.

I. Podstawki dowódców: tu zapewne mogą się trafić czasami różne modele, ale mieszanka jaką ja dostałem to:


1. Prześliczny oficer ze szpontonem.

2. Pieszy, bardzo klimatyczny dobosz

3. Kolejny pieszy, może robić za chorążego lub oficera.

4. Konny chorąży, może się przydać do wielu formacji.

5. Konny kotlarz, ja akurat ich nie używam, ale jakieś zastosowanie mu znajdę.

6. Konny oficer, bardzo zacna figurka, może się nawet załapie na dowodzenie w tym regimencie...

II. Pikinierzy - 5 różnych wzorów (ten na dole trafił mi się tylko jeden, więc zapewne awansuje na chorążęgo)












III. Muszkieterzy - 6 różnych wzorów, bardzo ciekawa mieszanka różnych póz














Zdecydowanie polecam ten zestaw, bardzo ładne modele które mogą się przydać nie tylko oficerom kajzera.